Trochę inaczej (niż fajnie) o księżach

Grzegorz Kramer SJ

Rozpoczynacie czytanie tekstu, który zostanie zapewne opatrzony wieloma komentarzami w stylu: piszesz o sobie, ze swojego doświadczenia, nie oskarżaj znów księży, nie wolno ci pisać o innych księżach. Jednak zaryzykuję.

W mediach często można spotkać księży, zakonników, którzy dużo mówią o swoim ubóstwie, o tym, że poświęcają się swojej misji, powołaniu. Można usłyszeć o kroczeniu za Jezusem ubogim, o tym, że nasz (księżowski) sposób życia, to umartwienie się i wyrzeczenie się świata. Jednak bardzo często praktyka naszego życia jest inna. Inaczej deklarujemy, inaczej ślubujemy, a jeszcze inaczej, wielu z nas żyje. Powielanie natomiast, w przekazie medialnym, idealistycznej wizji sposobu naszego życia, niczemu nie służy, a wręcz nierzadko jest przez nas wykorzystywane do… wykorzystywania przez nas innych.

Można powiedzieć, że bardzo często nasze śluby (również rozumiane nie w prost jako śluby, ale jako naśladowanie Pana Jezusa), zamiast stawać się narzędziem do tego, aby bardziej głosić Pana Jezusa stają się coraz częściej zaporami, za którymi się chowamy przed innymi i realnym życiem.

Czystość lub celibat, które miały być dla nas sposobem na to, żeby być bardziej dla Boga i innych ludzi, stają się często, tak naprawdę, kurtyną, która sprawia, że nie wchodzimy w szczerze relacje poza takimi relacjami bardzo naskórkowymi, w takim sensie, że nie angażujemy się, nie pozwalamy ludziom po prostu nas lubić, tylko trzymamy ich na dystans. Widać to w pozamykanych naszych domach i plebaniach, do których coraz ciężej się dobić i dodzwonić. Można usłyszeć, że celibat daje księdzu przestrzeń do kochania wielu, bycia dla wielu, ale praktyka pokazuje, że nie jesteśmy dla wielu. Raczej wielu jest dla nas.

DEON.PL POLECA

A ubóstwo? Bardzo często jest fikcyjne, bo wszystko mamy: domy (ciepłe), pełne lodówki, napoje, na nasze wydatki. Poza tym, że mamy pieniądze i wszystko czego nam potrzeba, wielu z księży całymi dniami nic nie robi. Co więcej mamy, wielokrotnie, pretensje do ludzi naprawdę pracujących, że nie angażują się w życie parafii (czytaj kościoła parafialnego) na miarę naszych oczekiwań.

Chciwość lubi łączyć się z pychą, bo człowiek chciwy to taki człowiek, który chce jak najwięcej dla siebie, bo wydaje mu się, że jest najważniejszy, że jest człowiekiem, który jest w centrum. W wielu przypadkach kończy się to tym, że nasze śluby zakonne lub naśladowanie Jezusa ubogiego, są sposobem na to, żeby tak naprawdę zagłuszyć swoje sumienie, które wypomina mi, że jestem człowiekiem chciwym. Słyszymy wtedy: ja formalnie nic nie posiadam. W rzeczywistości jednak, tak naprawdę, otaczam się wszystkim, co mi potrzebne bardzo często w nadmiarze, po to żeby właśnie wystawiać siebie w centrum. Można się schować za bogactwem instytucji i dzieł, które ksiądz/zakonnik prowadzi. Nie musi nic mieć na swoim koncie, a może żyć jak pan.

Mamy także posłuszeństwo, które bardzo często staje się wygodną postawą, za którą się chowa człowiek leniwy i gnuśny: wykonuję polecenia i nic więcej, lub z drugiej strony: nie odzywam się, nie wypowiadam, bo nie mogę bez pozwolenia - ładnie brzmi, ale nie ma tam posłuszeństwa, a jedynie ucieczka przed wzięciem odpowiedzialności. Ilu jest takich księży/zakonników, którzy publicznie nigdy się nie wypowiadają, ale w zaciszu swoich plebań potrafią postawić diagnozy każdej sytuacji i osobie? Można deklarować posłuszeństwo, ale zapytajmy: ilu jest (znanych) księży/zakonników, którzy szantażują swoich przełożonych i de facto decyzje przełożonych są wcześniejszymi pomysłami samych zainteresowanych? Ilu księży/zakonników przez całe lata kieruje przez siebie wymyślonymi dziełami, a nikt nie ma odwagi ich z tych funkcji zdjąć, równocześnie dorabiając ideologię szczególnej misji i powołania?

Wiem, bardzo przerysowałem, absolutnie nie pisałem o wszystkich, ale nie pisałem też o jakiś wyjątkach z kosmosu. Wracając do pierwszego zdania - tak w wielu tych postawach odnajduję najpierw siebie, później konkretnych księży i zakonników. Piszę, bo wiem, że nasze środowisko bardzo boi się pisania o nas w ten sposób. Ciągle oszukujemy się, że mamy prawo do przywilejów, że mamy prawo do uwznioślania naszej codzienności. Nie mamy. Brakuje mi takiej szczerej rozmowy na forum o tym, jak naprawdę żyjemy.

Wtedy, po szczerym rozmawianiu, nie w zaciszu konfesjonałów, całkiem inaczej będzie wyglądało dobro, które robimy, bo będzie naprawdę widoczne jako dar Boga, bo przecież nie nasz...

Grzegorz Kramer SJ - jest proboszczem parafii NSPJ w Opolu. Autor takich książek jak "Bóg jest dobry" czy "Łobuzy. Grzesznicy mile widziani". Tekst pierwotnie ukazał się na jego blogu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trochę inaczej (niż fajnie) o księżach
Komentarze (9)
Zofia Bogocz
22 grudnia 2018, 16:41
Oj, dużo w tym tekście znajduję niestety oddbić swoich intuicji... Wśród znanych mi księży - nie mogę niczego Im zarzucić (nie spotkałam ani pedofila, ani jakiegoś super oszusta, czy bogacza, a wręcz naprawdę paru osobistych przewodników i przyjaciół), ale jest taki rys osoby dość zamkniętej, zdystansowanej, bardzo zachowawczej. Ubóstwo kiedyś było dosłowne, a teraz jest "duchowe", jest niezdrowe... Zdarzają się księża rzeczywiście naprawdę bardzo otwarci, ale jest to mniejszość. Moim zdaniem akurat np. "Kler" też dlatego tak przyciągnął widzów, bo tam można było więcej mieć - oczywiście nierealnego, łatwego i niczego nie wymagającego - kontaktu z księdzem niż w ciągu całego życia, można było go poznać, był do niego dostęp paradoksalnie pozornie bliższy niż przez kancelarię parafialną.
10 grudnia 2018, 16:01
To, co napisałeś, to takietypowe dla przeciwników Kościoła ugólnienie w lewo, które jest rownie nieprawdziwe, jak uogólnienie w prawo. Kościół się składa ze świętych i z grzeszników, a jeżeli wolisz, to z grzesznników i świętych. Świętość nie może uniemożliwiać dostrzeżenia grzechu, a grzech najczęściej uniemożliwa dostrzerzenie świętoći. Najczęściej, bo zdarza się inaczej, ale tylko u grzeszników, którzy zdają sobie sprawę ze swoich grzechów i już podświadomie niejako próbują zmienić sposób życia. Niestety, Twój tekst jest bardzo jednostronnymn spojrzeniem na rzeczywistość Kościoła, bo nie dostrzega jego świętości i prawdziwej świętości jego własnych członków: duchwnych i świeckich. A przy tym - i to mnie bardzo martwi - graniczy z obmową, a nawet z oszczerstwem, a to są grzechy  często ciężkie
T
Tomasz
11 grudnia 2018, 14:24
Niestey nie zgodzę się ze stwierdzeniem. Kosciół składa sie z samych grzeszników - sa tam sami ludzie .
Anna Żebrowska
10 grudnia 2018, 15:02
Dobry, prawdziwy tekst. Jeszcze co do ubóstwa - często zakonnicy używają rozróżnienia: nic nie posiadam, tylko "korzystam". Czuję w tym jakąś obłudę, bo jeśli "korzystam" z wypasionych plebanii, luksusowych samochodów, ogromnych klasztorów otoczonych cudnymi ogrodami, i to na całym świecie (ta "turystyka" zakonna: rok we Francji, rok w Rzymie, rok w Jerozolimie, "na studia" - żyć nie umierać!), to czym się różnię od bogacza? Chyba tylko tym, że nie płacę podatków (z bogaczy jest przynajmniej taki pożytek).  Gdzie tu ubóstwo? Czy w klasztorach muszą być dębowe parkiety, marmury, najdroższe kafelki? To niby "gospodarność" (kolejna hipokryzja), bo drogie będzie dłużej służyło. Komu? Ubogim? A kogo obchodzą ubodzy?
7 grudnia 2018, 17:10
Jakże wygodnie bić się w cudze piersi. Charakterystyczne jest także, że o. Grzesiu dziwnym trafem nie wymienia wśród grzechów kleru tych sobie najbliższych: gwiazdorzenia, parcia na szkło, maniery wypowiadania się na każdy temat, jątrzenia, politykierstwa.
S
Szczelka
7 grudnia 2018, 16:57
Bardzo dobry artykuł, i pomimo, że o. Grzegorz opisuje problemy "ze swojego podwórka", jest to tekst uniwersalny; tekst o zasłanianiu się pozornym "dobrem" po to, by zbudować z niego ściany schronu, w którym będzie można się schować przed "złym" światem i bezpiecznie wzrastać w samouwielbieniu, a przynajmniej samousprawiedliwieniu. Macie też tak, że robiąc rachunek sumienia widzicie, że tak naprawdę jesteście w porządku? Myślę, że większość ludzi wierzących i praktykujących, o w miarę spokojnym usposobieniu, niezbyt przekrzywionej przez lata doświadczeń życiowych psychice i tzw. dobrym charakterze tak ma. Ale jak się tak zastanowić i zrobić bilans: co jest mi dane od Boga, a w drugiej tabelce obok, jak ja oddaję innym swój: czas, energię, pomysły, uśmiech, itp. itd, to już wtedy ten rachunek sumienia wychodzi słabo. Jeśli jeszcze od tego, co daję, odejmę dawanie po to, by później odebrać: podziękowanie, zaszczyty, docenienie, to zasadniczo wychodzi na to, że mam od Pana wszystko, a daję innym wielkie nic. I mogę to nazywać jak chcę i tłumaczyć jak chcę: że jestem mamą zapracowaną, że jestem księdzem zaangażowanym w dzieło pomocy Białorusi ;-) (ale rzeźbię), ale tak naprawdę...tak naprawdę nie mogę zrozumieć, że dla kogoś tak bezużytecznego narodził się Jezus..
7 grudnia 2018, 16:35
Szczerze to wy rozmawiajcie ze sobą w klasztorch i seminariach. Bądźcie dla siebie nawzajem najpierw świadkami. Niepotrzebuję, żeby księża opowiadali o swojej małości na forum, bo spotykam ją na codzień ale potrzebuję autentycznych świdków Ewangeli, autentycznych, nie pozerów przypodobujących się komukolwiek, głoszących swoja wielkość lub małość. Pozdrawiam.
7 grudnia 2018, 13:34
Niczym mnie Grzegorz Kramer nie zaskoczył, po prostu nie potrafi dobrze pisać o kapłanach i nie widzi ich pozytywów, smutne... ot, taki Smarzowski w habicie, co ja piszę częściej w koszuli z SJ...
Janusz Wstydliwy
7 grudnia 2018, 11:24
wiedziałem że zaraz odezwą się hejterzy tacy jak duch_kacpra! uderza w cudze piersi - źle, wyznaje własne grzechy - też nie dobrze! duchu_kacpra wyznaj swoje grzechy! nie martw sie ojcze Kramerze, brawo! Takich osób nam trzeba. Od dawna zastanawiałem się co tak mi przeszkadza w Kościele. Teraz już widzę - to księża! Dobrze że jest ktoś kto potrafi tak prosto wyłuskać belkę z oka tych księży. Już czas zrobić porządek. Co do comingoutu ojca, to nie ma innej drogi - dobrze że dał przykład i przyznał sie do wszystkiego. Brawo! Och... ten łobuz jeszcze nieźle narozrabia, ja wam to mówię!