Trudny rok 2010

Uroczystość beatyfikacyjna ks. Jerzego Popiełuszki na Pl. Piłsudskiego w Warszawie. (fot. PAP)
Dariusz Piórkowski SJ / DEON.pl

Chrześcijanie wierzą, że wydarzenia dokonujące się w czasie nie są jedynie splotem przypadków. W świecie – by odwołać się tutaj do słów Bernharda Häringa – obecna jest „żywa ręka Boga piszącego w ruchach społecznych, przełomach naukowych, filozoficznych i teologicznych koncepcjach”.

Dlatego soborowa konstytucja „Gaudium et spes”, podkreśla, że owocne wypełnianie misji przez Kościół nakłada na niego obowiązek badania znaków czasu i wyjaśniania ich w świetle Ewangelii, „tak aby mógł w sposób dostosowany do mentalności każdego pokolenia odpowiadać ludziom na ich odwieczne pytania dotyczące sensu życia obecnego i przyszłego oraz wzajemnego ich stosunku do siebie” (GS, 4).

DEON.PL POLECA

Znaki czasu to historycznie zmienne sposoby wypowiadania się Boga, często za pomocą niedoskonałej ludzkiej ekspresji. Podobnie jak wypowiedział się wcześniej przez proroków, a potem „przez swego Syna”, człowieka, dzisiaj również nie przestaje do nas kierować apeli w pośrodku ludzkiej rzeczywistości: w życiu osobistym, społecznym, a także w Kościele, który nie jest odseparowany od świata i historii.

Wszelkie wydarzenia, które przykuwają naszą uwagę, intrygują, szokują oraz podają w wątpliwość różne oczywistości, mogą być wyrazem ukrytego działania Opatrzności. Często zawierają one w sobie jakąś treść mobilizującą do myślenia, wyzwanie, wobec którego nie możemy przejść obojętnie. Problem polega jednak na tym, że te znaki nigdy nie są nieskazitelnie czyste i przejrzyste. Podobne są raczej do uprawy pszenicy wymieszanej z kąkolem. Aby je właściwie odczytać, potrzeba wysiłku rozeznania, modlitwy, wewnętrznej wolności i namysłu.

Znaki czasu mogą być pozytywne i negatywne. Najkrócej rzecz ujmując ich pozytywność wskazuje na obecne w świecie przejawy dobra. W ten sposób Opatrzność pragnie je uwypuklić, skłonić człowieka do dziękczynienia lub zachęcić do wzmożonych wysiłków, by to dobro zachować i pomnożyć. Na przykład, takim pozytywnym znakiem obecnego czasu jest zakrojona na niespotykaną jak dotąd skalę międzyludzka solidarność z ofiarami różnych kataklizmów, możliwa między innymi dzięki rozwojowi mediów i szybkiej komunikacji.

Negatywne znaki czasu to wydarzenia, tendencje i kierunki myślowe, które w oczach Bożych jawią się jako czerwone światła dla ludzkości, jako napomnienia i wezwania do nawrócenia. Kościół mówi w tym kontekście o „strukturach grzechu”. Wojna jest znakiem czasu, chociaż nie pochodzi wprost od Boga, ale domaga się od poszczególnych jednostek stosownej reakcji, zmiany myślenia lub zachowań.

Próbując spojrzeć na mijający rok w Kościele na świecie i w Polsce, chciałbym zwrócić uwagę na kilka znaków czasu, które wydają mi się szczególnie ważne. Z pewnością jest ich o wiele więcej, ale niepodobna tutaj skoncentrować się na wszystkich.

Mało kto zwrócił uwagę na nieprzypadkowy tytuł najnowszej książki Benedykta XVI: ”Światłość świata. Papież, Kościół i znaki czasu”. Właśnie w tym wywiadzie-rzece, Ojciec Święty wyjaśnia aktualne znaki czasu w świetle Ewangelii i stara się na nie odpowiedzieć. Wprawdzie światowe media zredukowały, niestety, całą książkę do wypowiedzi na temat stosowania prezerwatyw, Papież porusza w niej znacznie więcej palących spraw, nurtujących Kościół i współczesny świat.

Wiele uwagi poświęca skandalom pedofilskim w Kościele, potrzebie reformy formacji kapłanów i wspólnej odpowiedzialności za zaistniały kryzys zarówno po stronie duchownych jak i świeckich. Przyznaje również, że biskupi i kuria Rzymska popełniła w tej materii sporo błędów. Równocześnie Ojciec Święty dzieli się otwarcie doświadczeniem swojej wiary w obliczu niegasnącej krytyki. Szczerze wyraża się o znoszeniu ciężaru związanego z piastowanym przez niego urzędem, a przy tym odrzuca możliwość rezygnacji z tego powodu, bo „kiedy niebezpieczeństwo jest wielkie, nie wolno się poddać i uciec”. Benedykt XVI odsłania się w wywiadzie jako świadek wiary i, często, niewygodny prorok.

Zdecydowane kroki, jakie Papież podejmuje w sprawie nadużyć seksualnych nie są jedynie wynikiem medialnego „przyparcia do muru”. Niemal podczas każdej wizyty zagranicznej Benedykt XV spotykał się z ofiarami wykorzystywania seksualnego przez księży w geście pojednania i prośby o przebaczenie, bo dostrzegł głębsze przyczyny tego kryzysu.

Ścierając się z narastającą sekularyzacją, zwłaszcza w Europie, Benedykt XVI nie obwinia za ową sytuację jedynie jakiegoś nieokreślonego wroga zewnętrznego, (jak relatywizm czy zwątpienie w prawdę), który destabilizuje Kościół. Antidotum na osłabienie wpływu chrześcijaństwa na życie indywidualne i społeczne nie należy, zdaniem Papieża, poszukiwać przede wszystkim w tropieniu wrogów, lecz w osobistym nawróceniu i poważnym namyśle nad zmianą sposobu funkcjonowania Kościoła w dzisiejszym świecie.

Na początku listopada Benedykt XVI odwiedził również Hiszpanię, w tym Santiago de Compostela i Barcelonę. Wiemy, że szczególnie w ostatnich dwóch latach rząd Jose L. Zapatero przyjął ustawę o małżeństwach osób tej samej płci, dyskutował o ograniczeniu religii w szkołach, o usprawnieniu procedury rozwodowej, o dalszym zliberalizowaniu prawa do aborcji, oraz o wspieraniu badań nad ludzkimi embrionami.

O dziwo, Papież nie skrytykował bezpośrednio rządu hiszpańskiego, lecz wezwał wierzących do odnowy w wierze. Podczas homilli na mszy św. w Barcelonie wołał: „Europa musi otworzyć się na Boga, wyjść na spotkanie z Nim bez lęku”. Jedynie pośrednio stwierdził, że działania prowadzące do rzekomego wyzwolenia z dyktatu chrześcijaństwa, opierają się na fałszywym przekonaniu, że „Bóg jest rywalem człowieka i wrogiem jego wolności”.

Także podczas kwietniowej wizyty na Malcie, upamiętniającej pobyt św. Pawła na tej wyspie, Benedykt XVI mówił w homilii, że “Kościół został zraniony przez nasze grzechy”. Nawiązując do św. Pawła, który rozbił się na statku u wybrzeży Malty, Papież zwrócił uwagę, że to dramatyczne wydarzenie było częścią Bożych planów i doprowadziło do nowego początku. Niewątpliwie ta refleksja jest również aluzją do skandali seksualnych, które wstrząsnęły Kościołem w Europie i Stanach, a także do kryzysu wiary chrześcijańskiej. Nawet jeśli Kościół przechodzi obecnie przez fazę bolesnego oczyszczenia i wstrząsu, w świetle wiary może to być konieczny etap na drodze do wewnętrznej odnowy.

Papież, interpretując te dwa znaki czasu, dobitnie zaznacza, że zarówno duchowni jak i wierni ponoszą odpowiedzialność za stan Kościoła i wzywa wszystkich do nawrócenia. Niestrudzenie przypomina o naszych korzeniach i konieczności osobistego zaangażowania w rozwój życia duchowego. Nie udaje przy tym, że w Kościele wszystko jest w porządku i nie próbuje zamiatać trudnych spraw pod dywan. Wsłuchuje się także w głosy nieprzychylne chrześcijaństwu i spogląda w przyszłość z nadzieją, chociaż ma wiele powodów do smutku.

Mając na względzie powyższe wypowiedzi Benedykta XVI, myślę, że mijający rok 2010 przyniósł nam kilka ważnych wydarzeń, które można zaklasyfikować jako znaki czasu Kościoła w Polsce. Wśród nich wymieniłbym trzy: katastrofa smoleńska i kontrowersje wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim, beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki, oraz list o. Ludwika Wiśniewskiego OP wraz z przeciekiem jego wypowiedzi do mediów.

Katastrofa samolotu pod Smoleńskiem, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się wydarzeniem czysto świeckim, w moim odczuciu była również takim gromem z jasnego nieba, dramatycznym i bolesnym przypomnieniem, że w kraju szczycącym się katolicyzmem, nie możemy kształtować życia politycznego i społecznego w oparciu o niekończące się wzajemne oskarżanie i antagonizmy. Fakt, że w tej tragedii straciliśmy wielu cennych ludzi, był również paradoksalnym wezwaniem do tego, abyśmy docenili to, co mamy i przestali podcinać gałęzie, na których siedzimy. Myślę, że w tle tych wydarzeń szybko pojawiły się dwa pytania: Jak dzisiaj winna wyrażać się nasza miłość do Ojczyzny, do rodaków żyjących w tych samym kraju, do sąsiadów i w końcu do nieprzyjaciół? Co zrobić, aby poprawić jakość publicznego dyskursu i twórczo zmierzyć się z wyzwaniami, które stają przed nami w Polsce?

Początkowo wydawało się, że w chwilach narodowego milczenia i żałoby zaczęliśmy z pokorą szukać szczerej odpowiedzi na te pytania. Znowu mieliśmy nadzieję, że może coś się zmieni. Na pewno, jakieś zmiany zaszły. Niestety, te krótkie momenty zadumy dla wielu z nas były jedynie ciszą przed burzą. Zamiast spodziewanego pojednania, już w trakcie przygotowań do pogrzebu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wybuchły spory o miejsce jego pochówku, a po uroczystościach pogrzebowych jeszcze bardziej się nasiliły. I wszystko wróciło do normy. Na Krakowskim Przedmieściu rozegrał się godny ubolewania spektakl, w którym obie strony konfliktu poważnie nadwątliły zalążki nadziei podarowanej nam przez Opatrzność.

Paradoksalnie, katastrofa smoleńska obnażyła w naszym kraju ogromny deficyt zdolności do przebaczenia, słuchania i ocalania wypowiedzi bliźniego, kłopoty z uznaniem różnorodności, chociaż większość narodu polskiego przyznaje się do katolicyzmu. Ks. Andrzej Draguła trafnie pisze, że naszą polską scenę polityczną i społeczną charakteryzuje w dużej mierze polityczna starotestamentalność. „Jej wyznacznikami pozostają: sąd, rozliczenie czy zemsta kryjące się pod płaszczem sprawiedliwości”. Nie inaczej wygląda sprawa w różnych środowiskach kościelnych.

Jeśli na przepychanki i spory związane z krzyżem przed Pałacem Prezydenckim spojrzymy z tego punktu widzenia, to nie były one jedynie incydentem „oszołomów” stojących po dwóch stronach barykady. To raczej symboliczne i tragiczne ucieleśnienie kondycji polskiej wiary i niewiary. Nie pierwszy raz okazało się, że w Polsce wiara i krzyż są traktowane instrumentalnie (nie tylko przed Pałacem) do tego stopnia, że niektórzy gorliwi obrońcy krzyża użyliby go do staranowania tych, którzy myślą inaczej, chociaż ich „przeciwnicy” często wyznają tę samą wiarę i żyją w tym samym kraju.

Poza tym, wiara, która opiera się li tylko na walce o jej zewnętrzne przejawy (jakby rzeczywiście krzyża trzeba było bronić) odsłania raczej swoje radykalne ubóstwo, czyli brak pogłębionej refleksji i rzeczywistego zrozumienia czym jest krzyż w chrześcijaństwie. Takie fanatyczne podejście nie dopuszcza do siebie faktu, że także w Polsce nie unikniemy obecności idei, a także wyznających je ludzi, które wobec chrześcijaństwa są obojętne albo reprezentują inne systemy wartości.

Co wobec tego powiedzieliby prześladowani za wiarę pierwsi chrześcijanie i wielu współczesnych wyznawców Chrystusa, którzy nie bronili z zajadłością krzyża, lecz oddawali życie za Jezusa z przebaczeniem na ustach?

Nikt w Watykanie nie planował, aby beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki odbyła się tuż po tragedii smoleńskiej i pogrzebie jej ofiar, czyli na początku czerwca. A jednak to wydarzenie w tajemniczy sposób zbiegło się czasowo i ideowo z posmoleńskimi sporami. Myślę, że to nie był przypadek, zwłaszcza jeśli wspomnimy na fakt, że ks. Jerzy również bronił wartości chrześcijańskich, krzyża i wyznawania wiary. Tyle że w zdecydowanie innej sytuacji społecznej i religijnej.

Błogosławiony męczennik mężnie opowiadał się po stronie uciemiężonych, ale czynił to w sposób, który nie uwłaczał chrześcijańskiemu powołaniu. Abp Amato w homilii na mszy św. beatyfikacyjnej w Warszawie przypominał, że ks. Jerzy „domagał się wolności sumienia obywatela i kapłana przy pomocy jedynie duchowych środków, takich jak prawda, sprawiedliwość oraz miłość”. Biorąc pod uwagę wydarzenia roku 2010 w Polsce, uważam, że kluczowym przesłaniem życia i męczeństwa ks. Jerzego, jakie winniśmy sobie wziąć szczególnie do serca, jest głoszenie bezwzględnej roli przebaczenia w życiu chrześcijanina, zwłaszcza w odniesieniu do nieprzyjaciół. W jednej ze swoich homilii święty kapłan wołał w ten sposób: „Módlmy się byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”. Nie zagrzewał wiernych do wyrażania nienawiści i agresji wobec komunistycznych władz. Przeciwnie, wzywał do przebaczenia, ale też wiedział, że o taką zdolność przebaczenia trzeba prosić.

Ta beatyfikacja była kolejnym przypomnieniem ze strony Opatrzności w mijającym roku, że droga do prawdziwego pokojowego rozwoju w naszej Ojczyźnie i Kościele wiedzie przez pojednanie i oddawanie naszych lęków przed rozmaitymi wrogami i zagrożeniami w ręce Chrystusa.

Trzecią odsłoną bolesnej i, według mnie, nieco zaprzepaszczonej lekcji, którą otrzymaliśmy z woli niebios w 2010 było napisanie, a później ujawnienie treści listu o. Wiśniewskiego OP do nuncjusza apostolskiego i niektórych biskupów. Odnoszę wrażenie, że w całym tym zamieszaniu, zwłaszcza w oficjalnych wypowiedziach biskupów, zabrakło postawienia jednego fundamentalnego pytania: A może Opatrzność chciała nam przez to coś istotnego powiedzieć?

Nie zgadzam się z tezą o. Dariusza Kowalczyka SJ, wyrażoną w tekście „Kościół w minionym roku”, jakoby istotne wydarzenia kreowane były głównie przez Kościół (czyli kogo?), i że nie powinniśmy reagować „na to, co ktoś inny, nie zawsze z dobrymi intencjami, nam podsunie”. Wedle tego schematu o. Kowalczyk SJ zinterpretował również list o. Wiśniewskiego OP nazywając go „wydarzeniem nadmuchanym i zmanipulowanym”. Jeśli tak podejdziemy do sprawy, to wszystko, co przychodzi spoza hierarchii, a szerzej spoza Kościoła, będzie pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Będzie wołaniem na puszczy.

Do odrzucenia przesłania listu nie wystarczy bowiem argument, że pojawił się on w „Gazecie Wyborczej”, albo że nic nowego w nim nie było. Przypomnijmy sobie, że gdyby „Rzeczpospolita” nie opublikowała artykułu na temat skandalu związanego z abpem Juliuszem Paetzem, być może niewiele zmieniłoby się w tej sprawie. Gdyby nie głosy wielu ludzi świeckich oddanych Kościołowi, abp Stanisław Wielgus prawdopodobnie nadal byłby metropolitą warszawskim. A jednak właśnie te reakcje, może nie zawsze wyważone i doskonałe, ale wypływające z troski o Kościół, wpłynęły na decyzje najpierw Jana Pawła II, a potem Benedykta XVI. Czy obaj papieże ulegli zwykłej manipulacji mediów?

Z perspektywy czasu trzeba więc uznać, że w tych „świeckich” działaniach przebijał się do Kościoła w Polsce głos Opatrzności, bo najwyraźniej inaczej się nie dało dotrzeć. Podobnie działo się w związku z aferami pedofilskimi w Europie. Szybko jednak o tym aspekcie Bożego działania zapominamy. A myślę, że właśnie przez te publikacje Bóg odświeża naszą pamięć i próbuje wybudzić z duchowej drzemki. Niestety, niektórzy wierzący notorycznie twierdzą, że Bóg nie może działać w ten „nieświęty” sposób i że ujawnianie skandali jest wyłącznie medialną nagonką lub działaniem sił ciemności.

Publiczne reakcje na treść listu lubelskiego dominikanina pokazały również, że wciąż nie potrafimy rzeczowo rozmawiać o problemach w Kościele i o jego roli w dzisiejszym społeczeństwie. Bo problemy istnieją. Co więcej, nie mamy nawet takich narzędzi w obrębie formalnych struktur Kościoła, które by to umożliwiały. Kiedy niektórzy wierni publicznie wypowiadali się w sprawie agenturalnej współpracy abpa Wielgusa, jeden z biskupów nazwał ich poczynania” łamaniem konkordatu”, twierdząc, że świeccy nie mają prawa niczego mówić na ten temat i w ogóle wara im od Kościoła (czyli hierarchii). Niby dlaczego? Czy wierni świeccy są odpowiedzialni tylko za zabezpieczenie materialnych potrzeb Kościoła?

Z drugiej strony, ciekawe, że na wielu forach (w tym również na DEON.pl), list o. Wiśniewskiego OP wywołał falę burzliwych dyskusji. Dlaczego? Oto okazało się, że wbrew pozorom wielu dyskutantów poczuło się częścią Kościoła, i bynajmniej nie zabrali głosu, aby ten Kościół skompromitować. W praktyce bowiem nie mają takiej możliwości, aby wypowiedzieć to, co myślą, być usłyszanym i docenionym. W tych internetowych i gazetowych debatach jak zwykle ujawniły się rozbieżności. Jedni odsądzili o. Wiśniewskiego od czci wiary, widząc w nim odstępcę i heretyka, a inni podzielali jego troski i spostrzeżenia. To samo często dzieje się w Kościele polskim w szerszej skali. Nie ulega jednak wątpliwości, że różnice w reprezentowanym przez dyskutantów rozumieniu Kościoła oraz jego roli w kraju i w dzisiejszym świecie, są ewidentne. Nie można udawać, że ich nie ma i wyciszać dyskusję.

Myślę, że wydarzenia ostatniego roku w naszym kraju skłaniają do postawienia sobie kilku ważkich pytań. Jak Kościół i wierzący w dzisiejszej Polsce mają być obecni w sferze publicznej? Czy zbitka Polak- katolik nie zaczyna być pustym sloganem, służącym co najwyżej do walki politycznej i wykluczania się nawzajem? Jakie stanowisko powinniśmy zająć wobec tych, którzy nie podzielają wartości chrześcijańskich? Jak poradzić sobie z narastającą różnorodnością także w obrębie katolików, wynikłą chociażby z tego, że młodzi ludzie podróżują za granicę i mają inne doświadczenie Kościoła powszechnego? Jak zmierzyć się z ogarniającą także nasz kraj sekularyzacją, za którą, jak twierdzi Benedykt XVI, również my częściowo ponosimy odpowiedzialność? Jak otworzyć się na wewnętrzną reformę Kościoła, jego struktur, sposobów komunikacji i głoszenia Ewangelii?

Nie mam gotowej odpowiedzi na te pytania, ale jestem przekonany, że musimy sobie na nie prędzej czy później udzielić odpowiedzi, jeśli chcemy budować Kościół i społeczeństwo w wolnej Polsce w sposób godny chrześcijan. Nade wszystko sądzę, że u końca tego roku powinniśmy prosić Boga zarówno o przebaczenie jak i o uzdrowienie naszych poranionych relacji społecznych i wewnątrzkościelnych. A w nadchodzącym roku robić wszystko, co w naszej mocy, by dążyć do narodowego pojednania i szukać dróg społecznego i kościelnego porozumienia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trudny rok 2010
Komentarze (40)
A
Anna
5 stycznia 2011, 09:30
Słabo zna" realista" ks. Tischnera. Jego gwara góralska była prawdziwie góralska, wspaniała. A realista tak okropnie fałszuje ... nie tylko piyknom godke ....  Trzeba poczytać (albo lepiej posłuchać) np. homilii z Mszy św. pod Turbaczem albo "Filozofii po góralsku"
Z
zatroskany
4 stycznia 2011, 21:56
W historii to już niejedna grupa szła z prawdą na sztandarach i robiła przedziwne rzeczy w jej imię. Jeśli ktoś uważa, że tylko on ma prawdę, to jest najlepszy dowód, że jest wciąż daleko od niej. Bo ma "swoją" prawdę i próbują ją ogłosić jako coś uniwersalnego.   Jezus nie posługiwał się prawdą jak szablą. A tak niestety wygląda to często w RM i ND.
R
realista
4 stycznia 2011, 21:52
RADIO MARYJA i NASZ DZIENNIK srogo obrywa za prawdę, każdy kto z prawdy prześladowany być musi, inne media kupione muszą dużo myśleć i kombinować aby ominąć niewygodną dla rządzących prawdę, mówiąc prawdę nie musi się za dużo myśleć, prawda sama się obroni, kiedyś zawsze wyjdzie na wierzch. przysłowie prawdę ci powie: Prawda i cnota ginie od złota. Prawda jak oliwa – zawsze na wierzch wypływa. Prawda w oczy kole. Prawda zawsze zwycięża. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn. Jak to mówił śp.ks.Tischner jest  Święta prowda, Tyż prowda i Gówno prowda. ...    i niestety wydaje mi się że to jest ta trzecia
PT
prawda tylko w RM i ND !
4 stycznia 2011, 19:32
RADIO MARYJA i NASZ DZIENNIK srogo obrywa za prawdę, każdy kto z prawdy prześladowany być musi, inne media kupione muszą dużo myśleć i kombinować aby ominąć niewygodną dla rządzących prawdę, mówiąc prawdę nie musi się za dużo myśleć, prawda sama się obroni, kiedyś zawsze wyjdzie na wierzch. przysłowie prawdę ci powie: Prawda i cnota ginie od złota. Prawda jak oliwa – zawsze na wierzch wypływa. Prawda w oczy kole. Prawda zawsze zwycięża. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn.
T
tak..
4 stycznia 2011, 16:54
Myślę, że najlepszym rozwiązaniem w sprawie Anny jest po prostu zostawienie jej w spokoju. Ona się czuje zagubiona, bo w RM i ND wyznają jedną linię, nie ma tam miejsca na myślenie, tylko pewnego rodzaju fanatyzm. A na Deonie odkrywa, że ludzie mogą myśleć inaczej i czuje, że jej świat zbudowany na RM i ND się chwieje, że to nie jedyny świat. Poza tym, jeśli z uporem maniaka w kółko powtarza to samo, bo nic innego nie potrafi, wszyscy widzą, że jest w tym coś chorego. Zostawmy ją więc. Może z czasem sama się uspokoi Zgadzam się z tym.
A
Anna
4 stycznia 2011, 15:43
  Cz strój duchowny to przeżytek - tam wydarzyło sie to co poniżej -   ciekawa jestem kto wychowuje Klarę że ma taki stosunek do ludzi I jakies dziwne słownictwo używa Niestety pisze to drugi raz bo tym razem moderacja działa. Chyba ta Klara to ..... może ojciec ....
A
Anna
4 stycznia 2011, 15:34
Dziękuje  zatroskanemu za piękną ocenę mojej osoby. Jest na pewno pozbawiona nienawiści. Chyba piszą ja sami jezuici z Deonu. To by pasowało. Jak widać "moim światem" jest Deon.  Bo nie mogę byc obojetna jak jezuici z Deonu sieja nienawiść na duchownych.
A
Anna
4 stycznia 2011, 15:28
"Fajne" dyskusje i "fajne" niektóre teksty bo" sieją nienawiśc"  na duchownych, w tym biskupów.   Brak moderacji, sensacyjne niegodne tytuły i źródła informacj dobrane przez dziennikarzy laickich - to zasada jezuitów z Deonu. Liczą na mnogie komentarze(mozna sprawdzić samodzielnie ich ilość) i nie zawodzą się. Są liczne. I tacy własnie "godni zaufania" troche za mało uczeni jezuici dają rekolekcje, oceniaja biskupów a nawet BXVI.
Z
zatroskany
4 stycznia 2011, 15:26
Myślę, że najlepszym rozwiązaniem w sprawie Anny jest po prostu zostawienie jej w spokoju. Ona się czuje zagubiona, bo w RM i ND wyznają jedną linię, nie ma tam miejsca na myślenie, tylko pewnego rodzaju fanatyzm. A na Deonie odkrywa, że ludzie mogą myśleć inaczej i czuje, że jej świat zbudowany na RM i ND się chwieje, że to nie jedyny świat. Poza tym, jeśli z uporem maniaka w kółko powtarza to samo, bo nic innego nie potrafi, wszyscy widzą, że jest w tym coś chorego. Zostawmy ją więc. Może z czasem sama się uspokoi
K
Klara
4 stycznia 2011, 10:26
Przecież to Ty Anno "siejesz nienawiść" (co za okropne sformulowanie) na duchownych, np. Bogu ducha winnego o. Piórkowskiego, o. Żmudzińskiego. Czy naprawdę nie dostrzegasz hipokryzji w swoim postępowaniu? Czy sumienie Ci nie wyrzuca  tak jawnie faryzejskiego podejścia? Nie mam w zwyczaju wchodzić w czyjeś sumienie, ale tym razem po prostu mnie poniosło. Anno, Twoje komentarze, zawsze na jedna modłę, zwyczajnie rażą. I podziwiam ojców jezuitów, że ignorując tak niesprawiedliwe Twoje osądy, dają nam prawdziwą lekcje pokory. Anno, chociaż spróbuj przemysleć, czy to, o czym piszesz, ma jakikolwiek sens, czy ma szansę zdziałać cokolwiek dobrego. Bo imho niestety nie. Dla mnie jesteś trollem, psującym fajne dyskusje:(
R
realista
4 stycznia 2011, 10:16
Czyli w/g ciebie Anno nawet jeżeli osoba duchowna robi coś złego to Deon powinien napisać że to dobre,czy tak? Ps. a tak na marginesie Anno jeżeli już tu ktoś sieje nienawiść do osób duchownych(co w/g mnie nie ma miejsca)to niestety ty Anno .I jeszcze jedno Anno jeżeli się o czymś nie piozwala pisać to nie znaczy że tego nie ma. Pozdrawiam i Szczęść Boże Anno
.
...
4 stycznia 2011, 10:14
GP tez niestety dopuszcza sie haniebnych komentarzy. Sama widziałam takie o Kard. Dziwiszu i nawet o JP2. Tam napisałam wprost do redakcji Gp I Niezależnej a także od Solidarności w Krakowie i w Warszawie a także do pewnego księdza, którego artykuły przyczyniły sie do haniebnych komentarzy. Gp i komentarzy nie czytam. Ale to świeckie media. A Deon to jezuici. I zakonnicy zamiast ewangelizowac dopuszczaja sianie nienawiści na duchownych Lepiej spotkać niedźwiedzicę, co straciła młode, niż głupiego z głupotą jego.
A
Anna
4 stycznia 2011, 09:50
GP tez niestety dopuszcza sie haniebnych komentarzy. Sama widziałam takie o Kard. Dziwiszu i nawet o JP2. Tam napisałam wprost do redakcji Gp I Niezależnej a także od Solidarności w Krakowie i w Warszawie a także do pewnego księdza, którego artykuły przyczyniły sie do haniebnych komentarzy.   Gp i komentarzy nie czytam. Ale to świeckie media. A Deon to jezuici. I zakonnicy zamiast ewangelizowac dopuszczaja sianie nienawiści na duchownych
A
Anna
4 stycznia 2011, 09:44
Z chęcia przestanę pisać. Wystarczy jezuici z Deonu przestaną "siać nienawiść" na duchownych i Kościół
R
realista
4 stycznia 2011, 09:40
Anna nie zrezygnuje z Deonu bo ND nie dopuszcza żadnych komentarzy a RM i GP  tylko wygodne więc jeżeli ma potrzebę polemiki  tak naprawdę zostaje jej tylko Deon 
K
Klara
4 stycznia 2011, 09:33
Anno, zamilknij. Proszę! O. Dariusz zaprzecza sam sobie. Przecież ocenił juz publicznie RM. Poza tym daleko o. Dariuszowi do tego aby mógł wiarygodnie analizować książke BXVI. Co najwyżej chyba cytować (z przypisami) i dalej juz raczej nie prowadzić swoich na tym tle wywodów. Tylko po prostu UWIERZYĆ w słowa Ojca Świętego. No ale o. Dariusz zawsze wie najlepiej. Lepiej niż biskupi i lepiej wie o biskupach. Czy płaci mu za to GW lub TVN (patrz wywiad abp. Głodzia dla RM) A w tej poniżeszej wypowiedzi czy aby nie propaguje relatywizmu?
A
Anna
4 stycznia 2011, 08:46
O. Dariusz zaprzecza sam sobie. Przecież ocenił juz publicznie RM. Poza tym daleko o. Dariuszowi do tego aby mógł wiarygodnie analizować książke BXVI. Co najwyżej chyba cytować (z przypisami) i dalej juz raczej nie prowadzić swoich na tym tle wywodów. Tylko po prostu UWIERZYĆ  w słowa Ojca Świętego. No ale o. Dariusz zawsze wie najlepiej. Lepiej niż biskupi i lepiej wie o biskupach. Czy płaci mu za to GW lub TVN (patrz wywiad abp. Głodzia dla RM) A w tej poniżeszej wypowiedzi czy aby nie propaguje relatywizmu?
Dariusz Piórkowski SJ
3 stycznia 2011, 21:07
Zgadzam się z lelkiem: "Ale istotne jest to, aby nie przekreślać wszystkiego co robi i mówi ktoś do kogo nie czujemy sypatii, niezależnie od tego czy będzie to GW, ND, oo. Wiśniewski, Piórkowski czy Kowalczyk, ale o to aby podjąc dialog dlatego że nikt na tej ziemi nie ma monopolu na prawdę, a dobry Bóg rodzielił ją miedzy wszystkich ludzi, sprawiedliwie, choć pewnie nie całkiem równo :-). " Taki mechanizm jest nagminny i często, niestety, nieuniknoiny. Forma redukcji i pójścia na skróty. Oczywiście, badanie intencji działającego jest ważne. Ale Bóg pisze również po krzywych liniach i rzadko bywa tak, że człowiek jest albo doskonały i nieskazitelny ( i wtedy warto go słuchać), albo niedoskonały ( i wtedy nie warto). Często mamy do czynienia z czymś pośrednim. Dlatego jest rozeznanie, przesiewanie plew od ziaren. Rozeznanie nie polega na odrzucaniu z góry czegoś, co mi się nie podoba w jednym aspekcie. I tu się w całości podpisuję pod Pana komentarzem.
Dariusz Piórkowski SJ
3 stycznia 2011, 21:00
Panie Jurku, nie analizowałem całości książki Papieża, bo to nie było celem tego tesktu. Trzeba by napisać osobny artykuł, może to wkrótce zrobię. Jasne, że jest tam znacznie więcej tematów, ale Benedykt XVI jest wyraźnie przejęty obecnym kryzysem i robi, co może, aby mu zaradzić. Po drugie, połączyłem temat przebaczenia i pojednania z naszą polską sytuacją w kraju i w Kościele, bo uważam, że tego najbardziej teraz potrzebujemy. Jeśli chodzi o list o. Wiśniewskiego, to jeszcze raz dodam, że ja nie jestem zwolennikiem ani GW, ani ND, ani Rz. I nie czytam prawie w ogóle tej pierwszej. Ale w moim odczuciu kwestia publikacji listu o. Wiśniewskiego w GW jest sprawą drugorzędną, problemem zastępczym.  Moim zdaniem, częstym błędem, moim również, jest to, że kierujemy się sympatiami bądź uprzedzeniami. I wtedy łatwo wylać dziecko z kąpielą. Łatwo również posądzać o złą wolę i złe intencje. A Bóg może działać jak mu się podoba, skoro w ST czytamy, że się posługiwał poganami, królami perskimi, czy nawet oślicą Balaama:) Nie zapomnę do dzisiaj, jak ND zaprzyjaźnił się na krótko z GW w sprawie abp Wielgusa. Dlaczego apb opublikował swój wywiad w GW? Jakoś tego nikt nie skomentował w Radiu Maryja i ND. Także te sympatie bywają takie stronnicze, że czasem mam wątpliwości nie tylko co do intencji GW. Po prostu, list o. Wiśniewskiego został odrzucony tak naprawdę nie ze wzglęu na jego publikację w GW, ale na jego zawartość. I tyle.
L
lelek
3 stycznia 2011, 20:11
Drogi Jurku S. Zgoda, ale bez wsparcia chociazby Koscioła łatwo można pójśc na manowce. I trochę smutne, że ojciec nie zauważa, albo marginalizuje to, że GW jawi sie jako wykładnik prawdy objawionej. Zdaje sobie sprawe, że i ja wyraźnie określam swoje sympatie, ale także z ojca artykułu odbieram tez wyraźnie określone sympatie. Oczywiscie masz całkowitą rację w tym , że bez wsparcie Kościoła łatwo zejść na manowce. I szczerze mówiąc nie spotkałem na tym portalu artykułu który by tę prawdę negował. Oczywistą prawda jest też to że GW nie jest wykładnikiem prawdy objwionej, ale też oczywistą nieprwdą jest też teza jakoby Bóg przez GW nie mógł działać. Tak samo z resztą jak i przez wszystkie inne media. Co do sympatii to prawda że je mamy. Ale istotne jest to, aby nie przekreślać wszystkiego co robi i mówi ktoś do kogo nie czujemy sypatii, niezależnie od tego czy będzie to GW, ND, oo. Wiśniewski, Piórkowski czy Kowalczyk, ale o to aby podjąc dialog dlatego że nikt na tej ziemi nie ma monopolu na prawdę, a dobry Bóg rodzielił ją miedzy wszystkich ludzi, sprawiedliwie, choć pewnie nie całkiem równo :-).
Jurek
3 stycznia 2011, 19:39
Ojcze Dariuszu, poczekam na polski przekład książki papieża. Bo w moim przekonaniu dokonał tego ojciec trochę wybiórczo. Ale każdy ma prawo do oceny zjawisk. I o ile moge uznać katastrofę smoleńską za znak czasu to na temat listu o.Wisniewskiego zupełnie się nie zgadzam. Napisał ojciec: Problem polega jednak na tym, że te znaki nigdy nie są nieskazitelnie czyste i przejrzyste. Podobne są raczej do uprawy pszenicy wymieszanej z kąkolem. Aby je właściwie odczytać, potrzeba wysiłku rozeznania, modlitwy, wewnętrznej wolności i namysłu. Zgoda, ale bez wsparcia chociazby Koscioła łatwo można pójśc na manowce. I trochę smutne, że ojciec nie zauważa, albo marginalizuje to, że GW jawi sie jako wykładnik prawdy objawionej. Zdaje sobie sprawe, że i ja wyraźnie określam swoje sympatie, ale także z ojca artykułu odbieram tez wyraźnie określone sympatie.
A
Anna
3 stycznia 2011, 18:13
Mozna poczytac niegodne komentarze o wypowiedzi abp.Michalika. A moderacja jezuitów z Deonu na to pozwala - "sieją nienawiśc" na KEP
Jadwiga Krywult
3 stycznia 2011, 12:22
A opisuje tylko fakty "siania nienawiśc szczególnie na dychownych" przez niektórych jezuitów na Deonie. Anno, nie 'siej nienawiści na duchownych', szczególnie na jezuitów :))
TA
tez Anna
3 stycznia 2011, 11:39
Anno, nie siej głupot!
A
Anna
3 stycznia 2011, 11:38
A fe ! pisze Kingusia malusia W stosunku do prof. to jak najbardziej - trochę "liznął" wiedzy A opisuje tylko fakty "siania nienawiśc szczególnie na dychownych" przez niektórych jezuitów na Deonie.
Jadwiga Krywult
3 stycznia 2011, 10:10
Jest przeciez od dawno wiadomo że najgorzej z tymi co dopiero co trochę "liznęli" wiedzy. Ojciec doktor dyrektor trochę liznął wiedzy ? No i nie dokłada duchowieństwu. A Ty nieustannie dokładasz duchowieństwu. A fe !
AN
A nich tam
3 stycznia 2011, 09:17
Biedna jestes Anno. oj biedna. Po co Ty męczysz siebie i czytelników? Zmiłuj się nad sobą i nad nami i poszukaj sobie innej stronyl... Nie poszuka dobrze jej tu. Co by biedaczynka zrobiła beztej jezuickiej strony ?
R
racjonalny
3 stycznia 2011, 09:03
Biedna jestes Anno. oj biedna. Po co Ty męczysz siebie i  czytelników?  Zmiłuj się nad sobą i nad nami  i poszukaj sobie innej stronyl...
A
Anna
3 stycznia 2011, 08:58
U Gąbki przemawia zazdrość chyba i pycha. BXVI to przecież niezwykły teolog, uznawany przez cały świat. A prawdziwi Profesorowie, to powszechnie wiadomo, bardzo cenią prostotę i mądrość ludzi prostych - np. JP2 i św. Siostra Faustyna Natomiast ci co "liznęli" troche wiedzy mają czasami, wystarczy poczytać o. Dariusza Piórkowskiego, duże trudności w tym temacie. A poza tym trzeba byc świadkiem wiary i mieć zaufanie. Bez tego całe wywody na nic
PG
profesor Gąbka
2 stycznia 2011, 21:18
Do Anny lubiącej profesorów: Co z tego, że ktoś ma profesora, jeśli czasem głupoty gada. Chyba mylisz mądrość z naukowością i tytułami. Czasem człowiek prosty jest mądrzejszy niż niejeden profesor. Ale jak ktoś zwraca uwagę tylko na tytuły, to co na to poradzić. Poniżej fragment tekstu o. Pawła Kozackiego OP o tolerancji w Kościele i bufonadzie związanej z tytułami. <a href="http://debaty.tezeusz.pl/blog/201897.html">debaty.tezeusz.pl/blog/201897.html</a> "Oczywiście istnieją takie przejawy zachowań we wspólnocie Kościoła, które można uznać za nietolerancyjne np. pogardę, wyniosłość, odpychający styl bycia, bufonadę, złe mówienie o innych, bezpodstawne oskarżenia… Twierdzę jednak, że często jest to nie tyle brak tolerancji, ile brak dobrego wychowania czy nadmiar bizantynizmu. Oto przykład. Prowincjał dominikanów ojciec Krzysztof Popławski został kiedyś poproszony o ochrzczenie dziecka swoich przyjaciół. Poszedł do ich parafii, gdzie został przez tamtejszego wikarego potraktowany, delikatnie rzecz ujmując, w sposób lekceważący: „Byłem dla niego powietrzem”. Podobnie odniosła się do niego siostra zakonna pracująca w zakrystii. W którymś momencie ktoś rzucił od niechcenia pytanie: „A czym się ojciec zajmuje?”. Gdy wikary usłyszał, że Krzysztof jest prowincjałem, natychmiast zmienił sposób zwracania się do niego, a zakonnica wykrzyknęła: „To mógł ojciec od razu mówić!”. „A co to zmienia?” – zapytał mój przełożony. Niestety, zmienia bardzo dużo, jest bowiem dowodem na to, że w Kościele przynajmniej księża i zakonnicy mają wzgląd na osobę. Można podawać setki przykładów dowodzących tego, że zjawisko płaszczenia się przed wyżej stojącymi, a pomiatania tymi, nad którymi ma się jakąś władzę, jest dosyć rozpowszechnione"
A
Anna
2 stycznia 2011, 18:59
Mało kto zwrócił uwagę na nieprzypadkowy tytuł najnowszej książki Benedykta XVI: ”Światłość świata. Papież, Kościół i znaki czasu”- to cytat o. Dariusza. A to Deon właśnie dał jako pierwszy sensacyjny, niegodny tytuł informacji o tek siążce. Dopiero potem sie zreflektowal i poprawił. A ocena książki BXVI dokonywana przez o. Dariusza(co jest np. dobre) to chyba nieporozumienie. Przdeszkolak ocenia Mistrza. A i merytoryczna treść oceny  (oczywiście bez przypisów) jest na poziomie bardzo daleko odbiegającym od poziomu BXVI
A
Anna
2 stycznia 2011, 18:53
Takie audycje sa w RM bardzo często z wybitnym duchownymi ii naukowcami Tytuł naukowy  doktora hab. czy profesora to chyba nie tytułomania. Jest przeciez od dawno wiadomo że najgorzej z tymi co dopiero co trochę "liznęli" wiedzy. Może ich rozsadzać pycha. Prawdziwie wielcy  sa prawie zawsze skromni bo inni i tak widza ich wielkość. Tu przykład chyba najlepszy BXVI. Wystarczy poczytać lub posłuchać. RM w telefonach daje szanse wszystkim. Ale warto chyba przeczytać dlaczego np. ND jest inny od poprawnych mediów (wypowiedź abp. Głodzia w wywiadzie dla ND) Nie promuje  tych którzy i tak są  bez przerwy we wszystkich inych mediach(w tym na jezuickim Deonie). No i nie dokłada duchowieństwu. Promuje naukę i świętość JP2 a także BXVI (też w odróżnieniu od jezuitów z Deonu). Bo inni jezuici też są czasem w RM
NI
No i co
2 stycznia 2011, 17:02
z tego, że ktoś jest profesorem. Nie oznacza to, że ma rację. Tym bardziej nie oznacza, że ktoś jest na wyższym poziomie duchowym. W ogóle ta tytułomania, zwłaszcza w niektórych kręgach kościelnych, jest żenująca, a poza tym nieewangeliczna. RM też ma swoją poprawność - osoby spoza kręgu tej poprawności nie mają tam wstępu. Czy się mylę? Częścią tej poprawności jest - dosłownie - poprawność polityczna, czyli de facto popieranie jednego ugrupowania politycznego, co już - moim zdaniem - nie jest głosem katolickim, a tym bardziej maryjnym. Ale np. wczoraj była w RM ciekawa audycja o św. Maksymilianie :)
A
Anna
2 stycznia 2011, 15:01
O. Dariusz Piórkowski uważa dominikanina za proroka. No reszta jest tego koneskwencją. O. Dariusz Piórkowski jest mądrzejszy od biskupów mimo że są profesorami. Jest niewarygodny, staje zawsze po jednej stronie porawności politycznej i "nowego" filozofowania. Ciekawa jestem - chyba ktoś mu płaci (lub Deonowi). Porównaj w tym temacie słowa abp. Głodzia z wywiadu dla RM (można poczytać na stronie RM)
L
Lublinianka
2 stycznia 2011, 13:19
Świetny tekst, obiektywny i prawdziwy. Oby było ich więcej, to może wreszcie coś się zmieni na lepsze w Kościele i Polsce. Dziękuję Autorowi.
Martino
2 stycznia 2011, 00:43
Zgadzam się z każdym zdaniem i w pełni utożsamiam się z postawą Autora.  
R
realista
1 stycznia 2011, 21:50
 Takie głosy jak o.Dariusza szczerze i tam gdzie trzeba z pokorą mówiące o wszystkich problemach Kościoła  moim zdaniem prawdziwie służą Kościołowi i oddalają (czasami słuszny)zarzut o chęci ukrywania czy też pomniejszania problemów.Jakże złudne jest przekonanie co niektórych że jak się o problemach nie mówić to ich nie ma ,a jeżeli ktoś je podnosi to jest wrogi Kościołowi i reprezentuje interesy wyborczej.Wiem że Kościół przetrwał 2000 lat i jestem pewien że przetrwa o wiele więcej ,ale wiem że z takimi kapłanami jak o.Dariusz i inni nie bojący się mówić przy podniesionej kurtynie będzie mu łatwiej
E
effa
1 stycznia 2011, 21:42
"Nie mam gotowej odpowiedzi na te pytania, ale jestem przekonany, że musimy sobie na nie prędzej czy później udzielić odpowiedzi, jeśli chcemy budować Kościół i społeczeństwo w wolnej Polsce w sposób godny chrześcijan." Należę do tych osób, które chcą budować Kościół w sposób godny..........i mieć możliwość wypowiadania się w sprawach, które bolą, ranią, czy upokarzają..............
E
effa
1 stycznia 2011, 21:34
Bardzo dziękuję Ojcze Dariuszu, za świetne ujęcie tematu i bardzo prawdziwe pokazanie spraw, które również nas świeckich poruszają i o których chcielibyśmy prawdziwie rozmawiać. Sprawy, które bolą i są trudne, nie będą przecież łatwe do rozwiązania i na to nie liczę,.... ale udawanie, że ich wogóle nie ma jest dla mnie osobiście bardzo bolesne... Dobrze, że przytoczył Ojciec również wywiad z Ojcem Świętym B XVI o sprawach opisanych w książce pt. "światłość świata" .......... Skoro sam Ojciec Świety : Nie udaje przy tym, że w Kościele wszystko jest w porządku i nie próbuje zamiatać trudnych spraw pod dywan. To mam nadzieję, że u nas również "dywany' zostaną podniesione...............ku dobru nas wszystkich.
E
ela
1 stycznia 2011, 20:53
Ojciec kiedyś pisał, że woli kiedy ktoś dyskutuje niż przytakuje, ale nic nie poradzę na to, że się zgadzam. Bardzo pożyteczny głos. Dziękuję.