Wiara, czyli misja na "krańcach ziemi"
Mając w pamięci niedawną wizytę ad limina polskich biskupów czytam relacje i komentarze dotyczące odwiedzin u progów apostolskich hierarchów zza naszej południowej granicy - czeskich następców Apostołów.
Na przykład studiuję wypowiedź, jakiej Radiu Watykańskiemu udzielił Václav Malý, praski biskup pomocniczy, który został przez władze Czechosłowacji pozbawiony pozwolenia na sprawowanie funkcji kapłańskich i na ponad pół roku zamknięty w więzieniu. Potem pracował jako palacz i potajemnie wypełniał posługę kapłańską. Byłe też równocześnie działaczem na rzecz praw człowieka. Z aktywności na tym polu zresztą nie zrezygnował do dziś.
Bp Malý powiedział watykańskiej rozgłośni: "Całe społeczeństwo jest dla nas peryferią. Nie chcę nikogo skrzywdzić. Ale ważne jest, byśmy jako Kościół nie byli zamknięci w sobie, ale rzeczywiście starali się dotrzeć na przykład do przedsiębiorców, bankierów, uczniów, a zatem nie tylko do tych problematycznych grup społecznych, jak bezdomni, ludzie uzależnieni od hazardu, agresywni kibice, czy kobiety, które uwłaczają swej ludzkiej godności... U nas peryferie to wszystkie warstwy społeczne, do których powinniśmy dotrzeć. Nie koncentrować się jedynie na tych, którzy sami przychodzą, ale iść do wszystkich, którzy potrzebują charytatywnej opieki w najszerszym tego słowa znaczeniu. Takiej troski w jakiejś mierze potrzebują wszyscy".
Przy lekturze słów praskiego biskupa pomocniczego budzi się we mnie niepokój i pojawia się pytanie: "Czy u nas nie powinno być tak samo? Czy u nas, w Polsce, coraz bardziej nie okazuje się, że peryferią jest całe społeczeństwo?".
Ja także nie chcę nikogo dotknąć, a tym bardziej skrzywdzić, upubliczniając swój niepokój. Nie dziwię się emocjonalnym reakcjom, zwracającym uwagę, że społeczeństwo czeskie uważane jest powszechnie za jedno z najbardziej ateistycznych, a przecież Polska raz po raz nazywana jest krajem katolickim. "Toż to niebo a ziemia" - skomentował ktoś, z kim się podzieliłem moim niepokojem wywołanym słowami czeskiego biskupa. A jeżeli nie jest to takie oczywiste?
Ilekroć Franciszek mówi o konieczności pójścia na peryferie, przypominają mi się fragmenty Dziejów Apostolskich, w których pojawia się słowo "krańce". Zwłaszcza ten: "...gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi".
Choć pytanie może brzmieć paradoksalnie lub przynajmniej wydawać się wewnętrznie sprzeczne, zastanawiam się, gdzie znajdują się owe "krańce ziemi" w granicach polskiej rzeczywistości. Czy potrafimy w duchu misyjnym zlokalizować peryferie także tutaj? "Peryferie ludzkie jak i geograficzne, kulturowe jak i religijne" - przywołując słowa abp. José Rodrígueza Carballo OFM, sekretarza Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego.
Biskup katowicki Stanisław Adamski w roku 1932 utworzył Misję Wewnętrzną. Było to zrzeszenie istniejących na terenie diecezji III zakonów, arcybractw, sodalicji mariańskich, bractw pobożnych, w którym poszczególne podmioty zachowały własną tożsamość. Jak informuje internetowa "Encyklopedia wiedzy o Kościele katolickim na Śląsku", Misja Wewnętrzna miała być tzw. "przedszkolem" i przygotowaniem do Akcji Katolickiej. Jej zadaniem była aktywizacja wewnętrzna wszystkich członków, a celem popieranie dzieł Kościoła mających na uwadze umacnianie w wierze, zwalczanie herezji przez pogłębianie wiedzy religijnej, aktywne uczestnictwo w życiu Kościoła i apostolat.
Jest coś inspirującego także na dzisiaj w idei Misji Wewnętrznej. Nie tylko w nazwie, wskazującej, że mimo zbliżającej się 1050. rocznicy chrztu Polski nie przestajemy być terenem misyjnym. Również w koncepcji apostolskiej współpracy i wspólnoty w modlitwie najrozmaitszych kościelnych i katolickich instytucji, ruchów stowarzyszeń, bez naruszania ich tożsamości. Może warto ją odkurzyć i zastosować?
Skomentuj artykuł