Wsiadł na rower i otworzył Bogu nową drogę w Kościele

(fot. Bundesarchiv / Gräfingholt, Detlef / CC-BY-SA 3.0)

Tam, gdzie pojawia się dobro, zawsze pojawiają się przeciwności. Coś chce nas powstrzymać. Wspólnota przekonała się o tym w przerażający sposób, kiedy jej założyciel został zabity w trakcie modlitwy. Ale nawet tak tragiczne wydarzenie nie jest w stanie powstrzymać dobra.

Każdego dnia trzy razy dzieje się to samo. Tysiące ludzi siada na podłodze. Wszyscy skierowani w tę samą stronę. Są bardzo różni. Przyjechali z różnych stron świata. Europejczycy, Afrykańczycy, Arabowie, Azjaci, Amerykanie. Grupy nastolatków, studenci, rodziny z dzieciakami, działacze społeczni, politycy, artyści, liderzy wspólnot, księża, pastorzy, biskupi. A nawet papież.

Kiedy przestają bić dzwony, zaczynają śpiewać. W kółko powtarzają te same słowa. Na przykład takie: "Boże, spraw, by myśli moje zwróciły się ku Tobie. U Ciebie jest światło, Ty nie zapominasz o mnie. Przychodzisz mi z pomocą, jesteś cierpliwy. Twych dróg nie rozumiem, ale Ty znasz moją drogę" albo "Bóg jest miłością. Miejcie odwagę żyć dla miłości. Bóg jest miłością. Nie lękajcie się".

Jeden z braci ze wspólnoty wstaje i czyta Słowo Boże. Nagle zapada cisza. Przez kilka minut nikt nic nie mówi. Ludzie z zamkniętymi oczami słuchają, co dzieje się w ich sercach, starają się usłyszeć Jego głos. Po chwili przeor wypowiada krótkie rozważanie. Dwa, trzy zdania. "Rodzić się i odradzać z Ducha Świętego, to znaczy niezależnie od wieku odkrywać Ewangelię i jej pierwotną ożywczą moc... Nie ma takiego dnia, który nie mógłby stać się Bożym dzisiaj". Później znowu wspólny śpiew. Tak dzień w dzień, od kilkudziesięciu lat modlą się ludzie w Kościele Pojednania. A wszystko dzięki jednemu człowiekowi.

DEON.PL POLECA

Na początku było proste pragnienie. I odwaga młodego chłopaka, który go w sobie nie zagłuszył, wsiadł na rower i pojechał w nieznane. Zaufał Bogu, wbrew logice i lękowi. Tak rodzą się najpiękniejsze rzeczy.

Trwała wojna. Postanowił zrobić, co w jego mocy, by pomóc najbardziej potrzebującym. Najpierw ukrywał Żydów. Później pomagał niemieckim jeńcom. W tym samym czasie razem z pierwszymi towarzyszami (a później współbraćmi) modlił się i pracował. Tak małymi, niepozornymi krokami powstawała ekumeniczna wspólnota.

Siedząc pod koniec lat czterdziestych w małej francuskiej wiosce, raczej nie spodziewał się, że kilkadziesiąt lat później odwiedzi go papież. I wypowie takie słowa.

Papież, tak jak wy, pielgrzymi i przyjaciele Wspólnoty, przybył tu na chwilę, ale do Taizé przybywa się jak do źródła. Wędrowiec zatrzymuje się, zaspokaja pragnienie i rusza w dalszą drogę. Wiecie, że bracia nie chcą was zatrzymać. Chcą w modlitwie i ciszy pozwolić wam pić wodę żywą obiecaną przez Chrystusa, poznać Jego radość, Jego obecność, odpowiedzieć na Jego wezwanie, byście mogli później wyruszyć i świadczyć o Jego miłości, służąc braciom w waszych parafiach, w waszych miastach i wioskach, w szkołach, na uczelniach i we wszystkich miejscach pracy. (…) Dzisiaj we wszystkich Kościołach i wspólnotach chrześcijańskich, a nawet wśród najwyżej postawionych polityków świata, Wspólnota z Taizé znana jest z pełnego nadziei zaufania, którym darzy ludzi młodych. Właśnie dlatego, że podzielam to zaufanie i tę nadzieję, jestem tu tego ranka.

(św. Jan Paweł II)

Jaki jest przepis na zbudowanie wspólnoty, która wychowała już kilka pokoleń ludzi rozkochanych w Panu Bogu i zafascynowanych pięknem inności drugiego człowieka? Gdzie szukać źródeł inspirujących do tworzenia lepszej rzeczywistości?

Czy jest w Ewangelii coś, co sprawia, że życie staje się piękne? Tak, jest. Jedną z takich rzeczy jest nadzieja. Pozwala ona pokonywać zniechęcenie, a nawet odnaleźć chęć życia.

Gdzie jest źródło nadziei? W odwadze życia komunią w Bogu. Ale czym jest komunia? Bóg pierwszy nas pokochał. Niestrudzenie nas szuka, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Jest w Ewangelii jeszcze coś, co sprawia, że życie staje się piękne - pokój serca. Mogą istnieć w człowieku skłonności, które popychają go nawet do użycia przemocy. Trzy wieki po Chrystusie, Ambroży, mieszkający w Mediolanie chrześcijanin, napisał: "Zacznijcie dzieło pokoju w sobie, abyście sami napełnieni pokojem mogli nieść go innym". Tak, pokój w naszych sercach sprawia, że życie osób z naszego otoczenia staje się piękne.

Zaufanie, nadzieja, pokój serca czerpią z tajemniczej obecności, z obecności Chrystusa. Przez Ducha Świętego On, pokorny sercem, żyje w każdym człowieku. I daje się słyszeć Jego łagodny głos: "Czy rozpoznajesz drogę nadziei otwartą przed tobą?".

Jakże więc nie poczuć się przynaglonym, by odpowiedzieć Chrystusowi: "Chciałbym całe życie iść za Tobą tą drogą, czy jednak znasz moje słabości?". Swoją Ewangelią Chrystus odpowiada: "Znam twój ucisk i ubóstwo... Sądzisz, że nie masz nic lub prawie nic, by wytrwać w wierności przez całe życie. A przecież jesteś napełniony. Czym napełniony? Duchem Świętym. I Jego współczująca miłość rozjaśnia mroki twojej duszy".

Nie mogę zapomnieć pewnego letniego wieczoru 1942 roku, kiedy jeszcze mieszkałem w Taizé sam. Siedziałem przy małym stoliku, przy którym pisałem. Była wojna. Wiedziałem, że jestem w niebezpieczeństwie z powodu uchodźców, których ukrywałem w swoim domu. Byli wśród nich Żydzi. Ciążyła mi groźba aresztowania i wywiezienia. Często przychodziła mnie przepytywać policjantka w cywilu.

Tego wieczoru, kiedy całą moją istotę ogarnął strach, wypełniła mnie pełna ufności modlitwa i powiedziałem Bogu: "Jeżeli nawet życie zostanie mi odebrane, wiem, że Ty, Boże żywy, poprowadzisz dalej to, co się tutaj zaczęło, tworzenie wspólnoty".

Ten, kto z odważnym sercem stara się powierzyć siebie Chrystusowi i oddać Mu całe swoje życie, musi podjąć decyzję, musi pozwolić, aby rosła w nim nieskończona wdzięczność Bogu. Ona wprowadza w ducha uwielbienia.

Bóg chce naszego szczęścia... Mówi nam, żebyśmy szli od jednego odkrycia do następnego, od jednego początku do następnego.

Współczuć, nieprzerwanie współczuć trudnym doświadczeniom, tak często związanym z ludzką egzystencją. Szukać we wszystkim pokoju serca. I życie stanie się piękne... I życie będzie piękne. I tryśnie to, co niespodziewane.

(brat Roger, "Bóg może tylko kochać")

Do Taizé jeżdżę od kilkunastu lat. Za każdym razem, kiedy tam jestem, ładuję duchowe baterie, nabieram sił na cały rok i przekonania, że by budować piękny świat wokół siebie, naprawdę nie trzeba wiele. Prostota w modlitwie, cieszenie się ze spotkania z drugim człowiekiem, zaufanie we wspólnym poszukiwaniu Boga, docenianie bogactwa różnorodności wśród chrześijan. I jeszcze jakieś małe, ale konkretne działanie, które choć trochę może zmienić rzeczywistość.

Od czego zacząć? Na początek wystarczy wsłuchać się we własne serce, zaufać, wsiąść na rower i pojechać w nieznane. Czy zawsze będzie łatwo? Nie. Tam, gdzie pojawia się dobro, zawsze pojawiają się przeciwności. Coś chce nas powstrzymać.

Wspólnota z Taizé przekonała się o tym w przerażający sposób 16 sierpnia 2005 roku, kiedy jej założyciel został zabity w trakcie wieczornej modlitwy. Ale nawet tak tragiczne wydarzenie nie jest w stanie powstrzymać dobra. Wiedzą o tym jego bracia, którzy kontynuują misję swojego założyciela i codziennie starają się prostymi środkami inspirować młodych ludzi z całego świata.

Brat Roger, niestrudzony świadek Ewangelii pokoju i pojednania, był pionierem na trudnych drogach jedności między uczniami Chrystusa. Za jego sprawą narodziła się Wspólnota, która wciąż doświadcza tego, że przybywają do niej tysiące młodych ludzi z całego świata w poszukiwaniu sensu życia. Wspólnota zaprasza ich do udziału w swojej modlitwie i pozwala im poznać, czym jest osobista więź z Bogiem. Dziś, kiedy już przebywa w wiecznej radości, Brat Roger nadal do nas mówi. Oby jego świadectwo ekumenizmu świętości prowadziło nas w naszej wędrówce ku jedności i oby Wasza Wspólnota wciąż promieniowała jego charyzmatem, szczególnie wobec młodych pokoleń!

(papież Benedykt XVI)

Piotr Żyłka - redaktor naczelny DEON.pl, współautor "Życia na pełnej petardzie"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wsiadł na rower i otworzył Bogu nową drogę w Kościele
Komentarze (2)
17 sierpnia 2017, 20:38
Nie otworzył Bogu żadnej drogi w Kościele,bo w Nim zwyczajnie nie był.Pragnął wprawdzie stać się katolikiem,ale został od tego odwiedziony.
LB
Lenny Belardo
18 sierpnia 2017, 10:19
A Twój przykład pokazuje, że można być w Kościele i zupełnie nic z tego nie rozumieć, ani sobie nie robić i zamykać Bogu drogi, które już istnieją.