Zapomniana katolicka zasada
Mnóstwo stresu i zagubienia. W gorszych przypadkach nerwice i depresje. W polityce coraz więcej agresji i przemocy. Nawet papież mówi, że wojna jest już u bram. Czy katolików czeka koniec? Czy rację mają pesymiści? Nie do końca.
Z jednej strony postawa pesymistów wydaje się uzasadniona. Na ludzki rozum rzecz biorąc, wokół nas dzieje się tyle złych rzeczy. Codziennie spotykamy ludzi cierpiących, jesteśmy osaczeni "złymi informacjami" płynącymi z mediów, a rozmaite problemy przeszkadzają nam cieszyć się życiem. Tak wielu katolików cierpi na brak nadziei.
Absurdalność zła dotyka
W jednym z ostatnich przemówień bp Robert Barron - bardzo popularny za oceanem - stwierdził, że "nasze społeczeństwo jest jak wielkie, leniwe jezioro. Każdy z nas płynie osobno, tolerując się jedynie, ale nie wchodząc sobie w drogę, bez energii, bez celu".
Przypomniał mi, że pesymistyczne spojrzenie pojawia się właśnie wtedy, gdy czujemy się samotni, gdy tracimy poczucie celu, gdy nie widzimy już jakiejś wartości, która pozwalałaby nam dojrzeć sens działania razem. Działania, a nie tylko spędzania czasu. Robienia, a nie tylko gadania.
Pułapka pesymizmu
Praktyka Ewangelii nakazuje wręcz postrzeganie świata z szerszej perspektywy. Bo jak mam dojrzeć potrzeby swojego bliźniego, jeśli skupiam się wyłącznie na swoich? Jak mam zacząć służyć innym, jeśli moje pragnienia i ich spełnienie jest głównym celem moich działań? Jeśli nie słucham innych, łatwo skupić się na tym, że jestem sam i - szczególnie w takim klimacie medialnym - zacząć myśleć, że wszystko będzie źle.
Jeśli jednak ktoś wpada w pułapkę pesymizmu, to oznacza to, że zapomniał o pewnej zasadzie, której podstawą jest nadzieja.
Zawsze istnieje inna możliwość
Tej zasady nauczyłem się na nowo (nieoczekiwanie) po modlitwie w Bazylice Matki Bożej na Zatybrzu w Rzymie. Była to modlitwa wspólnoty Sant'Egidio. Z uśmiechem podeszło do mnie trzech mężczyzn, choć opowiadał tylko jeden z nich - Luigi. Z błyskiem w oku od razu przeszedł do rzeczy: zaczął opowieść o swoim życiu.
Jako nastolatek należał do wspólnoty, jednak na studiach pogubił się i przestał chodzić do kościoła. Zaczął wiernie służyć mamonie, pochłonęła go praca w korporacji. Obudził się po przeprowadzce do jednej z miejscowości pod Rzymem w wieku 45 lat. Na nowo zetknął się ze wspólnotą, która akurat tam skupiła się na pomocy osobom starszym oraz... uchodźcom mieszkającym w jednym z licznych ośrodków na peryferiach Wiecznego Miasta. Spotkanie ze wspólnotą, staruszkami i uchodźcami (nieoczekiwanie) nadało nowy sens jego życiu. Luigi zobaczył inną możliwość.
Uchodźcy i staruszkowie
Luigi zaprzyjaźnił się z Mustafą, który w wieku 12 lat musiał uciekać ze swojej ojczyzny - Mali - ponieważ dżihadyści wymordowali jego rodzinę. Na oczach Mustafy poderżnęli gardło jego ojcu. Chłopak przeszedł przez piekło Sahary i działających tam przemytników.
Z Libii dostał się do Europy na pontonie. Dziś ma 17 lat i uczy się we włoskiej szkole. Nową możliwość (nieoczekiwanie) dostał też od wspólnoty Sant'Egidio. Wraz z Luigim zaczął odwiedzać osamotnioną staruszkę - 80-letnią Margaritę, która cierpi na chorobę Alzheimera.
Margarita, od kiedy zobaczyła Mustafę, zaczęła zadawać mu jedno bardzo trudne pytanie: A gdzie są twoi rodzice? Jako osoba chora zapewne nie zdawała sobie sprawy, że może wywoływać straszne wspomnienia. Mustafa jednak nie przestawał odwiedzać staruszki, nie zrażał się. Po pewnym czasie zaczął chodzić do niej sam, bez Luigiego. "Ta historia pokazała mi, że zawsze jest inna możliwość" - powiedział mi Luigi. - Chociaż często nie potrafimy tego zobaczyć".
Czasem potrzeba czasu
Po kilku tygodniach Włoch zauważył, że choroba Margarity zaczęła być mniej uciążliwa. Zaczęła więcej rozumieć, uśmiechać się, rozpoznawać go.
"Co się stało, Mustafa?" - podzielił się swoimi obserwacjami z młodym uchodźcą. "Odpowiedziałem na jej pytanie - odparł chłopak. - Powiedziałem jej, że teraz to ona jest moją mamą".
Każda z powyżej opisanych osób na pewnym etapie mogłaby się poddać. Mustafa mógłby przestać uciekać, nie szukać dalej. Luigi mógłby dalej zajmować się karierą i własnym bogactwem. Margaricie pewnie można by zaproponować eutanazję, bo przecież jest tylko "ciężarem". Na szczęście ktoś zauważył (pewnie nieoczekiwanie), że zawsze istnieje inna możliwość. Czasem potrzeba tylko czasu i modlitwy, by to zobaczyć.
* * *
Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Wraz z żoną prowadzi bloga islamistablog.pl. Od ŚDM działa w krakowskiej wspólnocie Sant'Egidio.
PS. Tutaj inna niezwykła historia prosto z Rzymu, o której warto posłuchać:
Drużyna Uchodźców"Z chlebem waszym wyjdźcie na spotkanie uchodźców! (Iz 21,14b)" Dziś Międzynarodowy Dzień Uchodźcy. Podczas wyjazdu naszej wspólnoty do Rzymu poznaliśmy historie kilku osób, które otrzymały schronienie we Włoszech. Członkowie rzymskiej wspólnoty Comunità di Sant'Egidio - Community of Sant'Egidio wpadli na niezwykły pomysł, jak wesprzeć ich integrację. O historii Seidu - chłopaka z Mali - opowiadają Karole z Krakowa ????. #WorldRefugeeDay Trastevere Calcio
Opublikowany przez Sant'Egidio Kraków na 20 czerwca 2017
Skomentuj artykuł