Znak życia. Sprawa Alicji Tysiąc

Krzysztof Mądel SJ / Dziennik Polski

We wrześniu 2009 r. sędzia katowickiego sądu okręgowego uznała, że katolicy mają prawo publicznie potępiać aborcję, ale tylko wtedy, kiedy jest ona platońskim bytem, egzystującym gdzieś w zaświatach, nie zaś wtedy, kiedy jest czynem lub postawą konkretnych osób, znanych powszechnie z imienia i nazwiska.

Socjologia jest młodą, nieokrzepłą nauką, której wciąż trzeba sporo wybaczać, zwłaszcza, kiedy idzie o wartości wyższego rzędu. Przed laty przekonali się o tym uczeni z katolickiego uniwersytetu w Louvain, badający postawy i przekonania religijne współczesnych europejczyków.

Po zestawieniu wyników pierwszych ankiet okazało się, że inny odsetek populacji wierzy w życie pozagrobowe, inny w życie po śmierci, a jeszcze inny w życie wieczne i powstanie z martwych. Podobnie było z wiarą w niebo i piekło, niektórymi przekonaniami moralnymi czy rozumieniem ludzkiej wolności. Im bardziej lakoniczne były pytania kwestionariuszy, tym bardziej nieoczekiwane, wręcz przeciwstawne przynosiły odpowiedzi. Jedynym sposobem na uniknięcie nieporozumień i dotarcie do rzeczywistych przekonań badanych osób było zastąpienie prostej, hasłowej ankiety dłuższą rozmową, w której ankieter i ankietowany mogli sobie dokładnie wyjaśnić, o jakie wartości im chodzi. Wartości transcendentnych nie można bowiem mierzyć tymi samymi metodami, jakimi mierzy się preferencje polityczne czy gusta konsumentów.

To spostrzeżenie jest ważne, bo wiele współczesnych nauk korzysta osiągnięć socjologii, ale nie zawsze robi to umiejętnie, zwłaszcza, jeśli idzie o wartości budzące najwięcej emocji. We wrześniu 2009 r. sędzia katowickiego sądu okręgowego uznała, że katolicy mają prawo publicznie potępiać aborcję, ale tylko wtedy, kiedy jest ona platońskim bytem, egzystującym gdzieś w zaświatach, nie zaś wtedy, kiedy jest czynem lub postawą konkretnych osób, znanych powszechnie z imienia i nazwiska.

Proste badanie socjologiczne, na które już w starożytności potrafili się zdobyć niektórzy poganie, mogłoby upewnić sąd, że dla chrześcijan platońskie idee są zmartwieniem daleko mniejszym niż słowa i czyny żywych ludzi, toteż właśnie do nich przywiązują oni wielką wagę, widząc w nich przejaw autentycznej świętości bądź grzechu, zaś adekwatny opis ludzkich postaw i czynów stanowi istotny składnik chrześcijańskiej tradycji, czego najlepszym przykładem są ewangelie. Inne, równie proste badanie socjologiczne pozwoliłoby sądowi ustalić, że osoba, która trafiła na czołówki gazet nie do końca jest tożsama z żywym człowiekiem, którego imię nosi, gdyż na ekranach telewizorów zaczyna żyć osobnym, nieco odrealnionym życiem, tym silniej jednak oddziaływującym na życie innych ludzi i jako taka podlega publicznej ocenie. Jej prywatne życie przestaje zatem podlegać ochronie prawnej w takim zakresie, w jakim ona sama zechciała je upublicznić, np. komentując w mediach wyroki sądowe zapadające we własnej sprawie.

Wydaje się, że katowicki sąd tych wszystkich badań nie podjął, zadowalając się zespołem własnych przemyśleń i zasłyszanych opinii, czyli postąpił mniej więcej tak, jak to uczynili apostołowie, którzy dowiedziawszy się o człowieku wyrzucającym w imię Jezusa złe duchy, postanowili mu zamknąć usta, uznając, że nie ma on nic wspólnego z samym Jezusem. W świetle orzeczeń katowickiego sądu ksiądz redaktor, który głośno upominał się o prawo do życia dla dziecka, ma mniej wspólnego z wartościami ewangelicznymi, niż matka, która równie głośno upominała się o prawo do aborcji, wyznając jednocześnie, że jest katoliczką. Sąd postanowił dać temu księdzu nauczkę, polecając, żeby upominał się o swoje wartości nieco ciszej, nikogo przy tym nie obrażając. Gdyby ów ksiądz wyciągał na światło dzienne nieznane nikomu uczynki, sąd mógłby mieć racje, tu jednak szło o czyny znane, gorszące, świadczące o kryzysie macierzyństwa i domagające się pilnego komentarza. Sąd mógłby mieć rację również wtedy, gdyby na podstawie rzetelnych ekspertyz dowiódł, że wypowiedzi księdza same w sobie były nacechowane pogardą lub nietolerancją, lub przynajmniej były pozbawione miłości, będącej w podobnych kryzysach koniecznym balsamem, sąd jednak w tej materii zdał się wyłącznie na opinię powódki.

Każdy człowiek ma prawo czuć się zgorszony, ilekroć styka się z brakiem miłości, wszyscy jednak chyba są zgodni, że ten przykry brak łatwiej znaleźć w postawach promujących aborcję niż w geście obrony życia.

ks. Krzysztof Mądel SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Znak życia. Sprawa Alicji Tysiąc
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.