Młodzież z Chin zakończyła pobyt w Polsce

(fot. PeacePlusOne / Foter / CC BY-NC 2.0)
KAI / kn

Jedenastu młodych Chińczyków przez prawie miesiąc zwiedzało Polskę i uczestniczyło w rekolekcjach oazowych Ruchu Światło-Życie. Przyjechali na zaproszenie werbistów i członków Ruchu Światło-Życie. W Ośrodku Migranta Fu Shenfu w Warszawie podsumowali swój pobyt. Z Polski wyjechali z nadzieją i wiarą w to, że kiedyś w ich kraju będą mogli swobodnie wyznawać wiarę w Chrystusa.

Wśród młodych Chińczyków z zapałem zwiedzających Polskę byli m.in. student chemii, studentka ekonomii, finansów, muzyki, turystyki czy filologii angielskiej. Wszyscy zgodnie podkreślali, że w kraju nad Wisłą zobaczyli, co to znaczy żyć w religijnej atmosferze i móc swobodnie manifestować swoją wiarę. W Chinach nie mają takiej możliwości. - Możemy im dać zastrzyk przeżywania wiary, zastrzyk Ducha Bożego, oni są tym zaskoczeni.

Oddychają tutaj życiem religijnym, katolickim. Nie mają tego w swojej ojczyźnie. W Chinach są podzieleni na Kościół oficjalny i podziemny. Są nawet tarcia między tymi grupami. Żyją w "morzu niechrześcijańskim". W swoich diecezjach stanowią 1-2 proc. katolików. Chcemy im dać możliwość przeżycia choć miesiąca w religijnej atmosferze - mówi ks. Antoni Koszorz, werbista, jeden z organizatorów pobytu chińskiej młodzieży w Polsce.

DEON.PL POLECA

Werbiści wraz z ruchem Światło-Życie zaprosili młodych Chińczyków już po raz szósty. Program ich pobytu to kilkudniowe zwiedzanie Polski - w tym roku odwiedzili m.in. Warszawę, Pieniężno, Kraków, Sopot, Malbork, Licheń, przeszli nawet 10 km z pielgrzymką na Jasną Górę. Punktem kulminacyjnym pobytu w Polsce były dla nich rekolekcje oazowe w Krościenku nad Dunajcem. Tam młodzież spędziła 15 dni. - Poprzez zapoznanie ich z naszą wiarą i kulturą chodzi o to, żeby wzmocnili swoją wiarę i doświadczywszy życia religijnego w kraju katolickim, mogli potem oddziaływać apostolsko w swoim kraju - mówi ks. Kosorz.

Pierwsze owoce już są. Maria, to jej imię chrzcielne, mówi, że po pobycie w Polsce ma jedno marzenie - chce założyć w Chinach grupę młodzieżową, która modliłaby się modlitwą spontaniczną. - Chińczycy są bardziej zamknięci, nie potrafią przy drugiej osobie powiedzieć, czego pragną. To ma swoje przełożenie na modlitwę. U nas nie ma czegoś takiego jak modlitwa spontaniczna. Na oazie mogłam powiedzieć Panu Bogu jakie są moje marzenia, obawy, pragnienia. Maria ma jeszcze jedno postanowienie: - Jak wrócę do Chin będę całować moją mamę! - mówi młoda studentka finansów. I dodaje, że ważne były dla niej spotkania z polskimi rodzinami. - U was jak ktoś kogoś lubi to to mówi, przytuli, pocałuje. W Chinach nie - nigdy nie mówiłam mamie, że ją kocham, nie przytuliłam się do niej, nie pocałowałam. U nas tak się nie robi.

24-letnia Chinka, studentka muzyki dodaje, że dopiero w Polsce poczuła, co to znaczy kraj katolicki. - Jak szczęśliwi są Polacy! Przy drogach stoją krzyże, figurki, pomniki, to jest wszędzie. Czułam, że Chińczycy są za daleko od Boga a Polacy za blisko! - mówi. I dodaje, że chciałaby, żeby w Chinach też tak było. - Tu doświadczyłam, że Bóg jest moim Ojcem, wcześniej modliłam się ze strachu. A modlitwa to też rozmowa a nie tylko litania czy różaniec. Ma też nadzieję, że coraz więcej Polaków będzie przyjeżdżało do Chin na misje.

- Mamy sygnały, że te osoby kontynuują kontakt z ruchem oazowym w Polsce, są liderami młodzieżowymi w swoich kościołach, księża z Polski z ruchu oazowego jeżdżą do Chin. To jest ułamek tego, co trzeba by dla tego wielkiego kraju robić, ale na tyle nas stać, więc próbujemy - mówi ks. Antoni Kosorz.

Jan, student chemii, mówi, że chciałby jeszcze do Polski wrócić. - Poznaliśmy nie tylko kulturę, atmosferę i gościnność Polaków, ale zobaczyliśmy też, jak wielka jest troska Kościoła w Polsce o Kościół w Chinach. Jan dodaje, że program oazy na początku wydawał mu się zbyt wymagający, jednak po kilku dniach czuł się jak ryba w wodzie. - Nie wiele rozumiałem, ale nie czułem się obcy. Mimo bariery językowej mam wrażenie, że się poznaliśmy. Ważne było też dla nich doświadczenie wspólnoty. W Chinach nie mają możliwości uczestniczyć w coniedzielnej Mszy św. Tutaj doświadczyli żywej wiary. Tam do kościoła chodzą raz w miesiącu, czasem rzadziej. - Czuję, że Kościół chiński nie jest sam w swoim cierpieniu, że Kościół powszechny nas wspiera - mówi młody student chemii.

Młodzi Chińczycy po polsku potrafią powiedzieć "W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego", Szczęść Boże, dziękuję, proszę, smacznego, Jezu ufam Tobie!, potrafią też zaśpiewać kilka religijnych piosnek. Polakom trudno było nawet wymówić ich chińskie imiona. Mimo bariery językowej młodzi z Chin i z kraju nad Wisłą szybko się zaprzyjaźnili. - Polacy byli bardzo ciekawi, przychodzili do naszej grupy, mieli dużo pytań, chcieli rozmawiać - mówi diakon Jan, w Polsce od 2007 roku, we wrześniu wraca do Chin, tam przyjmie święcenia kapłańskie. - Widzieli tyle ludzi, taką pobożność! W Chinach nigdy tego nie doświadczyli. Z zachwytem patrzyli na bazylikę w Licheniu.

W ostatnim dniu rekolekcji, kiedy dawali świadectwo, jedna z młodych Chinek podkreślała, że u nich czegoś takiego nie ma, na Mszę św. trzeba jechać 6 godz. w jedną stronę. Oni gromadzą się w domach. Nie widzieli, jak można odprawić taką uroczystą Mszę św., na której gra organista, to było dla nich niesamowite przeżycie. Mówią, że też chcieliby tak przeżywać wiarę, ale nie mogą - relacjonuje diakon Jan.

Są, jak mówią, już czwartym pokoleniem katolików w Chinach. Są wyraźnie dumni z tego, że urodzili się w rodzinach katolickich. I choć Kościół w Chinach jest ciągle prześladowany, oni wyjeżdżają z Polski z nadzieją i wiarą w to, że kiedyś w ich kraju będą mogli swobodnie wyznawać wiarę w Chrystusa.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Młodzież z Chin zakończyła pobyt w Polsce
Komentarze (1)
J
jasam
22 sierpnia 2014, 17:31
Jak można uczyć egzotycznych cudzoziemców "smacznego"! Wedle najnowszej mody to odzywka mało wytworna, po prostu w złym guście. Może jeszcze podsuńmy im "całuję rączki", "padam do nóżek" i "panie szanowny". Mała rzecz, a boli.