"Nie każdy nadaje się do pracy z więźniami "

(fot. Sebastian Niedlich (Grabthar)/flickr.com)
Łukasz Kasper / KAI / psd

Nie każdy wolontariusz nadaje się do pracy z więźniami, wielu rezygnuje już podczas szkoleń. Przeraża ich myśl, że strażnik zamknie drzwi, a oni zostaną sam na sam z więźniami – mówi w rozmowie z KAI Elżbieta Mirska, członkini i wolontariuszka Bractwa Więziennego – stowarzyszenia, które od 18 lat angażuje się w ewangelizację i wsparcie socjalno-terapeutyczne byłych i obecnych więźniów oraz ich rodzin. We wspomnienie Dobrego Łotra 26 marca przypada III Dzień Modlitw za Więźniów.

- Zawsze prosimy w modlitwach o to, by więźniowie dobrze wykorzystali czas, który spędzają w więzieniu oraz o to, aby ich życie się zmieniło na lepsze. Modlitwą obejmujemy też rodziny więźniów – to one są, nie zawsze zauważanymi, ofiarami wejścia ich bliskiego w konflikt z prawem. W więźniu zawsze staramy się dostrzegać człowieka, który cierpi, choć wiemy, że zasądzona kara jest zasłużona i adekwatna do jego czynów. Jednak to rodzina cierpi bardziej. Często więzień był jedynym żywicielem wielodzietnej rodziny. Gdy ojciec trafia za kratki, matka zostaje sama często z kilkorgiem dzieci i nikt jej nie pomaga.

Modlimy się też za tych, którzy wyszli na wolność i starają się ułożyć sobie życie. Nie jest łatwo. Byli więźniowie mają problemy ze znalezieniem i utrzymaniem pracy. Ciągną się za nimi nałogi: alkohol lub narkotyki. Potrzebują pomocy nie tylko socjalnej, ale i terapeutycznej, inaczej znowu trafią do więzienia. A to dla nich często jedyne wyjście w sytuacji, gdy sobie nie radzą na wolności.

DEON.PL POLECA

- Tam, gdzie docieramy, a jest to 55 jednostek penitencjarnych, widać, że więźniowie bardzo chcą, by o nich pamiętać w modlitwie. Modlą się też sami, przystępują do spowiedzi, pomagają w przygotowaniu oprawy Mszy św. i uczestniczą w niej.

- Bractwo Więzienne działa w oparciu o porozumienie z Dyrektorem Generalnym Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Umożliwia nam ono wstęp na teren jednostek penitencjarnych: aresztów śledczych i więzień, choć z tym bywa różnie. Organizujemy spotkania za pośrednictwem kapelana więzienia, najczęściej z grupami więźniów. Ostatnimi laty sytuacja się pogorszyła: zabrakło miejsc na spotkania, wiele świetlic zamieniono bowiem na cele. Kiedyś na spotkanie mogło przyjść nawet 20 więźniów, grupy były większe, dziś są to jednorazowo osadzeni z dwóch celi, więc przyjdzie dwóch lub trzech. Takich małych grup jest więc dużo. Bywa, że jeden wolontariusz spędza z więźniami 5-6 godzin.

Rzadziej przeprowadzamy rozmowy indywidualne. Wtedy też brakuje miejsca. Na korytarzach nie wolno, wykorzystujemy więc pokoje do przeszukań. Wszystko zależy od dobrej woli dyrektora więzienia.

- Najczęściej po prostu o życiu. Poruszamy też tematy związane z wiarą, wyjaśniamy przykazania, katechizujemy, by przygotować więźnia do sakramentów, jeśli tego chce. Dawniej przygotowywaliśmy przeważnie do sakramentu bierzmowania, obecnie coraz częściej więźniowie przystępują do chrztu lub pierwszej komunii.

Podczas takich rozmów więźniowie opowiadają o swoim życiu. Są to często bardzo wzruszające historie osobiste, z których wyłania się smutny schemat: od domu dziecka przez dom poprawczy do więzienia. Życie bez bliskich relacji z rodziną, w samotności. Z rozmów i choćby krótkotrwałych emocji wiem, że w wielu z nich jest postanowienie zmiany dotychczasowego życia, chęć poprawy. Życie na wolności różnie potem weryfikuje takie postanowienia.

- Podczas pierwszej rozmowy dziwią się, że ktoś przychodzi do nich bezinteresownie, chce z nimi rozmawiać, nie żądając za to zapłaty. Ale bardzo za to dziękują. Bardziej potrzebują wsparcia więźniowie z dłuższymi wyrokami, widać to w ich oczach. Ci z krótkim wyrokiem myślami są już poza murami więzienia. Bardziej myślą o kolegach na wolności niż o rozmowie z nami.

O rozmowę proszą także więźniowie niewierzący. Od razu mówią, by nie proponować im przygotowań do sakramentów. Rozmowa schodzi więc na tematy ogólne. Z czasem zaczynają jednak przychodzić na spotkania, ale nie przystępują do spowiedzi. W końcu decydują się zaakceptować wszystkie zasady, czemu nierzadko towarzyszą ogromne emocje. Raz przygotowujący się do Pierwszej Komunii dwumetrowy, wytatuowany recydywista, nie bacząc na strażników, po spowiedzi uklęknął wprost przede mną na korytarzu, płacząc i mówiąc, że już zrozumiał swój błąd i nigdy nie wróci do więzienia.

- Z zawodu jestem inżynierem. Przez ostatnie lata uczyłam w szkole matematyki. Teraz jestem na emeryturze, jak większość członków Bractwa. Należę do Odnowy w Duchu Świętym, z której wywodzi się wielu naszych wolontariuszy. W Odnowie od dawna modlono się za więźniów. Któregoś roku do bierzmowania w Areszcie Śledczym na warszawskiej Białołęce zgłosiło się ponad 200 więźniów. Brakowało jednak wolontariuszy do przygotowania do sakramentu, dlatego zgłosiłam się do pomocy, choć początkowo nie wiedziałam co robić. Czasy nauczycielskie okazały się wsparciem. Dziś nie wszyscy, którzy chcą pomagać, zostają w stowarzyszeniu. Wielu wolontariuszy rezygnuje już podczas wstępnych szkoleń. Przeraża ich myśl, że kiedyś strażnik zamknie drzwi świetlicy, a oni zostaną sam na sam z więźniami.

- Tak, to najczęściej Msze św., które odprawiane są w trzy dni: soboty, niedziele i poniedziałki. Nie wszyscy więźniowie mogą się ze sobą kontaktować, stąd trzeba ich rozdzielić na grupy. Organizujemy im też przynajmniej namiastkę świąt Bożego Narodzenia. Jest poczęstunek wigilijny i dzielenie się opłatkiem. Podczas Mikołajek i Dnia Dziecka współorganizujemy spotkania z rodzinami. Służba więzienna podchodzi do naszych inicjatyw raczej ze zrozumieniem.

- W więzieniu trudno o pracę, więźniowie o niej marzą. Dlatego pomagamy im w znalezieniu zajęcia. W ub. roku zorganizowaliśmy w areszcie w Grodzisku Mazowieckiem warsztaty plastyczno-literackie. Wielu więźniów nigdy wcześniej nie malowało czy pisało, tam odkryli wreszcie coś dla siebie.

Inną akcją jest pisanie listów. Rocznie dostajemy ich od więźniów kilka tysięcy z całej Polski, staramy się odpowiedzieć na wszystkie. Niektórzy wolontariusze mają już stałych wieloletnich korespondentów, czasem skazanych na dożywocie. Liczba listów wzrasta szczególnie przed świętami. Na początku wyrażane przez nich myśli są powierzchowne. Z czasem pojawia się po prostu tak wielka potrzeba pisania, że w listach powstają istne „traktaty filozoficzne” o życiu.

Rozmawiał

***

Stowarzyszenie Bractwo Więzienne działa w Polsce od 1993 r. Zrzesza 700 wolontariuszy, z których 300 czynnie angażuje się w ewangelizację i wsparcie socjalno-terapeutyczne byłych oraz obecnych więźniów, a także ich rodzin. Członkowie Bractwa docierają do 55 ze 160 jednostek penitencjarnych w Polsce, w których przebywa ok. 50 tys. więźniów. Przygotowują chętnych do przyjęcia sakramentów, prowadzą indywidualne rozmowy z więźniami, wysyłają im paczki, pomagają w rozwiązywaniu konfliktów rodzinnych, wyświetlają filmy religijne, prowadzą biblioteki. Przyjmując chętnych do współpracy, Bractwo liczy na ich dojrzałość religijną. Wolontariusze wywodzą się m.in. z Odnowy w Duchu świętym, Legionu Maryi, Ruchu Rodzin Nazaretańskich, Drogi Neokatechumenalnej, Sodalicji Dobrego Łotra, Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Prezesem Bractwa jest Bernardyna Wojtkowska. Strona: www.bractwowiezienne.ruchy.opoka.org.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Nie każdy nadaje się do pracy z więźniami "
Komentarze (1)
FS
fusz SW
18 marca 2011, 19:01
Dużo nieścisłości i błędów w tej rozmowie... Proponuję to zweryfikować.