Sto lat temu kard. Wyszyński został księdzem. Oto 10 haseł jego regulaminu życia

Fot. CC0 / commons.wikimedia.org
KAI / tk

Sto lat temu, 3 sierpnia 1924 roku, kleryk Stefan Wyszyński przyjął w katedrze we Włocławku święcenia kapłańskie. Po latach, już jako Prymas Polski, wspominał: „Gdy przyszedłem do katedry, stary zakrystian, pan Radomski, powiedział do mnie: «Proszę księdza, z takim zdrowiem to chyba raczej trzeba iść na cmentarz, a nie do święceń»”.

W najbliższą niedzielę, 4 sierpnia, w katedrze włocławskiej sprawowana będzie uroczysta Msza św. z okazji rocznicy święceń kapłańskich błogosławionego Stefana Wyszyńskiego. Liturgii transmitowanej w TVP Polonia będzie przewodniczył biskup włocławski Krzysztof Wętkowski.

Wydarzenie sprzed stu lat obrosło anegdotami, z których wyłaniają się dramatyczne okoliczności tych święceń. Przeszkód namnożyło się wiele. Grupie siedemnastu diakonów święceń kapłańskich miał udzielić bp Stanisław Zdzitowiecki w uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła 29 czerwca 1924 r. Jednakże z tego grona – dwóch zostało wcześniej wysłanych na studia w Lille, a diakon Stefan Wyszyński trafił do szpitala.

DEON.PL POLECA

Przeszkoda wieku

Oprócz fatalnego zdrowia, przeszkodą do przyjęcia w tym dniu święceń był wiek ks. Stefana Wyszyńskiego. Według wówczas obowiązującego Kodeksu Prawa Kanonicznego kandydat do święceń kapłańskich musiał mieć ukończone dwadzieścia cztery lata życia. Stefan Wyszyński urodził się 3 sierpnia 1901 r. Stąd pomimo dyspensy biskupiej, która mogła skrócić wiek kanoniczny o jeden rok i tak nie spełniało to wymogów prawa. Ostatecznie święcenia przyjął w dniu swoich dwudziestych trzecich urodzin, co i tak stanowiło uchybienie, gdyż według przepisów prawa wiek kończy się dopiero z upływem rocznicy dnia urodzenia.

Regulamin życia kard. Wyszyńskiego

Ks. Stefan Wyszyński przygotowywał się do przyjęcia święceń poprzez odprawienie rekolekcji, które rozpoczął wspólnie z kolegami ze swego rocznika, lecz musiał je przerwać i dokończyć samodzielnie w szpitalu. Sam wspominał: „Moi koledzy 29 czerwca poszli na święcenia, a ja do szpitala. Tam ledwo uszedłem śmierci” (Warszawa, 3 sierpnia 1965 r.). Podobnie jak św. Maksymilian Maria Kolbe, spisał wówczas swój regulamin życia, który później nosił w brewiarzu:

  • Mów mało – żyj bez hałasu – cisza.
  • Czyń wiele, lecz bez gorączki, spokojnie.
  • Pracuj systematycznie.
  • Unikaj marzycielstwa – nie myśl o przyszłości, to rzecz Boga.
  • Nie trać czasu, gdyż on do ciebie nie należy; życie jest celowe, a więc i każda w nim chwila.
  • We wszystkim wzbudzaj dobre intencje.
  • Módl się często wśród pracy – sine me nihil potestis facere (beze Mnie nic nie możecie uczynić J 15,5).
  • Szanuj każdego, gdyż jesteś odeń gorszy: „Bóg pysznym się sprzeciwia” (por. Jk 4,6).
  • Omni custodia serva cor tuum, quia ex ipso vita procedit („Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło” Prz 4,23).
  • Misericordias Dei in aeternum cantabo (Miłosierdzie Boże na wieki wyśpiewywał będę” Ps 89,2).

Święcenia kapłańskie zostały wstrzymane, gdyż Stefan Wyszyński w tym czasie trafił do szpitala. Ponownie więc rozważano jego dalsze losy, łącznie z wydaleniem z seminarium.

Złe rozeznanie choroby

Z perspektywy pół wieku Prymas Tysiąclecia wspominał o kulisach ówczesnego pobytu w szpitalu: „Na skutek rozeznania dr. Piaseckiego, lekarza zakładowego, zostałem skazany «na paratyfus». Trzymano mnie miesiąc na ostrej diecie. Doszedłem do zaniku sił, nie mogłem się ruszać (...) Przypadek sprawił, że przyszedł dr N. w zastępstwie ordynatora. Rozeznał, że nie ma tu paratyfusu, tylko zajęte szczyty płuc. Trzeba by stąd pospiesznie wyjść, ale może już jest zaciągnięty tyfus w otoczeniu…”.

Według innych relacji wspomnianym zastępcą ordynatora miał być lekarz żydowskiego pochodzenia, który rozpoznał chorobę i podjął właściwe leczenie, czym ocalił życie Stefana Wyszyńskiego: „Co ksiądz tu robi – miał zapytać diakona Wyszyńskiego badający go lekarz, Żyd. Ksiądz nie ma tyfusu, tylko ostre zapalenie płuc. Ja księdza wyleczę. Jeszcze ksiądz biskupem zostanie”.

Siostra szarytka

Do ocalenia ks. Stefana Wyszyńskiego walnie miała przyczynić się siostra zakonna. Sam prymas wspominał: „Ratowała mnie siostra Benigna, osłaniała przed ludźmi, którzy tu umierali dość często. Wynoszono ich do sali, przez którą przechodziłem do łazienki. Siostra Benigna była jedyną osobą, która się o mnie troszczyła. Z seminarium nikt nie przyszedł, z kolegów, zajętych prymicjami, też nikt”. Tą siostrą była Józefa Seipp (Sejpp) ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, zwanych potocznie szarytkami.

Ostateczną decyzję odnośnie losów ks. Stefana Wyszyńskiego musiał podjąć biskup włocławski Stanisław Zdzitowiecki. I tu ponownie z pomocą przyszła siostra Benigna. Spore światło na okoliczności dopuszczenia do święceń ks. Stefana Wyszyńskiego rzucił arcybiskup Bronisław Dąbrowski. Urodził się on w Grodźcu, w diecezji włocławskiej, znał środowisko włocławskie i był jednym z najbliższych współpracowników Prymasa Tysiąclecia, stąd jego relacja wydaje się bardzo wiarygodna. Według niego: „Siostra tak przejęła się tym bólem chorego, że kiedy robiła zastrzyk biskupowi Zdzitowieckiemu – ordynariuszowi diecezji włocławskiej, wtedy zapytała: «Dlaczego diakon Wyszyński nie może być kapłanem?». Ksiądz Biskup na to odpowiedział: «Trupa się nie święci». Wówczas siostra zaindagowała: «Co wczoraj ksiądz biskup mówił w czasie święceń? Mówił ksiądz biskup, że Msza Święta ma tak wielką wartość, iż warto wyświęcić człowieka dla odprawienia tylko jednej Mszy Świętej». Ksiądz Biskup zastanowił się…”.

Ta rozmowa z siostrą zakonną wpłynęła na decyzję o udzieleniu święceń kapłańskich Stefanowi Wyszyńskiemu. Zważywszy na odwołanie się do słów z dnia święceń, decyzję o wyświęceniu Stefana Wyszyńskiego biskup podjął 30 czerwca 1924 r.

Czy może przekonała biskupa strzykawka w dłoni siostry? Niekoniecznie. Już wcześniej bp Stanisław Zdzitowiecki uratował kleryka Stefana przed dyscyplinarnym wyrzuceniem z Seminarium Duchownego we Włocławku. Miało to miejsce, gdy klerycy niesieni młodzieńczą rozrywką na korytarzu „rozgrzewali się”. W tę gromadę wszedł ks. prof. Borowski. Klerycy też go „rozgrzali”. Po skończonej przepychance ks. Borowski wpadł do pokoju profesorskiego i wołał: „Łapać łobuzów”. Wszyscy uciekli. Zostało tylko siedmiu alumnów na korytarzu. Wśród nich był kleryk Wyszyński.

Następnego dnia księża profesorowie udali się do biskupa Stanisława Zdzitowieckiego, sugerując konieczność usunięcia tej grupy kleryków z seminarium. Gdy biskup spostrzegł na sporządzonej liście swego ceremoniarza zapytał: „Tego też?” i podsumował: „To wobec tego żaden” i wówczas nie usunięto z listy kleryków również Stefana Wyszyńskiego.

Bp Stanisław Zdzitowiecki był człowiekiem o wielkim, ojcowskim sercu. Sam Prymas Tysiąclecia wspominał: „Gdy nieraz badam swoje sumienie, nie przypominam sobie ani jednej myśli, ani jednego słowa, które byłoby skierowane, chociażby najbardziej wewnętrznie, przeciwko memu biskupowi czy moim zwierzchnikom. Tego mnie nauczył sędziwy biskup Zdzitowiecki, który był mężem Bożym, mężem Kościoła Chrystusowego” (Jasna Góra, 24 sierpnia 1961 r.). Nie było tu jednak czasu na długie indywidualne rozstrzyganie za i przeciw udzielenia święceń schorowanemu diakonowi, którego stan nie rodził nadziei na daleką przyszłość.

Święcenia kapłańskie w kaplicy Matki Bożej

- Wszystko to zaczęło się tutaj, a miało skończyć gdzie indziej… w szpitalu. Jednakże nie skończyło się. Od tamtej chwili czuję, że ciągnę nie swoimi siłami, tylko mocami Bożymi – powiedział prymas Wyszyński we Włocławku wspominając początek kapłaństwa.

W kaplicy jego święceń kapłańskich znajduje się w ołtarzu obraz Matki Bożej. Jest to kopia wizerunku Matki Bożej Śnieżnej, którego oryginał znajduje się w Bazylice Matki Bożej Większej w Rzymie. Obraz nosi wymowną nazwę Salus Populi Romani. „Salus” można z łaciny przetłumaczyć jako ocalenie, zbawienie, zdrowie i to zdrowie było darem Matki Bożej dla kapłana, który po latach wspominał: „Gdy miano mi udzielić święceń, zastanawiano się, gdzie one mają być: w prezbiterium katedry czy w kaplicy prywatnej biskupa? Zdecydowano, że w kaplicy Matki Bożej w katedrze włocławskiej. Byłem wdzięczny ludziom, którzy podjęli tę decyzję, za taki właśnie wybór. To mi dodawało otuchy. Skoro wyświęcono mnie na oczach Matki, która patrzyła na Mękę swojego Syna na Kalwarii, to już Ona zatroszczy się, aby reszta zgodna była z planem Bożym” (Włocławek, 18 września 1974 r.).

- Tak się wszystko układało, że tylko miłosierne oczy Matki Najświętszej patrzyły na ten dziwny obrzęd, który miał wówczas miejsce. Byłem tak słaby, że wygodniej było mi leżeć krzyżem na ziemi, niż stać (Stryszawa, 1 sierpnia 1965 r.).

Gdy 18 września 1974 r. prymas celebrował Mszę św. w katedrze włocławskiej, otrzymał jako dar od biskupa Jana Zaręby i diecezji włocławskiej kopię obrazu Matki Bożej z kaplicy katedry włocławskiej, w której otrzymał święcenia kapłańskie.

Świadkowie

Jak schorowanym był wówczas Stefan Wyszyński świadczą słowa zakrystiana, o czym wspominał sam prymas: „Gdy przyszedłem do katedry, stary zakrystian, pan Radomski, powiedział do mnie: «Proszę księdza, z takim zdrowiem to chyba raczej trzeba iść na cmentarz, a nie do święceń»” (Stryszawa, 1 sierpnia 1965 r.).

Prymas Tysiąclecia wspominał: „Byłem święcony przez chorego, ledwo trzymającego się na nogach bp. Wojciecha Owczarka. Ale i ja czułem się niewiele lepiej. Podczas Litanii do Wszystkich Świętych, spoczywając na posadzce, lękałem się chwili, gdy trzeba będzie wstać. Czy zdołam utrzymać się na nogach? Taki był stan mojego zdrowia” (Włocławek, 18 września 1974 r.).

Uroczystość święceń miała skromny, wręcz kameralny charakter. W kaplicy była zaledwie garstka osób. Sam prymas mógł wyliczyć świadków na palcach jednej ręki: „Zachowuję we wdzięcznej pamięci bp. Owczarka, który wziął na siebie odpowiedzialność za mnie. Pamiętam również ks. Stefana Petrykowskiego, notariusza Kurii Włocławskiej, który był podczas moich święceń współcelebransem i miał za zadanie wspierać biskupa i mnie. Wspominam z wdzięcznością jedynego kolegę, który był obecny w czasie moich święceń – ks. Józefa Dunaja i siostrę moją, która wówczas mi towarzyszyła. Pamiętam także o czcigodnym zakrystianie, panu Radomskim”.

Obrazek prymicyjny

Ks. Stefan Wyszyński na obrazku prymicyjnym umieścił jako motto słowa z Drugiej Księgi Samuela w przekładzie zaczerpniętym z Wulgaty: „Cóżem ja jest, Panie Boże, i co za dom mój, iżeś mię przywiódł aż dotąd?” (2 Sm 7,18). Poniżej słowa Psalmu: „Cóż oddam Panu za wszystko dobre, które mi wyświadczył?” (Ps 116,12). Umieścił na obrazku również modlitwę za kapłana: „Wszechmogący i miłosierny Boże, któryś przez nieskończoną łaskę swoją raczył powołać do sprawowania Przenajświętszej Ofiary sługę Twego STEFANA, wysłuchaj próśb naszych i spraw, aby łaską Twoją świętą wspomagany coraz więcej stawał się godnym powołania swego i aby błogosławieństwo Twoje uświęcało słowa jego i prace. Przez Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Amen. Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serce moje, według Serca Twego”.

Znalazła się tam też informacja, iż Mszę św. prymicyjną miał odprawić 6 lipca 1924 r. we Wrociszewie. Jednakże ze względu na chorobę i przesunięcie terminu święceń kapłańskich na 3 sierpnia, ks. Stefan Wyszyński odprawił Mszę św. prymicyjną 5 sierpnia na Jasnej Górze, co też własnoręcznie poprawiał na wielu obrazkach. Tego dnia przypadało w liturgii wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Śnieżnej. Tytuł ten nosi wspomniany obraz, przed którym został wyświęcony. Dzień ten był więc dalszym promieniem łask, które Maryja wyjednała dla przyszłego Prymasa Polski.

Natomiast we Wrociszewie, gdzie mieszkał jego ojciec, celebrował prymicje 6 sierpnia 1924 r. Po latach mógł podsumować: „Jestem kapłanem, który wyrósł pod skrzydłami Świętej Matki – Kościoła włocławskiego, który swego ducha wypielęgnował w Katedrze Włocławskiej, który wziął wychowanie kapłańskie od doświadczonych profesorów i wychowawców tego sławetnego seminarium”.

Źródło: KAI / tk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sto lat temu kard. Wyszyński został księdzem. Oto 10 haseł jego regulaminu życia
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.