Weekendowy przegląd filmowy
To pierwszy taki weekend, gdy wśród premier nie ma amerykańskiego filmu. Mamy za to niemiecką komedię i dokument oraz trzy dramaty: francuski, rosyjski i wietnamski. Iście światowa mieszanka.
Zinos (Adam Bousdoukos), Grek i właściciel podupadającej restauracji Soul Kitchen, zostaje nieoczekiwanie porzucony przez dziewczynę. Podłamany sercowym niepowodzeniem, zaniedbuje lokal, dając wolną rękę pracownikom. W restauracji zaczyna panować radosna anarchia. Kucharz gotuje to, co zawsze chciał gotować. DJ porywa ludzi do tańca między posiłkami, a awangardowi artyści urządzają performance za performancem. Ku zaskoczeniu Zinosa, lokal zyskuje wielką popularność wśród mieszkańców Hamburga.
Turecki reżyser – zwany przez niektórych sumieniem mulitkulturowych Niemiec – Faith Akin („Głową w mur”, „Na krawędzi nieba”, „Życie jest muzyką”) serwuje nam tym razem obraz lekki jak muzyka i łatwostrawny jak dieta śródziemnomorska. „Soul Kitchen” bowiem to nie film o problemach asymilacji i przełamywaniu barier kulturowych, a bezpretensjonalna opowieść o radości życia.
Hinduski guru Maharishi Mahesh Yogi stał się legendą za życia. Stworzył formułę medytacji transcendentalnej, którą obdarowywał najbardziej prominentne osobistości świata. Inicjował gwiazdy: zespół The Beatles, Mię Farrow i Clinta Eastwooda. Potrafił rozmawiać z ludźmi i zdobywać ich zaufanie. Przez kilka dziesięcioleci stworzył bajecznie bogatą organizację, liczącą 6 milionów wyznawców. Mówił, że najbardziej zależy mu na utrzymaniu światowego pokoju.
David Sieveking, młody niemiecki filmowiec, odkrywa, że jego idol, reżyser David Lynch, praktykuje medytację Maharishiego i wierzy, że jest ona drogą do spełnienia. Zapatrzony w mistrza filmowiec spotyka się z reżyserem, uważnie wsłuchuje się w jego słowa, uiszcza 2 tysiące euro wpisowego i rozpoczyna przygodę z medytacją transcendentalną.
Śmierć guru uruchamia problemy, walkę o sukcesję i rozłamy wewnątrz ruchu. Władze nie życzą sobie tak niewygodnego świadka jak ekipa filmowa. Główną osią dokumentu Sivekinga jest odkrywanie prawdy o organizacji Maharishi Foundation Ltd i o naturze sekty jako takiej
„David chce odlecieć” to nie tylko jednak film demaskujący organizację Maharishi Foundation LTD. i samego Davida Lyncha - który grozi Sievekingowi procesem - to także opowieść o samym Sievekingu, którego tropienie Lyncha i demaskowanie medytacji transcendentalnej stało się prawdziwą obsesją.
Céline pochodzi z bogatej mieszczańskiej rodziny, jej ojciec jest ministrem. Dziewczyna czuje się w domu zupełnie obca. Ucieka w swój własny świat. Studiuje teologię i postanawia oddać się całkowicie Bogu, wstępując do zakonu.
Gorąca wiara oraz ekstremalne religijne zachowania Céline poważnie niepokoją matkę przełożoną. Dziewczyna zostaje usunięta z zakonu i wraca do rodzinnego domu. Próbuje odnaleźć prawdę o sobie, ale otaczający świat okazuje się nieprzychylny dla naiwnej i szczerej dziewczyny. Kiedy Céline poznaje islamskiego fundamentalistę - Nassira – odnajduje w nim bratnią duszę, równie silnie oddaną Bogu, choć rozumiejącą to oddanie w skrajnie fundamentalistyczny sposób.
Jak pisze Janusz Wróblewski z „Polityki” nie jest to film o apostazji, a o błądzeniu i zaślepieniu, które prowadzi do katastrofy.
Samotna wyspa polarna Aarczym na Oceanie Arktycznym. Na stacji badawczej znajduje się dwóch mężczyzn. Siergiej (Sergei Puskepalis) prowadzi bardzo ważne pomiary meteorologiczne, natomiast Paweł (Grigoriy Dobrygin), jest świeżo upieczonym absolwentem studiów, odbywającym praktyki.
Wkrótce na wyspę przybędzie statek, który ma zabrać Siergieja i zakończyć jego kilkuletni pobyt na wyspie. Mężczyzna jest podekscytowany powrotem na ląd do żony i syna. Pod nieobecność Siergieja, Paweł odbiera tragiczny radiotelegram. Jednak nie potrafi przekazać go współtowarzyszowi i zataja wiadomość.
Inspiracją do powstania filmu, były wydarzenia, które miały miejsce na biegunie w 1912 roku, a ich uczestnikami byli N. V. Pinegin i rosyjski podróżnik Georgio J. Sedov.
„Jak spędziłem koniec lata” to surowa jak arktyczny klimat i bezczasowa opowieść o konflikcie między surową dojrzałością a lekkomyślną młodością, między tym co stare a nowe. To także film o niemożliwości porozumienia się, o trudnej, niemalże ojcowsko-synowskiej relacji, która, zamiast zbliżać, oddala.
Mały Bi mieszka z rodzicami, ciotką i kucharką w starym domu w Hanoi. Ważnym wydarzeniem w życiu rodziny jest przyjazd schorowanego dziadka chłopca, który przez lata przebywał za granicą. Między Bi, a starym człowiekiem rodzi się silna więź.
„Nie bój się, Bi” to intymny obraz wietnamskiej rodziny, w której każdy jej członek jest wirującym wokół własnej orbity atomem. Film to opowieść o rozbitych więzach rodzinnych, niespełnionych marzeniach i rozpaczliwym poszukiwaniu własnej tożsamości.
Ciekawa jest relacja 6-letniego Bi ze starym dziadkiem. Czyżby tylko dziecięca niewinność i starcza obojętność i dystans było lekarstwem na szaleństwo ludzkich pragnień i niemożność ich spełnienia?
Skomentuj artykuł