Tak wyglądały Msze Święte w czasie Powstania Warszawskiego
"Żołnierze klęczeli dokoła w modlitwie, kiedy nagle pojawiły się nad nami bombowce niemieckie. Ściany trzęsły się do fundamentów".
"Jak wyglądała powstańcza msza?" - "Tygodnik Powszechny" zapytał księdza Wacława Karłowicza 60 lat po Powstaniu.
Odparł: "Normalnie. Co prawda nie było ołtarza, lecz stół przykryty zwyczajnym obrusem, który dali ludzie, i odprawiało się Mszę. Kielich i monstrancję mieliśmy".
Ksiądz Karłowicz zawsze myślał, jak w czasie mszy uchronić wiernych przed atakiem. "Kiedy odprawiałem, dbałem o to, by ludzie nie stawali w jednym miejscu, tylko rozrzuceni przez szerokość ulicy, żeby w razie uderzenia pocisku nie było masakry" - opowiadał "Tygodnikowi Powszechnemu".
Na msze przychodzili powstańcy i cywile. Często można było zobaczyć rannych z powstańczych szpitali, niektórych bez nóg, bez rąk.
6 sierpnia, w pierwszą niedzielę Powstania, na Powiślu odprawiał mszę ojciec Czartoryski, kapelan oddziału "Konrad". Było jeszcze w miarę spokojnie. Ołtarz ustawiono na podwórzu przy ulicy Smulikowskiego. Przyszli żołnierze i okoliczni mieszkańcy, nastrój był odświętny.
Sanitariuszka Krystyna Wiśniewska-Zotkiewicz "Gejsza" tak to zapamiętała: "Było to dla nas wielkie, wzruszające i podniosłe wydarzenie. Oto na kawałku wolnej ojczyzny mogliśmy prawdziwie po katolicku, z Bogiem, przeżyć pierwszą niedzielę Powstania. Ojciec Michał wspaniale pomógł nam uświadomić sobie wagę tych przeżyć".
I dalej: "Dzięki ojcu Michałowi było nam lżej w czasie trudnych chwili i po nich, mieliśmy odwagę przed tym, co nas czekało, i wiarę w słuszność naszego wyboru, bo walczyliśmy o wolną Polskę z błogosławieństwem Bożym".
Ale powstańcy nigdy nie zapominają, że toczy się walka. Nawet gdy się modlą. Ksiądz Jan Zieja, pseudonim "Rybak", pamięta z Mokotowa taki obrazek: odprawia przy ulicy Grażyny, w pobliżu trwają zaciekłe walki. Wszyscy żołnierze idą do komunii. Zieja kończy mszę i chce im pobłogosławić, ale gdy odwraca się od ołtarza, sala jest pusta - wszyscy pobiegli walczyć. "Cały bezsens naszej walki staje mi się sensem, kiedy Ojciec podnosi Hostię i Kielich" - powie do księdza Józefa Warszawskiego porucznik Andrzej Romocki "Morro", dowódca kompanii "Rudy" w batalionie "Zośka".
Kończy się msza. Żołnierze śpiewają Boże, coś Polskę ze zmienionym refrenem: "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Dodają zwrotkę: "Jedno Twe słowo, wieczny niebios Panie, z prochów nas znowu podnieść będzie zdolne, a gdy zasłużym na Twe ukaranie, obróć nas w prochy, ale prochy wolne".
Generał Tadeusz Bór-Komorowski pamięta mszę w hallu PKO u zbiegu Świętokrzyskiej i Jasnej. Była tam kwatera Komendy Głównej AK. "Bór" wspomina:
"Żołnierze klęczeli dokoła w modlitwie, kiedy nagle pojawiły się nad nami bombowce niemieckie. Ściany trzęsły się do fundamentów i miałem wrażenie, że lada chwila cały strop ugodzony następną bombą runie nam na głowy. Za każdym nowym poszumem lecącej bomby ludzie mimo woli kurczyli się w sobie, pochylając głowy.
Spojrzałem na księdza stojącego u ołtarza. Odprawiał nabożeństwo, jakby to było w najzacniejszym kościółku. Za jego przykładem obecni na mszy przestali zwracać uwagę na niebezpieczeństwo i modlili się spokojnie dalej, mimo coraz bliższych i coraz gwałtowniejszych wybuchów".
Generał doda:
"Wspominam ten epizod jako przykład zachowania się księży, którzy nie tylko do ostatka pełnili swe obowiązki, ale zawsze świecili przykładem w spełnianiu swych zadań".
Zobacz także najnowszy spot z okazji 74. rocznicy Powstania Warszawskiego:
Fragment pochodzi z książki "DUCH 44. Siła ponad wolnością"
Skomentuj artykuł