Gdy uszy słyszą Haendla, a ciało podpowiada Sex Pistols

(fot. shutterstock.com)
/ Ewelina Krajczyńska / pk

Choć ciało pomaga nam w odczuwaniu i produkcji dźwięków, w Europie tę cielesną ekspresję odsunęliśmy na dalszy plan. Dlatego, nawet jeśli na koncercie muzyki Haendla mamy chęć ruszać się jak do muzyki Sex Pistols, to raczej tego nie zrobimy. Chyba, że ktoś jest nieskrępowanym konwencjami chemikiem.

Kilka lat temu chemik dr David R. Glowacki wybrał się na koncert muzyki Haendla. Słyszane dźwięki - jak sam później mówił - napełniły go taką energią, że wstał, zaczął gestykulować i zachęcać innych, aby też dali się porwać muzyce. Niestety fascynującego koncertu nie wysłuchał do końca, bo z dostojnej sali koncertowej wyrzuciła go ochrona. Później wyjaśniał, że choć może rzeczywiście złamał przyjęte reguły, to energia muzyki Haendla była dla niego tak silna, jak w muzyce punkrockowej, do której przecież tańczy się pogo.

- W wielu pozaeuropejskich kulturach oczywistym jest, że używamy ciała, aby wchodzić w interakcję z muzyką, np. tańczyć czy grać na instrumencie. Muzyka zawsze była w nich związana z ciałem, ruchem, ekspresją cielesną. Właśnie ta ekspresja cielesna pozwala nam na budowanie poczucia bycia częścią grupy i nadaje smak naszym codziennym interakcjom z muzyką - przypomina w rozmowie z PAP Jakub Matyja, absolwent University of Edinburgh, na co dzień pracujący w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN (IFIS PAN) oraz na University of Huddersfield w Wielkiej Brytanii. - W naszej kulturze nastąpiło natomiast swoiste "odcieleśnienie" muzyki. Pojawiło się przekonanie, że muzykę klasyczną trzeba analizować, siedzieć, słuchać i zachwycać się, a nie reagować na nią spontanicznie.

DEON.PL POLECA

Zdaniem Matyi przykład chemika-melomana to jeden z wielu dowodów pokazujących, że w teorii naszej europejskiej muzyki "coś nam nie wyszło". - We współczesnej empirycznej muzykologii zastanawiamy się między innymi nad tym, w jaki sposób przywrócić ciało do łask i zrozumieć jego rolę w percepcji i produkcji muzyki - przekonuje Matyja.

A ciało - w tej percepcji - pomaga nam nawet wtedy, gdy jadąc autobusem słuchamy rytmicznej piosenki i wprost nie możemy usiedzieć w miejscu, ale przyjęte normy zachowania powstrzymują przed spontanicznym tańcem. - Podczas słuchania muzyki aktywują się bardzo różne obszary mózgu, włącznie z korą motoryczną i korą wzrokową. Badanie muzyki jest ciekawe, bo angażuje ona wszystkie zmysły - wyjaśnia Matyja.

Choć od dawna mówi się, że ciało kształtuje percepcję i produkcję muzyki, to dotychczas zagadnienie to pozostawało w obrębie metafor i języka. Mówimy na przykład, że jakiś utwór nas wciąga; albo o tym, że w zatapiamy się w muzyce. Jednak dopiero teraz naukowcy zaczynają się zastanawiać, jak empirycznie badać wpływ muzyki na nasze ciało, i na co - jakie parametry - zwracać uwagę w naszym organizmie. Słowem: jak język metafor przenieść na badania.

- Z jednej strony patrzy się na podłoże fizjologiczne naszych interakcji z muzyką - czyli na to, co muzyka powoduje w organizmie, np. szybsze bicie serca, synchronizację ruchów. Z drugiej strony są też badania głębsze, dotyczące tego, jak percepcja muzyki wpływa na nasz układ immunologiczny. Dopiero teraz pojawiają się pomysły, jak to wszystko badać, jak "odczarowywać" metafory, których używamy mówiąc o muzyce - opisuje Jakub Matyja.

W IFIS PAN Matyja zajmuje się badaniem tego, w jakiś sposób nasza wiedza empiryczna może rozjaśnić problematykę wyobraźni muzycznej, w tym faktu, że potrafimy konstruować przeróżne metafory do opisu naszych interakcji z muzyką.

Pole badań nad "ucieleśnionym poznaniem muzycznym" - tym, w jaki sposób muzyka napełnia nas energią i w jaki sposób możemy to okazywać (ang. Embodied music cognition) - jest coraz obszerniejsze. W Wielkiej Brytanii naukowcy przeprowadzali badania na osobach cierpiących na nowotwory i przechodzących dodatkową terapię muzyczną. Sprawdzali, jak ciągła relacja z muzyką zmienia ich postrzeganie świata i choroby.

Tymi badaniami zainspirował się właśnie Jakub Matyja i w ramach swojej pracy doktorskiej na University of Huddersfield w Wielkiej Brytanii przeprowadził serię pogłębionych wywiadów ze studentami klasy gitary. Badani siadali w pokoju z własną gitarą i opowiadali o emocjonalnym stosunku do niej. W trakcie tych rozmów ich przyjemnym zadaniem było improwizowanie do piosenki Seven Nation Army zespołu The White Stripes.

Każdy z wywiadów pokazywał, że studenci postrzegają instrumenty, na których grają jak oczywistość, wręcz przedłużenie ciała. Jedna z badanych powiedziała, że nie pozwala obcym nawet dotykać swojej gitary, bo dziwnie się wtedy czuje. - Grając na swoich instrumentach sprawni muzycy właściwie przestają o tym myśleć. Podobnie dzieje się w przypadku każdego sprawnego rzemieślnika. Swojego narzędzia używa on bezwiednie aż do momentu, kiedy coś się zepsuje. Wtedy ta więź znika - mówi Matyja.

Inny z przepytywanych przez Matyję studentów przyznał, że podczas gry na gitarze elektrycznej ma on wrażenie kontaktu z dzikim zwierzęciem. - Zdaje sobie jednak sprawę, że choć zwykle nad nim panuje, to - jeśli zdarzy się coś niespodziewanego np. pęknie struna - to może mu się ono wyrwać spod kontroli - opisał badacz.

- Oprócz tego, co mówią, interesował mnie sam sposób, w jaki się wypowiadają, jakich metafor używają, jak gestykulują, jaka jest ich interakcja z instrumentem, jak interpretują świat muzyki i grę na gitarze - wyjaśnił Matyja. - W moim badaniu chodziło o to, aby za pomocą rozmów z muzykami wyłonić nowe empiryczne pytania, na które warto szukać odpowiedzi. W tej dziedzinie jest jeszcze bardzo dużo nieodkrytych rzeczy - dodał.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gdy uszy słyszą Haendla, a ciało podpowiada Sex Pistols
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.