"Polityk nie wie, jak zaistnieć w Internecie"

(fot. Wirawat Lian-udom / flicr.com)
PAP / wm

Politycy wykorzystują internet nieprzemyślanie, kierując się modą, a nie świadomą strategią; nie korzystają też z oferowanych przez sieć możliwości komunikowania się z wyborcami i angażowania ich w kampanię - wynika z raportu Instytutu Spraw Publicznych.

Zaprezentowany w środę w siedzibie ISP w Warszawie raport "Kampania w sieci" dotyczy obecności w internecie kandydatów startujących w ubiegłorocznych wyborach samorządowych; koncentruje się na kandydatach na prezydentów miast. Raport przygotował zespół badaczy z Uniwersytetu Warszawskiego i Politechniki Warszawskiej pod kierownictwem dr. Jana Zająca i dr. Dominika Batorskiego.

Prezentując raport eksperci zwracali uwagę, że obecność polskich polityków w sieci bardzo często ma charakter okazjonalny, związany z prowadzoną kampanią wyborczą. "W polskich warunkach bardzo często jest tak, że najpierw się ogłasza, że się będzie kandydować, a dopiero potem zaczyna się myśleć o tym, jak zaistnieć w internecie" - powiedział Zając. Zaznaczył, że w ten sposób kandydaci "przegapiają szczyt zainteresowania nimi internautów", który ma miejsce właśnie w momencie poinformowania o tym, że ubiegają się o mandat.

Zając zwrócił też uwagę, że politycy bardzo rzadko wykorzystują oferowane przez internet możliwości bezpośredniej komunikacji z wyborcami. Jak mówił, "wykorzystują sieć w sposób tradycyjny jako medium nadawcze, opierając się na jednostronnej komunikacji".

"Obserwując blogi znanych polityków, można zauważyć, że najczęściej są one środkiem dotarcia do innych mediów; są pisane dla dziennikarzy, którzy powielają co bardziej kontrowersyjne tezy, pojawiające się na nich. Rzadko kiedy blogi polityków mają charakter głębszej, bezpośredniej komunikacji z wyborcami" - zauważył.

Zając przywołał umieszczone w raporcie dane z badania nazwanego "Tajemniczy wyborca". Polegało ono na sprawdzeniu, czy kandydaci na prezydentów miast lub ich sztaby udzielą wyborcom odpowiedzi na pytania dotyczące programu wyborczego. Wystandaryzowane pytania badacze zadawali za pomocą kanałów komunikacji udostępnionych przez kandydatów: poczty elektronicznej, oficjalnego profilu w serwisie Facebook lub formularza na stronie internetowej.

Jak się okazało, na pytania wesłane e-mailem odpowiedziało jedynie 38 proc. kandydatów, reszta je zignorowała. Jeszcze mniej - 28 proc. - odpowiedziało na pytania zadane poprzez formularz umieszczony na stronie internetowej kandydata. Najmniej skutecznym kanałem komunikacji z kandydatami okazał się ich oficjalny profil w serwisie Facebook. Jedynie 13 proc. pytań zadanych tą drogą doczekało się odpowiedzi.

Według raportu, w czasie kampanii samorządowej własne strony internetowe miało 71 proc. kandydatów na prezydentów miast, w tym 31 proc. miało strony z własnym nazwiskiem w domenie. Batorski zaznaczył jednak, że zastosowane na nich narzędzia "często sprawiały wrażenie dobranych przypadkowo i chaotycznie". Strony internetowe kandydatów służyły głównie do celów informacyjnych, przy czym - zaznaczył ekspert - rzadko były aktualizowane.

Rosnąca popularność serwisu społecznościowego Facebook sprawiła, że niektórzy z kandydatów na prezydentów miast mieli w nim swoje oficjalne profile. Jak wynika z raportu, wybrane do analizy 19 profili łącznie między 11 sierpnia i 17 grudnia 2010 r. "polubiło" ponad 85 tys. użytkowników. Z tej liczby ponad połowę stanowili fani Janusza Korwin-Mikkego, mającego więcej niż 42 tys. fanów.

Batorski podkreślił, że Korwin-Mikke był od dawna mocno aktywny w internecie, w odróżnieniu od wielu innych kandydatów, którzy stworzyli swoje strony internetowe tuż przed lub nawet w trakcie kampanii. Jego zdaniem, błędem polityków jest to, że nie traktują obecności w sieci jako niezbędnego, stałego narzędzia komunikacji politycznej. Zwrócił uwagę, że niektórzy z kandydatów po ogłoszeniu wyników wyborów zlikwidowali dopiero co utworzone własne strony internetowe.

Ekspert podkreślił też, że podczas jesiennych wyborów samorządowych kandydaci na prezydentów miast na niewielką skalę próbowali wykorzystywać internet do angażowania swoich zwolenników. Jak dodał, kandydaci rzadko wykorzystywali też typowe dla internetu funkcje dzielenia się treścią i polecania znajomym. "Najczęściej zamieszczali na stronach linki do własnych profili w serwisie Facebook oraz blogów, co było najprostszym rozwiązaniem" - mówił.

Jako jeden z pozytywnych wyjątków podał przykład zwycięskiej kandydatki PO na prezydenta Łodzi Hanny Zdanowskiej. Umieściła ona na swojej stronie internetowej aplikację, dzięki której jej zwolennicy mogli dodawać własne zdjęcie i w ten sposób manifestować poparcie dla kandydatki.

Badacze przekonywali, że internet staje się medium, którego politycy nie mogą ignorować. Zwrócili uwagę na "skokowy" wzrost liczby internautów w Polsce - w 2006 r. było ich około 30 proc., a już cztery lata później, w 2010 r. ponad 60 proc.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Polityk nie wie, jak zaistnieć w Internecie"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.