Antyimigracyjna polityka Trumpa ograniczyła nielegalną imigrację, lecz w społeczeństwie już przestała być popularna
Stosując nadzwyczajne środki i prowadząc szeroko nagłośnioną akcję deportacji imigrantów, Donaldowi Trumpowi udało się praktycznie wyeliminować nielegalną imigrację do Stanów Zjednoczonych. Jego drakońskie metody przestały być jednak popularne wśród wyborców.
W ciągu pół roku od objęcia władzy Trump zrobił to, co obiecywał swoim zwolennikom w kampanii wyborczej: powstrzymał napływ osób nielegalnie przekraczających granicę i rozpoczął akcję deportacji imigrantów. W czerwcu funkcjonariusze służb granicznych napotkali na południowej granicy najmniejszą w historii liczbę osób próbujących nielegalnie przedostać się na terytorium USA – zaledwie 6 tys. Żaden z ujętych imigrantów nie został wpuszczony do kraju.
Skala ograniczenia tego procederu jest potężna. Odnotowuje się o 93 proc. mniej przypadków nielegalnej migracji w stosunku do prezydentury Joe Bidena. Trump dokonał tego za pomocą serii radykalnych kroków, których legalność była kwestionowana. Ogłosił stan wyjątkowy na granicy, zawiesił prawo do ubiegania się o azyl, zawracając niemal wszystkich przekraczających granicę poza przejściami granicznymi, i wysłał na granicę wojsko.
Nadzwyczajne – i w niektórych przypadkach również wątpliwe pod względem prawnym – środki administracja Trumpa zastosowała także w przypadku deportacji nielegalnych imigrantów. Choć Trump dotąd nie spełnił swojej obietnicy przeprowadzenia „największej operacji deportacyjnej w historii kraju”, obejmującej miliony imigrantów, to działania te nabierają tempa. Według danych służby ICE, zajmującej się egzekwowaniem prawa imigracyjnego i zatrzymywaniem nielegalnych migrantów, do czerwca br. zatrzymano ponad 65 tys. osób. Liczby te nie odbiegają zbytnio od tempa deportacji za czasów prezydentów Bidena i Obamy, lecz znacznie zwiększono liczbę zatrzymań nielegalnych imigrantów przebywających w kraju od dłuższego czasu (za kadencji Bidena większość deportowanych stanowili migranci zatrzymani na granicy).
Jednak, wbrew zapewnieniom, deportacje nie objęły tylko „najgorszych z najgorszych” i osób z przeszłością kryminalną. Choć 70 proc. deportowanych miało w kartotece przestępstwa lub wykroczenia, w większości przypadków były to przewinienia drogowe lub imigracyjne. Tylko nieco ponad 10 proc. stanowili ludzie skazani za przestępstwa z użyciem przemocy, zaś mniej niż 1 proc. to zabójcy.
Nacisk Białego Domu, by zwiększyć liczby deportowanych doprowadził też do rozszerzenia zasięgu akcji ICE na miejsca pracy, w tym farmy. Stało się to nie tylko zarzewiem długotrwałych zamieszek w Los Angeles, ale też spowodowało skargi farmerów i hotelarzy, którzy stracili pracowników. W reakcji na tę sytuację Trump kilkakrotnie obiecywał, że te osoby uzyskają pozwolenie na pracę, lecz dotąd nie zaowocowało to żadnymi konkretnymi krokami.
Mimo że masowe deportacje były jednym z głównych punktów programu wyborczego Trumpa, przyczyniły się do spadku jego popularności. Nowe sondaże wskazują na to, że choć polityka imigracyjna pozostaje najbardziej popularnym elementem polityki administracji, to większość Amerykanów już jej nie popiera.


Skomentuj artykuł