Merida i reniferek

br. Damian Wojciechowski SJ

W towarzystwie mojego 6 letniego krewniaka obejrzałem film animowany o sympatycznym lecz nieszczęśliwym reniferku. Reniferek był nieszczęśliwy, bo nie wiedział, gdzie jest jego tatuś. Po wielu przygodach i perturbacjach jednak go odnalazł. I tu, Drogi Czytelniku, zaczyna się jazda!

Bo tatuś renifer nie tylko nie wiedział, że ma synka, to jeszcze ta wiadomość mało go wzruszyła. Był to renifer w typie Piotrusia Pana, czyli wiecznego chłopczyka. Wytłumaczył swojemu synkowi, że lubi sobie bujać po świecie i takim chce pozostać. I że właściwie to jest normalne i niczego więcej mały reniferek od latającego tatusia renifera oczekiwać nie może.

Tak naprawdę tatusiów już nie ma. Lajf is brutal. Niezbyt zresztą mogłem się skupić na filozoficznej wymowie końcówki tego filmu, ponieważ siedzący obok mnie mały krewniak, był w bardzo podobnej sytuacji. Tłukło mi się po głowie, co jego małe serduszko w tym momencie czuje i jakie wnioski wyciągnie ono na przyszłość.

Niedługo potem spotkałem moją znajomą, która opowiedziała mi historyjkę, która wydarzyła się w klasie jej 12-letniej córki. Otóż rodzice jednego z chłopców rozwiedli się, a na otarcie łez zafundowali mu… psychoterapię. Mądra Pani zapytała go, co mówią dzieci w klasie? On odpowiedział, że współczują mu. Na to Mądra Pani i rodzice zaczęli go przekonywać, że przecież nie ma powodu do smutku, bo teraz to on będzie miał więcej mamuś i tatusiów i w ogóle to przecież rodzice podjęli tę ciężką dla nich decyzję tylko i wyłącznie dla jego dobra.

DEON.PL POLECA

O czym innym mówi naszym milusińskim film Merida. Jest to historia księżniczki, którą chciano wydać za jednego z książąt, których nie widziała na oczy. Zresztą ci książęta byli głupolami i fajtłapami, jak i wszyscy mężczyźni w tym filmie. Jedyne, co umieli robić, to bić się po mordzie (dosłownie, bo akcja dzieje się w przeszłości). Wyjątkami nie byli ani ojciec Meridy, ani jej młodsi bracia, choć, trzeba przyznać, że przynajmniej oni byli sympatyczni. Oprócz księżniczki, jedyną normalną osobą w tym kraju, była królowa matka. Niestety jest ona intelektualną ofiarą męskiego szowinizmu i uznaje, że płeć to coś określonego i niosącego jasne konsekwencje dla życia człowieka. Za swoje poglądy ukarana zostaje tym, że zamienia się w niedźwiedzia.

Nie to, co Merida - ta wyraźnie jest prekursorką filozofii gender. Galopuje na koniu i strzela z łuku. Jest w tym pewna nielogiczność, bo akurat to są zajęcia typowo męsko-szowinistyczne i nasza biedna bohaterka wydaje się zwalczać to, czego sama pragnie. No, ale nie wymagajmy Czytelniku zbyt dużo od filmu animowanego dla dzieci. Oczywiście film kończy się szczęśliwie - królowa przestaje być niedźwiedzicą. O nie, żadnego księcia ani ślubu nie ma. Za to od teraz królowa wyzwolona ze sztucznego podziału na role męsko-damskie cwałuje za swoją gender-córeczką. Po co cwałuje i dokąd? Tego film nie wyjaśnia, ale jakie to ma znaczenie.

A teraz zakład. Co będzie treścią filmu Merida II? Czy bohaterka dokona coming outu, znajdzie kobietę swojego serca, a pewien dobry czarownik wyprodukuje im córeczki bliźniaczki w swoim laboratorium.

Krótko po tym, jak obejrzałem ten film, inna moja znajoma opowiedziała mi jak, odbierając swoją córkę ze szkoły, zobaczyła na korytarzu bardzo podenerwowaną 10-letnią uczennicę, która podskakiwała i krzyczała: Chce mi się seksu! Chce mi się seksu! Czyżby rzeczywiście już w tym wieku? Kto tu zwariował? Może ja? Nie, po prostu jeszcze nie obejrzałem tego filmu, który ona już widziała…

Drogich rodziców proszę, aby zwrócili uwagę na to, jakie filmy puszczają swoim pociechom na dobranoc. I jeśli już własne dzieci krzywdzą, to niech im nie wmawiają, że robią to dla ich dobra, tylko niech po prostu dadzą dzieciom pocierpieć, popłakać z nadzieją, że gdzieś tam za górami, za lasami jest bajeczny świat, gdzie wszystko jest tak jak w bajce.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Merida i reniferek
Komentarze (27)
A
ALBRECHT
9 grudnia 2013, 19:41
Dziwne... Jesli w bajkach pokazuje się kobietę jako idiotkę - dobrze, a niezbyt rozgarniętego faceta już nie można? Btw. Merida jest niepełnoletnia, więc dlaczego ma brać ślub? (Ps. prosze coś zrobić z tym kodem, bo jest nieczytelny i już od 15 minut próbuje zamieścić komentarz)
SP
Sao Paulo
24 września 2013, 01:09
Brat Damian może dawno nie bzykał jakiejś parafini, ministranta, czy biskupa, to może mu się wszytsko z gender kojarzy?
P
Pawel
20 września 2013, 10:17
Bogu dzięki że brat zauważył to - akurat tak się składa że tego reniferka oglądałem - żona kupiła nieopatrznie - obejrzałem - film powędrował tam gdzie jego miesjce. Dobrze, że brat bije na alarm - bo osobiście to czasami mam wątpliwości czy to ja jestem przewrażliwiony ?.  Cały czas musze sobie przypominać, że moja rola to bycie ochroniarzem. Jestem z bratem. Pawel. Mąż. Ojciec.
L
L.
20 września 2013, 05:20
Merida fajna bajka. Może człowiek ma już dość księżniczek, których jedyną rolą jest dać się ratować? Jakoś widzę, że sama walczę w życiu bez chłopa- bo takowy się jeszcze widocznie na mojej drodze nie pojawił. Jak się nie pojawi też płakać nie będę. Ale czy brak faceta od razu ma oznaczać, że ktoś jest genderowy i homoseksualny? Absurd. To były zajęcia przypisywane facetom- a tak naprawdę może też je wykonywać i kobieta. Kto dziś jest przeciw jeździe konnej i strzelaniu z łuku (sportowym oczywiście :) )?  A kiedyś to było takie niekobiece... tak jak i edukacja. Więc bez takich. Merida spoko bajka i już! Merida narobiła niechcący bigosu to potem próbuje to odkręcić. Dobra bajka :).  
W
Wojtek
19 września 2013, 15:50
Nie znam sie na tej filozofii gender, ale ja raczej film Merida odbieram inaczej niz br. Damian. Takze spodobal mi sie jeden wyklad na portalu Ted, ktory wskazywal na to ze w koncu powstal film o relacji matki z corka. Bo w wiekszosci innych bajek postacie kobiece sprowadzane byly do roli nagrody dla dzielnego rycerza. A to ze Merida wolala strzelac z luku i jezdzic na koniu niz robic na drutach i w kuchni, to chyba nie zmienia jej jeszcze w chlopaka i miesza jej psychike. Raczej widze w tym filmie nasmiewanie sie kobiet z naszych meskich zabaw.
T
Torys
19 września 2013, 13:39
 Merida czy Harry Potter, o to mniejsza, co komu podoba sie, a co nie.   Brat  Damian  napisał  bardzo interesujący, poruszający poważny  problem tekst.  Do przemyślenia -  co  kształtuje  i formuje dzieci, ich wrażliwość  i wyobrażnię.   Bardzo dobry tekst, więcej takich tu powinno być , zamiast  chwalić  zbankrutowaną  teologię  wyzwolenia i socjalizm oczami pana Wołodżki -
_
_StuG_
19 września 2013, 04:08
Patrząc na wnioski z Meridy, to ja się, chłopie, boję, coby wyszło, jakbyś wziął na warsztat taką "Ronję córkę zbójnika" na przykład :) Nico faktycznie marny (ale np. moje dzieci i dzieci znajomych doskonale czuły, co z nim jest nie tak, wystarczyło z nimi pogadać trochę o filmie, żeby im się z tego przeczucia skrystalizowały jakieś konkretne informacje) Jest dużo więcej dużo gorszych śmieci, wcale nie "genderystycznych", tylko zwyczajnie słąbych, durnych i chamskich. Za 99.99% sitcomów Disneya ktoś powinien mieć co najmniej sprawę w sądzie... albo łomot od każdego spotkanego ojca ;) I ważna uwaga, to nie filmy mają układać dzieciom w głowie, tylko rodzice. Dziecko puszczone samopas między rówieśników będzie tak samo biedne (i niewychowane) czy to z genderem, czy bez. I to jest clou sprawy, że ludzie tracą potrzebę wychowywania dzieci, a nie to, czy Merida  w drugiej części okaże się lesbijką.
T
tomy
18 września 2013, 23:46
Dziękuję Bratu, za mało się mówi  o dziecięcej popkulturze a rodzice często sami nie potrafią dostrzec zła - oni są sami już zahipnotyzowani , zatracili krytycyzm.
J
jacek
18 września 2013, 14:40
@Paolo Dokładnie. Coś jak "ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę". Świadome, czy nieświadome, dla mnie kolejne odwołanie do chrześcijaństwa. Słabość pokonująca wynaturzone, odwieczne zło, przez poświęcenie. Zakończenie tej baśni jest naprawdę wstrząsające, nie chciałem go zdradzać tym, którzy jej nie oglądali. Nie ma takich bajek.
P
Paolo
18 września 2013, 14:15
Przyłaczę się do obrońców Meridy. Dla mnie ta bajka to odtrutka na przeróżowiony słodki model księżniczki Disneyowskiej. Dziewczynki potrzebuja wzorca odważnej i walecznej wojowniczki, która potrafi zawalczyć o swoje ideały. I oczywiście potrzeba porozumienia międzypokoleniowego wyrasta na główne przesłanie bajki.  Co do 'Jak wytresować smoka', to także jestem goracym fanem tej bajki. Przesłanie jest jak najbardziej pozytywne, a historię chłopca, który w walce ze złem traci nogę, uważam za prawdziwy majstersztyk, nieczęsto spotykany we współczesnych bajkach 
.
.
18 września 2013, 11:01
Co filmu o Meridzie,mam podone odczucia jak Kasia. Odnoszę wrażenie, że autor albo go nie oglądał albo oglądał bardzo pobieżnie, bo rzeczywisty wydźwięk filmu nie ma nic wspólnego z tym co opisane w artykule. Głównym tematem filmu zło, jako konsekswencja grzechu, i żal za grzech który przynosi uwolnienie. Nie jest to może wyłożone łopatologicznie, ale przy odrobinie wrazliwości nie spoób tego nie dostrzec. No i nie negeowałabym sensu psychoterapii, pisząc w tak tendencyjny sposób można w każdym działaniu dopatrzyć się zła.
L
leszek
18 września 2013, 10:55
O kurka wodna. I pomyśleć, że ja wychowałem się na Bolku i Lolku, gdzie w ogóle ani tata ani mama nie występują. Poza tym, postać żeńską wprowadzono tam dopiero po wielu latach, ale to tylko tak dla niepoznaki, żeby lepiej zamaskować ten męski, homoseksualny świat. Po uważnym przeczytaniu felietonu Brata wreszcie otworzyły mi się oczy, tylko dlaczego tak późno ?
P
pat
18 września 2013, 06:52
Hihi, kto nie przepowiada końca świata, jak to ludzie robią od wieków, jest ślepy? Czasy apokalipsy? A gdzie znaki, które miały jej towarzyszyć? Chrystus nie kazał nam czekać na apokalipsę, tylko na Jego przyjście. Większość ludzi tak interesuje szatan i apokalipsa, że woli czekać na apokalipsę, niż na Chrystusa. Więcej wiary, ludzie!
J
jacek
17 września 2013, 23:23
@cogito Smok nie jest złem. Smoków nie ma. Smok to element baśni. Ponieważ smok to element baśni, świat wyobraźni, więc możemy napisać baśń o złych smokach, ale możemy też napisać baśń o dobrych smokach. Nie możemy napisać baśni o dobrym Hitlerze, czy o dobrym diable, bo to by było bez sensu, skoro to postacie istniejące. Wracając, "Jak wytresować smoka" to między innymi baśń o wojnie i o jej bezsensie. To, że w baśni wojna jest między ludźmi, a smokami, to sprawa drugorzędna - obie rasy są tam traktowane jak stworzenia, obie rasy postrzegają siebie jako zło, a koniec końców okazuje się, że to nieporozumienie, a prawdziwe zło to dyktat jednego potwora, który jest przyczyną biedy obu ras. To jednak tylko poboczny temat. Dla mnie zasadniczym sensem tej baśni, tym co mnie uderzyło i uderza do teraz, było to, co stało się z głównym bohaterem pod koniec historii. To sprawia, że nie jest to tylko opowiadanie dla dzieci. To też historia o cierpieniu. Każda historia o sensie cierpienia i poświęcenia za innych ma w sobie pierwiastek chrześcijański. Tego nie ma w innych filozofiach, ani w innych religiach. Pewnie zbyt wiele doszukuję się w prostej bajce :) Ale w gruncie rzeczy w baśniach zawsze jest coś więcej i nie sądzę, żeby chodziło tu wyłącznie o zamianę złego symbolu w dobry; zwłaszcza, że mimo wszystko zły w tej baśni jest wciąż smok :) A czy w "The Incredibles" też można się dopatrywać jakiejś manipulacji?
KK
Kasia Kur
17 września 2013, 23:07
Bracie Damianie, przepraszam najmocniej, ale mnie również wydaje się, że opanowuje nas lekka obsesja. Wszędzie czyha filozofia gender lub oswajanie zła. Zgadzam się w zupełności, z Brata zdaniem, iż rodzice powinni zwracać uwagę na to, co oglądają ich dzieci i poddawać wnikliwej ocenie. Rzeczywiście jest tak, że w dzisiejsza komercja serwuje naszym dzieciom kilka zagrożeń duchowych (np. Monster High lub Harry Potter). Jednakże nie popadajmy w przesadę. Uczmy nasze dzieci radzić sobie z dzisiejszym światem. Zamiast załamywac ręce nad małym krewniakiem, należało może porozmawiać z nim o tym, co zobaczył na filmie. Niestety dzisiaj takie sytuacje się zdarzają. I chłopiec prędzej czy później będzie musiał się zmierzyć z taką sytuacją kiedy dowie się np.że tatuś jego kolegi ma nową panią. Nie mówię  oczywiście żeby dzieciom serwować same takie "pouczające bajki". Poza tym uważam, że niewiele jest bajek tylko czarnych lub tylko białych. I naprawdę niewiele z nich jest efektem spiskowych teorii dziejów. Nawet jeżeli w jakiejś bajce jest jakiś zagrażający przekaz, to zazwyczaj w tej samej bajce jest jeszcze kilka innych dobrych przekazów. Wystarczy z dzieckiem porozmawiać po każdym filmie i powiedzieć co nam się nie podobało. Przy okazji uczymy dzieci myślenia i krytycznej oceny tego co obejrzeliśmy. Pozdrawiam :)
K
kasia
17 września 2013, 23:05
Mój odbiór Meridy był zupełnie inny. Miałam wrażenie że film jest o braku porozumienia między rodzicami i dziećmi, i o tym że matkę trzeba kochać i szanować, i dbać o nią, bo jest bardziej krucha niż to sobie wyobrażamy. Że Merida nie bardzo chce wychodzić za mąż? Ma dopiero 16 lat, a w gruncie rzeczy chodzi jej o to żeby mogła sama wybierać a nie tylko zaakceptować wybór ojca. Merida jest bardzo buntownicza - dla mnie, film pokazuje że są granice buntu, można mieć swoje zdanie w sprawie małżeństwa które jest poważną sprawą, ale uciekać się do środków wątpliwych moralnie (czary..) nie powinno się. Film chyba raczej nie zachęca do magii, wręcz przeciwnie. A to że obie panie galopują, to jest dość naturalne - jeszcze w 19w, a co dopiero w średniowieczu, arystokracja obojga płci bawiła się polowaniami. Znajdziemy takie sceny w każdym pamiętniku każdej księżniczki, hrabiny czy nawet zwykłęj szlachcianki. Muszę przyznać że zakończenie filmu mnie bardzo wzruszyło, powróciły wspomnienia na temat choroby mojej Mamy (trochę za dorosłe skojarzenia, ale tak to jest jak się ogląda film dla młodziezy..) Ja rozumiem, że Brat ma dosyć propagandy gender, i reaguje trochę alergicznie, ale może nie zawsze warto;)
J
jac
17 września 2013, 22:58
filmu nie oglądałem, ale Brat wyraźnie dryfuje w kierunku "ryćkania", o którym pisał kilka tygodni temu. Ponieważ jest Brat duchownym, proszę o artykuł gendero-moralizatorski o kolegach z branży na zasadzie bliższa koszula ciału.
M
McLeo
17 września 2013, 22:53
Nie wiem jak to tam bylo z reniferem, zdecydowanie gorsza była bajki w TV o trzech świnkach (młody wilczek stanął w obronie świnek które traktował jak swoich tatusiów - świnki były gejowate - stwierdził, że woli takich tatusiów niż tatusia i mamusie wilki) Ale by w ten sposób odebrać Meride i podciągnąć ten film pod "gender" trzeba albo nadużyć mszalnego albo sypać do kadzielnicy zamiast żywicy zioło. I to to nie do końca legalne. Co do wypowiedzi na temat smoków jako samego zła wg antropologów kultury... Proponuje zapoznać się osobiście z tematem a nie powtarzać pierdoły.
C
cogito
17 września 2013, 22:41
Wydaje mi się, że Brat wzdycha (w swoim zadziornym stylu) trochę do takich produkcji jak "Król Lew", "Pocahontas", "Mała Syrenka", czy "Aladyn", żeby pozostać tylko w klimatach Disney'owskich. Czy ja wiem, no rzeczywiście "Merida" niesie przekaz - twoi rodzice zupełnie cię nie rozumieją, pokaż im... Kończy się pozytywnie, ale ojciec i tak pozostaje debilem. Zawsze „się nie zna” i nie ma co go słuchać, tylko grzecznie potakiwać a robić swoje. Nie to co Mufasa, który z zaświatów przypomina synowi o jego tożsamości. Co do "Jak wytresować smoka"... może wielu się ze mną nie zgodzi, ja też się na początku nie zgadzałem, ale po namyśle przyznałem rację osobie (po antropologii kulturowej) która powiedziała - niby wszystko cacy, ale są symbole, których nie da się oswoić. W tym wypadku - smok. W naszej kulturze, nie tylko naszej, ale i w podświadomości przedstawiają one zło w czystej postaci. Oswajać smoka, to tak jak igrać ze złem. Naturalnie bajka ukazuje, że jest zło i ZŁO, które sprawia, że słabsze smoki są zniewolone i wcale nie takie złe... I że bajki nie są dla antropologów kultury  tylko dla dzieci... ale czy i my, dorośli też coraz częściej nie pozwalamy się im oczarować - są tak dobrze zrobione! No tego. Pamiętamy jak to było ze Shrekiem i jego przyjacielem, i że krzyżówka osła ze smokiem jest możliwa. Pozdrowienia!
M
Majka
17 września 2013, 21:19
Poza tym bardzo proszę, żeby nie zwracać się do mnie per "drogi rodzicu". Ten protekcjonalny ton to jakaś masakra. "Swoje pociechy" nosiłam pod sercem, w bólach rodziłam i w bólach wychowuję, a taka pseudotroska - zamiast KONKRETÓW -drażni mnie niesamowicie. 
M
Majka
17 września 2013, 21:16
E tam, przegadane. Proponuję żeby jezuici wzięli na swoje barki  próbę stworzenia DOBREGO filmu aniomowanego opowiadającego o Jezusie czy o wydarzeniach ze Starego i Nowego Testamentu. Takich pozycji brak wśród bajek - chlubnym wyjatkiem jest "Książę Egiptu". A poza tym? Co mam z dzieckiem oglądać? Reksio i Bolek Lolek po jakimś czasie się nudzą...  Merida to piękna opowieść, choć oczywiście są gusta i guściki - ale z całym szacunkiem, osobie bezdzietnej trudniej jest oceniać pewne rzeczy niż rodzicowi. To że ktoś powiedział, że widział że jakaś dziewczynka coś mówiła w szkole to yyy... tak jakby potwarzanie plotek, prawda?  A teksty dotyczące produkcji bliźniaczek w laboratorium uważam za szczeniackie, a nie prowokacyjne. 
A
Aleksandra
17 września 2013, 20:27
"Merida waleczna" jest w mojej opinii rewelacyjnym filmem z wartościami. Mama Meridy nie zostaje ukarana za poglądy. W niedźwiedia zmienia ją córka, która chce aby zmieniło się jej przeznaczenie odnośnie zamążpójścia. Film pokazuje, że aby mieć dobre relacje z innymi (z najbliższymi zwłaszcza) trzeba się słuchać nawzajem - ach to jednoczesne "if you would just listen". Pokazuje też, że do błędu trzeba umieć się przyznać. Mam zmienia się z powrotem w człowieka, nie dlatego, że Merida zacerowała gobelin, ale dlatego, że wreszcie przyznała się do błędu. Na marginesie rozklejam się za każdym razem na tej scenie, choć mam 27 lat. A na koniec nie tylko mama cwałuje z córką, ale również córka wyszywa gobelin z mamą. Proszę nie być jednostronnym w ocenie i nie wybierać z filmów tylko tych scen potwierdzających brata teorie.
J
jacek
17 września 2013, 18:10
:) Moja średnia pociecha uwielbia Meridę, ale jeszcze bardziej Roszpunkę i jej ukochanego, łobuzowatego Flynna - Eugene'a. Roszpunka kończy się ślubem, rocznik bajki: 2010. Zresztą najlepsza bajka, jaką dzieciaki mi ostatnio fundują, to w sumie dość poważne "Jak wytresować smoka", w której co prawda główny bohater jest mega-fajtłapą, jego ukochana przypomina komandosa, ale koniec końców i tak to on ją zdobywa, więc wszystko jest tak, jak trzeba. Nie jest aż tak tragicznie z tymi bajkami, a Meridę rozumiem w 100%. Poza tym jej tata jest o wiele bardziej sympatyczny, niż jej mama. Trudno doszukiwać się inteligencji u kogokolwiek w tym filmie, trudno w ogóle szukać jakiejś szczególnej inteligencji w bajkach. Nie taka jest ich funkcja, mimo tego, że ostatnio bajki są jakieś lepsze, niż dawniej. Nie pamiętam niczego, co dorównywałoby wspomnianemu przeze mnie "Jak wytresować smoka", czy "The Incredibles", w którym relacje rodzinne są jak najbardziej normalne, jest mama, tata, trójka dzieci, wszyscy się kochają... normalnie, na tyle normalnie, na ile może być normalnie w rodzinie supermenów :)
M
mhpaw
17 września 2013, 17:15
Bracie Damianie, tak czytam brata felietony i tak sobie myślę: skąd u brata takie apokaliptyczne myślenie? A to mężczyzn zabraknie, a to, że w rurkach chodzą, a to, że tata renifer to fruwajka. Osobiście słyszałem o męskim ruchu zarówno w Europie Zachodniej jak i u nas, który kształtuje właściwe, męskie postawy i przygotowuje do ojcostwa. Warto wspomnieć o inicjatywie Tato.net czy meskich wspólnotach zawiązywanych w większych miejscowosciach. Nawet Deon "dochrapał" się tego "nieszczęsnego" Banity... A tak z okien autobusu, jeżdząc tu i tam widzę wielu młodych ojców którzy troskliwie zajmują się swoimi dziećmi. I co ciekawe, nie widać przy nich żon. Chyba, że według brata to homoseksualiści...
K
KamilŁ
17 września 2013, 17:14
Świetny artykuł. :) Dobrze zwracać na takie rzeczy uwagę, gdyż patrząc po komentarzach w Internecie oraz rozmowach zasłyszanych, rodzice wcale tacy świadomi problemów nie są. Dla nich (zresztą tak, jak dla mnie) bajka jest dla dzieci z definicji, a nie zastanawiam się nad tym, co przekazuje. A jednak należy i to jak widać bardzo konieczne jest. Pozdrawiam
TR
Tomek Romaniuk
17 września 2013, 17:08
Tak, moja córka oglądając Niko czy Meridę, wysnuwa właśnie takie wnioski z tych filmów. No słowo daję, ręce opadają.
J
Jan
17 września 2013, 16:52
Czym brat sie zajmuje na tym deonie? Może wziąć się za prawdziwą pracę i ewangelizację w realu ? Po co komu te filmikowe opwiastki. Przecież rodzice wiedzą o tym problemie znacznie więcej niz brat! Ale lepiej się reklamować z "filmową z Moskwy?" wiedzą