"Miałeś chamie złoty róg"

"Bez podmiotowej wspólnoty politycznej nie może powstać republika zdolna definiować i realizować cele". (fot. sxc.hu)
Marek A. Cichocki / Dariusz Karłowicz

Bez podmiotowej wspólnoty politycznej nie może powstać republika zdolna definiować i realizować cele wewnętrzne i zewnętrzne – cele artykułowane poprzez politykę, która swoją siłę czerpie ze świadomej delegacji podmiotowych obywateli. W jej miejsce powstaje lepszy lub gorszy rynek, prawa, system przedstawicielski. Zamożność, praworządność – to sytuacje, które mogą się tu przydarzyć, ale może przydarzyć się również bieda, rozwarstwienie, bezprawie, nierząd. Liczy się tylko to, co zrobią pojedynczy ludzie lub niewielkie stowarzyszenia – reszta jest rzeczą przypadku bądź oddziaływania jakichś makrotrendów, które popychają państwo w tę lub tamtą stronę. Atrapy polityczności oczywiście istnieją i maja się dobrze. Państwo udaje, że prowadzi politykę zagraniczną, gospodarczą, obronną, wewnętrzną, zdrowotną, edukacyjną. Jednak każdy wie, że rynek rozwija się bez celu, bez wizji i wsparcia – mimo polityki, jeśli nie wbrew niej; polityka zagraniczna to domena PR-u, niemocy i przypadku; prawo powstaje lepsze lub gorsze, zależnie od tego, jak je ktoś akurat napisze, armia jest fikcją, zaś reprezentanci nikogo w zasadzie nie reprezentują. Polityka bowiem to świat chocholego tańca. Jak to się stało?

Czy nie zdawało się, że wystarczy niepodległość, wolny rynek, demokracja, a wówczas podmiotowość sama przyjdzie – wystarczy tylko zaczekać? A tymczasem lepiej trochę podsterować zachodzącymi przemianami? Czy nie zdawało się, że proeuropejska, cywilizowana oligarchia lepiej poradzi sobie z wymaganiami czasu przemian? Że ludzi lepiej na razie pozostawić w sferze prywatnej, a ramy ich działań wymyślić bez ich udziału? Czy nie tak wyglądał grzech pierworodny III Rzeczypospolitej? Polityczny paternalizm miał przyśpieszyć przemiany i, co nie mniej ważne, uchronić od przykrych przejawów podmiotowości, która przed reedukacją mogłaby się okazać nie dość comme il faut – bo zbyt polska, zbyt demokratyczna. Czas na podmiotowość miał więc nadejść później. Po tym, jak już dorośniemy do demokracji. Po tym wszystkim podmiotowość miała się sama pojawić. Cóż, nie pojawiła się. Nie wyszło.

DEON.PL POLECA

 

 

Nie udała nam się republika. Nie udała nam się polityka. Ta ostatnia, jeśli wierzyć Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi, jest domeną toksycznych elit. O ile większość Polaków żyje już w wolnym świecie – ich odruchy i myśli wolne są od skrępowania, samoograniczenia, autocenzury – o tyle ta grupa wciąż przebywa w wyimaginowanym więzieniu. Mury tego więzienia okazują się tak trwałe, że chciałoby się znać materiał, z jakiego zostały zbudowane. Można by z tego robić autostrady! Byłby jakiś pożytek.

Ważną przyczynę duchowych ograniczeń naszych elit stanowią doświadczenia, które każą uznać każdą otwartą formę roszczenia do podmiotowości za niebezpieczne szaleństwo. Swoją rolę odgrywają tu, rzecz jasna, biografie – zwłaszcza te najbardziej mroczne, wstydliwe historie rodem z peerelowskiego Fausta. To jasne. Ale nie tylko one decydują o owym duchowym ograniczeniu. Równie ważne są tutaj doświadczenia peerelowskiego jamnika, o którym tak trafnie pisał Stefan Kisielewski. Wychowani pod szafą, nawet ci najdzielniejsi i niemający się czego wstydzić nie wierzą, że sufit jest dziś dużo, dużo wyżej. Czekają, stronią od aktywności, a na wszelki wypadek trzymają innych za poły – żeby nie podskakiwali. Bierzmy, co dają. Nie pyskujmy! W naszej sytuacji trzeba siedzieć cicho. Nic nam się nie należy. Pchać się nie wypada. W ogóle nic nie wypada. Warunki stawiać – wstyd. My, a więc panna bez posagu, biedny wuj-rezydent, pasażer na gapę, bidak z gębą po kweście, kuzyn z prowincji. Co o nas powiedzą? O, patrzcie, co o nas napisali! O, proszę, jak dobrze napisali! Za uszkiem drapią. Grzeczni byliśmy! Ojejku! Ojejejeczku! A teraz się nie spodobało! Jaki wstyd! Jaka to niezręczność wielka! Zgadzać się trzeba było, bo teraz to już na pewno wyrzucą, na mróz wyrzucą. Dlatego pilnujmy tych, którym się nie podoba. Zwłaszcza, gdy udają, że wszystko im się podoba. Wróg nie śpi... Dobrze to znamy. Czytamy to co dzień. Nieprawdaż?

Widoczne na każdym kroku rozmaite formy politycznego minimalizmu skłaniają do uznania, że historia na trwałe przetrąciła polityczny kręgosłup Polski i dlatego dzisiaj nie wolno nam aspirować do podmiotowości, jaką posiadają inne duże narody w Europie. Pozostaje sprawą otwartą, dlaczego Niemcy, którzy dokonali w XX wieku rzezi w Europie na niespotykaną dotąd skalę, mogą jednak pretendować do politycznej podmiotowości. Dlaczego mogą ją posiadać Włosi czy Austriacy? Dlaczego mogą dobijać się o nią Rosjanie? Jamnik tych pytań nie stawia. Jamnik tańczy na weselu – jak mu zagrają, tak tańczy. Marzy o mocy, która nas porwie i przemieni. Mocy zewnętrznej. Dobrej. Serdecznej. Marzy o miękkiej kolonizacji.

Polityka nie jest mocną stroną Polski i na razie nic nie wskazuje na to, aby ta sytuacja miała się nagle zmienić. Dlatego też przedstawiamy blok opracowań socjologicznych, które mogą wskazywać na istnienie wciąż silnego ośrodka polskiej tożsamości. Specyfika polskiego doświadczenia transformacji pokazuje bowiem, że negatywnie weryfikuje ona popularne schematy sekularyzacji. Mamy wrażenie, że lukę po polskiej polityczności wypełnia Kościół. Nie w tym sensie, że biskupi zastępują ministrów (co może nie byłoby takie złe – bo czy Episkopat nie jest jedynym podmiotem zdolnym wybudować autostrady? Któż poza nim w Polsce posiada zdolność planowania wykraczającego poza horyzont jednej kadencji...? Ale zostawmy te gorzkie żarty). Chodzi o to, że katolicyzm stał się w Polsce zasadniczym spoiwem rozsadzanej przez przemiany wspólnoty, że stworzył metapolityczne ramy tych przemian, opisał je językiem wiarygodnym i osadzonym w polskim doświadczeniu duchowym. Niedoskonale? Zgoda! Jednak czy ktokolwiek zrobił choć tysięczną część tego, co zrobił Kościół, Jan Paweł II, biskupi, katecheci, kaznodzieje czy duszpasterstwa i organizacje dbające o rozwój duchowy setek tysięcy ludzi?

DEON.PL POLECA


Socjologia jest na to, jak zwykle, ślepa. Czy ktoś pytał o chrześcijańskie inspiracje postaw służących rozwojowi i solidarności? Jaki procent polskich dzieł społecznych i charytatywnych powstaje z inspiracji innej niż chrześcijańska? Z naszych doświadczeń wynika, że niewielki. Czy nie wokół polskich parafii kwitnie najbujniej polski republikanizm – zwany z cudzoziemska społeczeństwem obywatelskim? Kto policzy koła charytatywne, chóry, hospicja, centra kryzysowe, domy samotnych matek, działające w polskich parafiach albo w ich bezpośredniej bliskości? Czy ktoś je w ogóle liczy? Czy ktoś badał wpływ konfesjonału na polskie życie gospodarcze? Znamy wielu przedsiębiorców, którzy płacą podatki i dotrzymują umów, bo wiedzą, co to bojaźń boża – i ani jednego, który by znalazł fundament moralny w podręcznikach etyki biznesu pisanych przez rodzimych antyklerykałów i postępowców.

Ciekawe, że badania pokazujące silny i jednoznacznie pozytywny związek między transformacją, postawami prodemokratycznymi i prorynkowymi a katolicyzmem nigdy nie wywołują zainteresowania mediów. Sekularyzacyjny przesąd tak silnie tkwi w głowach naszych elit, że nie mogą uwierzyć oczywistościom. Teoria ta, której nie sposób już utrzymać (zwłaszcza w jej dawnej, dogmatycznej wersji), głosiła, że warunkiem upragnionej modernizacji musi być postępujące zeświecczenie. Tezę tę w Polsce uważano za pewnik i z nadzieją wypatrywano oznak nadciągającej sekularyzacji. (Wystarczy zajrzeć do codziennych gazet, żeby przekonać się, iż wielu wierzy w nią do dziś!). Rektor pewnego seminarium duchownego opowiadał nam kiedyś, jak to co roku dzwonią do niego dziennikarze, pytając z nadzieją: „Liczba powołań zmalała?", i zawiedzeni odkładają słuchawkę, gdy okazuje się, że nic się nie zmienia. Wiara w konieczność wspomnianej prawidłowości była tak silna, że pewna uczona pisała nawet o „ujemnej sekularyzacji", co śmiało ubiegać się może o tytuł perły w obszernej przecież kolekcji przykładów deterministycznej ciemnoty polskiej socjologii. Być może jest to najlepszy dowód na to, że w tezie o koniecznym związku między modernizacja a sekularyzacją nie o modernizację chodziło tak naprawdę, ale o spełnienie nadziei na zniknięcie Kościoła. Kto wie? Z pewnością teza, że modernizacja będzie możliwa wtedy, gdy opustoszeją kościoły, nie okazała się trafna. Przeciwnie. Nadziei na obudzenie się polskiej podmiotowości upatrywać można w solidarnościowym republikanizmie, który widać dziś głównie (choć, rzecz jasna, nie tylko) wokół polskich parafii i klasztorów. Może tu znajdzie się złoty róg?

Tekst pochodzi z najnowszego numeru rocznika filozoficznego "Teologia Polityczna".

Marek A. Cichocki - filozof, germanista, politolog, znawca stosunków polsko-niemieckich. Współtwórca i redaktor „Teologii Politycznej”, dyrektor programowy w Centrum Europejskim w Natolinie i redaktor naczelny pisma „Nowa Europa”, adiunkt w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego

Dariusz Karłowicz - wraz z Markiem A. Cichockim założył i wydaje rocznik filozoficzny "Teologia Polityczna". Publikuje w prasie codziennej i czasopismach, m. in. w "Znaku", "Więzi", "Tygodniku Powszechnym", "Życiu" i "Rzeczpospolitej", współtwórca Fundacji Świętego Mikołaja, zasiada w Radzie Powierniczej Muzeum Powstania Warszawskiego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Miałeś chamie złoty róg"
Komentarze (20)
A
Adam
26 listopada 2009, 14:13
Na te pytania nie da się precyzyjnie odpowiedzieć, a jeżeli nie precyzyjnie to na wyczucie można powiedzieć, że wszystkie odpowiedzi będą na minus - jeżeli ktokolwiek byłby zainteresowany tymi odpowiedziami. Więc aż taki marazm? Sądzę, że nie jest aż tak tragicznie. Upieram się przy przebudzeniu mentalnościowym elit, jakie by one nie były, gdyż przecież innych nie posiadamy... albo się nie daje im ujawnić na tyle, aby miały wpływ na młode pokolenie. A odbudowę trzeba rozpocząć od dzieci, czyli od szkolnictwa - swobodnego, nie państwowego! Ale prócz tych motywacji jest rzeczywisty marazm odziedziczony, wrośnięty w świadomość: średniość, powszechność, socjalizm. To nie będzie kryptoreklama, ale po prostu reklama, gdy powiem, iż napisałem powieśc pt. "Dom", w której staram się pokazać (na własnym doświadczeniu) jak ten marazm oddziaływał i oddziaływuje na życie (w okresie teraźniejszym też) - do tego stopnia, że rzeczywistośc realną zamienił w fikcję i uznał ją za jedyną, możliwą rzeczywistość. Książka niedawno wyszła i można najłatwiej znaleźć ją w internecie. Nazwiska i imienia nie podam, gdyż redaktorzy mogliby tę informacje skasować. Ale dla wytrwałych i nie cynicznych nie będzie trudnością jej odnalezienie. To dla autorów artykułu, którzy nie potrafili znaleźć nic na ten temat w literaturze.
E
Edyta
26 listopada 2009, 10:47
Podmiotowość? - mam same pytania: Ilu Polaków uczestniczy w wyborach? Ilu przełożonych pozwala pracownikom na uczestniczenie w podejmowaniu decyzji o własnej pracy i procedurach organizacyjnych w firmie? Ilu pracowników domaga się od szefa, by brał pod uwagę ich zdanie? Ile gazet codziennie pisze o sukcesach i dobrych cechach Polaków, a ile o ich wadach i porażakach? Czy w  polskich domach istnieje nadal przekaz kulturowy? Ilu Polaków mówi i pisze poprawnie po polsku? Ilu uczniów i studentów samodzielnie pisze prace, a ilu przekopiowuje je z internetu, bądź skanuje z książek, bądź zamawia za odpowiednią opłatą? Kto jeszcze uczy samodzielności w formułowaniu i wyrażaniu myśli? Kto uczy, jak poradzić sobie z życiem takim, jakie ono jest, a nie takim, jakie jest przedstawiane w mediach lub w kinie? Na zakończenie - jeśli chcesz - jesteś podmiotem, więc możesz, odpowiedz sobie na te pytania i spróbuj poszukać uzasadnienia, dlaczego tak jest. Wtedy będziesz mieć odpowiedź na temat kierunku zmian świadomości w Polsce w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
A
Adam
26 listopada 2009, 05:41
Jeszcze ponad tymi wszystkimi prawdami, przytaczanymi przez "babcię", Jarka, kolejnych anonimów stoi fikcja narodowego myślenia, którego ułamki tamci pokazali - to w dalszym ciągu jest wygadywanie jedni drugim, z czego cieszą się ci trzeci. I w takim świecie anonimowości można się paplac przez wieki i wyobrażać sobie, co by było, gdyby bylo. Analizy, złote myśli, wspaniałe sentencje, trafne spostrzeżenia są tylko myślami i wyobrażeniami - doprawdy nic nie kosztują, choć tyle krwi na kanwie tych myśli przelano... i dalej się będzie przelewało. To w dalszym ciągu: deszcz pada i pada, a Rydel gada i gada. Trzeba wejść w swoje myślenie, zobaczyć jego życzeniowość i fikcyjność i wziąć się za normalną, konkretną i ciężką pracę z dnia na dzień i nie słuchać tych wielkich "mówców", którzy swoją potegę mają w tworzonym przez siebie prawie, a sami są jak faryzeusze nakładający ciężary na tych, których pouczają. Kiedyś to pęknie i nawet Kościół temu nie zapobiegnie - może na szczęście, gdyż też boi się rzeczywistej ofiary, tej mentalnej, ze swoich - nie Boskich! - racji.
~~
26 listopada 2009, 05:23
jesteśmy słabi , to prawda , ale moc w słabości się doskonali ! ..a poza tym Polakom zawsze chciało się chcieć i mają w sobie  prawość , której inni nie znają / dzięki modlitwie/ Nie zawsze wzrost gosp. jest miarą przyzwoitości!i szlachetności
C
cocos
25 listopada 2009, 22:27
...Mieliście bohaterów,wielkich bohaterów.Byliście narodem bohaterów,wielkich i dzielnych ludzi. Ci najwięksi tu leżą.Ale przyszedł czas,że stawaliscie się niewolnikami. To nie wasza chwała,że na krótko znowu byliście wolni.To przypadkowa konsekwencja historii innych narodów(rew.sowiecka).A teraz znowu jesteście niewolnikami. Dlaczego? Bo sami nie potraficie się sobą rządzić... Sami sie niszczycie... (Gen.Gub. Hans Frank do Abs A..Sapiehy podzczas zwiedzania Krypt Wawelskich) ...i jeszcze jedno:..Coraz mniej wierzę,że komunizm pryszedł do mojego kraju tylko na sowieckich czołgach i bagnetach....(M.Hłasko)
Jurek
25 listopada 2009, 21:25
Musimy uwolnić sie od myślenia ONI. Bez względu na to ile mamy lat. I ci, którzy w 1989r brali aktywny udział i ci, którzy dzisiaj wchodzą w dorosłe życie. Rzeczywiście zmarnowaliśmy okazję do wybudowania nowoczesnego, podmiotowego państwa. Była jeszcze szansa za rządów pana Olszewskiego, niestety niechlubnie wpisał się w historię Wałęsa. A później nasza bierność, nie tylko przy urnach, ale i w życiu politycznym dała pole politykom spod znaku SLD, UW, PO z przybudówką PSL. W artykule zwraca moją uwagę taki tekst: Znamy wielu przedsiębiorców, którzy płacą podatki i dotrzymują umów, bo wiedzą, co to bojaźń boża – i ani jednego, który by znalazł fundament moralny w podręcznikach etyki biznesu pisanych przez rodzimych antyklerykałów i postępowców. To jest taka uproszczona odpowiedź dlaczego zostaliśmy się ze sznurem. Ale przyjdą kolejne wybory i możemy opowiedzieć się za prawdą, uczciwością, za Polską. Chyba, że znowu zrobią wodę z mózgu społeczeństwu. Po raz kolejny zadaję pytanie: Jakiego jeszcze przekrętu muszą dopuścić się politycy PO, żeby społeczeństwo przejrzało na oczy?
B
babcia
25 listopada 2009, 20:08
za czasów PRL-u część narodu była tak zniewolona, że zaparŁa się Boga, wiary ojców swoich, wyparowało w strachu i służalczości słowo Bóg-Honor-Ojczyzna, sytuacja ekonomiczna stwarzała niepisane prawo do okradania zakładów pracy, w imię wyższych jakoby wartości bito ludzi, którzy mówili prawdę czy o prawdę walczyli. Skłócili społeczeństwo. NKWD, UB, SB, Ormo, Zomo, Tajny Współpracownik, weszli w struktury "Solidarności", przeobrazili się w kapitalistów... Jaką ideą się kierują to wiadomo, byle nie Dekalogiem, byle nie Ewangelią... No cóż jak to w narodzie: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Powchodzili na urzędy i do władzy na plecach wyborców, którzy teraz w większości wstydzą się, cierpią, zniechęcają, media biją wielkie pianisko, te prawdziwe mają minimalne przebicie /bo zasady, przysięgi nie modne i nie na czasie/ naród rzeczywiście uśpiony jest. Ale nie wolno walczyć, protestować, narzekać tylko schylić głowę i nadstawić plecy - do bicia. A "Solidarność" ta prawdziwa - to znów musi zejść do podziemia, oczyścić się o ile to możliwe.  No bo tacy liberałowie i postkomuniści, którzy są u władzy to zdrowego kręgosłupa moralnego nie mają. Z pewnością są wyjątki, ale to idzie masą.
B
babcia
25 listopada 2009, 19:46
gdyby nie Kościół Katolicki, który prowadził naród polski po drogach historii, w czasie niewoli i wolności, budził wiarę i nadzieję w narodzie i podtrzymywał ducha patriotyzmu, wychowywał ojców naszych, kapłanów, nauczycieli aby ustrzegli mowy ojczystej, i przekazywali miłość do Ojczyzny i wartości najwyższe zawarte w Ewangelii, wychowywał żołnierzy, którzy przez walki powstańcze upominali się o prawo Ojczyzny do suwerenności oddając swoje młode życie w imię hasła: Bóg-Honor-Ojczyzna, wydał wielu męczenników i świętych, którzy modlitwę i ofiarę życia składali u tronu Bożego za Ojczyznę, motywował twórców kultury, których dzieła: proza, poezja, malarstwo, pieśń i muzyka wspierali naród i przygotowywali na przyjęcie daru wolności, naucza dekalogu i nadal naucza madrze strzec daru wolności, umacniać go rzetelną i uczciwą pracą, uczy wartości. Krzyż jest najwyższą wartością bo tylko pod Krzyżem możliwe jest przebaczenie wrogom Ojczyzny. W obecnych czasach fałszywie pojętej wolności tylko Kościół może obudzić z uśpienia i nie mówić nam, że nie ma problemu
~~
25 listopada 2009, 18:14
"-dlaczego jest jak jest?" -jest ANALIZĄ i  pośrednio odpowiada na to pytanie!
~~
25 listopada 2009, 18:11
Tekst jest świetną analizą dwudziestolecia niepodległości . Temat ujęty na kanwie dramatu Wyspiańskiego i dodatkowo rozbudowany własnymi przemyśleniami  i  zdarzeniami  z terażniejszości pozwala odpowiedzieć na pyt. :dlaczego jest jak jest?  
A
Adam
25 listopada 2009, 17:40
Wyspiański jako artysta mógł pisać o złotym rogu i tworzyć obrazy Polaków ze słomianym zapałem, a oni chcą wpływać na konkretne życie, a piszą jak Wyspiański. Już dosyć narzekań na kogoś i coś, jak to wśród naukowców bywa. Trzeba konkretów a nie analiz na poły literackich. Na nic się to nie zda - jedynie rozdrażnia. Pozdrawiam.
S
Student
25 listopada 2009, 17:10
Do Adam: Tzn. w jaki sposób w tym siedzą?
A
Adam
25 listopada 2009, 17:00
Dla studenta: dlaczego narzekają, gdy w tym siedzą?
S
Student
25 listopada 2009, 16:31
Adamie wszystko fajnie, tylko powiedz mi jaki to ma związek z autorami tego tekstu? Możesz podać jakis przykład?
A
Adam
25 listopada 2009, 16:04
do drugiego ~~~ i dalej ble, ble... o to przecież chodzi... szkoda słów.
~~
25 listopada 2009, 15:26
 ale.. są "elity "i elity...
~~
25 listopada 2009, 15:23
tak , to prawda .To wszystko się działo / dzieje/ , tak właśnie było zaraz po osiągnięciu wolności . Był wielki kapitał w ludzkiej przedsiębiorczości , chęci działania . Był głos biskupów , że trzeba przemiany człowieka i pracy nad sobą po czasie bycia homosowietikus. Czego nie było , to wyartykuowanej dumy z wolnej Polski - elit - była za to "małość"rządzących , którzy reprezentując Polskę i Naród jakby wcale tego nie chcieli lub nie czynili tego wystarczająco!
A
Adam
25 listopada 2009, 15:19
Do studenta: proszę bardzo: elity intelektualne tygodnikowe i tym podobne, ciągle bedące na topie - to nic nowego. Łatwo się schować za Kościół i grzmieć - to nic nie kosztuje... najwyżej ileś tam milionów Polaków do reszty zgłupiałych...
S
Student
25 listopada 2009, 15:04
Adamie możesz doprecyzować kto i jak doprowadził do "takiego stanu mentalnego i politycznego"?
A
Adam
25 listopada 2009, 14:43
Doprowadziliście do takiego stanu mentalnego i politycznego, a teraz grzmiecie na alarm? Larum wołacie? Śmiechu warte! Szczyt hipokryzji.