Partia kontra sumienie
Jak daleko ugrupowanie polityczne może ingerować w sumienia swoich członków? Gdzie leży granica między partyjną lojalnością a podejmowaniem na polu politycznym decyzji zgodnych z wyznawaną przez siebie wiarą? Czy w ogóle jest możliwe funkcjonowanie dzisiaj w polityce i bycie poważnie traktującym swoje życie religijne chrześcijaninem, katolikiem?
Powyższe pytania trzeba znów przypomnieć między innymi dlatego, że poseł Platformy Obywatelskiej Jon Godson ogłosił swoją rezygnację z członkostwa zarówno w klubie parlamentarnym PO jak i w samej partii. "Uznałem, że lepiej będę się czuł jako poseł niezrzeszony aniżeli jako poseł z ramienia Platformy Obywatelskiej" - wyznał dziennikarzom. Pytany o powód swojej decyzji odpowiedział: "Głównie ze względu na dysonans, jeśli chodzi o sprawy światopoglądowe i różne naciski".
Myślę, że na uwagę zasługuje reakcja szefa klubu parlamentarnego PO Rafała Grupińskiego. "Jak rozumiem, John Godson wolał złożyć rezygnację, niż zostać zawieszony lub w inny sposób ukarany, co generalnie byłoby nieuchronne" - powiedział mediom i dodał, że nie jest zdziwiony tą decyzją, gdyż, "jak wiemy, bardzo często rozmijał się w swoich głosowaniach z resztą klubu". Stanowi ona swoiste uzupełnienie i dopełnienie uzasadnienia przedstawionego przez posła Godsona.
John Godson nie jest katolikiem. Jest chrześcijaninem. Opuścił ugrupowanie polityczne ze względu na dysonans dotyczący spraw światopoglądowych. Wcześniej niejednokrotnie sygnalizował, że nie może głosować zgodnie z partyjnymi wytycznymi, ponieważ kłóci się to z wyznawaną przez niego wiarą.
Przyglądając się sprawie posła Godsona, trudno uciec od konstatacji, że w Platformie Obywatelskiej jest wielu ludzi, którzy przez chrzest stali się członkami Kościoła katolickiego. Równie trudno uchylić się od pytania, jak wielu z nich doświadcza dysonansu między wyznawaną wiarą a decyzjami, które jako członkowie partii współpodejmują. Publicznie mówi się zaledwie o kilku takich osobach. A co z resztą? Jak godzą w swoich sumieniach widoczne raz po raz sprzeczności między tym, w co wierzą, a tym, co swoimi głosami wspierają i kształtują?
John Godson w liście do swych niedawnych kolegów napisał, że partyjna rzeczywistość okazała się niewspółmierna do jego oczekiwań. "Byłem rozczarowany postawą władz PO, które stosowały dyscyplinę wobec członków partii potrafiących głośno wyrażać swoje poglądy i opinie, szczególnie w sprawach sumienia i światopoglądu" - napisał. Jak wielu innych członków zarówno partii rządzącej, jak i pozostałych ugrupowań funkcjonujących na polskiej scenie politycznej, doznaje podobnego rozczarowania?
Uważam, że należy pytać głośno, w ilu przypadkach dyscyplina partyjna łamie sumienia ludzi, których my, obywatele, wybraliśmy jako naszych reprezentantów. Którym powierzyliśmy nie tylko administrowanie sprawami kraju czy regionu, miejscowości, ale również nasz los, daliśmy im realny wpływ na kształt naszego codziennego życia. Także w sferach dotyczących hierarchii wartości i zasad porządkujących najróżniejsze dziedziny egzystencji.
Kard. Jorge Bergolio rozmawiał przed laty z rabinem Abrahamem Skorką również o polityce i władzy. Powiedział m. in. "Kościół broni autonomii spraw ludzkich. Zdrowa autonomia to zdrowa laickość, szanująca rozmaite pola odpowiedzialności. (...) Nie jest natomiast dobry laicyzm wojujący, który zajmuje pozycję sprzeciwu wobec spraw transcendentnych lub żąda, aby to, co związane z religią, nie wychodziło poza zakrystię. Kościół przekazuje wartości, a ludzie niech robią resztę".
W opublikowanej ponad dziesięć lat temu "Nocie doktrynalnej o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym" Kongregacja Nauki Wiary zadeklarowała, że Kościół ma świadomość, iż z jednej strony demokracja jest najlepszą formą bezpośredniego uczestnictwa obywateli w podejmowaniu decyzji politycznych. Z drugiej strony jednak przypomniała, że demokracja jest możliwa tylko w takiej mierze, w jakiej opiera się na prawidłowej wizji osoby. "W odniesieniu do tej zasady katolicy nie mogą zgodzić się na żaden kompromis, w przeciwnym bowiem razie zanikałoby w świecie świadectwo chrześcijańskiej wiary oraz jedność i wewnętrzna integralność samych wiernych demokratyczna struktura, na której ma się opierać budowa nowoczesnego państwa, byłaby dość nietrwała, gdyby jej podstawą i ośrodkiem nie była osoba ludzka" - czytamy w dokumencie podpisanym przez Josepha Ratzingera, a zatwierdzonym przez Jana Pawła II.
Teoretycznie sprawa jest prosta. Katolik, które chce swą aktywnością wesprzeć jakąś partię, powinien wybrać taką, której program zbudowany jest na zgodnej z jego wiarą wizji osoby ludzkiej. Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy istniejące ugrupowania polityczne konstruują programy wokół niejasnych i nieprecyzyjnych koncepcji człowieka lub koniunkturalnie je zmieniają, wymuszając na swoich członkach podejmowanie decyzji sprzecznych z sumieniem.
Wspomniana "Nota" stwierdza stanowczo, że "Właściwie ukształtowane sumienie chrześcijańskie nie pozwala nikomu przyczyniać się przez oddanie głosu do realizacji programu politycznego lub konkretnej ustawy, które podważają podstawowe zasady wiary i moralności przez propozycje alternatywne wobec tych zasad lub z nimi sprzeczne". Co wtedy pozostaje członkom partii nie zgadzającym się na łamanie ich sumień? Czy tylko droga, którą wybrał poseł Jon Godson? Czy też powinni podjąć działania zmierzające do przywrócenia ich ugrupowaniu prawidłowej wizji osoby ludzkiej?
Skomentuj artykuł