Skazani na atom
Czy energetyka jądrowa jest bezpieczna? - to kluczowe pytanie. Zdecydowane "nie" mówią jej liczni przeciwnicy. Fizycy jądrowi odpowiadają kategorycznie: "tak".
Polska musi mieć zapewnione bezpieczeństwo energetyczne - tak od lat twierdzą w naszym kraju niemal wszyscy fachowcy, w tym elity polityczne i intelektualne, niezależnie od swych barw czy uprawianych profesji.
Prof. Marek Jeżabek, dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej im. Henryka Niewodniczańskiego Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, uważa że: - Ten cel możemy osiągnąć jedynie poprzez budowę elektrowni jądrowych. Innego wyjścia nie mamy. I doprecyzowuje: - Musimy mieć co najmniej kilkanaście, a najlepiej 20-30 proc. energii produkowanej z procesu rozszczepiania jąder atomu.
Dyrektor Jeżabek zwraca uwagę, że dopóki nie będzie można wytwarzać z węgla czystej energii - bez wydzielania wielkich ilości dwutlenku węgla (a za jego emisję Unia Europejska każe płacić bardzo wysokie kary), nasze największe bogactwo naturalne nie zagwarantuje nam bezpieczeństwa. W dodatku, obecnie sporo więcej węgla Polska sprowadza z zagranicy niż eksportuje. Na gaz i ropę również nie możemy liczyć, bo jesteśmy uzależnieni od dostaw tych surowców; teraz, i pewnie jeszcze długo - od Rosji.
Położenie geograficzne i klimat powodują, że na odnawialne źródła energii, np. wiatraki czy hydroelektrownie, też nie możemy za bardzo liczyć. Rząd Donalda Tuska zapowiada, że pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce uruchomiona zostanie w 2020 r. Druga ma produkować prąd od 2026 r.
Prof. Urszula Woźnicka z krakowskiego Instytutu Fizyki Jądrowej PAN jest przekonana, że z przyczyn ekonomicznych powinno się postawić w Polsce co najmniej dwie elektrownie jądrowe. Taka kalkulacja wynika przede wszystkim z faktu, że raz w roku reaktor atomowy (urządzenie w elektrowni, w którym przeprowadza się kontrolowaną reakcję rozszczepienia jąder atomowych) musi być na kilka tygodni wyłączany, by w tym czasie można było o niego zadbać. Prof. Woźnicka tłumaczy, że pojedyncza elektrownia zasilana jest więcej niż jednym reaktorem. Na przykład we Francji stosuje się 3 lub 4. Jeżeli zatem wyłączony zostanie jeden czy dwa, to pozostałe pracują.
Dr Krzysztof Kozak z IFJ PAN w Krakowie apeluje, by rozróżniać energetykę jądrową od broni jądrowej. Do produkcji broni atomowej potrzebny jest uran wzbogacony do poziomu 95-96 proc. Dla potrzeb energetyki jądrowej też potrzebny jest wzbogacony uran, ale na poziomie 3-4 proc. - Elementarnym błędem jest porównywanie elektrowni jądrowych do bomb atomowych. To są dwa różne światy - podkreśla dr Kozak.
Czy energetyka jądrowa jest bezpieczna? - to kluczowe pytanie. Zdecydowane "nie" mówią jej liczni przeciwnicy. Fizycy jądrowi odpowiadają kategorycznie: "tak". Jednocześnie nie kryją problemów związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa.
Dr Krzysztof Kozak powołuje się na badania, z których wynika, że pracownicy elektrowni jądrowych otrzymują w pracy w ciągu roku promieniowanie ponad dwa razy niższe niż każdy z mieszkańców półkuli północnej (około 1,5 milisiverta dodatkowo pochłaniają pracownicy elektrowni, a chodząc po Ziemi, otrzymujemy rocznie promieniowanie wynoszące ok. 3,4 milisiverta). Kilka razy większą dawkę promieniowania przyjmiemy, lecąc samolotem np. z Krakowa do Nowego Jorku, niż gdybyśmy w tym czasie siedzieli na ławce obok elektrowni atomowej.
- Energetyka jądrowa jest nie tylko ekologiczna, ale też bezpieczna - mówi dr hab. Jerzy Mietelski z IFJ PAN. - Pewnie wiele osób zaskoczy informacja, że emisja odpadów radioaktywnych jest znacznie większa z elektrowni węglowych niż z jądrowych. Dr Kozak radzi nam uświadomić sobie, że promieniowanie istniało "od zawsze" i chyba będzie zawsze, a energetyka jądrowa nie "wnosi" go jako czegoś nowego do środowiska.
Naukowcy z krakowskiego Instytutu Fizyki Jądrowej zwracają uwagę również na fakt, że wielokrotnie większe natężenie promieniowania jądrowego występuje w energetyce konwencjonalnej niż jądrowej. W węglu na przykład jest sporo uranu. - Promieniowanie z hałd węgla jest znacznie większe niż naturalne - mówi dr Kozak, który razem dr. hab. Mietelskim prowadził badania w tej dziedzinie.
Fizycy przypominają, że energetyka jądrowa ma za sobą kilkadziesiąt lat. W tym czasie doszło tylko do jednej poważnej katastrofy: w Czarnobylu, niemal ćwierć wieku temu. Jednak ta tragedia zatrzymała rozwój energetyki jądrowej na wiele lat. - Nieszczęście w Czarnobylu spowodowało, że cała branża jeszcze bardziej dba o bezpieczeństwo - mówi prof. Marek Jeżabek. - Ludzie, którzy w niej pracują, mają świadomość, że powtórzenie się tragedii z kwietnia 1986 r. - gdziekolwiek w świecie - oznaczać może śmiertelny cios w całą energetykę jądrową.
Prof. Urszula Woźnicka przypomina, że we Francji, która swoją energetykę opiera na atomie, nie było ani jednego wypadku, który spowodowałaby wadliwie zbudowana czy eksploatowana elektrownia.
Dr Krzysztof Kozak, przekonując, że energetyka jądrowa jest bardzo bezpieczna, przytacza inne dane. Na świecie pracuje teraz około 450 reaktorów atomowych. Fizyk z IFJ podkreśla, że dotychczas nie było niekontrolowanego uwolnienia promieniowania z odpadów radioaktywnych w jakimkolwiek reaktorze. Nie zdarzył się też żaden wypadek przy transporcie paliwa jądrowego lub odpadów.
Fizycy mocno namawiają, by nie porównywać obecnych reaktorów do reaktora czarnobylskiego. Zapewniają, że pod żadnym względem go nie przypominają. Jednak przeciwnicy energetyki jądrowej w Polsce stale ostrzegają przed powtórzeniem się scenariusza z Czarnobyla ze znacznie - być może - bardziej katastrofalnymi skutkami. Dr hab. Jerzy Mietelski uspokaja, że nawet w razie awarii niebezpieczeństwo dojścia do tragedii byłoby minimalne. A to dlatego, że substancje radioaktywne są solidnie uwięzione wewnątrz nowoczesnych reaktorów. Tak przynajmniej twierdzą fizycy jądrowi - Obecne elektrownie mają bardzo dobry system zabezpieczeń - podkreśla dr Mietelski.
W samej Francji jest 19 elektrowni jądrowych (niemal 60 reaktorów atomowych) rozrzuconych po całym kraju. - Energetyka jądrowa jest tam częścią krajobrazu. Ma też długą, bo już około 60-letnią historię - mówi prof. Urszula Woźnicka. Zwrócenie uwagi na Francję jest o tyle istotne, że istnieje spore prawdopodobieństwo, iż z tego kraju kupimy technologię budowy elektrowni jądrowej.
Fizycy twierdzą, że energetyka jądrowa jest bezpieczna i doskonale chroniona. Najwięksi jej entuzjaści zapewniają, że elektrownie są zabezpieczone nie tylko przed ewentualnym atakiem terrorystycznym, ale nawet atomowym. Chlubią się, że kiedy w Japonii doszło do bardzo silnego trzęsienia ziemi, które zmiotło z powierzchni tysiące domów, w elektrowni jądrowej, która była blisko epicentrum trzęsienia, rozlał się jedynie kubek z olejem.
Jednak nie tylko przeciwnicy energetyki jądrowej, ale sami fizycy zadają sobie pytanie: jak sensownie rozwiązać problem odbioru zużytego paliwa, czyli co zrobić z odpadami radioaktywnymi? Sami przyznają, że sprawa nie jest prosta. Prof. Marek Jeżabek przypomina, że prawo międzynarodowe dzieli odpady na trzy grupy. Do pierwszej należy około 99 proc. zużytego paliwa jądrowego, które zawiera elementy o tak niskiej promieniotwórczości, że są bezpieczne. Odpady nisko- i średnioaktywne, po odpowiednim zabezpieczeniu, przechowuje się na składowiskach naziemnych lub podziemnych, ale nie trzeba - i nie robi się tego - zakopywać ich głęboko w ziemi czy składować w nieczynnych kopalniach.
Pozostaje jeden procent odpadów. Dyrektor IFJ dzieli go na dwie części. Większość trzeba będzie przechować w bezpiecznych warunkach przez setki lub kilka tysięcy lat. Pozostałe odpady - wyraźnie mniej niż 0,5 proc. całości - które zachowują aktywność przez okres dłuższy niż kilka tysięcy lat należy po odpowiednim zabezpieczeniu umieścić w tzw. głębokich składowiskach.
Prof. Urszula Woźnicka zwraca uwagę, że we Francji - w której około 80 proc. energii elektrycznej pochodzi z elektrowni jądrowych - na jednego Francuza przypada 10 gramów wysoko aktywnych odpadów rocznie. W praktyce oznacza to, że 60-milionowa Francja musi zadbać o ok. 60 tys. kg odpadów radioaktywnych. Taka ilość wody zajmowałaby prostopadłościan o wymiarach: 600 x 10 x 10 metrów sześciennych. W przypadku odpadów radioaktywnych jest to kilka razy mniej, bo odpady radioaktywne są znacznie cięższe od wody. Prof. Urszula Woźnicka powołuje się na dane francuskie. Wynika z nich, że od początku istnienia energetyki jądrowej w tym kraju do roku 2020 Francja zgromadzi 1,8 mln metrów sześciennych zabezpieczonych (zapakowanych) odpadów promieniotwórczych wszystkich rodzajów - od nisko- do wysokoaktywnych. Z tego tylko 3680 m sześcienych to odpady wysokoaktywne, dla których planowane są specjalne podziemne składowiska. Te 3680 m sześc. to mniej więcej prostopadłościan o podstawie 20 x 20 m i wysokości 9 m.
Prof. Woźnicka i prof. Jeżabek zwracają uwagę, że przy ilości odpadów z elektrowni węglowych te z atomowych stanowią znikomą część. Prof. Woźnicka dorzuca, że pręty uranowe wprowadzone do reaktora są w nim 4-5 lat. Po wyjęciu pręty wkłada się do basenu z wodą, który znajduje się na terenie elektrowni. W basenie przebywają około kolejnych pięciu lat. Dopiero po tym okresie mogą być przewiezione do zakładów zajmujących się ich przeróbką lub utylizacją i przygotowaniem do ostatecznego składowania.
Jeżeli w Polsce staną w końcu elektrownie jądrowe, to tym samym będziemy musieli rozwiązać problem, gdzie składować radioaktywne odpady. Prof. Urszula Woźnicka tłumaczy, że można robić jak np. Francuzi, którzy najbardziej szkodliwe odpady stapiają ze szkłem, a potem dodatkowo zabezpieczają. Ta technologia powoduje, że uwolnienie szkodliwych związków do środowiska jest praktycznie niemożliwe.
Większość odpadów jest powtórnie wykorzystywana, gdyż zawierają nadal sporo uranu. To jednak droga metoda. Można też wybrać inną, co robią m.in. Szwedzi czy Finowie. Wyciągają pręt uranowy z reaktora i nie bawiąc się w odzyskiwanie z niego uranu, traktują go w całości jako odpad promieniotwórczy. Taka technika wymusza jednak budowanie głębokich składowisk odpadów radioaktywnych.
Fizycy jądrowi są zgodni, że wymogi stawiane przed energetyką jądrową są piekielnie duże. Nieporównywalnie większe niż np. przed przemysłem chemicznym. W przypadku odpadów chemicznych nie można wykluczyć, że za jakiś czas mogą stać się znacznie bardziej toksyczne, niż zakładano w momencie ich wytworzenia. - Produkcja energii z elektrowni jądrowych cechuje się pełną przejrzystością - podkreśla dr hab. Mietelski. - Własności i procesy rozpadu substancji radioaktywnych występujących jako odpady promieniotwórcze są znane i ściśle sprecyzowane.
Sama produkcja energii elektrycznej pochodzącej z elektrowni atomowych jest tańsza niż z innych źródeł. Jednak koszt wybudowania elektrowni jest duży; o połowę droższy od postawienia nowoczesnej elektrowni węglowej. Szacuje się go na od 3 do 5 mld euro. Sporą część zajmują koszty związane z zapewnieniem maksymalnego bezpieczeństwa. Zwolennicy energetyki jądrowej zwracają uwagę na to, że paliwo jest stosunkowo tanie. Koszt uranu stanowi równowartość 5 proc. wartości inwestycji, czyli postawienia elektrowni. W przypadku elektrowni na gaz, koszt surowca wynosi około 70 proc. Wydłuża się też czas działania elektrowni jądrowej. Kiedyś przewidywało się, że będzie pracować 20 lat. Dzisiaj czas eksploatacji elektrowni atomowej szacuje się na około pół wieku.
Skomentuj artykuł