"GW": Oto martwe kierunki studiów
Na uczelniach trwa rekrutacja uzupełniająca. Na niektórych darmowych dziennych kierunkach wolne jest po kilkadziesiąt miejsc - donosi "Gazeta Wyborcza".
Uczelnie niechętnie ujawniają, ile mają wolnych miejsc. Tłumaczą, że w czasie rekrutacji uzupełniającej może się wszystko zmienić. W rzeczywistości obawiają się przyznać, że na niektóre kierunki nie ma chętnych - to szkodzi wizerunkowi uczelni.
Najwięcej wolnych miejsc jest na uniwersytetach. W 2013 r. największy kryzys dopadł pedagogikę. Na pedagogicznych dziennych studiach w Polsce pozostały setki wolnych miejsc. W tym roku podobny los spotkał ochronę środowiska. Do komisji rekrutacyjnych Uniwersytetu Wrocławskiego wpłynęła tak niewielka liczba podań, że w efekcie na jedno miejsce statystycznie przypadło niecałe pół osoby
Nawet prestiżowy Uniwersytet Warszawski uruchomił drugą turę rekrutacyjną - na filologię klasyczną, studia śródziemnomorskie, filologię nowogrecką, nauczanie języka francuskiego i niemieckiego oraz ochronę środowiska.
Podobnie jest z fizyką i filozofią, która z kierunków humanistycznych wypada najgorzej. Niewielu maturzystów chce także zostać politologami. Choć na UW i UJ nie ma problemu z zapełnieniem list, to we Wrocławiu na ten kierunek zgłosiło się zaledwie pół osoby na miejsce.
W okresie wyżu uczelnie nie tylko zwiększyły liczbę miejsc, ale utworzyły mnóstwo niszowych kierunków, na których nikt nie chce studiować. Np. w Gdańsku dodatkową rekrutację trzeba było uruchomić na etnofilologii kaszubskiej, slawistyce, ichtiologii morskiej czy niemcoznawstwie.
Problemu z kandydatami na studia nie mają uczelnie medyczne, o byt - jak pisze "Gazeta Wyborcza" - nie martwią się także politechniki.
Skomentuj artykuł