W Sejmie debata nad zmianami w OFE

(fot. PAP)
PAP / mm

Państwo jest gwarantem świadczeń emerytalnych - przekonywał w sejmowej debacie nad projektem ws. OFE minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz. Opozycja krytykowała projekt, twierdząc, że szkodzi gospodarce. Teraz trafi on do komisji finansów.

Kosiniak-Kamysz zapewnił podczas sejmowej debaty nad zmianami w systemie emerytalnym, że żaden członek OFE nie straci na tej zmianie. "Wysokość środków przekazanych z OFE do ZUS nie będzie mogła być mniejsza niż ich wartość z trzeciego września 2013 r." - mówił.

Według ministra środki zewidencjonowane na subkoncie ZUS będą co roku waloryzowane na dotychczasowych zasadach. Z analiz rządowych wynika, że w przyszłości nie będzie to mniej niż zysk z polskich obligacji skarbowych, w które do tej pory inwestowały OFE. "Oznacza to, że wpływ przesunięcia środków będzie dla przyszłych emerytów co najmniej neutralny. Nikt na tym nie straci" - oświadczył.

Przekonywał, że rząd, wprowadzając dobrowolność przynależności do OFE, nie zamierza nikogo do nich zniechęcać. "Chcemy jedynie, aby obecność w OFE była świadomą decyzją przyszłych emerytów" - dodał. Zauważył, że od 1 kwietnia do 31 lipca 2014 r. będzie można złożyć deklarację, czy chcemy oszczędzać na emeryturę tylko w ZUS, czy także w OFE. Decyzja taka - jak mówił - nie będzie ostateczna. Pierwszy raz będzie ją można zmienić w 2016 r., kiedy ponownie będą na to cztery miesiące.

Jego zdaniem brak zmian w OFE miałby bardzo negatywne skutki dla rozwoju polskiej gospodarki. Ja mówił, dzięki nim dług publiczny wobec PKB ma zmniejszyć się o 7 punktów proc., a bez reformy w przyszłym roku konieczne byłyby głębokie cięcia w wydatkach budżetowych.

Choć minister pracy apelował, by posłowie wznieśli się ponad emocje i spróbowali zrozumieć istotę zmian, opozycja nie szczędziła słów krytyki wobec projektu.

Beata Szydło z PiS podkreśliła, że to rozmontowywanie systemu emerytalnego, a proponowane zmiany wcale nie są podyktowane troską o emerytów, ale problemami budżetu. Dodała, że bardzo szybkie tempo prac w parlamencie świadczy o nierzetelności rządu. "Cztery dni potrzebuje Donald Tusk i jego ekipa, żeby złupić oszczędności Polaków z funduszy emerytalnych. W ciągu czterech dni ma się rozstrzygnąć przyszłość Polaków" - mówiła. Zapowiedziała, że podczas prac nad projektem w komisji sejmowej PiS złoży wniosek o wysłuchanie publiczne w tej sprawie.

Takiego bubla poprzeć nie możemy - mówił poseł Solidarnej Polski Jacek Bogucki. "Nie możemy popierać rozwiązań (...), które zadłużają przyszłe pokolenia w sposób niebotyczny" - podkreślił. Dodał, że w załączniku do projektu jest napisane, że po 2047 roku zobowiązania ZUS będą wyższe niż wówczas, gdyby nie doszło do zmian w systemie. "Miały być palmy, piasek i leżaczki. A co jest? Są puste półki z octem i wygodny fotel - owszem - ale w aptecznej kolejce" - ironizował z kolei Patryk Jaki (SP), mówiąc o sytuacji polskich emerytów.

O tym, że projekt szkodzi gospodarce i łamie przepisy konstytucji przekonywał w Sejmie Sławomir Kopyciński z Twojego Ruchu. "Po sześciu latach rządu PO i PSL grozi nam widmo bankructwa, a ten projekt ma jedynie oddalić w czasie oficjalne ogłoszenie tego bankructwa, kosztem naszych emerytalnych oszczędności" - ocenił.

Za skierowaniem projektu do dalszych prac parlamentarnych opowiedział się klub SLD. Lider Sojuszu Leszek Miller wyraził sprzeciw wobec błyskawicznego trybu pracy nad regulacją. "Niech każdy decyduje, czy chce pozostać w OFE. Ale trzeba ostrzec, że dla tych, którzy pozostaną, trzeba będzie niedługo inwestować w noclegownie, przytułki i miejsca wydawania ciepłych, darmowych posiłków" - podkreślał Miller.

Pozytywnie na temat projektu wypowiadali się tylko posłowie PO i PSL. Według Jakuba Szulca (PO) projekt to "spojrzenie w przód po to, by zapewnić przyszłym emerytom bezpieczeństwo poprzez zbilansowanie systemu finansów publicznych". Henryk Smolarz z PSL zapewniał, że rządowa propozycja nie jest - wbrew temu co niektórzy uważają - wywłaszczeniem, ale próbą przywrócenia normalności, likwidującą patologię. "Nas po prostu nie stać na utrzymanie systemu OFE w takiej formie, jak chcą jego obrońcy" - mówił.

Na zakończenie debaty, która trwała blisko pięć godzin, szef resortu pracy odniósł się do niektórych zarzutów opozycji, m.in. tempa prac nad projektem. "Nie jest prawdą, że te zmiany zostały przygotowane i zostaną dokonane w ciągu kilku dni. Dobrze państwo wiecie, kiedy została ogłoszona pierwsza propozycja, kiedy mówiliśmy o przeglądzie systemu emerytalnego. To wszystko miało miejsce w czerwcu, a do czerwca też były przygotowania" - mówił Kosiniak-Kamysz. Dodał, że debata publiczna dotycząca proponowanych zmian "de facto trwa nieprzerwanie".

Przypomniał, że w resorcie pracy odbywały się liczne konsultacje w sprawie reformy emerytalnej z udziałem różnych grup, "od ekspertów, przez partnerów społecznych - związki zawodowe, organizacje pracodawców, przez szefów towarzystw emerytalnych. To nie jest tak, że te wszystkie zainteresowane osoby zostały pominięte w dyskusji i konsultacjach. Dochodzenie do tego rozwiązania trwało wiele miesięcy" - podkreślił.

W trakcie wtorkowej debaty, kluby Twój Ruch oraz Solidarna Polska zgłosiły wnioski o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Podczas głosowania, które odbyło się tuż po debacie, większość posłów zagłosowała za odrzuceniem tych wniosków. Teraz pracami nad projektem zajmie się sejmowa komisja finansów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W Sejmie debata nad zmianami w OFE
Komentarze (1)
A
Anakin
4 grudnia 2013, 09:40
Ale na ilustracji jest minister zdrowia Arukowicz a nie Kosiniak-Kamysz