Armenia obawia się "wojny" z Azerbejdżanem
Władze Armenii przyznały w poniedziałek, że obawiają się "wojny" z Azerbejdżanem w związku z nasileniem starć w okolicach Górskiego Karabachu; jednocześnie zapewniły, że uczynią wszystko, by złagodzić napięcia w tym spornym od dawna regionie.
- Sytuacja jest bardzo napięta. Bez wątpienia nasi sąsiedzi mogą w każdym momencie posłużyć się prowokacją, co może przekształcić się w wojnę - powiedział dziennikarzom minister spraw zagranicznych Armenii Sejran Ohanian.
W ostatnich dniach Armenia i Azerbejdżan informowały o licznych ofiarach starć na linii demarkacyjnej z Górskim Karabachem - ormiańską enklawą w Azerbejdżanie. Do incydentów w tym regionie dochodzi często, lecz obecne starcia są najkrwawsze od wielu lat; zginęło w nich 18 żołnierzy.
- Robimy wszystko, co można, aby złagodzić napięcie - powiedział minister Ohanian. - Obecnie nie ma powodu do rozpoczynania akcji militarnej - dodał.
Armenia zapowiedziała w weekend, że 8 lub 9 sierpnia w rosyjskim Soczi ma dojść do spotkania prezydentów Armenii i Azerbejdżanu: Serża Sarkisjana i Ilhama Alijewa. Baku nie potwierdziło tych doniesień, lecz szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow potwierdził w poniedziałek, że obaj prezydenci są oczekiwani w Soczi, gdzie każdy z nich ma zostać przyjęty przez prezydenta Władimira Putina. W wywiadzie dla agencji ITAR-TASS Ławrow powiedział, że Rosja jest zaniepokojona sytuacją wokół Górskiego Karabachu i wzajemnym oskarżaniem się Armenii i Azerbejdżanu o prowokację. Zaapelował do Baku i Erywania o "maksimum powściągliwości".
Ormiańsko-azerski konflikt zbrojny o Górski Karabach wybuchł w 1988 roku, u schyłku ZSRR. Starcia przerodziły się w wojnę między już niepodległymi Armenią a Azerbejdżanem. Wojna przyniosła 30 tys. ofiar śmiertelnych, były setki tysięcy uchodźców. W 1994 roku podpisano zawieszenie broni. Nieuznawana przez świat, związana z Armenią enklawa formalnie wciąż pozostaje częścią Azerbejdżanu. Jest źródłem napięcia na Południowym Kaukazie, w strategicznej strefie pomiędzy Iranem, Rosją i Turcją.
Skomentuj artykuł