Cztery lata niepodległości Kosowa
Czwartą rocznicę ogłoszenia niepodległości Kosowo obchodzi z perspektywą rychłego wyzwolenia się spod nadzoru międzynarodowego, choć referendum zorganizowane przez mniejszość serbską potwierdziło, że Prisztina nie sprawuje kontroli nad całym terytorium kraju.
Międzynarodowa Grupa Sterująca (ISG), która monitoruje demokratyczny rozwój dawnej prowincji Serbii, zapowiedziała w styczniu, że być może już z końcem 2012 r. przestanie nadzorować niepodległość Kosowa. Grupa, w której skład wchodzi 25 państw, uznała, że Prisztina może rozpocząć przygotowania do likwidacji Międzynarodowego Biura Cywilnego (ICO), które było ostateczną instancją w Kosowie z prawem anulowania uchwał miejscowych władz. Decyzja ta nie oznacza jednak wycofania sił międzynarodowych KFOR ani misji policyjno-prawnej Eulex.
Niespełna dwumilionowe, zamieszkane w większości przez Albańczyków Kosowo, które ogłosiło niepodległość 17 lutego 2008 roku, pod międzynarodową administracją było od wkroczenia KFOR w 1999 roku po bombardowaniach NATO podjętych dla ochrony ludności albańskiej przed siłami serbskimi.
- Koniec nadzorowania niepodległości oznacza, że Kosowo będzie funkcjonować jak każde inne państwo w Europie z jasną perspektywą europejską - ocenił jego premier Hashim Thaci.
7 lutego parlament Kosowa uchwalił rezolucję wzywająca do całkowitej niepodległości kraju, a Thaci ogłosił: "Kosowo wkracza w nową erę". Wezwał wspólnotę międzynarodową, by wyznaczyła priorytety i etapy działań koniecznych, by wdrożyć do końca plan wysłannika ONZ Marttiego Ahtisaariego, zakładający ostatecznie uniezależnienie się Kosowa.
ISG ze swej strony wezwała rząd Thaciego do skuteczniejszego zagwarantowania praw 120-tysięcznej mniejszości serbskiej. "Rząd powinien zademonstrować, że rozumie i respektuje ich prawa, ich niepokoje (zwłaszcza o bezpieczeństwo), ich język i tożsamość" - napisała ISG w oświadczeniu.
Serbowie zamieszkują głównie północ, przy granicy z Serbią, okolice Kosovskiej Mitrovicy, gdzie stanowią większość, i enklawy na południu. Belgrad nadal traktuje Kosowo, które jest kolebką serbskiej państwowości, jako swoją prowincję i deklaruje, że nigdy nie uzna jego niepodległości. Utrzymuje tam takie instytucje, jak sąd, poczta, szkoły, szpitale.
Serbowie w Kosowie - jak pisze AFP - "mają własną gospodarkę opartą na handlu (de facto przemycie) i serbskim dinarze, podczas gdy reszta Kosowa używa euro". Uczestniczą w wyborach rozpisywanych w Serbii i tworzą własne, niezależne od Prisztiny władze lokalne. Belgrad przeznacza na utrzymanie lokalnej administracji w Kosowie 500 mln euro rocznie.
Serbowie z północy zorganizowali 14-15 lutego referendum, któremu w obawie przed międzynarodowymi konsekwencjami sprzeciwiał się nawet Belgrad. W głosowaniu zadeklarowali, że nie uznają żadnych instytucji państwa kosowskiego, którego niepodległość uznało już 86 państw, w tym USA i 22 z 27 krajów UE.
Referendum "potwierdziło niezdolność Prisztiny do egzekwowania władzy na całym terytorium kraju" - ocenił kosowski analityk Adrian Collaku, cytowany przez AFP.
Jak tłumaczył politolog Nexmedin Spahiu, mniejszość serbska ogłosiła je w odpowiedzi na podjętą latem przez Prisztinę próbę narzucenia obecności albańskich policjantów i celników na granicy z Serbią, której istnienia nie uznaje Belgrad. Kosowscy Serbowie wznieśli wówczas barykady, kilkakrotnie doszło do starć. Od kuli zginął kosowski policjant, a rannych zostało kilkudziesięciu manifestantów i żołnierzy KFOR.
Referendum nasiliło nie tylko widoczną od miesięcy konfrontację z Prisztiną, lecz także z rządem w Belgradzie, ponieważ Serbowie z północy Kosowa, wspierani przez opozycyjne partie nacjonalistyczne z Serbii, odrzucają porozumienia osiągnięte w ramach dialogu między obu stolicami, który zainicjowano w marcu zeszłego roku - ocenia APA.
Toczące się pod auspicjami UE rozmowy, przerwane w związku z konfliktem wokół przejść granicznych, mają być wznowione 21 lutego. Dialog z Prisztiną i rozwiązanie serbskich instytucji w Kosowie to główne warunki przyznania Serbii przez UE statusu kandydata do członkostwa, a w grudniu przywódcy UE odłożyli decyzję w tej sprawie na marzec.
- Wiele teraz zależy od spotkania ministrów UE w sprawie kandydowania Serbii - uważa brytyjski dziennikarz Tom Judah, cytowany przez belgradzką prasę. Według niego, jeśli Serbia nie otrzyma statusu kandydata, wzrośnie prawdopodobieństwo, że zorganizuje majowe wybory lokalne i parlamentarne także na terytorium północnego Kosowa, jak to czyniła dotychczas, co stanowiłoby jawne pogwałcenie warunków stawianych przez UE. A Belgrad w swoim budżecie na 2012 r. znowu przewidział wydatki na utrzymanie instytucji na północy Kosowa. Po raz pierwszy uczynił to też rząd w Prisztinie, który od 12 lat opracowuje budżet we współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.
Skomentuj artykuł