Indonezja: Zabici w zamachach w Dżakarcie
Siedem osób, w tym pięciu napastników, zginęło w czwartkowych zamachach bombowych i strzelaninie w centrum stolicy Indonezji, Dżakarcie - wynika z najnowszego bilansu lokalnej policji. Do samobójczych ataków oficjalnie przyznało się Państwo Islamskie (IS).
Wcześniej informowano o co najmniej 10 zabitych, w tym czterech napastnikach.
Indonezyjski rząd przekazał kanadyjskiemu MSZ, że jedną z ofiar śmiertelnych jest obywatel Kanady. Zginął też obywatel Indonezji. Rannych zostało 20 osób, w tym Algierczyk, Austriak, Niemiec i Holender.
IS oficjalnie przyznało się do zamachów. W oświadczeniu organizacja terrorystyczna napisała, że "grupa żołnierzy kalifatu w Indonezji uderzyła w zgromadzenie z sojuszu krzyżowców, walczącego z Państwem Islamskim w Dżakarcie". Kilka bomb "eksplodowało, podczas gdy czterech żołnierzy kalifatu dokonało ataku z użyciem broni lekkiej i pasów wybuchowych" - dodano po arabsku.Dżihadyści twierdzą, że zginęło 15 osób, choć według lokalnej policji bilans ten jest niższy. Już wcześniej powiązana z IS agencja prasowa Al-Amak informowała w internecie, że ataku dokonali bojownicy z tej siatki.
Szef policji w Dżakarcie Tito Karnavian oświadczył na konferencji prasowej, że "IS z pewnością stoi za tym atakiem". Jak dodał, pochodzący z Indonezji bojownik IS Bahrun Naim, obecnie najprawdopodobniej przebywający w Syrii, "planował te ataki od pewnego czasu" i jest za nie odpowiedzialny.
Wcześniej szef indonezyjskiej agencji wywiadowczej Sutiyoso powiedział, że w sprawie czwartkowych ataków na razie nic nie wskazuje na związek z IS.
Według mediów w Dżakarcie eksplodowało sześć bomb m.in. przy policyjnym posterunku i przed najstarszym stołecznym centrum handlowym Sarinah przy głównej ulicy miasta i w kawiarni Starbucks. AP pisała wcześniej, że trzy wybuchy nastąpiły w pobliżu ambasad Turcji i Pakistanu. Według mediów cytowanych przez Reutera eksplozję słychać było też na zachodnich przedmieściach Dżakarty, Palmerah, ale policja poinformowała, że nie może potwierdzić tych doniesień.
Czterej napastnicy zginęli w budynku, gdzie znajduje się zaatakowana przez nich kawiarnia Starbucks. Policjanci weszli do gmachu, a następnie w znajdującym się tam kinie wywiązała się strzelanina między funkcjonariuszami a napastnikami.
Do akcji antyterrorystycznej wysłano setki funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, w tym policyjnych snajperów. Zakończenie ataku zajęło im ok. trzech godzin. Niski bilans zabitych wskazuje na to, że ataków dokonali lokalni bojownicy, którzy korzystali z prymitywnej broni - wskazują eksperci.
Sieć Starbucks zapowiedziała, że z powodu ataków wszystkie jej lokale w Dżakarcie pozostaną zamknięte do odwołania.
Budynek ONZ, położony niedaleko jednego z zaatakowanych obiektów, został zablokowany; nikt nie był wpuszczany do środka ani wypuszczany na zewnątrz. Niektóre z pobliskich wieżowców ewakuowano.
"Ten akt jest wyraźnie obliczony na zakłócenie publicznego porządku i szerzenie strachu wśród obywateli. Państwo, naród i ludzie nie powinni bać się podobnych aktów terroru ani im ulegać" - oświadczył prezydent Indonezji Joko Widodo.
Oznaką niepokoju w mieście była reakcja na wybuch opony, który nastąpił kilka godzin po atakach i który spowodował alarm bombowy. Na miejsce wysłano radiowozy.
Sekretarz stanu USA John Kerry potępił zamachy i zapewnił, że Amerykanie i Indonezyjczycy "są zjednoczeni w wysiłkach na rzecz wyeliminowania tych, którzy wybierają terror" - powiedział. Zamach potępił też szef saudyjskiego MSZ Adil ibn Ahmad ad-Dżubeir. Kerry i Dżubeir przebywają w Londynie, gdzie omawiają porozumienie nuklearne z Iranem i wojnę w Syrii.
W Indonezji już wcześniej dochodziło do zamachów, za którymi stali islamistyczni bojownicy, ale skoordynowany atak grupy zamachowców samobójców jest czymś bezprecedensowym i przypomina zamach z Bombaju sprzed siedmiu lat i z Paryża z listopada ub.r. - pisze Reuters.
W ostatnich tygodniach służby bezpieczeństwa podjęły akcję wymierzoną w zwolenników IS, które - jak informowała policja - zagroziło Indonezji atakami.
W grudniu ub.r. policja aresztowała dziewięciu mężczyzn. Jak przekazano, chcieli oni dokonać w kraju ataków, które "zwróciłyby na nich uwagę światowych mediów".
W sylwestra do ochrony świątyń, lotnisk i innych miejsc publicznych oddelegowano ok. 150 tys. policjantów i żołnierzy, a ponad 9 tys. funkcjonariuszy pilnowało porządku na Bali, gdzie w 2002 roku doszło do najtragiczniejszego dotąd ataku terrorystycznego w Indonezji; zginęło w nim ponad 200 osób.
Skomentuj artykuł