Polański chce wrócić do USA, by zamknąć sprawę gwałtu

(fot. praszkiewicz / Shutterstock, Inc.)
PAP / pk

Roman Polański chce wrócić do Stanów Zjednoczonych, aby zakończyć sprawę gwałtu na nieletniej, w związku z którą jest ścigany w USA od 40 lat, ale pod warunkiem, że otrzyma gwarancję, iż nie zostanie tam aresztowany - poinformował w czwartek jego adwokat.

Pełnomocnik 83-letniego filmowca Harland Braun chce zawrzeć ugodę polubowną w tej sprawie. Jak poinformował, napisał do sędziego zajmującego się sprawą Polańskiego i na 24 lutego została wyznaczona rozprawa.

Jeżeli dojdzie do ugody, "Roman mógłby przyjechać do Los Angeles i stanąć przed sądem, nie obawiając się aresztowania" - podkreśla Braun w piśmie skierowanym do sądu, które zostało przesłane także agencji AFP.

Cytowany przez agencję Reutera Braun powiedział, że Polański chce móc swobodnie podróżować i odwiedzić grób swojej żony Sharon Tate, która będąc w ósmym miesiącu ciąży została zamordowana w 1969 roku przez członków sekty Charlesa Mansona.

DEON.PL POLECA

W 1977 r. Polański został uznany przez sąd w Los Angeles za winnego uprawiania seksu z nieletnią Samanthą Gailey (obecnie Geimer). Na mocy zawartej wtedy ugody Polański przyznał się do zarzucanych mu czynów. W ramach ugody reżyser spędził 42 dni w zakładzie karnym, ale przed ogłoszeniem wyroku opuścił USA, obawiając się, że sędzia nie dotrzyma warunków ugody. Od tamtej pory jest ścigany przez amerykański wymiar sprawiedliwości. Obecnie Polański mieszka we Francji.

Geimer zwracała się w przeszłości o umorzenie sprawy, tłumacząc, że oszczędzi to cierpień zarówno jej samej, jak i jej rodzinie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Polański chce wrócić do USA, by zamknąć sprawę gwałtu
Komentarze (1)
17 lutego 2017, 11:38
Złotymi chęciami jest piekło wybrukowane. Fajnie, chce zamknąć sprawę, ale nie chce być aresztowany. Czyli jedyny sposób zamknięcia jaki zakłada to uniewinnienie. To tak jak niektórzy u nas: jest demokracja, ale tylko wtedy, gdy my wygrywamy wybory...