Szlak bałkański jest zamknięty dla uchodźców
Przywódcy państw UE mają potwierdzić na poniedziałkowym szczycie, że tzw. szlak bałkański, którym uchodźcy zmierzali na zachód i północ Europy, jest zamknięty. Obiecają też pilną pomoc dla Grecji, która stanęła na krawędzi kryzysu humanitarnego.
Nadzwyczajny szczyt unijny, poświęcony kryzysowi migracyjnemu rozpoczął się w poniedziałek w południe w Brukseli. W pierwszej jego części przywódcy spotkają się z premierem Turcji Ahmetem Davutoglu. Turcja to główny kraj tranzytowy dla uchodźców syryjskich, przeprawiających się do UE, dlatego Unia próbuje nakłonić Ankarę do współpracy i zahamowania migracji.
W drugiej części spotkania szefowie państw i rządów mają rozmawiać we własnym gronie o konsekwencjach uszczelnienia granic przez Macedonię i inne kraje Bałkanów Zachodnich, przez które przebiega główny szlak migracyjny, prowadzącym na zachód i północ Europy. Wskutek zamknięcia granic ponad 10 tysięcy uchodźców utknęło na północy Grecji, której grozi kryzys humanitarny.
"Nieregularny napływ migrantów wzdłuż szlaku bałkańskiego kończy się. Ten szlak jest teraz zamknięty" - potwierdzono w projekcie oświadczenia przywódców UE.
"UE będzie stać ramię w ramię z Grecją w tej trudnej chwili i zrobi, co możliwe, aby pomóc zaradzić problemom, które pojawiły się w konsekwencji tej sytuacji. To wspólna odpowiedzialność UE, wymagająca szybkiej i skutecznej mobilizacji wszystkich dostępnych środków i zasobów oraz wkładu państw członkowskich" - dodano.
Jak wynika z dokumentu, UE ma obiecać pilną pomoc humanitarną dla Grecji, jak również przyśpieszenie relokacji uchodźców z tego kraju, "aby zmniejszyć ciężary, jakie ponosi obecnie Grecja". Chodzi o program rozdzielenia między kraje UE w sumie 160 tysięcy uchodźców, którzy schronili się w Grecji i We Włoszech. Od października ub. roku udało się relokować zaledwie 660 osób. "Zachęca się kraje członkowskie, by pilnie udostępniły więcej miejsc na potrzeby relokacji" - zapisano w projekcie dokumentu szczytu.
Kraje UE mają też pracować nad programem przesiedlenia uchodźców bezpośrednio z Turcji, a także pomóc Grecji w szybkim odsyłaniu do Turcji nielegalnych imigrantów, którym nie przysługuje azyl w UE. Ma to zapewnić porozumienie o readmisji między Grecją a Turcją, a od 1 czerwca br. porozumienie w tej sprawie pomiędzy UE a Turcją.
Do 1 kwietnia państwa unijne powinny udostępnić unijnej agencji Frontex dodatkowych funkcjonariuszy straży granicznej, aby wzmocnić ochronę granic Grecji, a Europol ma rozmieścić swych funkcjonariuszy w funkcjonujących w Grecji hotspotach, czyli punktach rejestracji uchodźców, aby nasilić kontrole pod kątem bezpieczeństwa i skuteczniej walczyć z przemytnikami ludzi - wynika z projektu dokumentu końcowego szczytu.
Premier Grecji Aleksis Cipras powiedział przed szczytem, że problem napływu uchodźców nie ogranicza się do jednego kraju, tylko ma wymiar europejski. Dlatego jego zdaniem należy znaleźć wspólne europejskie rozwiązanie.
Narzekał też, że zawarte dotąd porozumienia ws. rozwiązania kryzysu migracyjnego nie były przestrzegane przez wszystkich. "Teraz jesteśmy w trudnej sytuacji, którą musimy rozwiązać. Oczekuję konkretnego wyniku spotkania UE-Turcja, aby wdrożyć plan działania, aby znacznie zmniejszyć napływ (uchodźców) i rozbić siatki przemytników" - oświadczył szef greckiego rządu.
Z kolei premier Turcji Ahmet Davutoglu ocenił, że szczyt pokazuje, iż jego kraj jest niezbędny dla Europy. Jak przekonywał, w obliczy wielu wyzwań, które stoją przed UE i Turcją jedyną opcją jest solidarność.
"Turcja jest gotowa do współpracy z UE. Turcja jest gotowa, by być również członkiem UE. Dzisiejszy szczyt, który nie będzie się skupiał wyłącznie na kwestii nielegalnej migracji, ale również procesie akcesyjnym Turcji, będzie punktem zwrotnym w naszych relacjach" - podkreślił Davutoglu.
Zaznaczył, że trzeba widzieć cały obraz, a nie tylko problem nielegalnej migracji. Wyraził zadowolenie, że wśród europejskich liderów rośnie świadomość wyzwań jakie stoją przed Europą.
Zdaniem komentatorów w trakcie szczytu turecki premier usłyszy jednak od UE krytykę za akcję wobec redakcji dziennika "Zaman". Ten największy w Turcji prywatny dziennik, nieprzyjazny wobec prezydenta Recepa Tayyipa Erdoga, islamskiego konserwatysty, decyzją sądu został w piątek oddany pod nadzór administracji rządowej, która skierowała do redakcji swoich przedstawicieli.
Davutoglu powiedział w niedzielę, że "Zaman" służył tworzeniu "państwa równoległego", które przeciwnik Erdogana, korzystający z azylu w USA islamski kaznodzieja Fetullah Gulen, rzekomo stara się budować w celu obalenia tureckiego rządu. Zapewnił, że przejęcie kontroli nad gazetą nie jest decyzją polityczną.
Szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz powiedział po spotkaniu z Davutoglu przed szczytem, że przekazał premierowi Turcji swoją krytyczną ocenę tych działań. "Sprawa sądowa nie może prowadzić do akcji policyjnej przeciwko niezależnej gazecie. Wolność mediów, nawet tych, z którymi ja sam się nie zgadzam - bo nie byłem entuzjastą gazety +Zaman+ - jest elementem europejskiej tożsamości, który nie podlega negocjacjom" - oświadczył Schulz.
Skomentuj artykuł