Minister komunikacji Jorge Rodriguez powiedział dziennikarzom, że energię elektryczną przywrócono na terenie "prawie całego kraju". Po awarii, do których doszło w miniony czwartek, większość kraju była sparaliżowana z powodu braku prądu.
Rodriguez nazwał przywrócenie zasilania "zwycięstwem" wobec "ataku terrorystycznego", jaki USA przypuściły na sieć energetyczną Wenezueli oraz "jej mózg". Ostrzegł, że należy zachować czujność, ponieważ "wojna elektryczna wciąż trwa".
Również we wtorek prokurator generalny Wenezueli Tarek William Saab nakazał Sądowi Najwyższemu wszcząć śledztwo wobec tymczasowego prezydenta Juana Guaido w związku z "jego domniemanym zaangażowaniem w sabotaż systemu energetycznego Wenezueli". Dodał, że awaria prądu przyczyniła się do fali przemocy, napadów i rabunków.
Wcześniej dotychczasowy prezydent Wenezueli Nicolas Maduro oskarżył USA o "cybersabotaż" sieci elektrycznej i nakazał amerykańskim dyplomatom opuszczenie kraju w ciągu 72 godzin.
W poniedziałek wenezuelski parlament, w którym większość ma opozycja, uchwalił w związku z brakiem energii elektrycznej dekret o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na terenie całego kraju, zaproponowany przez Guaido, który jest też przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego i liderem opozycji.
Wenezuelscy eksperci twierdzą, że problemy z dostawami energii elektrycznej są rezultatem awarii, do której doszło w elektrowni wodnej w Guri, zbudowanej w latach 1963-1986 i zaspokajającej 80 proc. potrzeb energetycznych kraju. Niezależni eksperci zwracają uwagę na chroniczne niedoinwestowanie elektrowni i bardzo zły stan infrastruktury.
Opozycja oskarża reżim Maduro o doprowadzenie bogatego w ropę i zamożnego niegdyś kraju do krachu gospodarczego. USA nałożyły na Caracas surowe sankcje mające odciąć reżim od systemu finansowego i dochodów z eksportu ropy.
Maduro, który nazywa Guaido marionetką Stanów Zjednoczonych, ma jednak nadal poparcie sił zbrojnych, a na arenie międzynarodowej - Rosji i Chin.
Skomentuj artykuł