Czy Rosja naprawdę jest na skraju wyczerpania?
„Amerykański wywiad ocenia, iż Rosja nie ma zdolności, aby nawet podbić i okupować Ukrainę, a co dopiero mówić o atakowaniu i okupowaniu Europy” – stwierdziła w ostatnim swym wpisie w sieci dyrektor Wywiadu Narodowego USA Tulsi Gabbard. Czy to powinno uspokoić Europejczyków?
Niestety, wokół ocen amerykańskiego wywiadu dotyczących rosyjskich zdolności militarnych narosło wiele kontrowersji, które podważają wiarygodność wypowiedzi i nawet jeśli z założenia mają ostudzić emocje i zmniejszyć poczucie zagrożenia, w rzeczywistości jedynie podsycają niepewność. O błędnych wnioskach i prognozach można mówić już na samym początku rosyjskiej inwazji, kiedy to amerykańskie agencje wywiadowcze niemal jednogłośnie przewidywały, że Kijów padnie w ciągu 72 godzin. Ta błędna prognoza miała dała dość opłakane skutki: opierając się na oficjalnych danych po pierwsze przeszacowano zdolności militarne Rosji, znacząco też nie doszacowano zdolności Ukrainy. W konsekwencji państwa Zachodu długo opierały się przed wysłaniem do Ukrainy ciężkiego sprzętu, ograniczając się wyłącznie do tego, co mogło zostać wykorzystane w walce „partyzanckiej”.
Obecnie w USA trwa dziwny rozdźwięk między raportami agencji wywiadowczych a przekazem płynącym od osób piastujących wysokie stanowiska z nominacji politycznych (np. nowej Dyrektor Wywiadu Narodowego, Tulsi Gabbard). I tak z jednej strony płynie przekaz, że Putin dąży do zajęcia całej Ukrainy i odbudowy strefy wpływów ZSRR w Europie, z drugiej – o czym świadczy ostatni wpis – że w ogóle nie ma takich zdolności. Z jednej strony słyszymy, że Polska i kraje bałtyckie są na celowniku jako kraje bezpośrednio zagrożone po Ukrainie, a z drugiej, że zagrożenie dla Europy jest wyolbrzymione przez „podżegaczy wojennych”. Z jednaj strony komunikaty podają, że Rosja przestawiła gospodarkę na tryb wojenny i może prowadzić wojnę latami, a z drugiej słyszymy, że rosyjska armia jest wyczerpana i zdolna jedynie do utrzymania obecnych zdobyczy. Dlaczego dochodzi do takich rozbieżności?
Niestety, wywiad radzi sobie świetnie z liczeniem czołgów (np. w oparciu o dostępne zdjęcia satelitarne), ale nie potrafi ocenić morale jednej czy drugiej armii. Dodatkowo Rosja nie pozostaje bierna i celowo wysyła sprzeczne sygnały, aby zasiać niepewność wśród sojuszników Ukrainy, co znajduje odzwierciedlenie w różnych ocenach analityków w Waszyngtonie. W dodatku coraz częściej widzimy, że dane wywiadowcze są interpretowane w sposób pasujący do konkretnej strategii dyplomatycznej (np. dążenia do szybkiego zawieszenia broni). Sprzeczne informacje pokazują, że o ile amerykański wywiad niemal bezbłędnie przewiduje daty ruchów wojsk, o tyle ma wielki problem z właściwą oceną skuteczności tych działań, nie mówiąc już o politycznych ambicjach Kremla. Trudno więc ostatni, pozytywny wpis szefowej wywiadu traktować jako rzeczywiście niosący nadzieję.
Skomentuj artykuł