Jak pojednać się z prawosławiem?

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)
Wacław Hryniewicz OMI

O przeszkodzie stojącej na drodze do jedności katolików i prawosławnych i o tym, co jest potrzebne, by ją usunąć - pisze Wacław Hryniewicz OMI.

Główną przeszkodą w porozumieniu nie jest teologia Filioque jako taka, lecz sama obecność tego dodatku w Symbolu wiary. Wschód chrześcijański nie domaga się, aby Zachód wycofał się ze swojej teologii, uważanej przezeń za prawdziwą. Wschód zwraca się od wieków z prośbą do Kościołów Zachodu, aby przywróciły w swojej liturgii ten tekst Symbolu wiary, który uznaje się za soborowy, ekumeniczny, normatywny i nieodwołalny. Symbol nicejsko-konstantynopolitański ma być symbolem jedności, a nie podziału.

Wymaga to, aby wszyscy chrześcijanie posługiwali się tym samym tekstem. Ponieważ grecki tekst jest pierwotny i normatywny, powinien stać się w dokładnym przekładzie na różne języki jedynym tekstem soborowego i ekumenicznego Symbolu wiary.

Rozumiał to dobrze papież Leon III, zatroskany w IX wieku o zachowanie jedności ze Wschodem w wyznawaniu wiary. To on właśnie przeciwstawiał się dodatkowi Filioque do łacińskiego Credo. Jego znamienne słowa, aby usunąć ten [dodatek] z symbolu (illud de symbolo tollatur), są również dzisiaj zachętą do odważnej decyzji ekumenicznej.

Główną przeszkodą jest - podkreślam raz jeszcze - sam fakt zmiany ekumenicznego tekstu soboru. Włączenie Filioque do normatywnego tekstu wyznania wiary dokonało się wbrew woli tych, którzy nie akceptują łacińskiej tradycji liturgicznej. Dlatego w tej sytuacji może być tylko jedno rozwiązanie prawdziwie ekumeniczne: łacińska tradycja liturgiczna winna ustąpić miejsca ekumenicznej świadomości Kościoła.

Należy przywrócić pierwotny tekst Credo bez dodatku Filioque. Dlatego napisałem: jeżeli Biblia mówi o Duchu Świętym, że od Ojca pochodzi [wychodzi], trzeba umieć na tym poprzestać. Jako teolog przez wiele lat zaangażowany w dialog z prawosławiem boleśnie doświadczam niezdecydowania i wahania naszego Kościoła.

Przywrócenie oryginalnego brzmienia Symbolu nicejsko-konstantynopolitańskiego byłoby aktem prawdziwie ekumenicznym. Rzecz jasna, że takiej zmiany niepodobna dokonać od ręki. Trzeba ją cierpliwie przygotować, wyjaśnić sens zmiany wierzącym. Wszystkie inne zabiegi wydają się próbą rozwiązań zastępczych, wydłużających jedynie okres wahania i nieustępliwości.

W 1998 roku uczestniczyłem w międzynarodowej i międzywyznaniowej konferencji w Wiedniu poświęconej Duchowi Świętemu, wspólnej wierze w Trójcę Świętą oraz problemowi Filioque. Brali w niej udział nie tylko teologowie, ale również wysokiej rangi hierarchowie poszczególnych wyznań chrześcijańskich.

W swoim referacie postulowałem - wraz z innymi uczestnikami - powrót do pierwotnego tekstu Credo. Na zakończenie obrad wysłana została petycja do Watykanu, aby przywrócić w liturgii tekst bez dodatku Filioque. Odpowiedzi nie było.

Czego się obawiamy? Widocznie tego, że przez wieki wyznawano wiarę z dodatkiem Filioque i ten dodatek stał się uroczystym wyrazem wiary Kościoła rzymskokatolickiego, a więc dogmatem, z jego zwyczajnego nauczania i modlitwy liturgicznej (lex orandi, lex credendi).

Mijają lata, a decyzja przywrócenia oryginalnego brzmienia Credo nicejsko-konstantynopolitańskiego nadal nie została podjęta. Cierpliwie czeka na swój ekumeniczny kairós, czyli na moment sprzyjający pojednaniu i zgodzie Kościołów.

Wspomniane już ekumeniczne Memorandum z Klingenthal (1978) zajęło w zdecydowane stanowisko: "dlatego zalecamy (...), żeby pierwotna forma trzeciego artykułu wyznania wiary bez Filioque została wszędzie uznana za normatywną i przywrócona tak, aby całe chrześcijaństwo mogło wyznawać poprzez tę formułę swoją wspólną wiarę w Ducha Świętego".

Zauważmy, że kiedy Kościoły zachodnie przywracają pierwotną formę Symbolu nicejsko-konstantynopolitańskiego, czynią to w przeświadczeniu, że w ten sposób nie sprzeniewierzają się teologicznemu dziedzictwu Zachodu: "without any betrayal of theological heritage".

Teologia Filioque nadal jest więc uważana za alternatywną prawdę, rozwiniętą w zachodniej nauce o Trójcy Świętej.

Można mieć nadzieję, że prędzej czy później również Kościół rzymskokatolicki przywróci do użytku liturgicznego pierwotne brzmienie Symbolu wiary.

Nie widać żadnego powodu, dla którego nie miałoby to nastąpić już obecnie. W czasie wizyty patriarchy ekumenicznego Dimitriosa I (6 grudnia 1987) Jan Paweł II wyznawał razem z nim wiarę słowami Symbolu nicejsko-konstantynopolitańskiego w jego oryginalnej wersji greckiej.

Papież sam przypomniał o tym w ekumenicznej encyklice Ut unum sint (nr 24). Powtarzam: usunięcie Filioque by- łoby aktem ekumenicznej szczerości i ważnym znakiem braterskiego pojednania. Akt ten byłby wielką zachętą dla dialogu katolicko-prawosławnego, który boryka się z coraz to nowymi trudnościami.

W 1991 roku prawosławny teolog grecki ze Stanów Zjednoczonych, Theodore Stylianopoulos, tak pisał: "jeśli my, jako chrześcijanie, będziemy mogli razem recytować to Credo bez Filioque, oznaczać to będzie złoty moment w naszej ekumenicznej podróży, zapraszający nas do głębszego zrozumienia żywego i trójjedynego Boga jako głównej tajemnicy życia".

Tego rodzaju poruszające świadectwa zachęcają do odważnych decyzji. Są jednym z ważnych znaków czasu.

Chrześcijanie zachodni winni uznać, że Filioque jako dodatek do soborowego wyznania wiary mimo wszelkich pozytywnych intencji i teologicznych intuicji jest wciąż przeszkodą w osiągnięciu ekumenicznego porozumienia.

Kaleczy ono ekumeniczny imperatyw chrześcijańskiej miłości i pozostaje do dzisiaj źródłem wielu zarzutów, skarg i przesadnych uogólnień ze strony prawosławnych chrześcijan.

Rezygnacja z Filioque nie oznaczałaby wcale, że odrzuca się w ten sposób i dyskredytuje słuszne intuicje tradycji zachodniej. Uprawniony charakter tej tradycji teologicznej mógłby nadal stanowić przedmiot dalszej debaty, toczącej się jednak już w nowym klimacie przyjaźni i wzajemnego zaufania.

Z historycznego punktu widzenia, w kontekście wielowiekowych kontrowersji między Kościołem zachodnim i wschodnim, można zrozumieć główne intencje teologii Filioque. Kto jednak dzisiaj interesuje się jeszcze tym zagadnieniem?

Z pewnością nie ogół wierzących w naszych Kościołach. Rzecz jasna, że nie odrzucają oni tego dodatku, gdyż najczęściej nie rozumieją w ogóle sensu tego zagadnienia. Brak zainteresowania nie jest motywowany negatywną postawą Kościoła prawosławnego.

Problemowi Filioque nie przypisuje się po prostu życiowej wartości i egzystencjalnego charakteru. Uważa się, że należy on raczej do przeszłości i nie nadaje wierze chrześcijańskiej dodatkowej wiarygodności. Wręcz przeciwnie, skoro dodatek ten spowodował już tak wiele niezgody i konfliktów, czy nie jest to sygnałem, że należy odważyć się na nowe podejście do tego zagadnienia?

Gotowość do rezygnacji z dodatku Filioque nie wynika zresztą z samej obojętności wobec tego zagadnienia. Czy w czasie, kiedy tak wielu ludzi traci samą wiarę w Boga lub nie kryje swego sceptycyzmu, teologowie chcą nadal być ofiarą swojej ciekawości i dociekliwości?

Tego rodzaju pytania nie są oznaką lekkomyślności. Jednym z ważnych zadań teologów jest branie pod uwagę zmysłu wiary całego Ludu Bożego (sensus fidei, sensus fidelium) i wsłuchiwanie się w autentyczną intencję przekazywania żywej wiary.

Kierowane do Zachodu w ciągu wieków skargi prawosławnych nie mogą być traktowane jako bezpodstawne i nieuzasadnione. Prawdziwa gotowość uczenia się od Wschodu wymaga, aby najpierw przezwyciężyć tradycyjne poczucie wyższości obecne w Kościołach zachodnich.

Zachodni punkt widzenia nie może uchodzić za jedynie słuszny. Już ta świadomość pomaga zająć bardziej otwarte stanowisko ekumeniczne. Nadszedł czas, aby wspólnym wysiłkiem umysłu i serca poszukiwać dróg wiodących do ekumenicznego porozumienia.

Tekst pochodzi z książki "Wiara rodzi się w dialogu"

*  *  *

Od 18 do 25 stycznia trwa Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Z tej okazji na DEON.pl będziemy codziennie publikować jeden artykuł dotyczący budowania jedności między chrześcijanami. W ramach cyklu pojawią się teksty Jana Pawła II, Benedykta XVI, Franciszka, ks. Tomasa Halika, ks. Wacława Hryniewicza, brata Rogera i brata Aloisa.

*  *  *

Redakcja DEON.pl zaprasza: 

24 stycznia o godzinie 15:00 w Centrum Jana Pawła II każdy będzie miał okazję, aby realizować marzenie samego Jezusa, który podczas ostatniej wieczerzy wołał do Ojca za nami: "aby byli jedno". W tym dniu chcemy stawać się jedno. Biskupi, liderzy, pastorzy, księża różnych kościołów i wspólnot - staniemy wszyscy razem jako bracia w Chrystusie. Uroczystościom przewodniczyć będzie kardynał Stanisław Dziwisz, obecni będą również biskup Grzegorz Ryś, ks. Roman Pracki, ks. dr Peter Hocken i inni.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak pojednać się z prawosławiem?
Komentarze (2)
GW
Grzegorz Wąsik
20 stycznia 2016, 13:20
Wydaje się, że nie tędy droga którą proponuje o. Hryniewicz. Historycznie podział został dokonany a różnic jest o wiele więcej niż tylko Filioque (Hostia i sposób jej przygotowania i przechowywania, forma i rodzaje Eucharystii, ...). Zotańmy przy różnicach (są one piękne a w kontekście wiary w Chrystusa nieistotne), ale zapomnijmy o wzajemnych animozjach sprzed setek lat, akceptujmy się wzajemnie, miejmy świadomość bliskości siebie a nie różnic
20 stycznia 2016, 12:59
Ja ze swej strony proponuję aby bracia prawosławni wprowadzili Filioque do własnego wyznania wiary.Byłby to z pewnością akt autentycznie ekumeniczny, nie zaś nowoekumeniczny jak proponuje WC ojciec.