Słowo Boga i nasze poglądy

(fot. shutterstock.com)

Bóg mówi nie po to, by nas przekonać do jakichś poglądów; nie po to, by nam wyjaśnić jak trzeba postępować; nie po to, byśmy wiedzieli jakie modlitwy odmawiać i jak przystępować do komunii - na klęczkach czy na stojąco. Bóg mówi, bo chce, byśmy podjęli z Nim dialog, weszli w relację.

Gdy dostaję list od osoby, z którą łączy mnie więź miłości lub przyjaźni, to przekazane w tym liście informacje nie są najważniejsze. Najważniejsza jest dla mnie osoba, która do mnie napisała. Bogu też nie chodzi o to, bym słuchając Go, zapamiętał każde słowo. Kieruje do mnie swoje słowa, by przypomnieć się: "Oto jestem", bym wreszcie usłyszał Jego cichy szept: "Jestem przy tobie". Te słowa nie stawiają żadnych warunków w stylu "będę przy tobie, jeśli…". Kryje się za nimi niezmierna czułość Boga, któremu zależy na mnie nie dlatego, że chce powiększyć grono swoich sług, ale dlatego, że mnie kocha.

Bóg mówi najgłośniej poprzez swojego Syna. Nie przez Jego słowa, lecz poprzez Jego pokorną obecność pośród nas. Gdy Słowo stało się Osobą, zrozumieliśmy, że nie w poglądach na temat Boga kryje się Prawda lecz w Jego obecności.

Bóg wcielając się, wchodząc w relację miłości z grzesznikami, chce nas przekonać do siebie, a nie do postępowania zgodnego z Jego wolą. Gdy dostrzeżemy Jego czułą obecność, nie potrzebne nam będą przykazania. Będziemy chcieli z Nim po prostu być, poznawać Go, słuchać Go i postępować tak, by tę szczerą relację podtrzymywać i pogłębiać.

Czasem zdarza się, że człowiek z kimś nie rozmawia, bo nie chce z nim nawiązać relacji. Nieraz ludzie obrzucają się słowami jak błotem. To też trudno nazwać rozmową. W jednym i drugim przypadku nie ma komunikacji. Nie chcemy jej z różnych powodów: rozbieżności opinii, różnych upodobań, wcześniejszych zranień, nieufności czy lęku przed kimś odmiennym. Z trudem przychodzi nam mówienie o dzielących nas kwestiach w hymnach i pieśniach pełnych ducha - do czego zachęca w swoich listach św. Paweł (por Ef 5,19; Kol 3,16).

Wcielony Bóg chce nam przypomnieć, byśmy nie przywiązywali dużej uwagi do naszych poglądów, opinii, ambicji, lecz mieli dobre słowo i szczere życzenia również dla tych, którzy myślą zupełnie inaczej niż my. Czy do wzajemnej miłości między ludźmi konieczne są jednolite poglądy? Jestem przekonany, że nie. Obecność Boga w zupełności wystarczy. Postawienie Boga nad wszelkie poglądy w zupełności wystarczy. To pierwszy krok ku autentycznemu świadectwu miłości, jakie my chrześcijanie winni jesteśmy światu pogrążonemu w konfliktach.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Słowo Boga i nasze poglądy
Komentarze (35)
14 stycznia 2015, 16:14
Piękne spojrzenie. Dziękuję :)
5 stycznia 2015, 22:56
Gdy dostaję list to jest bardzo istotna jego treść skoro są w niej zapisane szczegółowe wskazania jak do adresata listru dotrzeć. Podobnie jest z "poglądami", pierwszym mającym je odrębne był szatan. Te również są one istotne bowiem jeżeli czyjeś poglądy skupiają się na nazywaniu zła dobrem to jest to prędzej ślepa uliczka niż droga do Boga. Aby się nie zgubić mamy na tej prawdziwej Drodze drogowskazy, w tym przypadku przykazania. Aby na tej drodze nie upaść mamy sakrament spowiedzi w którym podnosi nas z błota sam Chrystus. Aby na tej drodze nie zginąć z głodu mamy Eucharystię, która daje Nam nowe siły by iść dalej. To JEST ważne!
5 stycznia 2015, 11:59
Dziękuję za ten tekst. I choć nie jestem uczonym teologiem, to zgadzam się z nim całym swoim sercem.
4 stycznia 2015, 22:47
Dziękuję
ZT
za to t też dziękujesz
5 stycznia 2015, 07:29
~GOŚĆ NIEDZIELNY 11:05:31 | 2015-01-04 Przykre w tej sprawie jest to, że do publicznego kopania ks. Sawy dołączył się również jezuita i publicysta portalu „Deon.pl” o. Wojciech Żmudziński SJ. Zakonnik w pełnym ironii felietonie „przecierał oczy ze zdumienia” i zarzucał duchownemu, że tworząc listę sam „stał się narzędziem szatana”. Pominę milczeniem wagę prześmiewczych oskarżeń, które nigdy nie powinny wypłynąć w tym kontekście z ust ani spod pióra osoby konsekrowanej, jaką jest o. Żmudziński. Zastanawiający jest dla mnie jednak fakt, że jezuita nie spróbował nawet skontaktować się z ks. Przemysławem. Wystarczył jeden telefon czy mail i już wiele (jeśli nie wszystkie) z wątpliwości zrodzonych w głowie  o.Żmudzińskiego zostałoby wyjaśnionych. Ale ironia sprzedaje się najwyraźniej lepiej. Dziwny jest ten sojusz zakonnika z lewicowymi mediami w kopaniu (jego tekst jest więcej niż krytyką) ks. Sawy, bo wydawało mi się, że gramy wszyscy w tej samej drużynie… TAKI JEST AUTOR TEKSTU - CZY ROBI TAK JAK PISZE? MOŻNA KS. ŻMUDZIŃSKIEGO CZYTAĆ ALE NA PEWNO NIE NALEŻY NAŚLADOWAĆ. NIE JEST ŚWIADKIEM - TYLKO POUCZA
Kamila
5 stycznia 2015, 14:13
Niedobrze się robi od czytania w kólko tych samych twoich obsesyjnych wypocin. Zmień płytę - a najlepiej spróbuj SIĘ zmienić
Kamila
5 stycznia 2015, 15:25
Bohunie, czemu zmieniłeś avatara? tamten był świetny
L
leszek
4 stycznia 2015, 22:26
Poglądy, jakie Ojciec tutaj głosi, rzeczywiście brzmią rewolucyjnie. Wynika z tego, że tak naprawdę, to Kościół jest niepotrzebny, przykazania są niepotrzebne, Biblia jest niepotrzebna, kler jest niepotrzebny, papież jest niepotrzebny - jedyne co jest potrzebne do zbawienia, to wyłącznie prywatne rozpoznanie obecności Boga.
T
tdk
5 stycznia 2015, 10:19
Tak by z tego wynikało. Nawet z Biblii tak by wynikało jak by się przypatrzeć Abrahamowi, który nie miał ani Prawa ani Kościoła ani świątyni nawet. Osobiście potrzebuję Kościoła bo sam bym nie dał rady pozostać na właściwej drodze choć mam przyjaciela, który w Kościele Katolickim nie jest choć jest chrześcijaninem a Drogą podąża.
L
leszek
5 stycznia 2015, 11:41
Jeśli przykazania mają być niepotrzebne, to dlaczego Jezus odpowiedział bogatemu młodzieńcowi "Znasz (przestrzegasz) przykazania ?" 
Z
Zann
5 stycznia 2015, 16:38
Aby podążać Droga nie musisz nawet byc chrześcijaninem, nie mówiąc już o byciu katolikiem. Każda wiara prowadzi do tego samego, jak zauważył kiedyś abp Glemp.
E
Emu
5 stycznia 2015, 16:40
Bo to prawda, żaden Kosciol, ksiądz czy papież nie jest ci do zbawienia potrzebny. Przykazania rownież znaczą zero. Staraj sie poznać Boga droga mistyczna.
5 stycznia 2015, 22:49
Czysty satanizm.
4 stycznia 2015, 20:09
Dziękuję ojcze za ten tekst szczególnie teraz gdy tak ciężko nam rozmawiać ze sobą , kiedy tyle między nami podziałów.
B
ben
5 stycznia 2015, 07:28
Deon i jego prowadzący własnie, w tym autor, dowalają innym duchownym, biskupom, manipulują informacjami, wybierając to co im pasuje. Wszystko to nadal wisi na deonie - mozna poszukać i poczytać
Z
zz
4 stycznia 2015, 16:14
Biblia jest zbiorem poglądów, które były aktualne w czasach, kiedy została napisana. Dziś Biblia wyglądałaby zupełnie inaczej. 
A
A-Z
4 stycznia 2015, 19:57
Tylko człowiek bez wyobraźni nie widzi, że słowa biblii nic się nie przedawniły. Trzeba tylko adaptować je do swojego życia. To jak z dramatami pisanymi czasami przed kilkuset laty.Inaczej wyglądające postacie, inna scenografia, a przesłanie to samo.
F
Falcon
5 stycznia 2015, 16:45
Oczywiście, ze przesłanie to samo. Np sprzedaj córkę w niewolę, zeby spłacić długi.  Nie jedz krewetek i nie siadaj na krześle na którym siedziała menstruujaca kobieta. Lista jest o wiele dłuższa i " zawsze aktualna".
M
Magda
4 stycznia 2015, 14:36
Przykazania są ważne,bo po nich można dojść do poznania Boga i do odgadnięcia Jego woli.Niech mi nikt nie wmówi,że to jest bzdura i że Bóg tego nie chce,bo przecież każdy normalny i zdrowy na umyśle katolik wie,że Bóg tego chce. Po co została stworzona modlitwa "Ojcze nasz..."?Może po to żeby przekorny człowieczek mógł zaprzeczyć jej treści? Ludzie zastanówcie się po co zabieracie głos...
GN
GOŚĆ NIEDZIELNY
4 stycznia 2015, 11:05
Przykre w tej sprawie jest to, że do publicznego kopania ks. Sawy dołączył się również jezuita i publicysta portalu „Deon.pl” o. Wojciech Żmudziński SJ. Zakonnik w pełnym ironii felietonie „przecierał oczy ze zdumienia” i zarzucał duchownemu, że tworząc listę sam „stał się narzędziem szatana”. Pominę milczeniem wagę prześmiewczych oskarżeń, które nigdy nie powinny wypłynąć w tym kontekście z ust ani spod pióra osoby konsekrowanej, jaką jest o. Żmudziński. Zastanawiający jest dla mnie jednak fakt, że jezuita nie spróbował nawet skontaktować się z ks. Przemysławem. Wystarczył jeden telefon czy mail i już wiele (jeśli nie wszystkie) z wątpliwości zrodzonych w głowie  o.Żmudzińskiego zostałoby wyjaśnionych. Ale ironia sprzedaje się najwyraźniej lepiej. Dziwny jest ten sojusz zakonnika z lewicowymi mediami w kopaniu (jego tekst jest więcej niż krytyką) ks. Sawy, bo wydawało mi się, że gramy wszyscy w tej samej drużynie… TAKI JEST AUTOR TEKSTU - CZY ROBI TAK JAK PISZE?  MOŻNA KS. ŻMUDZIŃSKIEGO CZYTAĆ ALE NA PEWNO NIE NALEŻY NAŚLADOWAĆ. NIE JEST ŚWIADKIEM - TYLKO POUCZA
AC
Anna Cepeniuk
4 stycznia 2015, 14:01
A Tobie się płyta zacięła? Czy ze swoją złością nic innego ie potrafisz zrobić? Ja osobiście bardzo Ci współczuję... i błogosławię, by Bóg napełnił Twoe serce pokojem
4 stycznia 2015, 10:07
"Bóg wcielając się, wchodząc w relację miłości z grzesznikami, chce nas przekonać do siebie, a nie do postępowania zgodnego z Jego wolą" Bądż wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi (tak przecież sami deklarujemy przynajmniej raz dziennie) "Gdy dostrzeżemy Jego czułą obecność, nie potrzebne nam będą przykazania." np. Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba. (List św. Jana - aby odejść na chwilę od cytowania św. Pawła) 
SI
słońce i deszcz
4 stycznia 2015, 11:00
"Gdy dostrzeżemy Jego czułą obecność, nie potrzebne nam będą przykazania." Jak mówi św.Augustyn: "kochaj i czyń co chcesz". W tym sensie zupełnie zgadzam się z autorem artykułu. Jak ktoś kocha Boga, to nigdy nie zrobi czegoś przeciwnego przykazaniom, przynajmniej nie specjalnie.
4 stycznia 2015, 11:38
Jeżli ktoś faktycznie (swoim życiem), a nie tylko dekalratywnie kocha Boga i drugiego człowieka, to wypełnia przykazania. Problemem jest oczywiscie słowo "kocha", bo obecne pojęcie miłości (uczucia) dalekie jest od miłości ewangelicznej. Ponieważ proces wzrastania w miłości jest długotrwały i niesamowicie trudny, to przykazania są drogowskazem na tej drodze. Nie można opowiadać, iż są niepotrzebne, gdy dostrzeżemy czułą obecność Boga. Bo często jest to tylko zauroczenie, takie budowanie na piasku. I bez drogowskazów łatwo jest wtedy pobłądzić w swoją prywatną z góry fałszywą wizje prywatnego boga.
Wojciech Żmudziński SJ
4 stycznia 2015, 13:25
Zostaje przeto usunięte poprzednie Prawo z powodu swej słabości i nieużyteczności (Hbr 7,18). Czy coś, co jest nieużyteczne, może być potrzebne?
4 stycznia 2015, 13:36
Prawo Starego Przymierza oczywiście jest bezsensowne w momecie zawarcia Nowego Przymierza. Ale Nowe Przymierze niesie za sobą takze nowe przykazania.  Pomijając oczywisty fakt, iż Kościół uznaje Dekalogu jako obowiązujący katolika. (Sobór Trydencki czy SVII to potwierdziły) Tyle tylko, iż w Nowym Przymierzu Dekalog i Jego wypełnanie mają inne znaczenie niż w SP.
SI
słońce i deszcz
4 stycznia 2015, 16:06
"Nie sądźcie, że przyniosłem zniść Prawo albo Proroków (...) Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie. (...) Kto wypełnia i uczy wypełniać [przykazania] będzie wielki w królestwie niebieskim" Mt 5 Co Ojcie na to odpowie? To, że ktoś nie musi się oglądać na przykazania, bo i tak się w nich mieści, nie znaczy, że są one niepotrzebne? Chyba, prawda?
Wojciech Żmudziński SJ
4 stycznia 2015, 19:23
Są nieużyteczne do zbawienia. Konieczne natomiast są dla tych, którzy nie doświadczyli Bożej miłości i nie poszli za Chrystusem. Dla nich Prawo pełni rolę wychowawcy. Dla kogoś, kto trwa w Jezusie, zakazy i nakazy nie mają sensu, bo kocha z wdzięczności, a nie z przykazania.
4 stycznia 2015, 19:49
"Dla kogoś, kto trwa w Jezusie, zakazy i nakazy nie mają sensu, bo kocha z wdzięczności, a nie z przykazania." Do czasu upadku tej miłości, co się dzieje dosyć często, szczególnie, gdy przez miłość rozumie się jedynie uczuciowe uniesienie. "Konieczne natomiast są dla tych, którzy nie doświadczyli Bożej miłości i nie poszli za Chrystusem." Poproszę o wyjaśnienie, co Ojciec rozumie przez doświadczenie Bożej miłości. I co dla Ojca oznacza pójście za Chrystusem.
SI
sł i de
4 stycznia 2015, 21:37
Jeśli nieużyteczne oznacza: "bezsilne aby zbawić" to się zgadzam.  Zgadzam się też z TomaszemL, że w dzisiejszych pomieszanych czasach nie jest wcale oczywiste, że ktoś, kto kocha Boga, żyje zgodnie z przykazaniami.
R
rafi
5 stycznia 2015, 00:06
Doświadczenie Bożej miłości - myślę że każdy ma tutaj jakieś inne doświadczenie. Chociaż zazwyczaj wiąże się to z dotarciem pewnych prawd o Bogu - i o sobie - z umysłu do serca. Najlepiej jest posłuchać świadectw od różnych osób. Tutaj jest jedno ze strony Głosu Prześladowanych Chrześcijan, które mnie ostatnio rozwaliło: https://www.youtube.com/watch?v=5JnbF79K0gU Co do potrzeby przykazań: przykazanie miłości bliźniego jest bardzo szerokie. Można ograniczyć się do minimum, ale gdy ktoś pokocha Jezusa całym sercem, jest w stanie naprawdę dużo ścierpieć dla Niego. Bóg nie chce byśmy wypełniali przykazania z poczucia winy, ale by czynić dobrze, wiedząc, że nie musimy. Wielu chrześcijanom wypełnianie przykazań daje radość.
M
Mariusz
5 stycznia 2015, 00:20
Ten, kto naprawdę kocha Boga żyje przykazaniami, bo nie umie inaczej. A jeśli się upada/ grzeszy, to szybko się podnosi by Go nie ranić. Ten, kto kocha naprawdę Go kocha ma te same uczucia, zasady i wartości, co Chrystus.
L
lukasz
5 stycznia 2015, 00:44
No tak, ale zanim zacznie kochać to jest związany przykazaniami, bo jeszcze nie potrafi samemu zawsze chcieć tego co dobre. Ale nie zacznie chcieć jeśli nie będzie miał wolności, a wolności w stylu: możesz robić co chcesz pod warunkiem że chcesz tego i tego, raczej nie nazwali byśmy wolnością. Jeśli ktoś całe życie coś musiał, to mówiąc że teraz tego nie musi, mówimy że może tego nie robić, a nie że masz zmienić muszę na chcę, ale pod warunkiem że chcesz tego i tego. Przecież nie powiemy komuś, kto jest letni religijnie, a np. zapełnia swoje życie czym innych (pracą, przyjemnościami), że Bóg Cię kocha, nie musisz nic zmieniać żeby być zbawiony, jak chcesz to z nim porozmawiaj. Nie mówi się teraz tego wprost, ale przekaz jaki odbieram jest taki: jeśli nie chcesz wchodzić z Nim w relację, albo unikać grzechów ciężkich, to grozi Ci potępienie. Więc musisz próbować robić jedno i drugie, najlepiej z własnej woli, ale jak nie chcesz to i tak musisz. Co rozumiem nie tak? KKK mówi o że osoba, w której nie ma miłości nie dostępuje zbawienia, podobnie jeśli ktoś umrze w grzechu ciężkim, nie żałując za niego. Jak można się "wyjść" z tego prawa, skoro tak rozumiana sytuacja wygląda jakby ojciec zechciał żeby syn chciał pracować z własnej woli (a nie dlatego że on mu karze) i w tym celu powiedział, żeby teraz sam o sobie decydował, ale jak nie będzie chciał pracować to go wyrzuci z domu? Ja zawsze rozumiałem to tak, że Bóg wie lepiej co dla nas dobre i powinniśmy to uznać i się tego słuchać, a jeśli poważnie zaniedbujemy życie duchowe albo przykazania, to grozi nam wieczne odłączenie od Boga. Nie za bardzo widzę tu miejsce na taką bezwarunkową akceptację w stylu "nic nie muszę". Czy może ktoś mi powiedzieć co źle zrozumiałem?
SI
sł i de
5 stycznia 2015, 11:35
Problem w tym, że mam wrażenie, że każdy powinien znać siebie i wiedzieć na jakim etapie w życiu duchowym się znajduje. Nie może ktoś, kto jest nowo nawrócony mówić sobie, że skoro kocha Boga, to wszystko mu wolno i przykazania są niepotrzebne.  To, co mówi o.W to jest głębsza teologia, szkoda, że sam się nie wytłumaczył... Osoba, dla której nie jest wcale oczywiste, że 6e przykazanie jest naprawdę obowiązujące i cała nauka Kościoła jest naprawdę obowiązująca, nie może lekceważyć przykazań. "Nie musi" pamietać o przykazaniach ten, kto nie tylko, że ich przestrzega, ale robi dużo więcej. Nie tylko, że nie cudzołoży, ale nawet nie patrzy pożądliwie na kobietę, żeby podać przykład. Jego w pewnym stopniu przykazania "nie obowiązują", bo on sam z siebie robi więcej niż te przykazania nakazują i robi to z miłości. On się nie pyta, co jest grzechem, co jest niezabronione, jak daleko mogę pójść, żeby nie zgrzeszyć. On się pyta, co mogę jeszcze zrobić, żeby więcej kochać.  Rozumiesz teraz?
SI
słońce i deszcz
4 stycznia 2015, 09:18
Ładny artykuł, ale nie do końca bym się zgodziła. Jak dostaję list od przyjaciela, to oprócz tego, że to jest list od przyjaciela, liczy się, co w nim jest napisane. Nie oddzielałabym Słowa Wcielonego od tego, co chce ludziom powiedzieć. W końcu nieprzypadkowo jest to Słowo Wcielone, a nie coś innego wcielone. A Biblia nie jest zbiorem poglądów.