Słowo, które ładuje

(fot. Gripnerd/flickr.com/CC)
Adam Maniura

Biblia, Pismo Święte, Słowo Boże, Księga Ksiąg, Księga natchniona... tak pięknie nazywana, a jakże często zapomniana? Piękna Księgo, zalegasz regały naszych domowych biblioteczek, spoczywając gdzieś między encyklopediami i słownikami - książkami sierotami, które ktoś od czasu do czasu weźmie do ręki przy okazji rozwiązywania krzyżówki. Stałaś się poradnikiem szaradzistów, którzy szukają pomocy przy rozwiązywaniu haseł z kategorii: religia. Raz w roku pozwalamy Ci opuścić zatłoczoną półkę i stawiamy na stole z okazji kolędy, by ksiądz widział, że ma do czynienia z ludźmi wierzącymi. Później powracasz na regał, gdzie Twym najwierniejszym towarzyszem jest. kurz.

Bardzo często młodzież chce dyskutować o sprawach podstawowych dla naszej religii, które swoje uzasadnienie znajdują na kartach Biblii. Jej tekst stanowi fundament chrześcijaństwa, więc nie sposób zrozumieć jego wyznawców bez odniesienia się do ich Księgi. I mimo że pracuję w dwóch szkołach średnich - a więc z ludźmi, którzy powinni mieć już jakieś podstawy wiedzy religijnej, to gdy przeprowadzam konkurs w klasach polegający na tym, by uczniowie wymienili jak najwięcej postaci z Pisma Świętego, pojawiają się takie odpowiedzi, jak: św. Franciszek, salezjanie, św. Faustyna, Cyryl, Metody, Ezop i tym podobne postaci. Kto wie, może warto wykorzystać wrodzoną przekorę Polaków i zakazać czytania Pisma Świętego? Nasza historia potwierdza fakt, że stawialiśmy opór wszelkim zakazom.
Jak tępiono za komuny za przynależność do Kościoła i za zaangażowanie religijne, kościoły były pełne, za to gdy odzyskaliśmy swobodę i zachęca się wiernych do korzystania z sakramentów, to ich liczba drastycznie spada. Zatem gdybyśmy zakazali czytania Biblii i nawet karali za jej posiadanie, młodzi zaczytywaliby się Pismem Świętym i rosłoby podziemie biblijne. Oczywiście przekora nie jest dobrym motywem działania, ale skoro zachęty nie spełniają swej funkcji, to może zakazy. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że w naszych domach i życiu powinniśmy ponownie "zaadoptować" Biblię. Powinna się stać naszą codzienną lekturą, wykładnią naszego postępowania i źródłem pozyskiwania wiedzy o Bogu. Nie wolno nam zapominać, że jej treść to słowa samego Boga, który nie wypowiada żadnego z nich bezowocnie: "Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa".
Odnieśmy się znów do definicji z początku rozdziału. Potwierdza ona, że Słowo Boże jest podobne do energii elektrycznej, a nasze serce (umysł) do akumulatora. Tekst natchniony z jednej strony może być przez nas przyswajany, a z drugiej - oddawany.
Przyswajamy go na drodze lektury i medytacji. Im bardziej próbujemy pogłębić naszą wiedzę na temat Chrystusa, tym bardziej powinniśmy być "biblijni". Nawet najlepsze kazania czy katecheci nie są w stanie zastąpić tego, co człowiek odkrywa podczas osobistej lektury Ewangelii. Stary Testament jest przygotowaniem na przyjście Mesjasza, a Nowy to zwieńczenie tego wyczekiwania w osobie Jezusa i zapowiedź naszej wspólnej chwały przy końcu czasów. Zatem to nie tylko lektura o przeszłości z akcentami dydaktycznymi odnoszącymi się do teraźniejszości, ale również dotycząca naszej przyszłości, do której jesteśmy wszyscy powołani, a którą jest wspólnota z Bogiem.
Proces oddawania energii czerpanej z Pisma Świętego to życie zgodne z wytycznymi zawartymi w tym natchnionym tekście. Dobrem trzeba się dzielić, a skoro Ewangelia znaczy tyle co Dobra Nowina, w której spełnia się Boża obietnica wyrwania człowieka spod panowania śmierci, to nie wolno nam milczeć i zatrzymywać tej wiadomości dla siebie.
Nie chcę w tym miejscu rozpisywać się nad głównymi wiadomościami dotyczącymi tej Księgi (jak gatunki literackie czy kontekst historyczny), bo to każdy przerabiał podczas zajęć z religii i języka polskiego. Spróbujmy odnieść się do Jej roli w naszym życiu.
Każdy zna bajkę o Królewnie Śnieżce. Na wszelki wypadek podam krótkie streszczenie: Wredna macocha, posiadająca magiczne lustro, które mówi tylko prawdę, słyszy pewnego dnia, że jest ktoś piękniejszy od niej. Tą osobą jest Śnieżka. Od tej pory macocha pragnie ją wyeliminować, by móc ponownie objąć prym w dziedzinie urody i zostać miss. Właśnie rolę takiego lustra spełnia Biblia. Każdy z nas powinien wczytywać się w jej tekst tak gorliwie, jak macocha patrzyła w zwierciadło, i porównywać się z najpiękniejszym spośród pięknych - z Jezusem. Są tacy, którzy nienawidzą tego lustra - na przykład homoseksualiści w Szwecji. Zaskarżyli oni pewnego pastora, który podczas kazania powiedział do wiernych, że po przestudiowaniu lektury Pisma Świętego musi przyznać, iż w świetle jej tekstów homoseksualizm jest grzechem. Za te słowa zamknięto go w więzieniu i pojawiły się głosy, by zakazać posługiwania się w głoszeniu homilii przez duchownych księgą nienawiści! Ta historia wskazuje na fakt, że zawsze byli ludzie, którzy chcieli zniszczyć lustro (Pismo Święte), bo obnażało ono prawdę o ich postępowaniu. Przecież nikogo nie zmuszamy do wierzenia w treści tam zawarte. Mamy jednak prawo je wyznawać, głosić i nimi żyć. Najgorsze jest to, że żąda się od nas, abyśmy uznali za dobre to, co w Objawieniu nazwane jest grzechem. A jak świat światem, nic dobrego nie wynikło z tego, że człowiek bawi się w Boga.
Oczywiście przyznaję, że prawda może boleć, ale wolę bolesną prawdę niż słodkie zakłamanie. Nawiasem mówiąc, jeszcze nikt nie stracił, gdy poddał się ocenie MIŁOŚCI. A Bóg jest przecież miłością, co również opisane zostało w Piśmie Świętym (por. 1 J 4, 8). Prawdy płynącej od Boga nie musimy się obawiać, gdyż kieruje się On dobrem stworzenia. Czasami obnaża nasze słabości i złe postępki, ale czyni to dla nas, aby nas podnieść i zachęcić do działania zgodnego z Jego wolą. Pamiętam, gdy mając szesnaście lat, pierwszy raz wziąłem Biblię do ręki. Otwarłem na fragmencie, który powalił mnie na kolana i uzmysłowił, że jestem kochany i ważny. Jakie było prawdopodobieństwo, że otworzę akurat na tym fragmencie: "Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia"? Już oczami wyobraźni widziałem, jak w niebie otwierane są butelki i rozpoczyna się wielka impreza - na tamte czasy tak rozumiałem słowo radość. I choć z jednej strony teksty biblijne sprawiały mi radość, a innym smutek, to zawsze spełniało się ich prawdziwe znaczenie: "Słowo Boże jest bowiem żywe i skuteczne, ostrzejsze od każdego obosiecznego miecza. Przenika ono aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, rozsądza myśli i zamiary serca".
Gdybym miał prześledzić moją przygodę z Pismem Świętym, to dwie sprawy byłyby znaczące. Po pierwsze: minusem było to, że nie miałem odpowiedniego wprowadzenia. Obecnie są różnego rodzaju kursy (nawet korespondencyjne) o tematyce biblijnej. Niestety, za komuny było to praktycznie nieosiągalne, poza niektórymi wspólnotami. Początkowo (prosząc Ducha Świętego o wsparcie) sam przedzierałem się przez trudy Starego Testamentu i zachwycałem wspaniałością Ewangelii. Z czasem jednak poznawałem kapłanów, którzy przy okazji różnych spotkań czy sakramentu pojednania wyjaśniali trudniejsze dla mnie fragmenty. Ten czas można porównać do odkrywania niezbadanych lądów, bo przez pierwsze szesnaście lat nie miałem tej Księgi w ręce. Na szczęście Bóg ustrzegł mnie od pokusy błądzenia i samowoli w interpretowaniu Jego słów. Nigdy nie miałem problemu z uznaniem autorytetu Kościoła w wykładni myśli chrześcijańskiej.
Ale przecież czytanie Biblii to nie tylko analizowanie tekstu, ale również pewna forma modlitwy. To uzmysłowiłem sobie dopiero, wstępując do zakonu. Jednak nikt tam nie uczył mnie metod rozmyślania, co bardzo utrudniało mi głębsze wejście w modlitwę z Pismem Świętym. Przełożeni zakładali, że jesteśmy ludźmi, którzy regularnie medytują nad tekstem natchnionym. Jakże się mylili! Jedna z moich pierwszych medytacji zakończyła się głębokim snem, połączonym z donośnym chrapaniem. Niestety, wszystkim zwolennikom szczęśliwych zakończeń muszę się przyznać, że do dziś mam z tym problemy.
Tu jednak wspiera mnie drugi aspekt lektury, o którym wspomniałem nieco wcześniej. Jeden z moich znajomych kapłanów powiedział mi, że chcąc bardziej wejść w tekst, próbuje siebie postawić w danym miejscu Biblii, stać się jednym z jej bohaterów. Czyli, rozważając Ewangelię, staje się Zacheuszem, który wchodzi na drzewo, aby zobaczyć Jezusa (por. Łk 19, 1-6), Bartymeuszem, który wydziera się, by Chrystus przywrócił mu wzrok (por. Mk 10, 46-52), albo jednym z dziewięciu, którzy - oczyszczeni z trądu - nie podziękowali Bogu za uzdrowienie (por. Łk 17, 11-19). Warto pomyśleć, czy niektóre słowa, wybrane wyrzuty skierowane przez Jezusa do uczniów lub innych słuchaczy, nie pasują do nas. Czy określenie: "obłudnicy oszukujący samych siebie" nie dotyczy naszego postępowania, gdy ograniczamy naszą "katolickość" do niedzielnej Mszy świętej, zaś w codziennym życiu nasze postępowanie jest zaprzeczeniem Ewangelii, lub gdy wymagamy, by kapłani byli doskonali, a osobiście nie przywiązujemy należytej wagi do własnej formacji? Jeśli ustawimy się w realiach Ewangelii, to z czasem dojdziemy do sytuacji, że nawet nasze obecne problemy (nieznane ludziom tamtych czasów, ale przecież nie Bogu) będziemy rozwiązywali, zadając sobie pytanie: jak zachowałby się Chrystus lub jak oceniłby nasze zachowanie? Nie jestem zwolennikiem robienia filmów o świętych, ale pozwolę sobie na odwołanie do jednego z nich. W filmie poświęconym postaci św. Franciszka, w którym w roli głównej wystąpił M. Rourke, jest znakomita scena. Franciszek, chcąc rozpoznać powołanie, jakim go Bóg obdarzył, czyta Ewangelię i natrafia na fragment: "Idźcie i głoście: Nadchodzi już królestwo niebieskie (.) Nie bierzcie też na drogę torby podróżnej ani dwóch ubrań, ani sandałów, ani laski". Gdy dochodzi do słów o tym, by nie brać sandałów, odkłada Ewangelię, zdejmuje buty i czyta dalej. Dla niego Pismo Święte było drogowskazem i normą postępowania. Ktoś powie: "Ale on odbierał je zbyt dosłownie!". A ja zapytałbym: "I do czego go to doprowadziło?". Marzę - a co najważniejsze - jestem powołany do świętości jak każdy chrześcijanin. Ale to o Franciszku z Asyżu (który zbyt "dosłownie" traktował Ewangelię) powiedziano: drugi Chrystus! Zatem kto wyszedł na swoje? Na pewno nie popełniłbym tylu głupstw, gdybym częściej odwoływał się do treści zawartych na kartach Starego i Nowego Testamentu.
Nasuwa się jeszcze jedno stwierdzenie. Na pewno łatwiej ludziom świeckim niż duchownym lub zakonnym wejść w rzeczywistość Biblii. Oni na etapie studiów są bardzo narażeni na rutynę. Czytali tę Księgę wielokrotnie i pod różnym kątem, mogą więc ulec pokusie uchodzenia za specjalistów od Biblii, podczas gdy JEDYNYMI specjalistami od niej są ci, którzy nią żyją każdego dnia! Osoby duchowne muszą zachować szczególną pokorę względem tego tekstu. Ktoś kiedyś powiedział, że najtrudniej jest nawrócić księdza - i coś w tym musi być. Spotkałem kiedyś kapłana, który przeżywał kryzys wiary i nawet myślał o porzuceniu swego powołania. Rozmawialiśmy kilka dobrych godzin i w tym czasie chciałem na poparcie mojej tezy podeprzeć się fragmentem Pisma Świętego. Gdy rozpocząłem cytowanie, mój rozmówca przerwał mi i powiedział rozdrażniony: "Tak, tak... znam to...". Wierzę, że zna, ale czy włożył należyty wysiłek, by nim żyć? Na to musi odpowiedzieć sobie sam przed Bogiem, który do niego skierował te słowa! Jeśli dla kapłana tekst Biblii nie jest natchnieniem i drogowskazem, to rzeczywiście łatwo może on się zagubić i utracić sens powołania. Bez słów Ewangelii Kościół nie ma nic do zaoferowania światu. To właśnie wczytywanie się i UTOŻSAMIANIE się z tym tekstem charakteryzowało Franciszka z Asyżu, ojca Pio, Matkę Teresę, Jana Pawła II. Czy charakteryzuje ono również i mnie?

Fragment pochodzi z książki: Ale faza! Życie pod napięciem

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Słowo, które ładuje
Komentarze (17)
Kamila
24 sierpnia 2014, 09:08
Ten cały poniższy wylew jadu dowodzi tylko jednego - Pismo ma moc! Bo jakby nie miało, nikt by z Nim nie walczył.
A
Aldi
24 sierpnia 2014, 18:10
Przemówienia Hitlera tez miały moc ;) i tez z nimi walczono.
K
Kasia
25 sierpnia 2014, 05:53
Te poniższe cytaty z Biblii spokojnie mozna by postawić obok przemówień Hitlera. Ta sama krwiożercza i niewnawistan mowa.
R
Roth
25 sierpnia 2014, 05:55
A przeczytałaś te zacytowane fragmenty z Biblii. Wiele one mówią o tym jaki jest naprawdę ten chrześcijańsko-żydowski bóg, wbrew "oficjalnym" wyjaśnieniom KK jakie przedstawia on swoim wyznawcom.
A
Aldi
25 sierpnia 2014, 16:13
Absolutnie sie z tobą zgadzam, Kasiu. ST to księga horrorów. Tym, którzy to widza zarzuca sie, ze nie czytają Biblii "w kontekście". Nie wiem jaki "kontekst" usprawiedliwia poniższe cytaty. Biblijny Bóg jest tak okropny, ze żaden uczciwy człowiek nie podpisałby sie pod jego słowami.
W
Walter
23 sierpnia 2014, 23:56
I niech nikt nie powie, że przecież to ST, a Biblia zawiera NT. "Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim."  Mt 5, 17-19
W
Walter
23 sierpnia 2014, 23:43
Bóg kocha ludzi i im wybacza, no chyba że wierzą w innych Bogów to wówczas takich ludzi bóg karze mordować: (5) Za Panem, Bogiem swoim, pójdziesz. Jego się będziesz bał, przestrzegając Jego poleceń. Jego głosu będziesz słuchał, Jemu będziesz służył i przylgniesz do Niego. (6) Ów zaś prorok lub wyjaśniacz snów musi umrzeć, bo chcąc cię odwieść od drogi, jaką iść ci nakazał Pan, Bóg twój, głosił odstępstwo od Pana, Boga twego, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, wybawił cię z domu niewoli. W ten sposób usuniesz zło spośród siebie. (7) Jeśli cię będzie pobudzał skrycie twój brat, syn twojej matki, twój syn lub córka albo żona, co na łonie twym spoczywa albo przyjaciel tak ci miły, jak ty sam, mówiąc: Chodźmy, służmy bogom obcym, bogom, których nie znałeś ani ty, ani przodkowie twoi - (8) jakiemuś spośród bóstw okolicznych narodów, czy też dalekich od jednego krańca ziemi do drugiego - (9) nie usłuchasz go, nie ulegniesz mu, nie spojrzysz na niego z litością, nie będziesz miał miłosierdzia, nie będziesz taił jego przestępstwa. (10) Winieneś go zabić, pierwszy podniesiesz rękę, aby go zgładzić, a potem cały lud. (11) Ukamienujesz go na śmierć, ponieważ usiłował cię odwieść od Pana, Boga twojego, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
W
Walter
23 sierpnia 2014, 23:39
Bóg kocha ludzi i jest miłościwy: "«Idźcie za nim po mieście i zabijajcie! Niech oczy wasze nie znają współczucia ni litości! Starca, młodzieńca, pannę, niemowlę i kobietę wybijajcie do szczętu!»"  Ez 9, 5-6 "«Idźcie za nim po mieście i zabijajcie! Niech oczy wasze nie znają współczucia ni litości! Starca, młodzieńca, pannę, niemowlę i kobietę wybijajcie do szczętu!»"  Ez 9, 5-6 "Szczęśliwy, kto schwyci i rozbije o skałę twoje dzieci."  Ps 137, 9 "Każdy odszukany będzie przebity, każdy złapany polegnie od miecza. Dzieci ich będą roztrzaskane w ich oczach, ich domy będą splądrowane, a żony - zgwałcone. Oto Ja pobudzam przeciw nim Medów (...) Wszyscy chłopcy będą roztrzaskani, dziewczynki zmiażdżone. Nad noworodkami się nie ulitują, ich oko nie przepuści także niemowlętom."   Iz 13, 15 "przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach."   Łk 19, 27 "Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz."   Mt 10, 34
W
Walter
23 sierpnia 2014, 23:38
Bóg jest bogiem miłosiernym i wybaczającym, kocha wszystkich ludzi, co potwierdzają te słowa z Pisma: "Gdy Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, do której idziesz, aby ją posiąść, usunie liczne narody przed tobą: Chetytów, Girgaszytów, Amorytów, Kananejczyków, Peryzzytów, Chiwwitów i Jebusytów: siedem narodów liczniejszych i potężniejszych od ciebie. Pan, Bóg twój, odda je tobie, a ty je wytępisz, obłożysz je klątwą, nie zawrzesz z nimi przymierza i nie okażesz im litości."   Pwt 7, 1
W
Walter
23 sierpnia 2014, 23:34
Biblia naucza nas, że jest bardzo wielu bogów, ale Jahwe jest wśród nich najważniejszy. Garść cytatów: "Bóg powstaje w zgromadzeniu bogów, pośrodku bogów sąd odbywa"  Ps 82, 1 "Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam." Rdz 1, 26 "Oto człowiek stał się taki jak My"  Rdz 3, 22 "Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!"  Rdz 11, 7 "odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu - Ja, Pan."  Wj 12, 12 "Któż jest pośród bogów równy Tobie, Panie"  Wj 15, 11 "Teraz wyznaję, że Pan jest większy niż wszyscy inni bogowie"   Wj 18, 11 "Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!"  Wj 20, 3 "Ktokolwiek by składał ofiary innym bogom"  Wj 22, 20 "imienia bogów obcych nie wymieniajcie"  Wj 23, 13 "Nie będziesz oddawał pokłonu ich bogom i nie będziesz ich czcił."  Wj 23, 24 "Nie będziesz zawierał przymierza z nimi ani z ich bogami."  Wj 23, 32 itd. itp.
G
Grzesiek
23 sierpnia 2014, 23:17
Biblia to słowo nieomylengo Boga, a jego słowa są prawdą, w Biblii nie ma żadnych sprzeczności: [url]https://www.youtube.com/watch?v=RB3g6mXLEKk[/url]
H
hkjgjj
23 sierpnia 2014, 22:08
Zamiast użalać się tylko nad tymi co biblii wogóle nie biorą do ręki, warto może by było zainteresować się bardziej tymi co starają się systematycznie czytać. Duszpasterstwo takich osób w parafiach żadne albo znikome. Przestańmy tylko narzekać i wiernym robić jedynie wyrzuty i pretensje, niech kapłani zainteresują się duszpasterstwem tych którzy już się starają żyć biblią na codzień.
H
henk602
23 sierpnia 2014, 20:00
Dlaczego w świecie gdzie tak bardzo chce się odkrywć prawdę (każdą prawdę: naukowa i inną), tak mało ludzi jest skłonnych przyjąć "prawdę jedyną" -  tę katolicką. Na dzień dzisiejszy tylko 17,5 % ludzkości świata to katolicy, mimo 2014 lat przekonywania! Czyżby reszta to idioci?
T
Teodor
23 sierpnia 2014, 20:28
Ta "reszta" to szybko rosnąca grupa ludzi z dostępem do internetu, którym już nie można niczego "wciskać" tak jak sie wciskalo naszym rodzicom i dziadkom. Ludzie maja dostęp do wiedzy o innych systemach religijnych i filozoficznych przy których Kosciol blado wypada. Plus, dzisiejsi ludzie, zwłaszcza młodzi, złe trawia hipokryzję. Ot i wszystko.
H
Hania
23 sierpnia 2014, 23:21
Katolicy wierzący w swojego pustynnego potworka - Jahwe i jego pierdolnietego na umysle synka - Jezusa oraz niewidzialnego ptaka, który służy głównie do bzykanie izraelskich dziewic - ci co są dopiero debilami.
A
Albert
23 sierpnia 2014, 17:51
Lubisz horrory, poczytaj Stary Testament.
S
Stork
23 sierpnia 2014, 18:54
A jeszcze lepiej , jak radzi autor, postaw się na miejscu bohaterów z Biblii. Najlepiej tych zgwałconych, zasiekanych na smierć lub spalonych Gniewem Bozym. Spokojnych snów po takiej lekturze.