Chrystus też był w szkole

(fot.C.G.P.Grey/flickr.com)

Pod koniec naszych rozważań zasadne wydaje się pytanie: „I po co to wszystko? Jaki sens może mieć tak okrutna męka? Podobne pytania stawiamy, kiedy sami doświadczamy cierpienia. W Piśmie świętym nie istnieje proste i jednoznaczne wytłumaczenie tajemnicy cierpienia. Z grubsza rzecz ujmując, zarówno Stary jak i nowy Testament wyróżnia trzy podstawowe uzasadnienia cierpienia:

Pierwsze odwołuje się do pojęcia kary lub konsekwencji grzechu. Ale nie jest to aspekt dominujący.

Drugie uzasadnienie podkreśla wychowawczą funkcję cierpienia, dzięki której możliwy jest duchowy i moralny rozwój. Tak jak rodzic dyscyplinuje swoje dziecko, tak Bóg wychowuje swoich bliskich. Już w starożytnych księgach greckich pisarzy pojawia się ta intuicja, na przykład u Sofoklesa w dramacie „Edyp w Kolonach” główny bohater mówi: „Przez cierpienie jestem uczony wytrwałości”.

Zgodnie z księgą Mądrości, Bóg karcąc, kieruje się miłosierdziem, jest łagodny ( Mdr 11,9). Jahwe szczególnie interesuje się dobrem tych, którzy są Mu bliscy:„Pan chłoszcze tych, którzy zbliżają się do Niego” (Jdt 8,27), aby wprowadzić korektę w ich postawach, wydoskonalić i oczyścić ich motywacje. Także największe dary są wynikiem przedziwnej pedagogii Boga: „Mądrość jest bowiem dla ludzi skarbem nieprzebranym: ci, którzy go zdobyli, przyjaźń sobie Bożą zjednali, podtrzymani darami, co biorą początek z karności (Mdr 7,14).

DEON.PL POLECA

Wysłuchaj rozważania

[-15_znaczenie_cierpienia_jezusa.mp3-]

Bóg, pobudzony swoim miłosierdziem, nie czeka aż ludzi zniszczą ich własne grzechy. W Drugiej Księdze Machabejskiej czytamy, że „znakiem wielkiego dobrodziejstwa jest to, iż grzesznicy nie są pozostawieni w spokoju przez długi czas, ale że zaraz dosięga ich kara. Nie uważał bowiem Pan, że z nami trzeba postępować tak samo, jak z innymi narodami, co do których pozostaje cierpliwy i nie karze ich tak długo, aż wypełnią miarę grzechów” (2 Mch 6, 12-15). Cierpienie jest tutaj rodzajem lekarstwa, które zawraca człowieka z niewłaściwej drogi.

W końcu, trzecia racja kojarzy cierpienie z wysługiwaniem dobrodziejstwa dla innych. Już w księdze Rodzaju patriarcha Józef, sprzedany przez swoich braci, mówi do nich w ten sposób: „Wy niegdyś knuliście zło przeciwko mnie, Bóg jednak zamierzył to jako dobro, żeby sprawić to, co jest dzisiaj, że przeżył wielki naród”(Rdz 50, 20).Podobny motyw cierpienia odnajdujemy u Izajasza, w pieśni o cierpiącym Słudze Jahwe (Iz 53). Św. Paweł pisze do Kolosan: „Teraz raduję się w cierpieniach za was” (Kol 1, 24), znoszę wszystko przez wzgląd na wybranych, aby i oni dostąpili zbawienia w Chrystusie Jezusie razem z wieczną chwałą” (2 Tm 2,9).

Jeśli absurdalne z ludzkiego punktu widzenia cierpienie Chrystusa w świetle Pisma św. ma jednak znaczenie, to podobnie rzecz wygląda z wszelkim ludzkim cierpieniem. Jeśli oczywiście wierzymy, że Chrystus utożsamił się z każdym człowiekiem. Autor Listu do Hebrajczyków w Chrystusie dostrzega wszystkie wspomniane wyżej przyczyny cierpienia. Chciałbym zwrócić uwagę na niektóre z nich.

Przede wszystkim, czytamy tam, że Chrystus„nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Hbr 5,8). Zauważmy najpierw, że chociaż z Ewangelii znamy Chrystusa jako Nauczyciela i Mistrza, tutaj przedstawiony jest On jako uczeń. Nauki pobierał nie od jakiegoś nauczyciela, lecz przez doświadczenie. Najpierw był uległy swoim rodzicom (Łk 2, 50). Potem mówił, że szukał nie swojej własnej woli, lecz woli Tego, który Go posłał (J 5,30). Jezus również musiał się uczyć jak rozpoznać i odnaleźć wolę Ojca przez słuchanie i szukanie jej w wydarzeniach. W ostateczności uczył się posłuszeństwa przez cierpienie, przyjmując je dobrowolnie w imię solidarności z nami.

W ten sposób stał się człowiekiem doskonałym, godnym tego, aby zasiąść na tronie obok Ojca. Ludzka natura musi ponownie nauczyć się posłuszeństwa, aby człowiek mógł być wprowadzony w zażyłą relację z Bogiem. Chrystus był zarazem uczniem i Nauczycielem, niewolnikiem myjącym nogi i Mistrzem. Ta myśl powinna rodzić w nas szczególne uczucia. Nasz Pan wie, co znaczy być uczniem, co znaczy iść po drodze. W jakim sensie my uczymy się posłuszeństwa przez cierpienie? Czy w takim, że Bóg zmusza nas bólem i bezradnością do uległości? Czy o taki rodzaj posłuszeństwa chodzi? Nie. Jeśli jesteśmy ukierunkowani na Boga, cierpienie może obrócić się w narzędzie zwycięstwa. „Moc w słabości się doskonali”. To jest prawda, o której łatwo pisać, zdecydowanie zaś trudniej nią żyć. W dwunastym rozdziale Listu do Hebrajczyków czytamy: „ Bóg karci nas, czyli dopuszcza na nas cierpienie, dla naszego dobra, aby nas uczynić uczestnikami swojej świętości” (Hbr 12, 11).

Cierpienie może zamknąć człowieka w zgorzknieniu i izolacji albo stworzyć w nim nową jakość. Nieraz po długich okresach walk i zmagań, takie przynajmniej jest moje doświadczenie, uciski i strapienia wyrabiają solidarność i zrozumienie wobec braci i sióstr, którzy cierpią. Rodzi się większe współczucie i cierpliwość wobec innych. Ta wyrozumiałość bierze się z doświadczenia, a nie z przeczytanej książki, czy pod wpływem czyjejś rady.

W chwilach słabości doświadczamy, że nie jesteśmy półbogami. Osobiste cierpienie nie pozwala na patrzenie na innych z góry, na porównywanie się, kto jest lepszy, a kto gorszy. Cierpienie wystawia na próbę „moralnego osiłka” mieszkającego w nas, czyli przekonanie, że ja sam mogę zdziałać bardzo wiele. Moralny atleta nigdy by w nas nie skapitulował, gdyby nie doświadczenie cierpienia. Widocznie, nie istnieje inna możliwość.

Cierpienie strąca również z tronu naszego serca figurę „mesjasza”, o której wcześniej już wspominałem. Wykoślawiona idea „mesjasza” to przekonanie o byciu niezastąpionym, a może raczej to potrzeba bycia potrzebnym, oczywiście z pragnieniem nagrody za wspaniałą pracę i poświęcenie.

„A gdy wszystko wykonał (gdy został wydoskonalony) „stał się sprawcą zbawienia wiecznego, dla wszystkich, którzy Go słuchają”. Gdy Chrystus złożył ofiarę, gdy nauczył się posłuszeństwa poprzez cierpienie, wtedy dopiero Bóg uczynił Go kapłanem na wzór Melchizedeka. W tym sensie, istnieje tylko Jeden Kapłan, bo nikt z żyjących nie przeszedł tej drogi do końca. My uczestniczymy w kapłaństwie Chrystusa. Ono jest nam podarowane, zarówno wiernym świeckim jak i duchownym. Jest to zdolność do składania duchowych ofiar w ciele, zdolność do miłości. Św. Paweł wyraźnie mówi, że w swoim Ciele możemy dopełniać braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, czyli przelewać miłość, którą otrzymaliśmy od Chrystusa na innych, zwłaszcza na tych, którzy oddalają się od Niego w Kościele. Cierpienie powoli uczy nas jak być kapłanami. Dzięki Chrystusowi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chrystus też był w szkole
Komentarze (5)
PN
po Niedzieli
11 kwietnia 2011, 08:14
>Bogu ,co BOŻE...Cezarowi, co cesarskie<
A
Anna
10 kwietnia 2011, 18:35
Niestety wystarczy przeczytać kto jest autorem i nic z czytania.... Po tym co o. Dariusz napisał w artykule "Smoleńsk we mgle zmęczenia "  wszelkie jego wywody są całkowicie niewiarygodne. Żeby chociaż był "takim kaznodziejem" o jakim pisze z lekceważeniem? Czy jest chociaz prawdziwym duchownym, zakonnikiem, jezuitom ? A może Deon ma jakieś inne cele? Z kim i z czym związane? A możę trzeba zapytać kto go finansuje?
A
Ania
10 kwietnia 2011, 18:34
dlaczego religia w szole jest płatna? jest to obłuda w czystej postaci! lekcje religii powinny być darmowe! księża powini dawać lekcję przy kościele, za darmo! Bo "godzien jest robotnik swojej zapłaty". I chleba za darmo księżom w sklepach nie dają...
D
d
10 kwietnia 2011, 17:30
dlaczego religia w szole jest płatna? jest to obłuda w czystej postaci! lekcje religii powinny być darmowe! księża powini dawać lekcję przy kościele, za darmo!
N
Nana
10 kwietnia 2011, 10:15
O. Dariusz wypowiedział to, co w sercu czułam. Dziękuję.