Kościół cierpienia i nadziei w Chinach

(fot. Surfing The Nations/flickr.com/CC)
Jan Konior SJ

Historia katolickiej misji w Azji, mierzona w statystycznym ujęciu liczb, z pewnością nie oddaje prawdy. Jej charakter na tle Kościołów tego kontynentu za wyjątkiem Filipin i Korei, wyraźnie wskazuje na kościół mniejszościowy i takim pozostanie wśród ogromnej różnorodności kulturowej, i religijnej Azji.

Mimo to charakteryzuje się dużą liczbą męczenników (w Japonii, Korei, Wietnamie, Chinach i w innych azjatyckich krajach). Beatyfikacje i kanonizacje męczenników w ostatnich dziesięcioleciach stały się tam okazją do przeżywania uroczystości, i wspomnień, a także do uzewnętrznienia dumy wynikającej ze spuścizny historycznej, pozostawionej przez tych, którzy nie zatracili swojej wiary nawet za cenę życia.

Odpowiedź na to pytanie tkwi w istocie myślenia i czucia Chińczyka, w chińskiej filozofii i religii. Otóż, w języku chińskim nie istniało pojęcie Boga - Stworzyciela, obce Chińczykom, dla których nie ma początku, stworzenia. Dopiero dzięki Matteo Ricciemu i innym misjonarzom Towarzystwa Jezusowego, którzy w celu wyjaśnienia podstawowych prawd katechizmowych tworzyli nowe chińskie słownictwo teologiczne, Chińczycy mogli poznawać elementarne prawdy wiary. Przedstawienie Boga chrześcijan nie można ukazać bez nadziei, ponieważ zamykałoby nas w tunelu śmierci. Tą nadzieją jest jedyny Zbawiciel Jezus Chrystus. Dlatego też w analizie porównawczej pomiędzy religiami chińskimi a chrześcijaństwem należy ukazywać nadzieję, która zawieść nie może. Bo jeśli umiera nadzieja, umiera cały człowiek - mówi przysłowie rosyjskie. Tą nadzieją jest Chrystus - jedyny Zbawiciel każdego człowieka.

Dlaczego chrześcijaństwo było prześladowane w Azji? Negatywny stosunek religii chrześcijańskiej do kultu przodków, który nie ma z wiarą katolicką nic wspólnego, stał się trwałym powodem prześladowania chrześcijan. W dyskusji dotyczącej sporu obrzędowego Watykan zajął pozycję wykluczającą jakikolwiek kompromis, nakazując odrzucenie wszystkich form ubóstwiania przodka jako przejaw bałwochwalstwa, oraz zakazując udziału w oddawaniu czci Konfucjuszowi. To, że chrześcijanie w tak ważnych kwestiach podlegali dyrektywom Watykanu, było postrzegane jako mieszanie się w wewnętrzne sprawy państwa. W tej sytuacji zagraniczni misjonarze uważali, że działając w imię prawa Bożego i zwiastując Ewangelię, nie muszą respektować zarządzeń wydawanych przez przedstawicieli lokalnych władz państwowych. Stojące na przeszkodzie ustawy były odbierane jako diabelskie machinacje utrudniające zwiastowanie słowa Bożego, oraz jako akt oporu skierowany przeciwko przykazaniom Bożym. Pogańscy władcy określeni zostali jako bezbożni tyrani, którzy szerzą zepsucie i grzech działając przeciwko Bogu.

Kościół przyjął się w przypadku Chin jako kościół podzielony: Kościół urzędowy - oficjalny, współpracujący z władzami państwowymi i drugi - kościół "podziemny", odmawiający współpracy, szykanowany i prześladowany przez władze. Nie można jednak jednoznacznie powiedzieć, że w każdym czasie współpraca z aparatem władzy była równoznaczna ze zdradą. Natomiast trzeba zauważyć, że zawziętość i upór łączące się w parę, z punktu widzenia teologicznego, były bardzo słabym ogniwem wiary. Odmowa jakiejkolwiek formy współpracy, stanowiła ogromną siłę, ale miała wiele negatywnych konsekwencji dla przetrwania Kościoła. Z drugiej strony był on poprzez swoje niezmienne zasady (najczęściej dotyczące spraw związanych z prześladowaniem i cierpieniem) postrzegany jako instytucja wzorcowa.

Na męczeństwo chrześcijan w Chinach należy spojrzeć z perspektywy światła wiary. Męczennicy doświadczyli Paschalnego Misterium Chrystusa, a bez śmierci nie ma zmartwychwstania. Bez męczenników chińskich, nie może być chrześcijańskich Chin, a ich krew może stać się zasiewem nowego życia.

Jan Paweł II przemawiając do biskupów z Tajwanu wyraził wdzięczność katolikom w Chinach za wierność Kościołowi, trwającą pomimo nieustannych ataków, za świadectwo, szczególnie kapłanów i świeckich, więzionych za wiarę. Papież modlił się o pojednanie w Kościele chińskim, bo bez wzajemnego przebaczenia niemożliwe będzie owocne przekazywanie Dobrej Nowiny. Kończąc spotkanie, zapewnił, że modli się nieustannie, prosząc Dawcę wszelkiego dobra oraz Błogosławioną Dziewicę Maryję, w intencji Chin.

Nowe oblicze nadziei Kościoła w Chinach

W kulturze chińskiej rozumowanie odbywa się bardziej przez symbole i obrazy (stąd chińskie pismo obrazkowe) niż przez logiczne argumenty, jak u ludzi ze świata kultury zachodniej. Mimo nasilającej się dominacji kultury amerykańskiej, ten sposób myślenia Chińczyków aktualny jest również dzisiaj. Nawet Mur Chiński symbolizujący wielkość i potęgę Chin, to znak separacji i izolacji wobec innych państw, wyraz samowystarczalności, a jednocześnie własnej niepewności. Drugi obraz, przeciwny pierwszemu, ma poetycką nazwę: Silk Road, Jedwabny Szlak. W tym samym czasie, kiedy rozpoczynała się budowa Muru Chińskiego, który podzielił ludzi północy, Jedwabny Szlak łączył Azję z Europą, wschód z zachodem. Rozpoczynał się w sercu Chin (miał swój początek w historycznym mieście Xian 西安), a kończył w sercu Imperium Romanum. Budowano go małymi krokami kupców, mnichów, poszukiwaczy przygód, podróżników i odkrywców. Jedwabny Szlak, to symbol otwarcia, komunikacji międzykontynentalnej i solidarności. Dzisiaj staje się zaproszeniem do odkrycia i wymiany nowych darów, także płomienia wiary, który został zapalony dzięki europejskim misjonarzom.

Mur Chiński, pomimo uszkodzeń, zachował się aż do dnia dzisiejszego, natomiast Jedwabny Szlak zniknął z horyzontu. Wprawdzie szlak nie istnieje fizycznie, ale istnieje w pragnieniach dla przyszłości, w poszukiwaniu harmonii, pojednania i jedności Chin, zarówno społeczeństwa, jak i samego Kościoła. Nowe drogi ewangelizacji w Chinach powinny znaleźć swoją specyfikę w Jedwabnym Szlaku, na krętych drogach, na małych stopniach górzystych, w pokorze, w głębokim wszczepieniu się w ziemię, tyle razy zdeptaną. Delikatną, ale mocną jak jedwab, wąską, ale długą jak daleko idąca ścieżka.

W przeszłości Kościół katolicki w Chinach postrzegany był jako obca misjonarska działalność, znana ze struktur, splendoru budynków sakralnych, z praktyk religijnych w zachodnim stylu, co też zawsze było obce Chińczykom. Dlatego upadały wielkie projekty i nadzieje na ewangelizację tego narodu.

Chrystus był Azjatą, nie zbudował żadnego muru oddzielającego od innych, ale drogę, ponieważ On jest Drogą. Wszedł w naszą historię, i stał się jednym z nas, we wszystkim do nas podobny, oprócz grzechu. Nasze naśladowanie Chrystusa jest doświadczeniem drogi, otwarcia się na spotkanie z Nim i z innymi ludźmi. To dynamiczne doświadczenie komunii, dzielenia się i zaangażowania może połączyć w nić jedwabną ludzi dobrej woli wschodu i zachodu. Dla nas chrześcijan symbol Jedwabnego Szlaku może stać się symbolem harmonii, piękna, jedności i radości.

Kultura chińska, ma już prawie pięć tysięcy lat, a nauczano w niej cierpliwości i optymizmu, życia w harmonii, nawet podczas konfliktów, nadziei na to, że wszystko może się zamienić na lepsze. Wszystkie prześladowania w historii Kościoła w Chinach, pomagają Chińczykom będącym w ucisku w dojrzewaniu, by w przyszłości mogli wydać plon obfitszy, i by ten plon trwał. Oto droga nici jedwabnej dla Kościoła w Chinach.

Ubóstwo i prostota, cechy chińskiego Kościoła, czyż nie są znakami radykalizmu ewangelicznego? Czy w ten sposób Bóg nie uświęca Kościoła w Chinach, który jest mały i biedny w statystyce, i w możliwościach materialnych. Kościół, aby pozostał wiarygodnym powinien zachować ewangeliczne ubóstwo.

Formacja duchowieństwa i laikatu w Chinach wymaga otwartości serca, duchowej głębi, zdolności do dialogu, pogłębienia wzajemnych relacji, przebaczenia. Dobra formacja teologiczno-filozoficzna wydaje się konieczna najpierw u osób konsekrowanych, a w dalszej kolejności katolików świeckich, bez których Kościół chiński pozostanie skostniały. Troska o świeckich, powinna być nieustannym zadaniem pasterzy Kościoła. Istnieje również w społeczeństwie chińskim potrzeba dialogu duchowego z wszystkimi religiami w Chinach. Jest to podstawowe zadanie naszych czasów.

Obecne społeczeństwo chińskie można podzielić na trzy kategorie wg systemu wartości:
- Zachowujący tradycyjny system wartości, który powoli się dezintegruje.
- Przyjmujący współczesne systemy wartości (bardziej pluralistyczne).
- Zadowalający się "niskimi" kulturalnymi wartościami.

W odpowiedzi, obserwuje się wpływ Kościoła:
- Podtrzymywanie, lub rozszerzanie tradycyjnych wartości, włącznie z najlepszymi chińskimi wartościami.
- W kontekście pluralistycznych wartości systemów zapewnienie dodatkowych możliwości wyboru dla ludzi.
- Wpływanie na społeczeństwo, poprzez ustanowienie wyższych wartości, a w tym samym czasie powstrzymywanie narastania negatywnych.

Według Chińczyków chrześcijaństwo może mieć niewielki wpływ na proces modernizacyjny Chin. Jednakże zrekonstruowanie etycznych wartości pozostaje ważnym zadaniem. Stanie się to możliwe, kiedy chrześcijanie zapragną stawania się światłem i solą dla swoich braci, i sióstr w narodzie. Wówczas, nie będą uważali (co czynią od czterech wieków) chrześcijaństwa jako "obcego ciała" na ziemi chińskiej, ale jako "swoją religię". Tylko przez wzajemne otwarcie na wartości duchowe i naukowe, przez poszukiwanie tego co łączy, a nie tego co dzieli, może zostać ubogacone chrześcijaństwo i religie chińskie. Ważna jest inkulturacja i kontekstualizacja. W ewangelizacji niezwykle ważna jest postawa pokory ze strony chrześcijan, szacunek dla obcej kultury, ponieważ nikt z nas nie jest panem Słowa Bożego, a tylko sługą Słowa.

W obliczu Trzeciego Milenium wydaje się uzasadniony powrót do korzeni kultury Chin w poszukiwaniu utraconych wartości. Przykładem niech będzie cytowany Ricci, który najpierw szukał w kulturze chińskiej tego, co zgadzało się z nauką Kościoła i z Bogiem Biblii. Chińskie, antyczne słowo sheng 聖- święty składa się z dwóch komponentów: pierwszym jest er 耳 - dosłownie ucho, słuchanie, nasłuchiwanie, oraz cheng 呈 - proponować, przedkładać prośbę, być obecnym. Czyli świętość, zgodnie ze znakiem, przedkłada się najpierw na słuchanie, a później na prośby, na obecność.

Chiny potrzebują obiektywizacji własnej historii. Jak pisze Jan Paweł II: "Historyczność człowieka wyraża się we właściwej mu zdolności obiektywizacji dziejów. Człowiek nie tylko podlega nurtowi wydarzeń(...), ale ma zdolność refleksji nad własną historią i obiektywizacji jej powiązanych biegów zdarzeń. Taką samą zdolność posiadają poszczególne ludzkie rodziny, jak też ludzkie społeczeństwa, a w szczególności narody".

Tylko zobiektywizowana karta historii Chin, stanie się elementem jednoczącym kulturę chińską w jej tożsamości. Potrzebne są dwa pomosty. Jeden wychodzący z Europy o korzeniach chrześcijańskich w kierunku Chin, i drugi wychodzący z Chin o korzeniach religii niechrześcijańskich w kierunku Europy, aby się spotkać i wymienić dary, tak jak w czasach Jedwabnego Szlaku.

Niech Niepokalana, Gwiazda Nowej Ewangelizacji, Królowa Chin i Matka Spraw Niemożliwych, wyprosi łaskę otwarcia się Chińczyków na światło Chrystusowej Ewangelii.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół cierpienia i nadziei w Chinach
Komentarze (1)
Bogusław Płoszajczak
24 maja 2012, 10:24
Bóg to widzi!