Czy Anna Lewandowska będzie miała w rodzinie świętą?

(fot. archidiecezja.lodz.pl / facebook.com/healthyplanbyann)
gala.pl / pp

Trwa proces beatyfikacyjny Stanisławy Leszczyńskiej nazywanej "Położną z Auschwitz". Nie każdy wie jednak, że ta wyjątkowa kobieta to krewna Anny Lewandowskiej.

„O jej życiu obozowym wiemy tylko z dokumentu ‘Raport położnej z Oświęcimia’. Bardzo długo szukałam świadków, osób, które Stanisławę znały. Docierałam do kobiet, których porody przyjęła w Auschwitz” – mówiła w 2018 roku w wywiadzie dla „Dobrych Nowin”, Maria Stachurska, mama Anny Lewandowskiej.

Kobieta, która z zawodu jest kostiumografem i producentem telewizyjnym, postanowiła wtedy nakręcić film o Stanisławie Leszczyńskiej. Wszystko dlatego, iż ta niezwykła kobieta, położna, która w obozie koncentracyjnym odebrała ponad 3 tysiące porodów, była cioteczną babcią pani Marii. Położna z Auschwitz jest więc prababcią cioteczną Anny Lewandowskiej.

"Od lat myślałam o jego nakręceniu. Wielokrotnie rozmawiałam z moimi nieżyjącymi już wujkami i to oni inspirowali mnie do zrobienia filmu o ich matce. Przekazywali mi różne pamiątki po niej i dokumenty" - wspominała w wywiadzie Maria Stachurska. 

Stanisława Leszczyńska stała się nie tylko bohaterką filmu. Niedawno swoją premierę miała książka "Położna z Auschwitz". Jej autorką jest Magda Knedler. Na swoim Facebook'u podzieliła się wiadomością, którą otrzymała od prawnuczki pani Stanisławy. 

"Nie wiem, czy zdaje sobie Pani sprawę, jak bardzo w zalewie notek biograficznych, nagrań, rodzinnych wspomnień takie spojrzenie na postać babci Stasi (jak to się zawsze o niej w rodzinie mówiło) było, np. mnie, potrzebne, bo chyba nawet ja sama nie miałam o tym pojęcia. Pamiętam, że ktokolwiek by o niej nie opowiadał, zawsze wychodził z tego opowiadania marmurowy posąg, obraz osoby nie znającej lęku, wręcz urodzonej z opisem swojej życiowej misji w dłoni." - napisała kobieta. 

Przeczytaj całość: 

Jak wyglądało życie Stanisławy w obozie? 

Fragment pochodzi z książki "Położna z Auschwitz" : 

Dziś porody odbywają się dwa. Rodzą Polka i Żydówka. Żydówka kończy, Polka dopiero zaczyna. Kobiety krzyczą i krwawią. Żydówka wydaje się całkiem wycieńczona, można odnieść wrażenie, że nie da rady wydać na świat swojego dziecka. Stanisława przemawia do niej spokojnie, jest cierpliwa, skupiona. Mówi, że wszystko jest w porządku i gotowe, maluszek za chwilę się urodzi. Wszędzie krew. Stanisława jest dyrygentem, jak zmarła przed kilkoma miesiącami Alma Rosé, szefowa tutejszej orkiestry. Wydaje dyspozycje więźniarce, która jej asystuje, a także położnicy. „Przyj, oddychaj, teraz, teraz nie, powoli, nie na siłę, niech dziecko czuje, że mu pomagasz, a nie że na nie naciskasz. Dobrze, wspaniale, doskonale sobie radzisz, oddychaj, przyj, dasz radę, dasz sobie radę, Rytka, ja tu jestem, my wszystkie tu jesteśmy, Bóg też jest z nami, zobaczysz, dasz radę, urodzisz piękne dziecko, już za chwilę je ujrzysz, mamy główkę, Rytka, teraz”… Stanisława wypowiada swoją stałą modlitwę, apel, żądanie, by jej przybyć z pomocą. Żadnego „proszę”, „błagam”. Zawsze: „Przybądź!”.

Rytka wydaje z siebie głośny krzyk, a minutę później wtóruje jej płaczące dziecko. Jest duże, na czubku główki ma pojedyncze ciemne włoski. Stanisława kładzie dziecko na płat ligniny, oddaje je asystującej więźniarce, a sama nadal bada Rytkę. Ogląda łożysko bardzo uważnie. Musi być całe, inaczej zajdzie ryzyko krwotoku. Tutaj krwotok to pewna śmierć. Wreszcie kiwa głową zadowolona. Prostuje się, bierze na ręce dziecko, pyta matkę o zgodę i chrzci je z wody. Żydówka Rytka nie zgłosiła sprzeciwu. Jest słaba, ale wygląda na szczęśliwą. Kiedy Stanisława chce położyć obok niej maleństwo, do sztuby położniczej wpada niemiecka pielęgniarka. Rozmowy, szepty, popłakiwania nowo narodzonych dzieci, pojękiwania kobiet, śpiewane półgłosem kołysanki – wszystko cichnie.

– Co to jest? – pyta.

– Noworodek – odpowiada Stanisława spokojnie.

Schwester nie sili się na komentarz, podchodzi do Stanisławy i szarpie ją za włosy. W dłoni zostaje kępka krótkich, jasnych kosmyków. Stanisława tylko lekko się krzywi i chwieje. Schwester wyrywa jej z ramion dziecko, wychodzi przed barak i wrzuca drobne kwilące ciałko na stertę trupów. Nie wiadomo, co gorsze – żeby tak leżało, narażone na atak łakomych szczurów, czy żeby trafiło – jak wiele innych żydowskich dzieci – do kubła z szajsą. Schwester stoi tam. Wie, że Stanisława na nią patrzy. Wie, że ani ona, ani żadna inna więźniarka z baraku 17 nie podejdzie i nie podniesie płaczącego dziecka. Cmoka wreszcie, sięga do kieszeni fartucha po strzykawkę. Mały nie zamierza najwidoczniej szybko umrzeć, a ona nie będzie tak tu stać. Podnosi dziecko, kładzie je sobie na kolanie i wbija igłę w serce. Płacz przechodzi w ciche charczenie, a po chwili całkiem zamiera. Jedna z kobiet podchodzi do drzwi i je zamyka. Stanisława stoi przy Rytce nieruchomo, z szeroko otwartymi oczami.

Wreszcie słychać wycie. To Rytka. Jej ciałem wstrząsa gwałtowny spazm. Tuż obok na piecu rodzi Polka, Jaśka z Olkusza. Stanisława spogląda to na jedną, to na drugą. Wie, że na jej twarzy maluje się teraz głęboka rozpacz, której nie potrafi ukryć. Wie też, że choćby chciała, nie umie ich pocieszyć. Tej, która utraciła dziecko, i tej, która to widziała. I jeszcze jedno wie. Że nie chce czuć nienawiści – wobec tamtych, wobec ludzi po drugiej stronie – a brak nienawiści to w tej chwili najtrudniejsze, na co można się zdobyć.

Czytaj także: W Auschwitz nie była Stanisławą Leszczyńską. Była Mamą. Była nadzieją 

Stanisława Leszczyńska zmarła 11 marca 1974 na nowotwór. W 1992 r. rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy Anna Lewandowska będzie miała w rodzinie świętą?
Komentarze (1)
PP
~pati P
31 stycznia 2020, 22:07
Anioł w piekle