Kim była Rozalia Celakówna?

Fot. Archiwum biura postulacji / Wikipedia.pl

Rozalia Celakówna to polska pielęgniarka, mistyczka z małej wsi, która w życiu doświadczyła zaboru i dwóch wojen. A poza tym - mistycznych wizji, nocy ciemnej, ekstaz, rozmów z Jezusem, pracy na oddziale chorób wenerycznych, upokorzeń i prześladowań z powodu wiary. To w jej wizjach pojawiło się polecenie intronizacji intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa przez Polaków.

Rozalia Celakówna, pierwsze z ośmiorga dzieci Tomasza i Joanny Celaków, urodziła się 19 września 1901 r. w Jachówce, niewielkiej wsi położonej w Beskidzie Makowskim na Podhalu. Jej rodzice byli chłopami małorolnymi i utrzymywali się głównie z pracy na własnej ziemi. Jako ludzie bogobojni, o surowych zasadach, dbali o katolickie wychowanie dzieci, przyzwyczajali je do codziennej wspólnej modlitwy, śpiewania godzinek, wieczornego odmawiania różańca, przystępowania do Sakramentów świętych. Doceniali również znaczenie lektury Pisma świętego i innych dzieł religijnych. Warto zaznaczyć, iż górale zawsze uchodzili za ludzi głęboko religijnych i intensywniej odczuwali nadprzyrodzoność. Mistyczka wspomina, że ich dom często ironicznie nazywano klasztorem, w którym wychowuje się zakonnice.

Sześciolatka spotyka Jezusa

Już od czasów dzieciństwa Celakówna, jak twierdzi, doświadczała niezwykłych spotkań z „wewnętrznym głosem”, a także objawień, w których widywała różne sytuacje i postacie: świętych, dusze czyśćcowe, Matkę Bożą, również samego Chrystusa. Zobowiązywana przez kolejnych kierowników duchowych, ojca Henryka Jakubca, prowincjała Dominikanów, ojca Władysława Całkę, redemptorystę, oraz księdza Kazimierza Dobrzyckiego (tj. o. Zygmunta, w latach 1934-1941 oblata paulinów), wbrew własnym chęciom prowadziła notatki. Stanowcze polecenia spowiedników doprowadziły do powstania pokaźnego zbioru tekstów.

Mistyczka pisze w nich, że już w wieku sześciu lat doświadczyła pierwszego wewnętrznego spotkania z Panem Jezusem. Natomiast, według jej relacji, gdy miała lat siedem, usłyszała wyraźne wezwanie Chrystusa: Moje dziecko, oddaj mi się cała, bądź moja. Świat ci nigdy szczęścia nie da, on nie zaspokoi twoich pragnień. Oddaj się mnie, a znajdziesz wszystko. Ja cię nigdy nie opuszczę. Od tamtego czasu, jak zanotowała mistyczka, Pan Jezus przemawiał do jej duszy czasem nawet kilka razy dziennie.

DEON.PL POLECA

Skończywszy siódmy rok życia, Rozalia Celakówna rozpoczęła naukę w szkole powszechnej, przystąpiła też po raz pierwszy do spowiedzi. Zgodnie z ówczesnymi zwyczajami dopiero po trzech latach nauki, dokładnie w maju 1911 r., mogła przyjąć Komunię świętą, którą wspomina jako najpiękniejszy dzień w życiu. W 1914 r. z bardzo dobrymi wynikami ukończyła sześcioodziałową szkołę powszechną. Z racji ubóstwa i wybuchu wojny nie mogła jednak kontynuować nauki w pobliskim miasteczku, toteż pomagała rodzicom w pracach polowych i opiekowała się młodszym rodzeństwem. Dla młodej, niezwykle utalentowanej dziewczyny, mającej – jak sama twierdzi – wielkie zamiłowanie do nauki, niemożność kształcenia się musiała być prawdziwym ciosem.

Noc ciemna jak u Jana od Krzyża

2 lipca 1917 r. Rozalia Celakówna przyjęła z rąk księcia biskupa krakowskiego Stefana Sapiehy sakrament bierzmowania. Natomiast około 1918 r. z własnej inicjatywy złożyła prywatny ślub czystości przed figurą Matki Bożej Niepokalanej w kościele w Bieńkówce.

Mistyczka, która czytała zarówno teksty św. Jana od Krzyża, jak i św. Teresy od Jezusa, po latach uznała, iż od 1919 do 1925 r. Bóg dopuszczał, by doświadczała podobnych jak owi święci cierpień, określanych przez św. Jana „nocą ciemną”. W swoich notatkach pisze: Potem przyszedł okres okropnych cierpień duchowych, które były stokroć cięższe nad wszelkie cierpienia fizyczne, niedające się określić żadnym ludzkim językiem. Grzechy moje i ludzkie przytłoczyły mnie tak ogromnie i byłam gotowa w każdej chwili oddać życie, nawet w sposób najokropniejszy, by tylko zyskać pewność, że Boga już nie obrażam (…). Ciemności wewnętrzne poczęły zalewać mą duszę. Czułam się tak dziwnie, że opisać tego nie umiem. Doznawałam coraz większych oschłości duchowych, obojętności i niesmaku do rzeczy świętych. Umysł mój został przyćmiony. Powstały natomiast pokusy gwałtowne przeciw wszystkim cnotom teologicznym. Według Celakówny ten trudny czas zakończył się w marcu 1925 r. wizją piekła i nieba.

W czasie „ciemności” doświadczała również wielkiego niezrozumienia ze strony spowiedników. Niektórzy uznali ją za obłąkaną i nie chcieli słuchać jej spowiedzi. Przytłoczona skrupułami szła do kościoła i stawała przy wyjściu, myśląc, że Bóg ją odrzucił. Twierdzi, że słyszała głos szatana, który chciał ją skłonić do rozpaczy i samobójstwa. Do tych wszystkich cierpień dołączyły się również rozterki związane z poszukiwaniem drogi życiowej. W 23 roku życia, 27 sierpnia 1924 r., przełamując opór ojca i matki, udała się do Krakowa. Rodzice nie rozumieli jej decyzji, tym bardziej, iż nie powiedziała, dokąd i po co jedzie. Ona sama często płakała, gdyż była pewna, że Bóg ją wzywa, ale nie wiedziała dokąd. Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że pobyt w mieście dawał możliwość codziennego udziału we Mszy świętej i stałego kierownictwa duchowego, którego brak w Jachówce dotkliwie odczuwała.

"Ja chcę cię mieć w tym szpitalu"

W Krakowie Celakówna zatrzymała się u znajomej starszej kobiety, pielęgniarki. Pomagając jej w prowadzeniu domu, zastanawiała się nad dalszym kształtem życia. Myślała o wstąpieniu do klasztoru. Kilkakrotnie też ubiegała się o przyjęcie do zakonów kontemplacyjnych (karmelitanek bosych, wizytek i norbertanek), lecz z powodu braku miejsc odmawiano jej. W kwietniu 1925 r. podjęła pracę salowej w Szpitalu św. Łazarza na oddziale chirurgii, a w czerwcu została przeniesiona na oddział chorób skórnowenerycznych, gdzie zajmowała się, już jako pielęgniarka, przede wszystkim prostytutkami. Pisze, że modląc się, usłyszała wówczas głos: Moje drogie dziecko, Ja chcę Cię mieć w szpitalu. Szpital jest twoim miejscem. Dla ciebie nie ma innej drogi, tu masz pozostać. W szpitalu jest miejsce dla ciebie z Mojej Woli ci przeznaczone.

Celakówna, w swojej rodzinie przywykła do wielkiej dyscypliny słowa i pobożności, tu przeraziła się ordynarnych, wyuzdanych słów kobiet lekkich obyczajów i chciała opuścić szpital. Praca w otoczeniu ludzi takiego pokroju była bowiem bardzo ciężka. Codziennie miała pod opieką około siedemdziesięciu takich chorych.

Chciała do klasztoru, ale Bóg nie chciał

Za radą spowiednika, księdza Jana Kantego Tobiasiewicza, 5 grudnia 1927 r. Celakówna wstąpiła do klasztoru Sióstr Klarysek przy ul. Grodzkiej 54 w Krakowie. Twierdzi, iż z chwilą, gdy przekraczała próg klauzury, wewnętrzny głos oznajmił jej: Tu nie twoje miejsce. Wola Boża jest inna względem ciebie. Mimo tego ostrzeżenia z całym zapałem starała się uczestniczyć w życiu zakonnym. Ówczesna matka przełożona, Antonina Januszewska, tak pisze o byłej podopiecznej: „Pozwolę sobie powiedzieć z całą pewnością, że Rozalia była duszą mistyczną i jej miłość do Boga już wówczas musiała osiągnąć stopień wysoki”.

Niespodziewanie jednak Celakówna podupadła na zdrowiu. Wynik badania lekarskiego przesądził o jej losie. Uznano, iż kondycja fizyczna nie pozwala jej na znoszenie trudów życia zakonnego, toteż 1 marca 1928 r. musiała opuścić mury klasztorne. O pobycie u sióstr klarysek pisze: Były tam osoby takie, które się lękały, bym przypadkowo ja w tym klasztorze nie pozostała. Obciążano mnie nadmierną pracą, próbując w ten sposób moje siły. Z pewnym wstrętem patrzono na mnie, że pracowałam w szpitalu, że nie przyszłam wprost z domu. Powiedziała mi pewna Siostra, że to jest ujmą dla Zakonu.

Na jej dyżurze nikt nie umarł bez sakramentów

Po opuszczeniu klasztoru spowiednik nakazał Celakównie powrót do Szpitala św. Łazarza. Tak też uczyniła. Początkowo pracowała w izbie przyjęć, następnie została zatrudniona w Klinice Okulistycznej. W tamtych czasach były to bardzo wysokie stanowiska. We wrześniu 1929 roku wbrew ludzkiej logice, gdyż w poprzednich miejscach pracy miała wyższą pensję i lepsze warunki – wróciła na oddział chorych wenerycznie. Twierdziła, że powodem takiej decyzji był wewnętrzny głos Chrystusa, który usłyszała: Masz pracować na tym miejscu, by mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać moje boskie Serce. Ja cię tu chcę mieć. Została na tym oddziale, choć zabiegano o nią w wielu lepszych miejscach, ponieważ szybko odkryto, że jest nadzwyczaj rzetelną pielęgniarką, „pielęgniarką nie tylko ciała, ale przede wszystkim duszy”. W styczniu 1933 r. ukończyła kurs teorii pielęgniarstwa, a w maju uzyskała dyplom kwalifikowanej pielęgniarki.

Jako pielęgniarka wykonywała pracę sumiennie i z wielkim oddaniem dla chorych, przez co zyskała sobie ich zaufanie i szacunek. Również wśród lekarzy cieszyła się wielkim poważaniem. Prostytutki nazywały ją „naszą kochaną Rózią” lub „naszą matką”. Razem z nią modliły się, odmawiały różaniec, śpiewały. W ciągu 20 lat jej praktyki w szpitalu na jej dyżurze ani jedna osoba nie zmarła bez sakramentu pokuty. Celakówna ponadto uchodziła za osobę nadzwyczaj skromną, zdolną do ustępstw, spokojnie przyjmującą upokorzenia. Pracowała często ponad własne siły, zastępując koleżanki i biorąc na siebie większość nocnych dyżurów.

Miała wielu wrogów, choć wszystkim czyniła dobro

Cicha, pokorna i uczynna, wielu osobom służyła pomocą, a ubogim dawała jałmużnę, sama żyjąc w ubóstwie. Mimo to miała wielu wrogów, była upokarzana, a nawet prześladowana. Grupa zdewociałych kobiet, zazdrosnych o względy spowiednika, namówiła niejaką Julię, o której ks. Dobrzycki wydał świadectwo, iż jest opętaną przez złego ducha, by ta biła publicznie Celakównę i obrzucała różnymi oszczerstwami. Te przykre doświadczenia trwały kilkanaście miesięcy. Również wśród sióstr szarytek, z którymi mistyczka pracowała na oddziale, nie znalazła zrozumienia. Niektóre z nich, nie potrafiąc pogodzić się z tym, iż świecka pielęgniarka cieszy się większym zaufaniem wśród chorych i przełożonych, nie szczędziły jej potwarzy, nakazywały spełniać najniższe posługi, jak sprzątanie ubikacji, zamiatanie korytarzy itp. Liczne obowiązki w pracy i poza nią nadwerężały zdrowie Celakówny. Sił do wymagającej służby szukała w codziennym przeżywaniu Mszy świętej i przyjmowaniu Komunii świętej, w adoracji Najświętszego Sakramentu i refleksji nad Męką Pańską.

Wizjonerka wysoko ceniła sobie wartość stałego kierownictwa duchowego. Spowiadała się od 1928 r. u o. Henryka Jakubca OP, a następnie od 1930 r. u o. Władysława Całki CSsR. Ostatnim spowiednikiem mistyczki, od 1937 do 1944 r., był ks. Kazimierz Dobrzycki OSPPE. Takie oto daje świadectwo o swojej penitentce: „Po nieco bliższym zbadaniu wewnętrznego i zewnętrznego życia Rozalii przyszedłem do pełnego przeświadczenia, że jest to wybrane od młodocianych lat Dziecko Boże, dusza mistyczna obdarzona niezwykłymi Łaskami Serca Jezusowego i Jego Matki Niepokalanej oraz wyróżniona nadzwyczajną głębią życia wewnętrznego. Czytając jej notatki coraz większego nabierałem przekonania, że Rozalia zapewne jest przyszłą świętą. Jej życie wewnętrzne jest naprawdę bogate w treść, a ze względu na objawienia nadzwyczaj doniosłe.”

Również i ów ojciec, z którym wiązała Celakównę szczególna więź duchowa, nakazał jej, o czym już była mowa, spisywanie notatek z przeżyć wewnętrznych. Ze względu na wagę niektórych treści, mających charakter przesłania do społeczeństwa, kapłan nalegał, aby redagowała dodatkowe wyjaśnienia. Pisanie jednak wydawało się jej szczególną udręką – nie chciała żadnego rozgłosu, więc część zwróconych jej zapisków spaliła.

Intronizacja Najświętszego Serca Pana Jezusa

Wśród opisanych przez mistyczkę widzeń istotne miejsce zajmują przynaglenia do przeprowadzenia w Polsce i na całym świecie intronizacji. Celakówna twierdziła, iż także wydarzenia dotyczące drugiej wojny światowej znalazły odzwierciedlenie w udzielanych jej natchnieniach. Od 1937 r. relacjonuje wizje, w których pojawiają się przestrogi przed nadejściem wojny. Tu należałoby wyakcentować niezwykłą pokorę mistyczki, która, mając świadomość wielkiej wagi objawień jej udzielonych, nie podejmowała sama żadnych gwałtownych działań, lecz wszystkie treści przekazywała jedynie ks. Dobrzyckiemu. Spowiednik, który uznał za prawdziwe to, o czym mówiła mu penitentka, poinformował o potrzebie intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa przez Polaków swojego przełożonego, generała Paulinów, o. Piusa Przeździeckiego. On z kolei doniósł o tym ks. prymasowi Polski, Augustowi Hlondowi. Ten, dla upewnienia się o wiarygodności objawień Celakówny, zalecił poddanie jej badaniu lekarskiemu. Doktor Józef Horodeński, neurolog, który został wyznaczony do przebadania wizjonerki, stwierdził, że mistyczka nie wykazuje odchyleń od normy pod względem cielesnym. „Psychicznie jest sprawna i dobrze zorientowana, kontakt dobry. Zaburzeń w zakresie sfery uczuciowej nie stwierdziłem” – napisał. W świadectwie tym dr Horodeński wspomniał również o jej widzeniach, co do których wypowiedzieć się nie mógł, ale nie czyniły one jego zdaniem wrażenia chorobliwych.

Choć trwała wojna, na jej pogrzeb przyszły tłumy

Tymczasem w ostatnich latach swojego życia Celakówna twierdziła, iż czuła się przynaglana, by czynić wszystko dla przyspieszenia aktu intronizacji. W tym celu poprosiła ks. Dobrzyckiego o napisanie dodatkowego pisma do ks. kardynała prymasa Hlonda i wysłania go specjalnym posłańcem. Ten nie dotarł jednak do adresata z powodu najazdu wojsk hitlerowskich na Polskę. Wojska niemieckie zajęły również Kraków i wkroczyły do Szpitala św. Łazarza. Gestapo aresztowało jej przewodnika duchowego i zesłało go do obozu koncentracyjnego w Nordhausen. Celakówna obawiała się, że czeka go tam rychła śmierć – tym samym pogrzebana zostałaby nadzieja przekazania Kościołowi idei polskiego udziału w duchowym odrodzeniu świata poprzez intronizację. Mistyczka bowiem informowała o. Dobrzyckiego o wszystkich wskazaniach, które jak pisze, otrzymała od Chrystusa, dotyczących dzieła intronizacji. Kapłan ów jednak ocalał i wrócił do kraju, już po śmierci swojej penitentki, by kontynuować jej misję.

Ascetyczny tryb życia, rozliczne cierpienia fizyczne i moralne oraz nadmierna praca wpłynęły na zdrowie Celakówny do tego stopnia, że choroba, która opanowała organizm młodej jeszcze kobiety, szybko złamała jej siły żywotne. 7 września 1944 r. lekarz stwierdził u niej anginę Plauta i Vincenta. Osłabiona, udała się mimo to do pracy, ale szybko z wysoką gorączką wróciła do domu. Wezwany lekarz nakazał odwiezienie jej natychmiast do szpitala. Tak też uczyniono. 12 września konająca już Celakówna poprosiła o wizytę kapłana. Po spowiedzi, przyjęciu wiatyku i namaszczenia chorych, 13 września o godzinie drugiej nad ranem spokojnie umarła. Pogrzeb odbył się 15 września na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Pomimo trwania wojny uczestniczyło w nim mnóstwo osób – duchownych i świeckich.

Życiorys Rozalii Celakówny został opracowany na podstawie książki "Rozalia Celakówna. Pisma" wydanej przez Wydawnictwo WAM

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kim była Rozalia Celakówna?
Komentarze (1)
MZ
~Marta Z.
10 kwietnia 2022, 06:35
Bogu dziękuję za Rozalię.... Jest przykładem dla osób żyjących w świecie, ale pragnących stale Boga.... Szkoda, że tak mało się o niej mówi.... Dziękuję, że umieszczono na tym portalu artykuły o niej.