Jak opanować uparte dziecko

(fot. horrigans / flickr.com)
Ewa Rozkrut

Jeszcze zanim dziecko przyjdzie na świat, rodzice snują plany, co do mającej nadejść lada dzień wspólnej przyszłości. Zazwyczaj widzą siebie z niewyczerpanymi pokładami cierpliwości, opanowania i mądrości życiowej, którą przekażą potomkowi bez popełniania błędów swoich rodziców. A dzieci na pewno to docenią i odwzajemnią, choć właściwie nie wiadomo, w jaki sposób, ale na pewno będzie to coś nadzwyczajnego, eh…

Nie będę i nie chcę

Ale trzeba jednak powrócić do rzeczywistości, pięknej, urozmaiconej, niełatwej, zmuszającej nas, rodziców do pracy nad sobą, by móc wprowadzić w życie wcześniejsze zamierzenia. Dziecko nie jest z plasteliny, którą można modelować według uznania. To samodzielna istota, która chodzi drogą wybraną przez siebie. Niektóre atrybuty tej niezależności mogą sprawiać opiekunom problemy. Chcę zwrócić uwagę na cechę, która potrafi doprowadzić niemal każdego dorosłego do szewskiej pasji, a mianowicie na dziecięcy upór. Nasila się on w niektórych okresach, u małych dzieci około trzeciego roku życia oraz u nastolatków. I właściwie, gdyby w tym czasie nasze pociechy jej nie manifestowały, to należałoby zacząć się martwić. Dodam jako mama wielu nastolatków, że kształt i jakość późniejszych relacji między dziećmi i rodzicami zależy od wcześniejszych więzi między nimi.

Wielokrotnie napotyka się na protesty małych dzieci przed snem; albo w sklepie. Kładą się na ziemi, wierzgają nogami, krzyczą, bo nie dostały ulubionej czekoladki. Innym razem demonstrują niechęć do lekcji wychowania fizycznego, gdy tato jest zapalonym maratończykiem. W każdej rodzinie można wyliczyć dużo podobnych przykładów uporu dzieci. Jeśli dziecko jest mniejsze, to niejednokrotnie wzmacnia opór krzykiem, gryzieniem, kopaniem, pustoszeniem otoczenia, a czasem, gdy się rozkręci, to taka sesja trwa naprawdę długo.

DEON.PL POLECA

Jak opanować tornado?

Oto kilka sprawdzonych pomysłów na to, jak poradzić sobie z narastającą nieustępliwością dzieci.

Na początku radzę pogodzić się z takimi reakcjami naszej pociechy, a także nie przejmować się opiniami przypadkowych widzów. Ich zdanie nie powinno wpływać na naszą reakcję. Z reguły bardziej to przeszkadza niż pomaga. Nie trzeba się też wstydzić za dziecko ani za siebie, kiedy nie udaje się błyskawicznie zapanować nad małym demonstrantem. Zdecydowanie ważniejsze jest poznanie i zrozumienie przyczyny zachowania.

Nie polecam pośpiechu. Lepiej uspokoić się (niektórzy liczą do dziesięciu, lecz na mnie ta metoda nie działa), trochę odczekać, a później spokojnym tonem wyciszyć akcję. Z pewnością nie jest to dobry moment na wymierzanie kary, dyskusje albo kłótnie. Ale właśnie na uspokojenie. Mimo iż tego typu reakcja nie wymaga nakładów energii, to jednak z doświadczenia wiem, że to niełatwa sprawa. Nasz obecny wiek charakteryzuje się pośpiechem, dążeniem do awansu zawodowego i rozwoju osobistego, prędkością w przekazywaniu informacji. Wszystko jest blisko, w zasięgu ręki. A tu, niestety, trzeba czekać, słuchać i trwać. Dzieci, gdy odkrywają swoją niezależność i odrębność od rodziców, manifestują to niemal na każdym kroku. Chcą oswoić się z nią, więc próbują, jak to działa. To, czy wzajemne stosunki zamienią się w wojnę albo we wspólne odkrywanie świata, dzielenie się spostrzeżeniami i wrażeniami, zależy od reakcji otoczenia. A więc wybór należy do nas, rodziców.

Nie należy też się czuć się winnym za upór dziecka. W ten sposób rozjaśni się nasz umysł, wolny od tego przykrego uczucia, by skutecznie i odpowiednio reagować. Trzeba być elastycznym, wprowadzać zmiany, ułatwić rozwiązywanie problemów, pomagać je nazwać. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, jakie to trudne. Oto kolejny przykład z życia:

Dziecko w autobusie zaczyna krzyczeć, gdy mama prosi, by ustąpiło miejsce starszej pani. Ono głośno sprzeciwia się temu pomysłowi i patrzy w okno. Wśród pasażerów słychać ciche, lecz kąśliwe komentarze. Więc mama próbuje siłą przesunąć pociechę albo zabrać na swoje kolana, niestety bez rezultatu. W końcu albo kapituluje i sama ustępuje miejsca, albo wysiada z wrzeszczącym dzieckiem na najbliższym przystanku, albo demonstracyjnie i siłowo zabiera je z siedzenia.

Rozmowa ponad wszystko

Cała sytuacja jest nieprzyjemna, bolesna i nie przynosi pożądanych efektów. Zdecydowanie lepiej jest przewidzieć takie momenty i rozmawiać o nich wcześniej, zaplanować z dzieckiem, że jak zajdzie potrzeba, to ustępujemy miejsca, bo ktoś może nie mieć siły, aby stać. Można próbować żartem namówić dziecko do zmiany decyzji. Zauważyłam, że poczucie humoru jest najlepszym kołem ratunkowym. No i oczywiście warto zapytać, dlaczego moje dziecko nie chce ustąpić?

Nawiasem mówiąc, zachęcam do rozmów na wszystkie tematy, przy rożnych okazjach. Poznawajmy siebie nawzajem, słuchajmy, co dzieci mają nam do powiedzenia. To może się okazać naprawdę fascynujące, w jaki sposób dzieci widzą świat. Zbliżymy się do siebie, lepiej się zrozumiemy.

Stanowczo odradzam jednak siłowe rozwiązania i przełamywanie oporu agresją. Przecież wówczas takie metody niczym nie różnią się od dziecięcego tupania nogami w sklepie. Dziecko naśladuje reakcje rodziców, więc gdy jest poddawane takim rozwiązaniom, to po prostu utrwala w sobie złe nawyki.

Dobrze jest, gdy dziecko ma na coś wpływ. Dlatego przy małym uparciuchu nie pytamy, czy wyjdzie z nami na spacer, albo do kościoła. Zamiast tego dajmy mu wybór drogi, którą pójdziemy. Nie pytajmy, co dziecko ma ochotę zjeść na kolację. Zamiast tego zapytajmy, czy woli kanapkę z szynką czy serem.

Nie przeciążać

Bardzo ważne jest (o czym mówił Pan Jezus, krytykując faryzeuszów i uczonych w Piśmie), by nie nakładać zbyt wielkich ciężarów i nie oczekiwać wysiłku ponad możliwości dziecka. Niejednokrotnie widziałam, jak rodzice czynnie uczestniczący w życiu Kościoła dostosowują do własnej aktywności zajęcia dzieci, zabierając je na różnego rodzaju spotkania czy na nabożeństwa. Organizm dziecka jest delikatny i wymaga odpowiedniej dozy odpoczynku, zainteresowania, przebywania na słońcu, jednym słowem harmonii. Każda przeciwwaga jest niebezpieczna i w konsekwencji może zaowocować buntem w późniejszym okresie, gdy już będzie samodzielnie stanowić o sobie wobec Kościoła. To samo dotyczy różnego rodzaju wysiłku ponad miarę. Choćby zapisywanie na zbyt wiele zajęć po lekcjach: basen, balet, piłka lub sporty walki, nauka gry na instrumencie, może teatr, a do tego jeszcze nauka w szkole i mnóstwo czasu przy komputerze lub przed telewizorem. Musi być czas na odpoczynek, wyciszenie; tak jak serce ma skurcz i rozkurcz, tak samo człowiek, szczególnie młody, musi mieć trochę wytchnienia.

Zdecydowanie z ust rodziców nie powinny padać obraźliwe i ośmieszające dzieci zdania, wyzwiska czy też porównania do innych typu: "U Tomka w pokoju jest zawsze czysto, a z ciebie taki bałaganiarz", "Ojej, dziś umyłaś naczynia. To prawdziwe święto, księżniczka pomogła mamie w kuchni!" A najbardziej karygodne jest wygłaszanie takich kwestii wobec szerszej publiczności. Naprawdę trudno później odzyskać zaufanie dziecka. Lepiej więc pochwalić i starać się zamieniać upór w nieustępliwość podczas dochodzenia do celu, przełamywania trudności, rozwiązywania problemów.

Jestem mamą sześciorga dzieci i cieszę się, że miałam możliwość towarzyszenia im na ich drodze wzrastania. Z upływem lat coraz bardziej to doceniam. Wiem, że niezwykle przydaje się dystans do siebie, wolność i duża doza poczucia humoru, szczególnie gdy dzieci wchodzą w okres dojrzewania.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak opanować uparte dziecko
Komentarze (9)
RK
Robert Kowalczyk
24 października 2012, 09:01
Ja NIGDY nie karałem dziecka, które nie wiedzialo, że zrobiło coś złego. (...) Myślę, że jeśli jacyś rodzice zdecydują, że w wychowywaniu dzieci będą stosowac kary fizyczne, to że to jest podstawowa zasada której się trzeba trzymać ;)
jazmig jazmig
23 października 2012, 19:33
młoda: do Jazmiga - jeśli nie umiesz dogadac sie z dzieckiem, wytlumaczyc mu zasady, co mozna a czego nie to radzisz sobie klapsem.  Ja NIGDY nie karałem dziecka, które nie wiedzialo, że zrobiło coś złego. Ponadto klaps to była kara najwyższa, a nie coś stosowane często. Była to kara, kiedy inne metody zawodziły, dlatego była niezwykle rzadka, ale zdarzała się. Życzę tobie, żebyś ty umiała wychować swoje potomstwo na dobrych ludzi dowolną metodą. Byle byli to porządni, dobrzy ludzie. Natomiast namawiam, abyś nie pouczała innych, bo sama niewiele wiesz.
jazmig jazmig
23 października 2012, 19:29
babcia Danusia:do Jazmiga - Wiem, że to niemożliwe, jednak ja dałabym Tobie klapsa.  No widzisz babciu, sama przyznajesz mi rację. Ja też jestem dziadkiem, ale nie mieszam się moim dzieciom w ich sposób wychowywania moich wnucząt, jednakże nie ma z nimi problemów, więc jakoś sobie radzę, czego i tobie serdecznie życzę. Ważne, żeby nasze dzieci wyrosły na dobrych ludzi.
I
I3Z3I
23 października 2012, 17:28
A co w tym złego, jeśli tekst jest dobry i dotyczy tematyki poruszanej w artykule?
W
Weronika
23 października 2012, 14:44
Cały tekst tu: <a href="http://wlasnezdanie.nowyekran.pl/post/77636,o-wychowywaniu-dzieci">wlasnezdanie.nowyekran.pl/post/77636,o-wychowywaniu-dzieci</a> reklamujesz swoje teksty? to trochę nie na miejscu... .
M
mloda
23 października 2012, 14:40
do Jazmiga - jeśli nie umiesz dogadac sie z dzieckiem, wytlumaczyc mu zasady, co mozna a czego nie to radzisz sobie klapsem. Jednak radze sie zastanowic nad swoim zachowaniem...
BD
babcia Danusia
23 października 2012, 13:55
do Jazmiga - Wiem, że to niemożliwe, jednak ja dałabym Tobie klapsa. Nie jestem expertem w wychowywaniu dzieci. Jestem babcią już i wcale nie jest pobłażliwa. Dzieci w zasadzie zrobią wszystko o co je poproszę. Mam z nimi świetny kontakt, a przebywanie z nimi to dla mnie i dla nich radość. W młodości nie ustrzegłam się kilku klapsów i za każdym razem przekonywałam się - klapsy to moja porażka wychowawcza. Trudno jest czasem tylko z dzieckiem nieco rozpuszczonym w wieku 2 - 3 lat. Wtedy dziecko jest szczególnie mniej nastawione na współpracę. Potem - o ile było się konsekwentnym i zaangażowanym w ciekawym wypełnieniu czasu dzieciom - nie ma już większych problemów. Wszystko wymaga cierpliwości, spokoju i zaufania. Dobrego dnia !
jazmig jazmig
23 października 2012, 11:25
 Każde dziecko jest inne, dzieci autorki, ile by ich nie miała, nie są takie jak inne dzieci. Na histerię najlepszy jest porządny klaps, najlepiej kapciem, bo w nerwach można krawędzią dłoni uderzyć w narki i je uszkodzić, a kapeć ma dużą powierzchnię i z pewnością dziecku krzywdy nie zrobi. Za tego rodzaju występ na ulicy lub w sklepie, podobna kara w domu, solidny klaps pupę powinien uspokoić małego ancymonka na dłużej. Ja nie musiałem dawać klapsom moim dzieciom, gdy skończyły 6 lat. Rzadkie klapsy, wymierzane jako kara najwyższa, ale nieuchronna, wystarczyły, aby do całkowitego usamodzielnienia się moich dzieci nie była potrzebna kara fizyczna - wystarczał podniesiony głos. Zgadzam się natomiast, że z dzieckiem trzeba rozmwiać, wysłuchiwać jego racji, wykazywać swoje i starać się dojść do porozumienia. Ale w pewnym momencie kończy się dyskusja i dziecko ma wykonać to, co z niej wynikło. Nigdy nie żałować dziecku okazywania miłości, radości z jego osiągnięć, wyrozumiałości w niepowodzeniach i niesmaku, kiedy zrobi coś złego. Dziecko musi wiedzieć, co mu wolno, a czego nie. 
RK
Robert Kowalczyk
23 października 2012, 08:45
Prz 22:15 "Glupstwo przywiazane jest do serca mlodego; ale rozga karnosci oddali je od niego." Jedna chwile, Panie. Ty na pewno nie masz na mysli, bym uzywal rozgi, kija na swoje dziecko. (Moja pierwsza mysla jest: "Czy ja mam byc dla niego policjantem, by za pomoca palki trzymac go w szeregu? Nazbyt je kocham, aby je krzywdzic.") "Kto zawsciaga rozgi swej ma w nienawisci syna swego; ale kto go miluje, w czas go karze" (Prz 13:24). Ja ciagle sie sprzeczam, "Ale musi byc inny sposob dyscypliny. Rozga moga byc slowa... lajanie, nagana." "Nie odejmuj od mlodego karnosci; bo jesli go ubijesz rozga, nie umrze. Ty go bij rozga, a dusze jego z piekla wyrwiesz." (Prz 23:13,14). "Ale ja chce pozwolic mu wzrastac swobodnie, bez zakazow." "Rozga i karnosc madrosc daje, ale dziecie swawolne zawstydza matke swoja." (Prz 29:15). Kusi mnie, by powiedziec, "Jestem pewien, ze te male nieposluszenstwa nie sa taka powazna sprawa. On jest taki mlody. Poczekam az bedzie starszy, wowczas bede mogl go przekonac, a on moze wiecej zrozumie." "Karz syna swego, poki o nim nadzieja, a zabiegajac zsinieniu jego niech mu nie folguje dusza twoja." (Prz 19:18). (Obawiam sie jednak, ze im wiecej wprowadze dyscypliny tym bardziej bedzie sie buntowal). "Karz syna twego, a sprawic odpocznienie, i sposobi rozkosz duszy twojej." (PRZYP 29:17). Musze zapytac sam siebie... czy wierze, ze Bog ma dokladnie na mysli to, co mowi w tych wersetach? To, ze jezeli kocham swoje dzieci i chce byc posluszny Bogu, jezeli chodzi o ich wychowanie, musze wziac kijek i fizycznie je ukarac, gdy beda nieposluszne? Wierze, ze On ma wlasnie to na mysli. Wierze rowniez, ze jezeli w wierze, bede posluszny Jego Slowu, On wypelni kazda obietnice, ktora dal, odnosnie wychowywania dzieci. Moje posluszenstwo w stosunku do Boga w trenowaniu moich dzieci wymaga, bym widzial, ze moje dziecko jest mi posluszne za kazdym razem, kiedy kaze mu cos zrobic.