Jak opanować uparte dziecko
Jeszcze zanim dziecko przyjdzie na świat, rodzice snują plany, co do mającej nadejść lada dzień wspólnej przyszłości. Zazwyczaj widzą siebie z niewyczerpanymi pokładami cierpliwości, opanowania i mądrości życiowej, którą przekażą potomkowi bez popełniania błędów swoich rodziców. A dzieci na pewno to docenią i odwzajemnią, choć właściwie nie wiadomo, w jaki sposób, ale na pewno będzie to coś nadzwyczajnego, eh…
Nie będę i nie chcę
Ale trzeba jednak powrócić do rzeczywistości, pięknej, urozmaiconej, niełatwej, zmuszającej nas, rodziców do pracy nad sobą, by móc wprowadzić w życie wcześniejsze zamierzenia. Dziecko nie jest z plasteliny, którą można modelować według uznania. To samodzielna istota, która chodzi drogą wybraną przez siebie. Niektóre atrybuty tej niezależności mogą sprawiać opiekunom problemy. Chcę zwrócić uwagę na cechę, która potrafi doprowadzić niemal każdego dorosłego do szewskiej pasji, a mianowicie na dziecięcy upór. Nasila się on w niektórych okresach, u małych dzieci około trzeciego roku życia oraz u nastolatków. I właściwie, gdyby w tym czasie nasze pociechy jej nie manifestowały, to należałoby zacząć się martwić. Dodam jako mama wielu nastolatków, że kształt i jakość późniejszych relacji między dziećmi i rodzicami zależy od wcześniejszych więzi między nimi.
Wielokrotnie napotyka się na protesty małych dzieci przed snem; albo w sklepie. Kładą się na ziemi, wierzgają nogami, krzyczą, bo nie dostały ulubionej czekoladki. Innym razem demonstrują niechęć do lekcji wychowania fizycznego, gdy tato jest zapalonym maratończykiem. W każdej rodzinie można wyliczyć dużo podobnych przykładów uporu dzieci. Jeśli dziecko jest mniejsze, to niejednokrotnie wzmacnia opór krzykiem, gryzieniem, kopaniem, pustoszeniem otoczenia, a czasem, gdy się rozkręci, to taka sesja trwa naprawdę długo.
Jak opanować tornado?
Oto kilka sprawdzonych pomysłów na to, jak poradzić sobie z narastającą nieustępliwością dzieci.
Na początku radzę pogodzić się z takimi reakcjami naszej pociechy, a także nie przejmować się opiniami przypadkowych widzów. Ich zdanie nie powinno wpływać na naszą reakcję. Z reguły bardziej to przeszkadza niż pomaga. Nie trzeba się też wstydzić za dziecko ani za siebie, kiedy nie udaje się błyskawicznie zapanować nad małym demonstrantem. Zdecydowanie ważniejsze jest poznanie i zrozumienie przyczyny zachowania.
Nie polecam pośpiechu. Lepiej uspokoić się (niektórzy liczą do dziesięciu, lecz na mnie ta metoda nie działa), trochę odczekać, a później spokojnym tonem wyciszyć akcję. Z pewnością nie jest to dobry moment na wymierzanie kary, dyskusje albo kłótnie. Ale właśnie na uspokojenie. Mimo iż tego typu reakcja nie wymaga nakładów energii, to jednak z doświadczenia wiem, że to niełatwa sprawa. Nasz obecny wiek charakteryzuje się pośpiechem, dążeniem do awansu zawodowego i rozwoju osobistego, prędkością w przekazywaniu informacji. Wszystko jest blisko, w zasięgu ręki. A tu, niestety, trzeba czekać, słuchać i trwać. Dzieci, gdy odkrywają swoją niezależność i odrębność od rodziców, manifestują to niemal na każdym kroku. Chcą oswoić się z nią, więc próbują, jak to działa. To, czy wzajemne stosunki zamienią się w wojnę albo we wspólne odkrywanie świata, dzielenie się spostrzeżeniami i wrażeniami, zależy od reakcji otoczenia. A więc wybór należy do nas, rodziców.
Nie należy też się czuć się winnym za upór dziecka. W ten sposób rozjaśni się nasz umysł, wolny od tego przykrego uczucia, by skutecznie i odpowiednio reagować. Trzeba być elastycznym, wprowadzać zmiany, ułatwić rozwiązywanie problemów, pomagać je nazwać. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, jakie to trudne. Oto kolejny przykład z życia:
Dziecko w autobusie zaczyna krzyczeć, gdy mama prosi, by ustąpiło miejsce starszej pani. Ono głośno sprzeciwia się temu pomysłowi i patrzy w okno. Wśród pasażerów słychać ciche, lecz kąśliwe komentarze. Więc mama próbuje siłą przesunąć pociechę albo zabrać na swoje kolana, niestety bez rezultatu. W końcu albo kapituluje i sama ustępuje miejsca, albo wysiada z wrzeszczącym dzieckiem na najbliższym przystanku, albo demonstracyjnie i siłowo zabiera je z siedzenia.
Rozmowa ponad wszystko
Cała sytuacja jest nieprzyjemna, bolesna i nie przynosi pożądanych efektów. Zdecydowanie lepiej jest przewidzieć takie momenty i rozmawiać o nich wcześniej, zaplanować z dzieckiem, że jak zajdzie potrzeba, to ustępujemy miejsca, bo ktoś może nie mieć siły, aby stać. Można próbować żartem namówić dziecko do zmiany decyzji. Zauważyłam, że poczucie humoru jest najlepszym kołem ratunkowym. No i oczywiście warto zapytać, dlaczego moje dziecko nie chce ustąpić?
Nawiasem mówiąc, zachęcam do rozmów na wszystkie tematy, przy rożnych okazjach. Poznawajmy siebie nawzajem, słuchajmy, co dzieci mają nam do powiedzenia. To może się okazać naprawdę fascynujące, w jaki sposób dzieci widzą świat. Zbliżymy się do siebie, lepiej się zrozumiemy.
Stanowczo odradzam jednak siłowe rozwiązania i przełamywanie oporu agresją. Przecież wówczas takie metody niczym nie różnią się od dziecięcego tupania nogami w sklepie. Dziecko naśladuje reakcje rodziców, więc gdy jest poddawane takim rozwiązaniom, to po prostu utrwala w sobie złe nawyki.
Dobrze jest, gdy dziecko ma na coś wpływ. Dlatego przy małym uparciuchu nie pytamy, czy wyjdzie z nami na spacer, albo do kościoła. Zamiast tego dajmy mu wybór drogi, którą pójdziemy. Nie pytajmy, co dziecko ma ochotę zjeść na kolację. Zamiast tego zapytajmy, czy woli kanapkę z szynką czy serem.
Nie przeciążać
Bardzo ważne jest (o czym mówił Pan Jezus, krytykując faryzeuszów i uczonych w Piśmie), by nie nakładać zbyt wielkich ciężarów i nie oczekiwać wysiłku ponad możliwości dziecka. Niejednokrotnie widziałam, jak rodzice czynnie uczestniczący w życiu Kościoła dostosowują do własnej aktywności zajęcia dzieci, zabierając je na różnego rodzaju spotkania czy na nabożeństwa. Organizm dziecka jest delikatny i wymaga odpowiedniej dozy odpoczynku, zainteresowania, przebywania na słońcu, jednym słowem harmonii. Każda przeciwwaga jest niebezpieczna i w konsekwencji może zaowocować buntem w późniejszym okresie, gdy już będzie samodzielnie stanowić o sobie wobec Kościoła. To samo dotyczy różnego rodzaju wysiłku ponad miarę. Choćby zapisywanie na zbyt wiele zajęć po lekcjach: basen, balet, piłka lub sporty walki, nauka gry na instrumencie, może teatr, a do tego jeszcze nauka w szkole i mnóstwo czasu przy komputerze lub przed telewizorem. Musi być czas na odpoczynek, wyciszenie; tak jak serce ma skurcz i rozkurcz, tak samo człowiek, szczególnie młody, musi mieć trochę wytchnienia.
Zdecydowanie z ust rodziców nie powinny padać obraźliwe i ośmieszające dzieci zdania, wyzwiska czy też porównania do innych typu: "U Tomka w pokoju jest zawsze czysto, a z ciebie taki bałaganiarz", "Ojej, dziś umyłaś naczynia. To prawdziwe święto, księżniczka pomogła mamie w kuchni!" A najbardziej karygodne jest wygłaszanie takich kwestii wobec szerszej publiczności. Naprawdę trudno później odzyskać zaufanie dziecka. Lepiej więc pochwalić i starać się zamieniać upór w nieustępliwość podczas dochodzenia do celu, przełamywania trudności, rozwiązywania problemów.
Jestem mamą sześciorga dzieci i cieszę się, że miałam możliwość towarzyszenia im na ich drodze wzrastania. Z upływem lat coraz bardziej to doceniam. Wiem, że niezwykle przydaje się dystans do siebie, wolność i duża doza poczucia humoru, szczególnie gdy dzieci wchodzą w okres dojrzewania.
Skomentuj artykuł