O adopcji, czyli historia pewnego małżeństwa

(fot. IronRodArt - Royce Bair ("Star Shooter") / Foter / CC BY-NC-ND)
GiM

Co może zrobić małżeństwo, które chce mieć dzieci, a są przeszkody naturalne. Odpowiedź wydaje się prosta - powinno skorzystać z in vitro, zwłaszcza że dostępne jest teraz dofinansowanie.

Może zatem kogoś zdziwić fakt, że są małżeństwa, które nie wybierają tej drogi do rodzicielstwa. Nie skusiły ich obietnice lekarza, statystyki, zdjęcia szczęśliwych rodziców z dziećmi wywieszone na ścianach gabinetu lekarskiego.

Ale dlaczego? Czyżby chodziło o pieniądze? A może jakieś problemy natury religijnej? Coś się nie układa w relacji małżeńskiej? Nagle dzieci zaczęły odstraszać? A może wygrał wygodny styl życia?

DEON.PL POLECA

Każde z tych pytań jest przecież zasadne, samo się nasuwa, nie brak tu logiki. A gdyby tak spojrzeć szerzej? Zapomnieć o in vitro, o katolicyzmie, o życiu z przygodami i poszukać innych alternatywnych odpowiedzi. Co znajdziemy? Przynajmniej dwie opcje.

1. W pełni świadome rozeznanie, że jednak nie jesteśmy stworzeni do rodzicielstwa i mamy powołanie do życia we dwoje, a może i dla innych.
2. Adopcja.

Małżeństwa, o których tu mowa, właściwie mogłyby się skusić na pierwszy wariant. Mają już swoje przyzwyczajenia, styl spędzania czasu wolnego, realizują się zawodowo, spełniają w relacjach z bliskimi, udzielają charytatywnie, świetnie się ze sobą dogadują. Można by rzec - czego im więcej potrzeba…

Mimo tego nie wyobrażają sobie życia tylko we dwoje, a dzieci są dla nich nierozerwalnie związane z byciem Rodziną. Naa ich widok serca biją im szybciej. Są otwarci na to, co przed nimi, pamiętają o tym, co było, jak walczyli o siebie nawzajem, więc wiedzą, że razem mogą wszystko. Adopcja pojawia się w ich rozmowach tak naturalnie jak wcześniej ciąża. Staje się ich drogą ku rodzicielstwu.

Nasza droga…

Jesteśmy małżeństwem ponad 9 lat. Przeżyliśmy razem dwie ciąże pozamaciczne, po których okazało się, że nie zajdziemy kolejny raz w ciążę w sposób naturalny. Jajowody były nieodwracalnie uszkodzone. W naszej sytuacji metoda in vitro mogłaby się wydawać idealna. Lekarz prowadzący wspomniał o takiej możliwości i skierował do specjalistycznej kliniki, ale bez namawiania, za co go szanujemy do dziś. Staraliśmy się dowiedzieć o te metodzie jak najwięcej, aby podjąć świadomą decyzję, czy wybieramy tę drogę, czy wchodzimy w temat adopcji. Pozostanie "wolnymi", bez dzieci nie wchodziło w grę. To, że nie zdecydowaliśmy się na in vitro, nie było spowodowane tylko nauczaniem Kościoła katolickiego, ale to temat na inny artykuł.

Nie spieszyliśmy się ze składaniem dokumentów do ośrodka adopcyjnego, najpierw chcieliśmy uporządkować trochę naszą relację po trudnych doświadczeniach przebytych ciąż. Pozwolić, aby każde z nas odnalazło siebie. Ostatecznie złożyliśmy dokumenty w ośrodku adopcyjnym przy ul Rajskiej 10 w Krakowie, ponieważ prowadził kurs adopcyjny na zupełnie innych zasadach, według autorskiego programu. Kurs wydawał się wymagający, bo oprócz spotkań w Krakowie wymagał pięciu kolejnych całoweekendowych wyjazdów na zajęcia do Ośrodka opiekuńczego-wychowawczego w Żmącej.

Niekiedy słyszy się, "po co kursy adopcyjne, jakoś od biologicznych rodziców nie wymaga się papierka". Dla nas kurs od pierwszego weekendu był niezwykle cennym doświadczeniem. Pomimo że wymagał zaangażowania, zwykle w okolicy środka tygodnia już nie mogliśmy się doczekać kolejnego wyjazdu.

Po zakończonym kursie dostaliśmy kwalifikację na rodziców adopcyjnych i rozpoczął się nasz czas oczekiwania. Bardzo cenne są nasze wyjazdy raz w miesiącu do Żmiącej. Pozwalają nam utrzymać kontakt z innymi małżeństwami oczekującymi (w grupie zawsze raźniej), z pracownikami ośrodka i przede wszystkim z dziećmi (jesteśmy wolontariuszami).

Po kilku miesiącach otrzymaliśmy propozycję adopcji rodzeństwa chłopca i dziewczynki (zgłaszaliśmy chęć adopcji rodzeństwa). Zdecydowaliśmy się podjąć próbę spotkania z dziećmi będącymi pod opieką rodziny zastępczej. Doświadczenie w byciu z dziećmi, jakie zdobyliśmy w czasie kursu adopcyjnego, bardzo nam pomogło w tym okresie wzajemnego poznawania się. Niestety, nie udało się nawiązać wzajemnej bliższej relacji i po rozmowach z pracownikami ośrodka zdecydowaliśmy się wycofać i dać dzieciom szansę na znalezienie TYCH wybranych mamy i taty (wiemy, że obecnie mają już swój dom i rodziców).

Bardzo ważne jest dla nas to, że nie zostaliśmy z powodu tej odmowy napiętnowani, a wręcz przeciwnie czujemy wsparcie, aby dobór nowej rodziny dokonał się możliwie najbardziej naturalnie - poprzez jakieś uczucie, które pcha i dzieci, i rodziców sobie w ramiona, a nie dlatego, że tak wypada albo boimy się, iż to będzie już koniec propozycji. Mamy też świadomość, że rodzicielstwo adopcyjne to nie szukanie najlepszego artykułu w szmateksie, tylko długi proces dojrzewania do miłości i otwierania się na siebie i dzieci, proces, w który trzeba zaangażować zarówno serce, jak i rozum. Ale chyba nie inaczej jest w biologicznym rodzicielstwie. Obecnie czekamy na nasze dzieci, ufając, że nasz czas wkrótce nadejdzie.

Na koniec chcemy powiedzieć osobom, które być może wahają się, czy adopcja jest dla nich - spróbujcie wybrać się do ośrodka adopcyjnego, porozmawiajcie z fachowym personelem, być może zdecydujcie się na kurs, który przecież nie zobowiązuje was jeszcze do adopcji, ale pozwala podjąć bardziej świadomą decyzję o swoim rodzicielstwie. Szkoda stać w miejscu i z zazdrością i frustracją patrzeć na kolejne dzieci pojawiające się w rodzinie i wśród znajomych. Wprawdzie adopcja to nie jest prosta droga, ale czy biologiczne rodzicielstwo jest prostsze?

Ktoś może powie, że to naiwne, że mogą przecież mieć dziecko z własnego materiału genetycznego. Przecież mogą próbować, jeśli się nie uda za pierwszym, drugim czy trzecim razem. Oczywiście, trzeba jednak pamiętać, że każdy ma swoją drogę i wybiera to, co dla niego słuszne. To dziecko sprawia, że stajemy się rodzicami, a nie sam fakt urodzenia go. Dziecko to wielki dar, każde, bez wyjątku.

Ośrodek Adopcyjny "Dzieło Pomocy Dzieciom"
ul. Rajska 10, 31-124 Kraków, Filia Żmiąca
oarajskazmiaca@dpd.pl
www.dpd.pl
www.adopcja.dpd.pl

Marek Sowa
Marszałek Województwa Małopolskiego

Dzieło Pomocy Dzieciom

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O adopcji, czyli historia pewnego małżeństwa
Komentarze (1)
S
s.Klara
27 września 2013, 19:26
To piękne co Państwo napisali. U nas w szkole spotykamy dzieci zaadopotowane,jedna rodzina przyjęła trójkę,inna dziewczynkę w wieku 10 lat, a jeszcze inna w wieku 11 lat, ucząc dziecko czytania i pisania,mamy też samotne kobiety ktore zdecydowały się przyjąć dzieci do siebie.Dzieci te są inteligentne i dobrze wychowane,owszem nieraz z trudnosciami  zwłaszcza te,ktore zostały jako starsze przyjęte  ale rodzice wlaczą o nie swoją miłoscią.Ostatnio jedna z tych dziewczynek napisla do mnie, jak bardzo czuje się szczęsliwa i kochana,że na początku wydawalo się jej to snem ,który się za chwile skonczy ale dzś nie umie powiedzieć jak wiele otrzyamała i jak bardzo jest szczęsśiwa,16 lat.