W Poznaniu przyszły na świat pięcioraczki [ZDJĘCIA]
Anastazja, Klara, Laura, Wiktoria i Maksymilian - tak będą miały na imię pięcioraczki, które urodziły się w niedzielę wieczorem w poznańskiej klinice. Najmniejsze z nich urodziło się z wagą 680 gramów.
"Mamy w klinice neonatologicznej Anastazję, Klarę, Laurę, Wiktorię i Maksymiliana. Maksymilian jest najcięższy, miał największą masę urodzeniową. Najmniejsza jest Anastazja ważąca niecałe 700 gramów" – powiedział we wtorek dyrektor Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu dr Maciej Sobkowski.
Dzieci urodziły się w niedzielę wieczorem; w 29. tygodniu ciąży. W poród zaangażowanych było łącznie 30 pracowników szpitala. Cała akcja porodowa przeprowadzona została w ciągu 15 minut; przez cesarskie cięcie - matka dzieci była przytomna podczas operacji. Waga urodzeniowa dzieci wynosiła od 680 do 1180 gramów.
Sobkowski wskazał, że niespełna 30-letnia mama dzieci czuje się dobrze, a urodzone pięcioraczki są w stanie stabilnym. Dodał, że ma ona kontakt z dziećmi, może je odwiedzać. "Matka nie jest jeszcze zaszczepiona, aczkolwiek taka możliwość jest, pani się kwalifikuje do zaszczepienia i niewątpliwie w naszym szpitalu można będzie tę szczepionkę jej podać" – powiedział.
Sobkowski przypomniał, że poprzednie dwa porody pięcioraczków miały miejsce w klinice w 2006 i w 2007 roku. Jak tłumaczył, "jest to bardzo rzadka sytuacja kliniczna; patrząc na statystyki, jest to szansa 1 do 50 mln, że kobieta urodzi pięcioraczki".
Zastępca dyrektora kliniki ds. lecznictwa prof. dr hab. Stefan Sajdak powiedział, że to była pierwsza ciąża kobiety. Mimo, że mieszkanka Gniezna leczyła się wcześniej z powodu niepłodności, to do poczęcia doszło drogą naturalną.
Sajdak wskazał, że kobieta przyjechała do poznańskiej kliniki już w 24. tygodniu ciąży. "Każdy dzień był walką o utrzymanie tej ciąży jak najdłużej; udało się ją przedłużyć o 5 tygodni. W 24. tygodniu nie miałyby te dzieci praktycznie żadnych szans. W tej chwili te szanse są zdecydowanie większe" – powiedział.
Dodał, że w tym przypadku poród naturalny w ogóle nie był brany pod uwagę. "To była ciąża wcześniacza, to jest duże wcześniactwo i urazowość przy tak dużej liczbie dzieci byłaby większa i oczywiście zagrożona cięciem cesarskim; no przecież tam było 20 kończyn w tym brzuchu – to była niesamowita liczba" – powiedział.
"Rozmawiałem z mamą dzieci wielokrotnie, bo codziennie, nawet kilka razy dziennie. Pacjentka bardzo subordynowana, świadoma tego, co ją czekać miało i czekało, także kontakt z nią był bardzo dobry i ona bardzo ładnie współpracowała. A ojca tych dzieci widziałem dwa razy; raz w przebiegu ciąży, a również i w dniu cięcia cesarskiego – umożliwiliśmy mu zobaczenie zaraz po cięciu +wyjeżdżających+ jak pociąg tych noworodków w wózeczkach, i matki też" – dodał.
O tym, kiedy dzieci będą mogły wrócić do domu, zdecydują neonatolodzy. Jak wskazali, "ta cała przygoda dla dzieci dopiero się zaczyna". "Dopiero pierwsza doba się skończyła; nawet trudno prognozować, co będzie za pięć godzin, a co dopiero za tydzień" – powiedziała prof. dr hab. Marta Szymankiewicz-Bręborowicz. Obecnie stan pięcioraczków jest stabilny; niemniej każde z nich wymaga wsparcia oddechu. Ich stan jest cały czas monitorowany.
Skomentuj artykuł