Nie żałuję skoku do wody, złamanego kręgosłupa i 35 lat na wózku
Dzień, w którym skoczyłem do wody, obchodzę jako drugie urodziny. Wiem, że warto wykorzystywać wszelkie możliwości i nie czekać na cudowne uzdrowienie. Oczywiście, cały czas wierzę, że zagram kiedyś w koszykówkę i wstanę na własne nogi, ale nim to się stanie, jak śpiewał Wojciech Młynarski - róbmy swoje.
Z jednej strony 35 lat to niewiele w życiu człowieka, ale z drugiej strony cholernie dużo, zważywszy na fakt, jak wiele w tym czasie można zrobić. Mam wrażenie, że trzydziestopięciolatek to człowiek, który wie, czego chce i co może. Jest także w stanie ocenić własne możliwości i w taki sposób wykorzystać swoje predyspozycje, aby kolejne lata były już umacnianiem tego, w co wcześniej zainwestował.
(fot. A. Świetlik)
Mam na myśli nie tylko kształtowanie charakteru, ale także sferę emocjonalno-duchową. Niemiecki filozof Max Scheler bardzo trafnie tłumaczył, że "pokora otwiera spojrzenie duchowe na wszystkie wartości świata. Ona, która zakłada, że nie ma zasługi, a wszystko jest darem i cudem, powoduje, że człowiek wszystko zdobywa. Pokorny - staje się natychmiast duchowym bogaczem".
Dla mnie te 35 lat ma też inne znaczenie, bo właśnie tyle czasu mija od mojego wypadku, który "posadził" mnie na wózek. Początki nie należały do najłatwiejszych, ale później zacząłem inwestować w edukację, choć także... bałem się poznawania świata, a wszystko to różniło się od czasu, kiedy byłem sprawnym chłopakiem. Przede wszystkim dlatego, że jest to nieustający czas uczenia się pokory. Dostrzegam ją chociażby przez pryzmat wypowiedzianych słów, zwrotów i sformułowań, które towarzyszą mi na co dzień: "przepraszam, proszę, czy mi pomożesz... wstać z łóżka, pojechać na spotkanie, napić się, zjeść kanapkę, przechylić kolana, poprawić rękę, marynarkę, przetrzeć oczy, włączyć komputer...".
Dzień, w którym skoczyłem do wody, obchodzę jako moje drugie urodziny. Nie ukrywam, że po raz drugi zacząłem odnajdywać się jako człowiek. Dziennikarka, która próbowała podsumować ten czas i to wszystko, co się w nim wydarzyło, po raz kolejny utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto było wykorzystywać wszelkie istniejące możliwości w różnych obszarach życia i nie czekać na cudowne uzdrowienie i wstanie z wózka. Pierwotny plan poszukiwania za wszelką cenę "leku" na sprawność na szczęście szybko wyparował z mojej głowy. Oczywiście, cały czas wierzę, że zagram kiedyś w koszykówkę i wstanę na własne nogi, ale nim to się stanie, jak śpiewał Wojciech Młynarski, róbmy swoje.
Gdyby nie ten skok do wody, na pewno nie byłoby prężnie działającej Integracji. Gdyby nie ten skok do wody, nie doznałbym tak wielu niezwykłych chwil szczęścia od najbliższych. Gdyby nie ten skok do wody, nie doświadczyłbym także takiego cierpienia i tyle bólu, dzięki którym stałem się dojrzałym mężczyzną, mężem i szefem skutecznie działającej organizacji. Czy bardzo żałuję tego skoku do wody, złamanego kręgosłupa i spędzenia 35 lat na wózku? Nie żałuję. Wiem, ile wspaniałych doświadczyłem przeżyć, spotkań, wzruszeń... Nie żałuję.
To, gdzie jestem i kim jestem, doskonale oddają słowa św. Jana Pawła II: "Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza modlitwa będzie pokorna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać".
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie niepełnosprawni.pl
Skomentuj artykuł