Kto z was jest szczęśliwy?

(fot. sigkyrre / flickr.com)
ks. Andrzej Zwoliński / slo

Psychologiczne analizy szczęścia nie zawierają wyjaśnienia, czym ono powinno być w swej istocie. Przyjmuje się więc różne i potoczne rozumienie pojęcia, uważając to za dobro metodologiczne, że nikt nie określa, nie narzuca istoty szczęścia, rozprawiając szeroko, jak do niego można dojść.

Doktor Paul Hewitt z British Columbia University i prof. Gordon Flett z Uniwersytetu York w Toronto prowadzili nawet badania, by wykazać, że ludzie dążący do doskonałości nie mogą być szczęśliwi. Uważają, że przymus doskonałości łączy się z większą depresyjnością, z odczuwaniem napięcia i zaburzeniami jedzenia.

Można wnioskować, że szczęście dla nich to brak depresji, napięć i dobry apetyt. Profesor Barry Schwartz ze Swarthmore College we wnioskach swych wieloletnich badań wyselekcjonował dwie kategorie ludzi: maksymalistów — pragną być idealni, dążą do doskonałości; i usatysfakcjonowanych — którzy cieszą się, nie wiadomo z jakiego powodu, dużym stopniem poczucia satysfakcji i szczęścia.

Psychologiczne określenie szczęścia stało się bardzo proste: jest nim "dobrostan psychiczny", który można naukowo mierzyć za pomocą "Skali Satysfakcji z Życia" (ang. Satisfaction with Life Scale). Jedynym kryterium szczęścia jest postrzeganie siebie jako kogoś, kto jest szczęśliwy i posiada satysfakcjonujące życie.

DEON.PL POLECA


Analizy życia szczęśliwego, przeprowadzone przez psychologów i ekonomistów, pozwoliły sformułować sposoby bycia bardziej szczęśliwym, które opublikował "The Wall Street Journal":

  1. Miej czas dla przyjaciół.
  2. Zapomnij o pogoni za podwyżką.
  3. Nie porównuj się z bogatszymi od siebie.
  4. Nie marnuj czasu na dojazd do pracy.
  5. Dziękuj za pozytywy w swoim życiu.
  6. Pozwól sobie na przyjemności podniebienia.
  7. Pielęgnuj kondycję fizyczną.
  8. Zostań wolontariuszem.
  9. Bądź cierpliwy — stajemy się szczęśliwsi wraz z upływem czasu.

Amerykański psycholog Paul Vitz praktykę psychologiczno-społeczną, będącą kultem samego siebie, nazwał selfizmem — od ang. "self" — jaźń, własna osoba — która ma według niego wszystkie znamiona "psychologicznej religii". Dziedzictwo judeo-chrześcijańskiego przykazania miłości ("Kochaj Boga i bliźniego") otrzymało quasi-gnostycką postać formuły: "Poznaj i wyraź siebie". Człowiek ma odnaleźć Boga w sobie, czyli jest panem samego siebie, a jego potrzeby i pragnienia są najważniejszym kryterium dobra. Postawy takie są propagowane w różnych programach psychoedukacyjnych, jak np. w Neurolingwistycznym Programowaniu.

Najbardziej znanym i cenionym psychologiem osobowości w Stanach Zjednoczonych, który reprezentuje kierunek SELF, zwany też teorią cech, jest Gordon Allport (1897—1967). Dokonał on cennych uporządkowań terminów psychologicznych, jak: osobowość, EGO, SELF, postawa, osobowość dojrzała. "Jaźń" — "self" rozumiał jako podmiot poznający. Za kryteria dojrzałej osobowości uznał: poszerzenie własnej osobowości (odczucia własnej jaźni), serdeczny kontakt z innymi ludźmi, dojrzałość emocjonalną, realistyczny stosunek do życia oraz uzdolnienia, obiektywizację samego siebie (wgląd i poczucie humoru), jednoczącą filozofię życia.

Z czasem najważniejszym dogmatem selfizmu stało się dobre samopoczucie, powiązane z dużą dawką "zdrowego egoizmu". Otrzymał on "namaszczenie" psychologów. Podczas treningów selfistycznych należy przyjąć przekaz: "Kocham siebie. Nie jestem zarozumiały. Jestem po prostu dobrym przyjacielem samego siebie, lubię robić wszytko to, co sprawia, że czuję się dobrze". Przeszkodą w tej samoakceptacji jest tradycyjna moralność Zachodu, a więc należy odrzucić m.in. monogamiczne związki z wyspecjalizowanymi rolami mężczyzn i kobiet. Małżeństwo "otwarte", z możliwością uprawiania seksu grupowego (w wersji hetero, jak i homo), "terapeutyczne" rozstawanie się i wymiana partnerów, "wolna miłość", w tym także kazirodztwo — są dobrą propozycją dla "rozwoju samego siebie". Idolem w selfizmie jest "ja", a tym samym nie ma miejsca na cierpienie, krzyż i wyrzeczenia, na oddanie się bliźnim. Cierpienie jest absurdem, zwykle bywa zawinione przez samego człowieka i jest zawsze do uniknięcia przy zastosowaniu odpowiedniej wiedzy.

Bezpośrednim efektem "mody na psychologię" stało się zwielokrotnienie liczby pacjentów gabinetów psychoanalizy. W latach 1946—1956 liczba członków Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego wzrosła o 241 procent. Nastała też moda na obnoszenie się z kompleksami, wertowanie poradników dla rozwiązania własnych problemów, poszukiwanie uznanych i cenionych psychologów — "mistrzów" i "przewodników duchowych".

Efektem było coraz intensywniejsze i rozpaczliwsze nieustanne poszukiwanie "samych siebie", dostosowywanie się do psychologicznych portretów oraz coraz liczniejsze i głębsze nerwice, zagubienie.

Nowa "kultura" została oparta na wyobrażeniach Narcyza i Orfeusza. Twierdzono, że bunt przeciw kulturze "opartej na ciężkim trudzie, panowaniu i wyrzeczeniu" prowadzi do świata wyzwolonego, a "wolność ta wyzwoli moce Erosa", związane obecnie w represjonowanych i spetryfikowanych formach człowieka i przyrody. Moce te nie niosą zniszczenia, lecz pokój, nie grozę, lecz piękno.

Wiele lat później, amerykański myśliciel Dawid Bosworth, w eseju pt. Echo i Narcyz: przeraźliwa logika myśli postmodernistycznej za najlepszy obraz stanu literatury i sztuki przyjął mit o nimfie Echo (ukarana, straciła własny głos i mogła tylko powtarzać za kimś jego słowa) oraz mit o Narcyzie (zakochanym we własnym odbiciu). Kultura Echa i Narcyza przejawia się w wielu zjawiskach, jak np.: w teatrze — szerokie wykorzystanie monologu (monodram, spektakl jednego mężczyzny albo jednej kobiety); w sztukach plastycznych — różne formy ekshibicjonistycznego samoportretowania się; w literaturze — większa popularność autobiografii i pamiętników niż powieści fabularnej; w powieści — częstsza narracja pierwszoosobowa, nieufność wobec narratora wszechwiedzącego; w poezji — wiersze wyraźnie ekshibicjonistyczne; we wszystkich sztukach — występowanie zjawiska, które można nazwać "monadyzmem" (od "monad bez okien" — wg Leibnitza ludzi jako zamkniętych całości), widzenie tylko własnego socjoseksualnego obrazu; w filozofii — popularność skrajnego relatywizmu (na pograniczu solipsyzmu), a więc zaprzeczenie, że może istnieć prawda poza naszymi własnymi myślami.

Naukowa krytyka selfizmu sprowadza się do przypomnienia, że człowiek ma w sobie naturalne zło, a jego agresja często służy celom utrzymania życia społecznego, odstraszania napastników itp. Zasadnicze normy moralne są potrzebne do przetrwania, podobnie jak silne więzy miłości. Stąd rodzi się pytanie o zasadność i celowość "samorealizacji" oraz o sytuację, gdy następuje konflikt między dwoma "samorealizacjami" różnych ludzi.

Na obszarze rodziny selfizm prowadzi do wyobcowania z niej jednostki, a także wyeliminowania obowiązku, cierpliwości i poświęcenia, które są fundamentem rodziny. Wspomnienia z dzieciństwa okazują się fikcją, a rodzice są postrzegani jako źródło kłopotów (kompleks Edypa, toksyczna matka). Brak myślenia o pozytywnym wpływie rodziców, a kształtowanie postawy ofiary, pasywności, użalania się nad sobą. Może to prowadzić do psychicznego maltretowania rodziców. W edukacji następuje konflikt z tradycyjną moralnością religijną. Głoszony relatywizm wartości oraz zachęta aktywnego szukania i samookreślania siebie prowadzi do podważenia sensu edukacji i procesu wychowania.

W myśleniu społecznym selfizm kształtuje społeczeństwo konsumpcyjne, które jest nieodporne na biedę i potrzebę wyrzeczeń, szukające winowajców wokół siebie i oczekujące na zaspokojenie jego potrzeb.

Wobec chrześcijaństwa selfizm jest wrogą ideą, atakującą prawdę o naturze człowieka (grzech pierworodny), dokonującą sprowadzenia zbawienia do samozadowolenia (autosoteriologia), dokonującą destrukcji wszelkiej pracy duchowej i formacyjnej.

Więcej w książce: SZCZĘŚCIE BRUTTO - ks. Andrzej Zwoliński

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kto z was jest szczęśliwy?
Komentarze (14)
E
Elżbieta
16 marca 2016, 14:42
 Nie trzeba odchodzić od KK aby być szczęścliwym, tam nikt nie straszy tam nam pokazują jak popełniemy grzech nie dbając o własne zdrowie , jak zabijamy siebie nie umiejąc kochać siebie. Tam uczą nas, iż należy  kochać siebie by pokochać innych. Ja jestem szczęśliwa nie odchodząc od KK i mocno wierzę, że wręcz KK mi pomaga a nie utrudnia życie. To ja mogę się sama zastraszać gdy tego chcę. Lecz do mnie należy wybór. Więc bądźmy szczęśliwi tam gdzie chcemy być i z kim chcemy być szczęśliwi.
N
Nawrócona
5 stycznia 2015, 17:11
Moje dzieci odeszły od KK i pokazały mi, ze ja mogę zrobić to samo. Nie muszę sie czuć ciagle winna i grzeszna, mogę sie naprawdę czuć szczęśliwa i piękna. Pokazały mi New Age. To było jak znaleźć sie nagle w pelnym słońcu i pokochać siebie i oczywiście wierzyć w Boga. Ale nie w tego okrutnika z Biblii. Chwała im za to.
X
XXX
7 stycznia 2015, 20:35
Chyba bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie ,,znaleźć się przy lampie''. Bo czegoś opartego na ułudzie nie można określić ''pełnym słońcem''.
E
Etyk
5 stycznia 2015, 17:04
W jednym sie ze selfizmem zgadzam: grzech pierworodny to absolutna bzdura.
E
ekhm
16 czerwca 2014, 00:08
Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Mam trochę inną listę 1. Kochać Boga i mieć świadomość Jego miłości. Mieć jak najbliższą relację z Nim i ufać Jemu. 2. Kochać ludzi, choć to trudne. Ale traktować ich jak ukochany dar Boży 3. Dziękować za swoje słabości, dzięki którym rodzi się POKORA 4. W kółko podnosić się z grzechów. I podziwiać to, że mimo ich Bóg nadal tak szalenie mnie kocha. A jeśli się zaufa Bogu (ale tak do końca, na krawędzi) to i z głodu się nie umrze. Potwierdzone życiem wielu ludzi.
PK
Przemysław Kowalik
27 marca 2014, 11:01
Ja nie jestem szczęśliwy..
T
to_mycha
17 czerwca 2014, 17:54
Przemko, to jest nas dwóch. Cóż to jest szczęście? Na codzień spotykam się z potoczną definicją tego stanu, spłyconą i sprowadzoną do pełnego brzucha, metek, siana w portfelu i jak największego lcd na ścianie. Szczęście to chwilowy stan ducha i ciała. Harmonia. Jedność i wolność. Czasami tak czuję. Bardzo lubię szybką jazdę na rowerze. Słucham w czasie jazdy mojej ulubionej "energetycznej" muzyki. Kiedy tak jadę wieczorem i jest już trochę chłodno, rytm muzyki wypełnia moją głowę, puszczam wtedy kierownicę, podnoszę ręce do góry. Wiatr przenika mnie całego jednocześnie zachowując ciepło wewnątrz. W takich chwilach jestem szczęśliwy. Duch i ciało w pędzie w jednym kierunku, razem. W takich chwilach czuję , że jestem wolny. Ku Bogu. Zatrzymuję się , wracam do domu i tęknię za następnym razem. Rozumiecie?
Q
quava
16 października 2013, 20:10
Stałem się szczęśliwy, kiedy przestałem chodzic do spowiedzi i robić sobie wyrzuty z powodu najmniejszego drobiagu oraz zrozumiałam, że Bóg albo nie istnieje, albo jest monstrualną obojetnością przechodzącą w nienawiść. ... No to może spróbuj się najpierw określić... a potem sprawdź, czy Bóg istnieje i KIM jest, bo tak to ci chyba nic nie wyjdzie... :)
A
AJ
5 stycznia 2015, 22:15
guava: Tu nie chodzi o wyrzuty. Bogu nie zalezy na twoich wyrzutach. Chodzi o to by swiadomie, dzien w dzien dozyc do dobra, a spowiedz w tym pomaga, bo jest Sakramentem i dzieki temu mozesz zyc w lasce uswiecajacej. Za kazdym razem jak idziesz do komuni to Chrystus mowi do Ciebie 'Wybaczam Ci i Kocham Cie'. A gdyby Bog nie istnial to juz bys nie oddychal/nie oddychala. Powodzenia! 
PD
pięć dodać trzy
16 października 2013, 17:22
    Zapomnij o pogoni za podwyżką. Najlepiej w ogóle nie zarabiaj i żyj powietrzem aż umrzesz z głodu i na zapalenie płuc.     Nie marnuj czasu na dojazd do pracy. Jasne, jak masz za daleko to nie pracuj w ogóle.     Dziękuj za pozytywy w swoim życiu. Zwłaszcza kiedy ich nie ma.     Pozwól sobie na przyjemności podniebienia. Jak wiadomo pzyjemności podniebienia są wydawane bezpłatnie na ulicy.     Pielęgnuj kondycję fizyczną. Zwłaszcza kiedy nie ma na żywność i na lekarstwa.     Bądź cierpliwy — stajemy się szczęśliwsi wraz z upływem czasu. Stałem się szczęśliwy, kiedy przestałem chodzic do spowiedzi i robić sobie wyrzuty z powodu najmniejszego drobiagu oraz zrozumiałam, że Bóg albo nie istnieje, albo jest monstrualną obojetnością przechodzącą w nienawiść.
8
8jdk
25 marca 2014, 08:30
Widać po tej wypowiedzi pełnię szczęscia, rzeczywiście. Pozytywów nie ma, to nie tak, tamto nie tak... Może jednak idź do tej spowiedzi.
A
aka
16 października 2013, 17:19
oczywiście "najprostsze" ;)
A
aka
16 października 2013, 17:18
@MC - Co zrobić, bo jeśli sie jest przy Jezusie i trwa się w radości po grzechu człowiek czuję się smutny.  Nie rozumiem - po grzechu jesteś radosny/a czy smutny/a? Jeżeli smutny, to jest to objaw jak najbardziej prawidłowy i należy iść do spowiedzi. I nie mów, że to takie banalne rozwiązanie. Najprostrze jest najlepsze. A jak nie popadać w grzech "z ciekawości" - chyba znaleźć kierownika duchowego. Znów będę banalna - najlepiej jezuitę:) 
M
MC
16 października 2013, 15:59
Jak być szczęśliwym, kiedy trwam przy Jezusie i co chwila upadam w grzechu nieczystości, po prostu z ciekawości, a potem to już lawina emocji. Co zrobić, bo jeśli sie jest przy Jezusie i trwa się w radości po grzechu człowiek czuję się smutny.