"Przepraszam cię, ale". W ten sposób lepiej nie przepraszaj

(fot. shutterstock.com)

"Ale mnie sprowokowałaś", "ale inaczej nie umiem". "Ale" zaprzecza temu, co przed nim stoi. Cała skrucha zostaje wykasowana jednym słówkiem. Jak przepraszać, żeby jednak przeprosić?

Dla świętego spokoju. Bo tak wypada. W nerwach. Z poczucia winy. Żeby zachować twarz. Jak przepraszać, żeby (nie) przeprosić? Jak prosić o wybaczenie, żeby go (nie) otrzymać?

Przeprosiny wykrzyczane w złości

DEON.PL POLECA

"Piąty raz mówię «przepraszam», a Ty swoje!" - są chwile, kiedy prawie rzucamy w twarz słowem "przepraszam", wysilamy się pokonując mury złości, a od drugiej strony dostajemy zero zrozumienia. Kiedy słyszymy wyrzut, kiedy ktoś mówi nam, że go skrzywdziliśmy albo zarzuci nam złą wolę - w większości przypadków naszą automatyczną reakcją jest obrona.

A więc tlące się poczucie winy zostaje zagłuszone przez złość i zamiast przepraszania - wybielamy siebie i przerzucamy winę na drugą osobę. Doskonały sposób na kłótnię i kolejne rany. Co w zamian? Wystarczy dać sobie chwilę czasu. Powiedzieć, że odniesienie się do tej sytuacji jest dla nas teraz trudne i wrócimy do tego, kiedy głowa trochę ostygnie.

Przepraszam, ale…

Klasyk wybielania. "Przepraszam, ale… sama mnie sprowokowałaś! Przepraszam, ale… tego wymagała sytuacja". I jeszcze wersja prawie biała jak śnieg: "Przepraszam, ale nie umiem inaczej". W rzeczywistości w piękny sposób przerzucamy odpowiedzialność za nasze zachowanie na drugą osobę lub na coś mniej lub bardziej "niezależnego" od nas, np. geny, temperament, wychowanie, kulturę i inne czynniki.

Słowo "ale" zaprzecza temu, co przed nim stoi. Cała nasza skrucha - nawet jeśli prawdziwa - zostaje wykasowana jednym słówkiem. Co w zamian? Na przykład: "Przepraszam, że zrobiłam to i to. Nie zdawałam sobie sprawy, że to cię zaboli. Chciałabym, żebyś mi wybaczyła".

Musisz mi wybaczyć

Nasze ulubione przymuszanie. Skoro już wspinamy się na wyżyny dyskomfortu, to nie po to, by ktoś nam nie przebaczył. Jeśli zdejmujemy maskę nieomylnych i pokazujemy twarz człowieka, który popełnił błąd, to nie po to, by usłyszeć "może kiedyś ci wybaczę". Po takich przeprosinach czujemy się czasem gorzej, niż przed - czyja to wina? Właściwie to nasza. Celem przeprosin jest wyrażenie skruchy, oczyszczenie atmosfery w relacji, zadośćuczynienie, ale nie zawsze uzyskanie przebaczenia, a przynajmniej nie zawsze od razu.

Warto nie nastawiać się na łzy radości i oczyszczenia oraz rzucenie się sobie w ramiona po geście pojednania. Wybaczanie to proces rezygnacji z żalu i odzyskiwania spokoju i zaufania. Czasem potrzebuje więcej czasu. Tu nie ma słowa "musisz" albo "powinieneś" - one wszystko komplikują i utrudniają. Nawet jeśli chcę wybaczyć, mogę potrzebować czasu, zanim to zrobię.

Rany zadaje się szybko, ale o wiele dłużej się goją. Jedynym lekarstwem jest cierpliwość. Dlatego obsypywanie prezentami czy wybitne troszczenie się o kogoś, by zadośćuczynić często pogarsza sytuację - bo stwarza presje na osobie przepraszanej. Tyle dostaje - musi wybaczyć. Co w zamian? Podaruj czas i uwagę. Dobrze leczą rany.

Przeproś panią

Sceny z życia dzieci. Złapani na gorącym uczynku - zmuszeni do nieszczerego przepraszania. Natychmiast. Popychani przez rodzicielkę, tatę, babcię, wujka… To nauka dobrych manier. "Niech sobie nie wyobraża gówniarz. Za moich czasów miało się szacunek dla starszych". "Te dzisiejsze dzieci - rozpuszczone bachory". Można by tak mnożyć i mnożyć. Tylko po co?

Tak, dzieci trzeba uczyć przepraszania. Tak, dzieci mają znać granice wolności swojej i cudzej. Tak, dzieci powinny usłyszeć, kiedy robią coś moralnie złego, sprawiają komuś przykrość - same mogą tego nie zinterpretować w ten sposób. No bo czy dwulatek zabierając innemu dziecku zabawkę oceni ten uczynek jako moralnie zły i będzie miał wyrzuty sumienia? Nie.

Dzieci prościej podchodzą do zachowań społecznych - realizują przez nie swoje potrzeby (choć nie tylko). Więc zabrał zabawkę, bo chciał się nią pobawić. Nic prostszego. Ale dorośli widzą konsekwencje. I właśnie to warto pokazywać dzieciom. Niekoniecznie od razu popychać je do przepraszania i karcić na całej linii zachowanie.

Co w zamian? Porozmawiać. Na przykład: "Zobacz, chłopiec bawił się tym autkiem, kiedy mu je wziąłeś. Teraz płacze. Czy ty lubisz, kiedy ktoś zabiera ci zabawki? Jest Ci wtedy smutno, prawda? Czasami robimy rzeczy, po których innym jest smutno".

Ale można je naprawić. "Oddajmy chłopcu samochodzik, żeby przestało mu być smutno, dobrze?" Owszem, nie zawsze się uda. Owszem, czasem będzie trudno - w efekcie możemy mieć dwóch płaczących dwulatków. Ale przeważnie to, co dziś trudne, procentuje w przyszłości. Lepiej jest rozmawiać o emocjach, konsekwencjach zachowań niż stosować przymus - nawet w dobrej wierze. Szczególnie, że nie znamy czasem całego kontekstu. Nie wiemy ile razy tamten chłopiec zabrał naszemu dziecku zabawkę. Nie widzimy, jak przed chwilą pokazał nam język. Więc rozmawiajmy, zamiast wyrokować.

Wielka awantura i ciche "przepraszam"

Zdarza się. Jedno słowo. Drugie słowo. I wielka awantura. Kłótnia na sto fajerek, talerze latają, słowa miotane wichrem złości uderzają w twarz raz za razem. Potem cisza. Płacz. Albo trzask drzwi. Później przychodzi refleksja, opamiętanie, może skrucha. Podchodzimy, szeptamy ciche "przepraszam". Już wszystko jest dobrze. Jest dobrze. Albo nie jest. Wcale nie musi. Zależy od kontekstu.

Popatrzmy jeszcze raz na tę sytuację, ale szerzej. Krok po kroku.

Jedno słowo. Drugie słowo. (Uchylają się drzwi małego dziecięcego pokoju. Chłopiec wygląda niepewnie). I wielka awantura. (Dziecko słucha oparte o futrynę. Dawno nie słyszało takiej burzy.) Kłótnia na sto fajerek, talerze latają, słowa miotane wichrem złości uderzają w twarz raz za razem. Potem cisza. (Dziecko szybko zamyka drzwi do pokoju, żeby nikt nie zauważył, że ono wie.) Płacz. (W pokoju płacz w poduszkę. Żeby nikt nie słyszał. Znowu się kłócą.) Albo trzask drzwi. (A jak się rozwiodą. Tak bym chciał, żeby się pogodzili.) Później przychodzi refleksja, opamiętanie, może skrucha. Podchodzimy, szeptamy ciche "przepraszam".

Dziecko już śpi. Przepraszam jest za ciche, żeby usłyszało. Dorośli często uważają, że kiedy krzyczą na siebie, to cały świat zatyka uszy, a potem wraca do normy jakby nigdy nic. Tak nie jest. Inni słyszą kłótnie i krzyki. Ale rzadko słyszą "przepraszam". O ile nie każdym musimy się przejmować - żyjemy w społeczności i to normalne, że w tych społecznościach raz się kochamy, a raz gniewamy. O tyle są tacy, którzy powinni nie tylko słyszeć, ale też być świadkami dobrego zakończenia. Dzieci.

Podobnie jest z filmem - gdybyśmy przestali go oglądać w połowie, jaki byłby tego sens? Męczyło by nas i dręczyło zakończenie. A życie to nie film. W życiu nasze dzieci naprawdę czują strach, kiedy dorośli się kłócą. I nie chodzi o to, by poczucie winy nas zabiło. Jesteśmy ludźmi - zdarza nam się podnieść głos, pokłócić się, a nawet urządzić karczemną awanturę. To jeszcze nie czyni z nas złych ludzi. Pytanie tylko, co z tym zrobimy dalej. Robert Friedrich powiedział, że gdy pokłóci się z żoną i potem ją przeprasza to tak, by dzieci słyszały. Przekazujemy wówczas dzieciom coś najwspanialszego - świadomość tego, że jesteśmy ludźmi, popełniamy błędy i możemy je naprawiać. Że rodzina to więcej niż grupa osób nosząca wspólne nazwisko. Że w rodzinie buduje się więzi zawsze: i kiedy jest trudno i kiedy wszystko idzie z górki.

Przeprosiłem. Możemy skończyć temat?

Jak ze zrywaniem plastra - szybko i bezboleśnie i idziemy dalej. Życie jest za krótkie, by rozpamiętywać. Trzeba się cieszyć, a nie smucić. Po co wracać do tej sytuacji i mielić temat w kółko. Kto by to zniósł. Przeprosiny i koniec. Czyżby? Zadajemy ranę szybko - leczymy powoli i ostrożnie. Leczenie wymaga dobrej diagnozy oraz dobrze dobranej terapii. W wybaczaniu potrzebujemy zrozumieć i zostać zrozumiani. Potrzebujemy często powiedzieć o naszych emocjach, o tym, jakie zachowanie konkretnie nas rozzłościło czy zasmuciło, czego oczekujemy…

To wszystko nie jest takie oczywiste, jakby mogło się wydawać. Nie mamy dostępu do czyichś emocji, intencji - w głowie mamy tylko własne interpretacje. Nie raz, nie dwa wydaje nam się, że ktoś obraził się na nas o coś, a kiedy przychodzi moment rozmowy, okazuje się, że chodziło o coś zupełnie innego. Właśnie dlatego najważniejszą kompetencją przy przepraszaniu nie jest piękne i składne przemawianie, ale słuchanie. Słowo "przepraszam" jest więc otwarciem, a nie zamknięciem tematu.

Pozwala otworzyć obie strony na rozmowę o tym, co było oraz co może się z tego urodzić dobrego. Przedwczesne zamykanie, ponaglenie typu "więc jest okej - możemy o tym zapomnieć" - nie służy prawdzie i wybaczaniu. Warto, by ostatnie słowo należało do pokrzywdzonego. To on decyduje czy to, czego potrzebuje, by wybaczyć jest tym, co usłyszał i sam wypowiedział.

Przeprosiny i co jeszcze?

"Przecież przeprosiłem! Czego ty jeszcze chcesz?" - ogromna większość z nas oczekuje jednego - zmiany zachowania, by to co nas dotknęło nie powtórzyło się. Czasem też potrzebujemy zrozumieć powód konkretnej sytuacji.

"Dlaczego skrytykowałeś mnie przy mojej mamie? Dlaczego wracasz do sytuacji, która jest dla mnie bolesna?"

Jednak skoro mówimy "przepraszam", to chyba załatwiamy tym sprawę? Zdecydowanie tak nie jest. Raczej nadszarpnęliśmy czyjeś zaufanie do nas i teraz, jeśli czegoś realnie nie zmienimy, ten brak zaufania i żal do nas - będzie się pogłębiał. Mocne postanowienie poprawy to coś, co może nas uratować.

Przepraszam, to się już nie powtórzy!

"Już nigdy, nigdy się tak nie zachowam. Przysięgam!" - kto by w to nie uwierzył? Ja. Jeśli raz byliśmy zdolni do jakiegoś zachowania, to zawsze zostaje prawdopodobieństwo, że w określonych okolicznościach jakiś czynnik i inne uwarunkowania wywołają w nas podobny stan i zareagujemy w podobny sposób.

Nigdy nie mów "nigdy" sprawdza się tu nad wyraz. A co w zamian? Szczerość, że chcemy to zmienić, że będziemy nad tym pracować (i tu powinna paść informacja, w jaki sposób będziemy się pilnować i korygować swoje zachowanie) - jeśli rzeczywiście tak czujemy i mamy motywację do zmiany. Nic ma nic gorszego od rzucania słów na wiatr. Wróci do nas i uderzy rykoszetem, kiedy najmniej będziemy się tego spodziewać.

Jak przepraszać, żeby jednak przeprosić?

Z chłodną głową, nie w emocjach. Jednocześnie nie odwlekając przeprosin, by trwać w złości, żalu, wstydzie. W miejscu sprzyjającym rozmowie. Twarzą w twarz. Osobiście. Kiedy obie strony są gotowe i mają czas. Kiedy wiemy, za co chcemy przeprosić, za jakie konkretne zachowanie, słowa. Szczerze.

Przepraszamy za to, co my zrobiliśmy, powiedzieliśmy, a nie za to, jak ktoś się poczuł - na to nie mamy wpływu. Zamiast tłumaczyć się, wypierać winy - stwarzamy przestrzeń do wypowiedzenia się, słuchamy, nie musimy się zgadzać ze wszystkim, postarajmy się zrozumieć, dać prawo do tego, by ktoś mógł powiedzieć co myślał, jak się czuł… Z autentyczną gotowością do tego, by coś zmienić, by popracować nad swoim zachowaniem.

Tytuł i lead pochodzą od redakcji

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Przepraszam cię, ale". W ten sposób lepiej nie przepraszaj
Komentarze (2)
TM
Testy MojeDC
31 lipca 2023, 13:02
Kłótnie zwykle powstają z powodu błędów w komunikacji. Wina leży w pełni po jednej stronie jeśli ktoś celowo działa na niekorzyść drugiej strony, po prostu ma złe intencje. Jeśli jedna strona prowokuje (nawet podświadomie), a druga się przez to niewłaściwie zachowa to powiedzenie "przepraszam, ale" jest jak najbardziej na miejscu. Jeśli ktoś prowokuje psa i ten pies go w efekcie ugryzie to kto w tej sytuacji jest winien? Czy pieś gdyby mógł, powinien przeprosić za ugryzienie?
PR
~Ppp Rrr
21 maja 2021, 16:27
Istnieje możliwość, że nasza wina jest niepewna. Istnieje możliwość, że nasza wina jest niepełna. Istnieje możliwość, że nasza wina nie istnieje, ale druga strona nie jest zdolna do zrozumienia tego faktu – a nie chcemy stosować przemocy, by ją uciszyć. A zatem istnieje możliwość, że „warunkowe przeprosiny dla świętego spokoju” są uzasadnione. A jeśli nawet nie są, to nie jest to wina przepraszającego, tylko tego, kto go do tego zmusza. Pozdrawiam.