Tak grzeczny, że aż... grzeszny?

A my? Jak teraz jesteśmy grzeczni? Jakie rodzaje grzeczności w sobie nosimy? (fot. obo-bobolina / flickr.com)
s. M. Urszula Kłusek SAC / slo

Grzeczność i taktowność są bez wątpienia pięknymi cechami i postawami, które przyjaźnią się z miłością bliźniego i wspomagając ją, czyniąc jej oblicze ciepłym i przyjaznym. Niestety, nic nie jest dobre zawsze, niezmiennie i w każdych okolicznościach. To, co w jednej sytuacji jest cnotą i zasługą, w innej staje się wadą, a nawet grzechem.

Wiele lat temu G. K. Chesterton pisał: „Współczesny świat jest pełen dawnych chrześcijańskich cnót, które nagle oszalały. Oszalały dlatego, że zostały odseparowane od siebie i błąkają się po świecie samotnie”. Tak właśnie dzieje się z grzecznością. Dopóki grzeczność była (i jeszcze jest!) wyrazem szacunku dla człowieka, jego godności, wielkości i piękna, dopóki stała na straży prawdy i rzeczywistego dobra człowieka, dopóty była cnotą. Taktowność i grzeczność – te najbardziej prawdziwe i płynące z miłości bliźniego postawy – miały bowiem w sobie coś z naśladowania taktowności i „grzeczności” Boga względem człowieka. Tak, Bóg jest wobec nas niezwykle taktowny, delikatny i „grzeczny”, to nie znaczy słaby, pobłażający i bagatelizujący nasz grzech.

Gdy faryzeusze przywlekli przed oblicze Jezusa kobietę pochwyconą na cudzołóstwie, Jezus nie ogłaszał publicznie jej grzechów, nie rozdzierał szat, nie wykrzykiwał, jaka ona jest grzeszna albo jak podli i bezlitośni są faryzeusze. Nie podniósł głosu, pisał na piasku, a potem podniósł tę kobietę i kazał jej wstać, iść i nie grzeszyć więcej. Nie powiedział jej: „Daj spokój, nic się nie stało, nie ma czym się przejmować, każdemu mogło się to zdarzyć, miałaś do tego prawo, wszyscy teraz tak robią”. Nie! Jezus powiedział: „Idź i nie grzesz więcej!”. Widział jej grzech, jej słabość, ale odniósł się do niej z największą delikatnością, a jednak w prawdzie. Niczego nie zbagatelizował, ale pokazał drogę wyjścia.

Grzeczność lękliwą

DEON.PL POLECA

Tak, bo lepiej się nie odzywać! Bo i po co? Jeszcze człowieka wyśmieją albo powiedzą, że jest się nietolerancyjnym. A że ktoś przeklina w autobusie lub w pociągu?! Jego sprawa. Teraz takie czasy, że ludzie są nerwowi! Ale to jeszcze bardzo młody człowiek! Nie szkodzi! Teraz młodzi to tak potrafią powiedzieć, że naprawdę lepiej się nie odzywać!

Grzeczność usłużną

Tak, ona jest szczególnie przydatna teraz, zwłaszcza w pracy. Wiadomo, o dobrą pracę trudno, więc lepiej się nie narażać! A jeśli jeszcze praca dobrze płatna, a przy tym nie trzeba się nadto napracować, to naprawdę warto być grzecznym! A że w środku człowieka coś ponosi, jak widzi kłamstwa, machlojki i udawanie – trudno! Trzeba to w sobie stłamsić i co się myśli, to zachować samemu dla siebie. Tak będzie lepiej, to znaczy spokojniej! I finansowo się też opłaci!

Grzeczność tolerancyjną

O tak! Ta jest szczególnie ważna! Bo jak się nie jest tolerancyjnym, to jest się naprawdę bardzo niegrzecznym i niedobrym! Przecież trzeba być ludzkim i nie zabraniać ludziom tego, co ludzkie (nawet jeśli ich zachowania są już nieludzkie!). Przecież każdy ma prawo być innym, ma prawo mieć inne skłonności, poglądy, wychowanie i potrzeby. I stajemy się tak bardzo grzeczni i ludzcy, że jest nie potrafimy grzechu nazwać grzechem, wynaturzenia wynaturzeniem, a kłamstwa kłamstwem i dzieje się z nami tak, jak Chesterton pisał o jednym ze współczesnych mu myślicieli: „Jest on przeciwnikiem rodzaju ludzkiego, właśnie dlatego, że stara się być tak bardzo ludzki”.

Grzeczność interesowną

To bardzo ciekawa odmiana grzeczności. Niektórzy są jej mistrzami. Jeśli widzą w tym swój interes – może powiedzmy delikatniej: osobiste dobro – potrafią być naprawdę bardzo grzeczni, mili, usłużni, można na nich liczyć, powierzyć im swoje problemy, doświadczyć ich wsparcia. Jak mówi stare powiedzenie: „Taki dobry, że do rany przyłóż!”. Niech jednak zmienią się okoliczności i „osobiste dobro” stanie się zależne od kogoś innego, ów „grzeczny przyjaciel” natychmiast przestaje być przyjacielem i lepiej nic do z jego pomocy i usług do rany nie przykładać, bo źle się to skończy!

I wyszło nam na to, że nie każdy grzeczny jest grzecznym. I grzeczność może być – a nawet często bywa – grzechem. Trzeba więc swoją grzeczność przepytać o to jakie są jej motywy i intencje. Dokąd zmierza i o czyje rzeczywiste dobro zabiega. I czy ciągle jeszcze stara się mieć w sobie coś z naśladowania Boga, bo jeśli jest tylko ludzka, to trzeba zapytać siebie, czy i o mnie nie mówi prawdy cytowane już dziś stwierdzenie Chestertona: „Jest on przeciwnikiem rodzaju ludzkiego, właśnie dlatego, że stara się być tak bardzo ludzki”. Oby nigdy nas to nie dotyczyło!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tak grzeczny, że aż... grzeszny?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.