Uzurpatorzy szczęścia

(fot. unhindered by talent / flickr.com)
Iwona Galińska / slo

Gdy ustawa o zapobieganiu przemocy w rodzinie wchodziła w życie, budziła już wiele kontrowersji. Obawiano się, że przemoc zagrozi... rodzicom, którzy będą musieli zmagać się z bezdusznością urzędników.

Ustawa weszła w życie w lipcu 2005 r., a od 2010 r. obowiązuje jej nowelizacja. Ale zarówno pierwotna forma, jak i ta późniejsza są bardzo nieprecyzyjne. Pełno jest ogólników, które można przeróżnie zinterpretować. W ustawie czytamy o ochronie praw osób w rodzinach, w których dochodzi do "naruszenia ich godności, nietykalności cielesnej, wolności. (...) którzy doznali szkód na zdrowiu psychicznym i fizycznym". Bardzo enigmatyczne są stwierdzenia, dotyczące zwłaszcza dzieci. Jak bowiem traktować zapis o naruszeniu godności i nietykalności cielesnej, gdy wymierzamy dziecku karę, dajemy mu klapsa, nie pozwolimy na niebezpieczną zabawę. - Mam kłopoty wychowawcze z 16-letnią córką - mówi Wanda, 48-letnia lekarka. - Ma na nią bardzo zły wpływ chłopak, z którym się spotyka. Staram się egzekwować godziny, o których powinna być w domu.

DEON.PL POLECA

Słyszę, że ograniczam jej wolność, a to jest sprzeczne z ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Córka przez Internet zapoznała się z treścią tej nieszczęsnej ustawy i teraz grozi mi, że wniesie na mnie skargę.

Wydawałoby się, że jest to sytuacja możliwa tylko w teatrzyku absurdu. Niestety, nie jest to odosobniony przypadek. Matka podczas awantury domowej pacnęła swoją 15-letnią córkę ścierką kuchenną. Na drugi dzień dziewczyna przyszła do szkolnego pedagoga i poskarżyła się na matkę. Rodzicielka musiała się długo tłumaczyć. Inna córka czuje się pokrzywdzona przez matkę, bo ta ma zastrzeżenia do jej bliskiej koleżanki i nie pozwala dziewczynie na wspólne wypady z przyjaciółką.

Te wszystkie problemy buntu nastolatek to jeszcze nic w porównaniu z dramatami małych dzieci odbieranych rodzicom.

Dziecięce tragedie

Prawdziwy horror przeżywają rodzice, czy samotne matki, którzy z powodu enigmatycznych wyroków sądowych są pozbawiani praw rodzicielskich, a ich dzieci zostają umieszczone w placówkach opiekuńczych lub rodzinach zastępczych. W wielu przypadkach pracownik socjalny z policją odbiera dzieci z rodzinnego domu bez wyroku sądu. Dopiero później zapada wyrok, zgodny z poprzednimi działaniami urzędników. Dzieci przeżywają dramat w domach dziecka.

Wprawdzie w art.12a czytamy, że "w razie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą w rodzinie pracownik socjalny wykonujący obowiązki służbowe ma prawo odebrać dziecko z rodziny", są jednak przypadki, gdy niczyje życie lub zdrowie nie jest zagrożone, a dzieci zostają pozbawione domu rodzinnego.

Najbardziej bulwersujące historie, które nagłośniły media, to historia małej Róży i trójki dzieci państwa Bajkowskich. W 2009 r. sąd w Szamotułach zabrał kilkumiesięczną Różę rodzinie Szwaków. Motywacja była absurdalna. W domu brud (niesprzątnięte ze stołu okruchy jedzenia) i ogólne nieradzenie sobie rodziców z problemami wychowawczymi. Dziecko umieszczono w rodzinie zastępczej. Pod naciskiem opinii publicznej wyrok sądu został, na szczęście, zmieniony i w blasku kamer telewizyjnych mała Róża znalazła się znów w swoim domu.

Historia rodziny Bajkowskich nie ma jeszcze finału. Trzech chłopców z niewyjaśnionych bliżej przyczyn nadal przebywa w domu dziecka. Rodzice sami zgłosili się po pomoc do krakowskiego Instytutu Psychologii. Chcieli rozwikłać kłopoty wychowawcze. Uczestniczyli w terapii, którą po pewnym czasie przerwali, uznając ją widocznie za nieskuteczną. Z tego powodu do sądu wpłynął wniosek o odebranie im dzieci. Sąd uznał, że "rodzice nie zabezpieczają potrzeb psychicznych dzieci" i w rodzinie "zaburzone są więzi emocjonalne". Chłopcy zostali wywołani z lekcji i zabrani przez policję do placówki wychowawczej. Przebywają w niej już kilka miesięcy.

Rodzice podobno karali chłopców, stawiając ich do kąta, wymierzając klapsy. Wymagali od nich również nadmiernej samodzielności (samotna podróż pociągiem z Krakowa do Łodzi). Dzieci były zadbane, dobrze wychowane, nie miały kłopotów z nauką. Nie umieszczono chłopców u babci, która zaoferowała pomoc. Mimo nagłośnienia sprawy i sprzeciwu opinii społecznej dzieci do tej pory są poza domem.

To dzięki tej bulwersującej sprawie ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin przyrzekł nowelizację kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Art.111 ma być uzupełniony wpisem, że dziecko odbiera się rodzinie w ostateczności.

Te dwa przykłady nie obrazują skali problemu. Gdy ktoś zagłębi się w regionalne przekazy medialne, dostrzeże, jak częste są przypadki odbierania dzieci rodzinie przeważnie z bliżej niesprecyzowanych powodów. I tak w 2009 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu odebrał rodzicom małą Różę. Kierował się "dobrem dziecka przy pasywności matki w sprawowaniu opieki rodzicielskiej oraz braku czasu u ojca dziecka". Do tej pory rodzice Róży sprawowali opiekę nad trójką starszych dzieci i nikt im nie zarzucał zaniedbań wychowawczych.

W 2011 r. sąd w Łodzi odebrał dziecko 14-letniej dziewczynie, uzasadniając z bliżej nieumotywowanych powodów, że jest ona osobą zdemoralizowaną.

Pięć lat temu w Lublinie sąd pozbawił babcię opieki nad dwójką wnuków, których matka, chora na depresję, została ubezwłasnowolniona. Babcia utrzymywała dom ze skromnej renty, aby dorobić, jeździła ze swoim mężem po okolicznych wsiach, oferując towary na sprzedaż. Dzieci podczas ich nieobecności pozostawały pod opieką matki, która je bardzo kochała i nie zrobiłaby im krzywdy. Któregoś dnia do szkoły, w której uczył się starszy chłopiec, wkroczyła policja i zabrała dziecko do placówki opiekuńczej. Babcia, bojąc się, że młodszy wnuk również zostanie jej odebrany, ukrywała się z nim, jednocześnie śląc do organów rządowych i administracyjnych pisma z prośbą o odzyskanie opieki nad starszym wnukiem. Mijały lata. Młodszy wnuk z obawy przed domem dziecka nie został posłany do szkoły. Babcia odwiedzała regularnie starszego chłopca w bidulu.

Widziała, że dziecko jest tam zastraszone, bite przez rówieśników, ale jej skargi pozostały bez echa. Po pięciu latach policja w końcu namierzyła babcię i podczas jej nieobecności w dramatycznych okolicznościach zabrała młodszego chłopca i jego pięcioletnią siostrę. Dzieci podobno uciekały pod spódnicę matki, czepiały się jej nóg. Krzyczały, błagały o pomoc. Zostały umieszczone w domu dziecka oddalonym od miejsca swojego zamieszkania o 50 km. Babcia stoczyła walkę z dyrektorem placówki o prawo do odwiedzin wnuków.

Widać, że prościej jest odebrać dzieci niż pomóc rodzinie. Gdzie byli pracownicy socjalni, kurator?

Podobnych przypadków jest wiele. W każdej takiej historii najbardziej poszkodowane są dzieci, przeżywające wielkie dramaty. W brutalny sposób zostały odłączone od rodziny, którą kochają, umieszczone w obcym, nieprzyjaznym środowisku. Przeżyły traumę, która może zaważyć na całym ich życiu.

Przykład z Zachodu

Praktyki odbierania dziecka najbliższym wywodzą się z krajów Europy Zachodniej i sięgają końca lat 70. ubiegłego wieku. W 1979 r. w Szwecji rządy partii socjalistycznej prawnie zakazały kary klapsów wymierzanej dzieciom. Obecnie w tym kraju często z błahych powodów odbiera się dzieci rodzicom. Szacuje się, że rocznie dochodzi do 20 tys. takich przypadków. Państwu Olssonom odebrano dzieci, bo mieli niski iloraz inteligencji. Okazało się, że mogli się pochwalić standardowym IQ. Olssonowie wygrali sprawę dopiero przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości, a do tego czasu dzieci przebywały w rodzinie zastępczej. Podobnie dzieje się w Norwegii. Indyjskim rodzicom zabrano tam dwójkę dzieci, motywując decyzję nieprzestrzeganiem norm kulturowych. Dzieci były karmione rękami i spały z rodzicami w jednym łóżku. W Indiach takie zachowanie jest naturalne. W innej rodzinie, w której matka była Hinduską, policja wyciągnęła chłopca z samolotu. Rodzice chcieli odwiedzić rodzinę w Indiach. Dziecko trafiło do rodziny zastępczej. Sąd postanowił, że rodzice mogą przebywać z synem przez godzinę co piąty tydzień, pod nadzorem urzędników.

W tych krajach można złożyć donos do powołanych do tego władz, że w rodzinie dziecko jest smutne i nie chce się bawić z rówieśnikami. Z tego powodu Stowarzyszenie Rzecznika Praw w Rodzinie może odebrać rodzicom dziecko i umieścić je w rodzinie zastępczej. Swoją decyzję tłumaczy się naruszeniem praw dziecka. Często ten problem dotyczy rodzin emigracyjnych, które powinny dokładnie przeanalizować prawo rodzinne obowiązujące w danym kraju, aby wiedzieć, że to, co emigrantom wydaje się zgodne z prawem i kulturowo uzasadnione, w kraju, w którym obecnie mieszkają, jest niedopuszczalne. Tak też dzieje się w Austrii, Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii. Trzeba przyznać, że na Wyspach Brytyjskich statystyki dla polskich rodzin są kompromitujące. Z powodu alkoholizmu i przemocy brytyjskie służby socjalne odbierają rodzicom ok. 100 polskich dzieci rocznie.

Polski paradoks

W Polsce wydaje się absurdem, że los maltretowanych dzieci mało obchodzi urzędników. Zatrważające są statystyki pobić, często ze skutkiem śmiertelnym, maleńkich, nawet kilkumiesięcznych dzieci. Żaden sąsiad nie złoży na maltretującą swoje dziecko rodzinę donosu, a pracownicy socjalni patologię odkrywają dopiero po dramatycznych skutkach. Dla takich rodzin jest pełna tolerancja, wynikająca głównie ze strachu przed agresywnym tatusiem czy pijaną mamusią. Urzędnicy boją się takie rodziny kontrolować, a statystyczne dane poprawiają szukaniem dziury w całym w rodzinach normalnych, które niczym poważniejszym swoim dzieciom nie zagrażają. Urzędnicy "wiedzą lepiej", co dziecku potrzeba do szczęścia.

Nie można przecież naruszać jego nietykalności cielesnej, wymierzając mu klapsa, ani ograniczać wolności, stawiając je do kąta. Musi zaznać "szczęścia" w domu dziecka czy rodzinie zastępczej. Nic ich nie powstrzyma w "uszczęśliwianiu" dzieci - ani widok brutalnej interwencji policji, ani obserwowanie wyobcowania i osamotnienia młodego człowieka w domu dziecka. To nic, że trauma może być tak bolesna, iż na długie lata pozostawi ślady w psychice. Organy państwowe wiedzą lepiej. Szkoda, że polskie władze swój zapał w niwelowaniu agresji w rodzinie nie kierują tam, gdzie rozgrywają się prawdziwe dramaty dziecięce, o których istnieniu dowiadujemy się dopiero z mediów.

Cóż, zdołaliśmy się już przyzwyczaić, że Polska to kraj absurdów. Tylko czy musimy je akceptować?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Uzurpatorzy szczęścia
Komentarze (23)
M
master888
4 sierpnia 2013, 13:36
Trochę jednowymiarowy ten artykuł... Prawda z drugiej strony wygląda natomiast następująco: Kuratorzy, pracownicy socjalni zawsze wahają się czy umieścić dziecko w placówce, zostawiają je z rodzicami - "bo przecież w garku jest zupa", ale przecież nie tylko to jest ważne. W konsekwencji do placówki trafia młodzież w wieku 15 lub 16 lat, która jest już zdemoralizowana, a zmiana niekorzystnych wzorców prawie niemożliwa
P
Pati
16 czerwca 2013, 19:28
jazmig W wielu kwestiach się z Toba zgadzam. Ale ja własnie myślę o skrajnej patologii, z którą przede wszystkim mam do czynienia. Co nie przeczy temu, o czym Ty mówisz. Wiem, że masz rację. Ale wiem, że ja też ją mam. Tu nie chodzi o to, co jest lepsze co gorsze bo każdy przypadek jest inny. Tu nie ma reguły. A w taki własnie sposób - moim zdaniem - każe nam działać ta ustawa.  I proszę Cię - możesz się ze mną nie zgadzac i możemy tu dyskutować, ale nie obrażaj mnie, bo ja też tego nie robię. 
jazmig jazmig
15 czerwca 2013, 18:23
@Pati ... kiedy rodzice nie chcą podjąć się pracy nad sobą, uważam, że nie można pozwolić na krzywdę tych, którzy sami się nie obronią. Moje, niestety życzeniowe zdanie jest takie, że należałoby stworzyć dzieciom najlepsze warunki do rozwoju nie w placówkach (bo to nierealne) ale w rodzinach zastępczych. To niestety dla ogromu dzieci jest nierealnym marzeniem. ... W jednej z rodzin zastępczych zamordowano dwoje dzieci, które zostały tam umieszczone, ponieważ ich naturalna rodzina nie zapewniała im właścicwych warunków. Rodziny zastępcze nie są tak spatologizowane jak domy dziecka, ale i one bywają różne, a niestety często gorsze od rodzin naturalnych. W Szwecji dość ochoczo odbiera się dzieci naturalnym rodzicom i oddaje rodzinom zastępczym, a te rodziny są powiązane rodzinnie z pracownikami ichniejszych OPS-ów, więc trzeba zapewnić tym zastępczym rodzinom pensjonariuszy i kasę. Podobnie dzieje się w Polsce. Znam przykład, kiedy sąd rozdzielił mieszkające w rodzinie zastępczej rodzeństwo, żeby inna rodzina zastępcza miała kogoś i mogła trzepać kasę, co napisano w uzasadnieniu wyroku. Ludzie, którzy zawodowo zajmują się rodzinami, w tym sędziny, to w ogromnej większości przypadków skrajna patologia, ludzie bez ludzkich uczuć, maszyny bezmyślne i okrutne. Takie są fakty Pati.
jazmig jazmig
15 czerwca 2013, 18:15
Nie twierdzę w żadnym przypadku, że dzieci powinny być odbierane z domu i trafiać do placówek. Pracuję w tego typu ośrodku, więc wiem jak funkcjonują tam dzieci. Ale wiem też jakich krzywd doznają od swoich biologicznych rodziców, jak bardzo są zaniedbywane i bite, bo z nimi spotykam sie na codzień. Nie wydawaj więc prosze - jazmig- oceniających opinii, jesli nie masz o tym pojęcia... ... Gdybyś pracowała w domu dziecka, to wiedziałabyś, że dzieci w nich są o wiele bardziej zaniedbywane, a traktowane gorzej niż w obozie koncentracyjnym. Przemoc w domach dziecka to codzienność. Mocniejsze biją, okradają i gwałcą słabsze. Jeżeli nie wiesz o tym, to tam nie pracujesz, albo jesteś ślepa i głucha. Nie wmawiaj nikomu, że domy dziecka zapewniają lepsze warunki niż domy rodzinne, bo to nie jest prawda, pomijając naprawdę skrajną patologię. Posiłek i przyzwoite ubranie to nie jest to, na czym dziecku najbardziej zależy, a i tego domy dziecka nie zawsze zapewniają we właściwej ilości, skoro często się spotykam ze składkami na zaspokojenie różnych potrzeb dzieci z domów dziecka.
P
Pati
15 czerwca 2013, 17:55
Nie twierdzę w żadnym przypadku, że dzieci powinny być odbierane z domu i trafiać do placówek. Pracuję w tego typu ośrodku, więc wiem jak funkcjonują tam dzieci. Ale wiem też jakich krzywd doznają od swoich biologicznych rodziców, jak bardzo są zaniedbywane i bite, bo z nimi spotykam sie na codzień. Nie wydawaj więc prosze - jazmig- oceniających opinii, jesli nie masz o tym pojęcia... Środowisko rodzinne powinno mieć szansę na znalezienie problemu, nazwanie go i pracę nad jego naprawą (np w terapii rodzinnej). W wielu przypadkach jednak (które - przecząc Twojej jazmig teorii - są mi znane z codziennej praktyki), kiedy rodzice nie chcą podjąć się pracy nad sobą, uważam, że nie można pozwolić na krzywdę tych, którzy sami się nie obronią. Moje, niestety życzeniowe zdanie jest takie, że należałoby stworzyć dzieciom najlepsze warunki do rozwoju nie w placówkach (bo to nierealne) ale w rodzinach zastępczych. To niestety dla ogromu dzieci jest nierealnym marzeniem.
jazmig jazmig
15 czerwca 2013, 10:39
@Pati Zgadzam się całkowicie z tym, że ustawa umożliwia podejmowanie działań na rzecz dzieci w oczywistych przypadkach znęcania się. Nie reguluje natomiast przypadków, które w opinii publicznej uznawane są za "naturalne metody wychowania". Za tym stwierdzeniem niestety kryje sie ogromna krzywda dzieci.  ... Patki, ty podobnie jak sza jesteś niekompetentna w tej sprawie. Piszesz o rzekomej krzywdzie dzieci, a prawdziwą krzywdą jest odbieranie ich rodzicom na wniosek takich jak ty nabuzowanych swoim współczuciem ludzi. Zanim zaczniesz pisać o krzywdzie dzieci, popracuj przez rok, jeden dzień w tygodniu, w jakimkolwiek domu dziecka. Gdy zobaczysz, co się tam dzieje i czego tam dzieci doznają, a zobaczysz tylko ułamek rzeczywistości, to będziesz pierwszą przeciwniczką odbierania dzieci rodzicom. Na razie nie pisz o krzywdzie dzieci, bo jesteś w tej materii niekompetentna tak jak sza.
jazmig jazmig
15 czerwca 2013, 10:32
@sza Ależ tendencyjny artykuł... Gdyby było to możliwe, zaprosiłaby autorkę do grupy terapeutycznej dla osób krzywdzonych w rodzinie, którą od lat prowadzę, ... ... I to wszystko wyjaśnia. Ty żyjesz z rzekomego pomagania ofiarom przemocy w rodzinie, a nie byłaś ani razu w jakimkolwiek domu dziecka. Spędź w domu dziecka jeden dzień w tygodniu przez cały rok, a potem będziesz mogła się wypowiadać w tej sprawie. Obecnie jesteś niekompetentna.
P
Pati
15 czerwca 2013, 00:26
Czytałam. To jeden przypadek  z wielu, który wskazuje na ogromne luki w prawie. Ja znam naszą ustawę i jej braki od drugiej strony. Na tym polega różnica. 
A
Anglia
13 czerwca 2013, 00:55
Przykro mi ze nie rozumiesz. Tak mam problem kiedy tacy interdyscyplinarni do-gooders jak Ty wlaza mi do domu. Masz dzieci? Kiedy ktos donosi na klapsy zeby sie zemscic na sasiedzie to jak to nazwiesz? Jestes naiwna jesli sadzisz to sie nie zdarza, zdarza sie w o wiele mniejszych sprawach. Co do konkretow, przeczytaj artykul bo widze ze nie czytalas.
P
Pati
13 czerwca 2013, 00:01
Anglia Zastanawiam się czy masz jakiś osobisty problem z "kapusiostwem" i "szpiegowaniem". Strasznie dużo agresji przez Ciebie przemawia. A ja nadal nie rozumiem jakie kapowanie i szpiegowanie? czy tym nazywasz pracę interdyscyplinarną czy coś innego? (mniej emocji a więcej konkretów - to normalna dyskusja, nie polityczna debata)
A
Anglia
12 czerwca 2013, 23:50
"Zgadzam się całkowicie z tym, że ustawa umożliwia podejmowanie działań na rzecz dzieci w oczywistych przypadkach znęcania się" A bez ustawy nie mozna bylo zawolac policji jesli zycie dziecka bylo w niebezpieczenstwie? Ta ustawa pozwala na bezkarne kapusiostwo, powieksza wladze pracownikow socjalnych, psychologow i innych nad zwyklymi ludzmi i marnuje pieniadze podatkujac rodziny na powolywanie cial opiekunczych w kazdej gminie ktore potem te rodziny szpieguja. Na froncie zasad podwaza prawo rodzicow do wychowania dzieci zgodnie z wlasnymi pogladamii i otwiera furtke do karania rodzicow za kolejne "przestepstwa" (homofobia, ustawowo zdefiniowany rasizm, w koncu kazda myslozbrodnia). To chyba oczywiste? Poczytaj link ktory poslalem, to sie juz zaczyna dziac w Polsce a bedzie tylko gorzej.
P
Pati
12 czerwca 2013, 23:32
Renata Mączka Zgadzam się całkowicie z tym, że ustawa umożliwia podejmowanie działań na rzecz dzieci w oczywistych przypadkach znęcania się. Nie reguluje natomiast przypadków, które w opinii publicznej uznawane są za "naturalne metody wychowania". Za tym stwierdzeniem niestety kryje sie ogromna krzywda dzieci.  Nie można jednak generalizować rodzin i ich problemów a już na pewno nie przyczyn alkoholizmu! Są różne rodziny i owszem - wśród nich takie, których problem wynika z sytuacji socjalno - bytowej, natomiast wiele rodzin spychanych jest do miastowych "gett". Co za tym idzie chyba każdy rozumie. Za to nie do końca odpowiedzialna jest ustawa a polityka miast. Są takie rodziny, które całkowicie swoje życie opieraja na korzystaniu z pomocy społecznej prowadząc pozainstytucjonalne "drugie zycie". Tu zwiąkszanie pomocy socjalnej nie sprzyjałoby wyjściu z problemu, wręcz przeciwnie.  Przyczyn przemocy domowej jak i alkoholizmu możemy doszukac się wielu. Mam wrażenie, że Ustawodawca zbytnio uogólnił problem narzucając jeden szablon postepowania w wielu różnych przypadkach. 
P
Pati
12 czerwca 2013, 23:13
Anglia - o jakie więc zasady toczy się walka Twoim zdaniem? Nie jestem pracownikiem socjalnym, choć nie rozumiem kompletnie jakie to ma znaczenie w związku z tym co piszę. 
RM
Renata Mączka
12 czerwca 2013, 23:09
Ustawa jest potrzebna bo trzeba zabierać dzieci katowane klapsami przez najbliższych. To zbrodnia która powoduje, że rosną kolejne pokolenia emocjonalnych kalek a nawet psychopatów. Druga sprawa to wasze krzywdzące stereotypy! Dzieci w rodzinach społecznie wykluczonych mają oczywiście trudne życie, ale są bardziej kochane niż w rodzinach środnio i dobrze sytuaowanych. Alkoholizm w tych rodzinach ma przyczyny w poczuciu braku szans na lepsze życie. Można temou zaradzić poprzez prostą operację zwiększenia pomocy socjalnej. Szkoda że tego nie ma w tej ustawie.
A
Anglia
12 czerwca 2013, 22:52
Pati Nie odpowiedzialas na moje pytanie. Jestes pracownikiem socjalnym, tak czy nie? Czesto dzisiaj slyszymy ze czyims jedynym celem jest tylko troska o dzieci/bezpieczenstwo za kierownica/zmiany klimatu/dobro orangutanow/walka z otyloscia (niepotrzebne skreslic). Anglicy nazywaja takich ludzi "do-gooders" i nie jest to bynajmniej komplement. Tak jak powiedzialem - trwa walka o zasady ktorej Ty w najlepszym wypadku nie rozumiesz. Ale tworzacy te ustawe dobrze wiedzieli o co idzie gra. Polecam poczytac (program z 2007 roku, juz niedostepny): http://news.bbc.co.uk/1/hi/programmes/panorama/6254354.stm "The health visitor voted that they were not at risk, but her superior took her out of the conference and she returned in tears, and changed her vote." Oczywiscie wszystko dla dobra dzieci. Kto wynagrodzi tym dzieciom i rodzicom krzywde jaka ich spotkala?
P
Pati
12 czerwca 2013, 21:14
Anglia - moim jedynym interesem jest niesienie pomocy dzieciom. Masz rację, że odpowiedzialność za skrzywdzone dziecko spada na tych, którzy wg ustawy działają (bo niestety nie mają innego wyjścia). Nie uważam, że ustawa jest całkowicie dobra ani, że jest całkowicie zła. Twierdzę, że pomoc DZIECIOM <-- bo to dla mnie priorytet nie do końca jest możliwa w sposób konkretny. Sformułowania zawarte w ustawie nie są precyzyjne i dlatego naginane są na w jedną stronę (przez "odbieranie dzieci wg widzimisię") lub zbyt luźno odczytywane w drugą (twierdząc, że coś jest jedynie klapsem itp)
B
bosak
12 czerwca 2013, 08:34
Brawo, Anglia!
A
Anglia
11 czerwca 2013, 23:05
sza - pracujesz w tej grupie zawodowo? Pati - a Ty jestes moze pracownikiem socjalnym? Obie/oboje macie interes w takich ustawach prawda? A ja Wam powiem - odpowiedzialnosc za kazde skrzywdzone przez te ustawe dziecko spada na tych ktorzy ja stworzyli, popieraja a takze tych ktorzy poparli rzad ktora ja wprowadzil. Chcesz pomoc - pomagaj dzieciom ktorym jest zle, walcz z niedozywieniem i wszawica (chetnie Cie wspomoge), jednakze prawo istniejace przed ta ustawa zabranialo znecania sie i bylo wystarczajaco prezycyjne bez wprowadzania ustawy dla kapusiow, zbednych szpiegow-urzednikow w kazdej gminie i tych co sie "pochylaja z troska". Wara od rodziny. Tutaj chodzi o zasady - jesli mozna zabrac dziecko wg widzimisi jakiegos psychologa to mozna zabrac pod kazdym pretekstem. Ale widac komuna byla dla Was zbyt dawno.
S
sza
10 czerwca 2013, 23:45
Brawo, Pati!
P
Pati
10 czerwca 2013, 23:36
Ja mam wrażenie, że osoby tworzące taka ustawę i procedurę ot chociażby Niebieskiej Karty nie do końca są zorientowane jak to wygląda w praktyce. Nie do wszystkich sytuacji pasuje ten sam, wygodny schemat postepowania. Duzo mówi się o sytuacjach bezprawnego zabierania dzieci z domu rodzinnego. I o ile zgadzam się absolutnie, że oderwanie od rodziców jest ogromną krzywdą dla dziecka, o tyle mam świadomość, jak wiele jest sytuacji, w których dziecko absolutnie powinno byc zabrane ze środowiska rodzinnego. Nieleczenie, kary cielesne mające wymiar wyżywania się, ciągi alkoholowe, głód, zamykanie w piwnicach, głodzenie, pemamentna wszawica, świerzb, brud - to nie problemy minionych wieków ale codzienna rzeczywistość ogromu dzieci. Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy i procedura Niebieskiej karty powinny być ciągle dopracowywane w konsultacji z osobami na codzień stykającymi się z konkretnymi problemami zarówno rodziców jak i (albo przede wszystkim) dzieci.
S
sza
10 czerwca 2013, 23:16
Ależ tendencyjny artykuł... Gdyby było to możliwe, zaprosiłaby autorkę do grupy terapeutycznej dla osób krzywdzonych w rodzinie, którą od lat prowadzę, żeby mogła usłyszeć, że ustawa - choć nieidelana - dała wreszcie pewne możliwości obrony własnej godności na drodze prawnej osobom doznającym przemocy w rodzinie. Zapraszam do gruntownej lektury przedmiotowego przepisu zamiast powielania medialnej papki.
L
Linda
10 czerwca 2013, 23:03
No tak, a obok tego jest wiele dzieci biegających samopas po ruchliwych ulicach (5 letnie dziecko wypadlo boso z domu wprost pod nadjeżdżający samochod), a rodzice pijani. Starsza 15 letnia siostra rozcięła ucho 6 letniemu bratu stłuczona butelką i .... nic. Jeszcze dodtaja wszelkiego rodzaju zapomogi na ... picie.
MR
Maciej Roszkowski
10 czerwca 2013, 21:49
Jedną z najistotniejszych cech systemów totalitarnych jest to, że władza wie lepiej co dobre dla mieszkańców, a także tworzy się prawo celowo nieprecyzyjne, aby istniała możliwość interpretacji prze władzę wykonawczą.  To zaś stwarza popyt na wykonawców i mnozy się urzędnicze byty ponad konieczna potrzebę. Ich kompetencje się nakładają, albo nie graniczą, nie powstaje podział wyczerpujący i rozłączny.