Wolontariusz z pomponiastym nosem

(fot. needlessspaces / flickr.com)
Dariusz Dulaba / "Być dla innych"

Aby zostać wolontariuszem Dr Clowna, trzeba umieć zachować pewien dystans do siebie. Rozmowa z Joanną Zasowską z Akademii Dr Clown w Gdańsku.

Dariusz Dulaba: Od dawna mówi się, że śmiech to zdrowie. Znany gawędziarz góralski Sabała zwykł mawiać "Smutne serca gorsze jako chorość. Pierwej cłeka uśmierci". Także pewien doktor medycyny zwrócił uwagę, że toksyczne myśli działają w podobny sposób jak trucizna przyjęta doustnie. A co Pani o tym sądzi?

Joanna Zasowska: Szkoda tylko, że nie zawsze o tym pamiętamy. Bo kiedy się śmiejemy zwiększa się nasza aktywność fizjologiczna (następuje lepsze dotlenienie mózgu, stymulacja układu krążenia), zaczynają puszczać napięcia i blokady związane ze stresem, przez co zapominamy o problemach dnia codziennego. Również dolegliwości szybciej ustępują - zaobserwowano, że pacjenci o dużym poczuciu humoru szybciej wracają do zdrowia i opuszczają szpital. To są fakty.

Podobnie jak to, że "Radość (z) serca jest życiem człowieka, a wesołość męża przedłuża dni jego" (Syr.30,22). Na czym dokładnie polega terapia stosowana przez Fundację "Dr Clown"?

DEON.PL POLECA

W wielkim skrócie można powiedzieć, że na rozśmieszaniu. Terapia śmiechem, bo taka nazwa obowiązuje, przywędrowała do nas z USA. To właśnie dr Hunter Campbell Adams, nazywany Patchem Adamsem w połowie lat sześćdziesiątych ub. stulecia zauważył, że chorym dzieciom w powrocie do zdrowia najbardziej przeszkadza panujący w szpitalu smutek, grobowa atmosfera i przygnębione twarze rodziców i lekarzy. Zaczął się zastanawiać, jak to zmienić. Wtedy wpadł na pomysł, by je rozśmieszać. Jak pomyślał, tak zrobił. I jednego dnia doczepił sobie nos clowna i zaczął leczyć i bawić jednocześnie. Szybko zauważono poprawę kondycji psychicznej tych, których doktor odwiedzał regularnie.

Czym wywołał poruszenie w środowisku medycznym...

Tak. Polecam film pod tytułem "Patch Adams" z Robinem Williamsem w roli głównej, który opowiada o tej postaci. Był niekonwencjonalnym i wspaniałym lekarzem oprócz tego człowiekiem o wielkim sercu. Nie przypadkowo nazwano go wesołym doktorem. Kiedy więc zaproponował by założyć Fundację, pomyślano, by nazwać ją właśnie Dr Clown; rozpoczęła swoją działalność w 1999 roku i po dziś dzień działa w wielu krajach w tym w Polsce. Terapeuci i wolontariusze zaczęli przebierać się w strój clowna - kolorowe ubranie, barwne peruki na głowie i pomponiaste nosy. I tak pozostało. Okazało się, że jest to strzał w dziesiątkę, bo już sam ich widok wywołuje uśmiech na twarzy małych pacjentów. Bawimy się, opowiadamy sobie śmieszne historie, przywołujemy szczęśliwe wspomnienia. I dbamy, by jak najczęściej się śmiały, a przy okazji mogły zapomnieć o szpitalu, o zabiegach, bólu, rozłące z najbliższymi i rozładować stres, na co zwracał uwagę dr Adams podczas ostatniej wizyty w Polsce jakiś czas temu.

Czy trzeba być lekarzem by zostać członkiem Fundacji …

Niekoniecznie. I choć w Polsce wolontariuszami przeważnie zostają ludzie młodzi - studenci pedagogiki i innych kierunków - pełni pasji i pomysłów, od początku swoją pomoc zaoferowali też lekarze, pedagodzy i nauczyciele. I osoby z tytułami naukowymi. To bardzo się przydaje. Sama z wykształcenia jestem psychologiem. Dzięki temu umiem radzić sobie z najróżniejszymi problemami, np. gdy dzieci mają problemy z odrzuceniem, niską samooceną, kiedy z góry zakładają porażki i są agresywne. Tworzymy też własne systemy motywacyjne - w naszej świetlicy w Gdańsku opracowaliśmy i wprowadziliśmy np. specjalny system motywacyjny, który premiuje właściwe zachowanie - dzieci dostają fasolki np. za to, że same lub z naszą pomocą odrobią lekcje i mogą je wymienić na bilety do kina. Chciałam podziękować za pomoc finansową naszym sponsorom i oddziałowi głównemu w Warszawie.

Co zrobić, by zostać wolontariuszem Dr. Clowna?

Zgłosić się do nas. Jedyne co trzeba umieć, to zachować pewien dystans do siebie, no i mieć skończone 16 lat. To wszystko. Resztą zajmiemy się podczas szkolenia. Nauczymy, jak reagować wobec dziecka w szpitalu w trudnych sytuacjach, jak rozmawiać z rodzicami, kiedy są przygnębieni, jak kręcić balony i clownować (podstaw pracy clowna), a nasi koordynatorzy zajmą się zorganizowaniem wejść na oddziały (zwykle dwa razy w miesiącu). Co sprawia nam największą radość? Telefony od rodziców, że dzieci nas oczekują. I kiedy patrzą na nas zaciekawione. Czasem uciekają do rodziców, ale wtedy namawiamy je, by do nas podeszły i podjęły zabawę. Nigdy nie zapomnę sytuacji, gdy jedna z wolontariuszek by ośmielić malucha, zdjęła but i udawała, że to jest telefon, przez który chce się z nim skontaktować. Po chwili zastanowienia chłopczyk zdjął swojego kapcia i zaczął rozmawiać. Tak jak wiele moich koleżanek robię to, bo kocham tę pracę i odkąd pamiętam, chciałam pracować z dziećmi, najlepiej nie przy biurku, tylko na takich zasadach.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wolontariusz z pomponiastym nosem
Komentarze (1)
O
ona
5 grudnia 2011, 15:49
Dobrze, że są wśród nas wolontariusze, którzy mając dystans do siebie dają pomoc innym...