3 elementy chrześcijańskiej kolędy

(fot. kw)

Zwyczaj kolędy w polskich parafiach - mimo emocji, które wywołuje - ma się dobrze. Podejmowane są w ostatnich latach w różnych diecezjach próby reform tej praktyki duszpasterskiej, żeby uczynić ją bardziej odpowiednią dla XXI wieku.

Polegają one jednak jedynie na drobnych modyfikacjach: a to księża decydują się dłużej "kolędować", żeby mieć więcej czasu na rozmowę z parafianami, a to gdzieś wychodzi zarządzenie, żeby nie przyjmować po kolędzie ofiar, by nadać kolędzie bardziej duchowy charakter.

Sam niejednokrotnie zastanawiałem się, co by tu zmienić, żeby poprawić. Coraz częściej jednak dochodzę do przekonania, że stara dobra kolęda - opierająca się na trzech filarach: błogosławieństwo, spotkanie, pieniądze - ma bardzo chrześcijański charakter.

DEON.PL POLECA

1. Błogosławieństwo

Fundamentem kolędy jest błogosławieństwo, którego ksiądz udziela rodzinie otwierającej przed nim drzwi swojego domu. W sposób naturalny więc kolęda związana jest z Bożym Narodzeniem, z czasem, w którym silniej przeżywamy tajemnicę zamieszkania Boga między ludźmi.

"Słowo rozbiło swój namiot między nami", Bóg stał się naszym sąsiadem, dzięki czemu nasze osiedla, wioski, miasta stały się trochę bardziej niebiańskim Jeruzalem. Kiedy po południu zamiast do kościoła na liturgię biegnę w komży i stule do mieszkań parafian, mocno do mnie dociera, że świątynią stały się wszystkie domy zamieszkane przez ludzi, z którymi przez wcielenie zbratał się mój Bóg.

Jasne, że trochę to egzotyczne, gdy czasem wstrzelam się z kropidłem w rodzinny obiad, ale z drugiej strony Słowo Boga zstąpiło na ziemię także dość nieoczekiwanie. Lubię błogosławić domy, zwłaszcza te, których mieszkańcy jeszcze nie cenią i nie rozumieją tajemnicy pobłogosławienia ludzkiego losu przez Boga.

2. Spotkanie

Nie lubię pojawiającego się ostatnio coraz częściej określania kolędy mianem "wizyty duszpasterskiej". Trochę to brzmi groteskowo wobec konieczności złożenia podczas jednego wieczoru czasem prawie czterdziestu wizyt.

Oczywiście rozumiem księży, którzy starają się wydłużyć czas spędzany w jednym mieszkaniu, żeby rzeczywiście można było mówić o autentycznej wizycie. Koszt tego jest jednak ogromny: czas całej kolędy wydłuża się z miesiąca do trzech czy czterech, co dzieje się kosztem wielu innych działań duszpasterskich.

Bardzo natomiast lubię mówić o spotkaniu. Nie każde spotkanie musi wiązać się z dłuższą rozmową, ale żeby do spotkania doszło, konieczna jest otwartość i wrażliwość, które pozwolą ludziom nawzajem się dostrzec. W kolędzie szczerze mnie fascynuje jej bogactwo i nieprzewidywalność: nigdy do końca nie wiem, kogo spotkam za drzwiami.

Obok siebie, drzwi w drzwi, mieszkają przecież emeryci i młode rodziny, małżonkowie z Domowego Kościoła i konkubenci żyjący bez ślubu. Raz staję wobec osoby, której codziennie podaję Komunię podczas mszy świętej, a za chwilę drzwi otwiera mi ktoś, z kim widziałem się ostatnio na Wielkanoc. Czasem jednego wieczoru spotykam prawie pół setki różnych osób: jedno, co je łączy, to więź z Kościołem i Chrystusem.

I mam tylko moment, żeby słowem, spojrzeniem, gestem spotkali się dzięki mnie z Tym, w imieniu którego tu jestem, z Tym, który przed chwilą im pobłogosławił: z miłosiernym i dobrym Bogiem. Spotkanie dobroci Bożej nie wymaga długiego czasu ani wielu słów. Za każdym razem, kiedy wychodzę na kolędę, modlę się, żeby ludzie nie spotkali we mnie zmęczenia czy innych moich ograniczeń, ale dobroć Boga.

3. Pieniądze

Najbardziej niebezpieczny element kolędy, zresztą nie tylko kolędy, ale całego chrześcijańskiego życia, skoro Paweł przestrzega przed chciwością pieniędzy, gdyż "jest ona bałwochwalstwem" (Kol 3,5). Pieniądze łatwo mogą wszystko popsuć.

Kuszą pozorem wszechmocy i usiłują zdobyć nasze zaufanie, żeby zająć miejsce Boga. Do strasznej klęski doprowadzają duchownych, jeśli tylko wykorzystując konieczność naprawy dachu czy ogrzania zimą wielkiego kościoła, uda im się przyćmić jego troskę o Królestwo Boże.

Z drugiej strony każde ziemskie dzieło, a siłą chrześcijaństwa jest właśnie wplecenie się nieba w ziemskie sprawy, pieniędzy koniecznie potrzebuje. Kościół potrzebuje więc pieniędzy i naiwnością byłoby to ukrywać. Dobrze się więc dzieje, że kolędzie towarzyszy również aspekt finansowy, że pieniądze przekazywane są na Kościół niejako w cieniu tajemnicy wcielenia: jest szansa, że wtedy dobra materialne naprawdę będą służyć dziełu Chrystusa.

Przekazanie pieniędzy na Kościół podczas kolędy bywa trudne i dla duchownego, i dla wiernych. Jak to zrobić, żeby trzeci filar kolędy nie stał się pierwszym, zwłaszcza w sytuacji, gdy brakuje wiary w błogosławieństwo Boga i nie ma potrzeby autentycznego spotkania?

Ile ze swoich pieniędzy przekazać na parafię, żeby z jednej strony nie skąpić, a z drugiej nie zadać sobie samemu szkody? Jest chyba jedna rzecz, która skutecznie neutralizuje niszczycielską siłę pieniądza: wolność. Jeśli zarówno ksiądz, jak i wierni są wolni, to pieniądze nie zepsują kolędy i wszystko będzie dobrze bez względu na to, czy będzie ofiara, czy jej nie będzie, czy będzie podana w kopercie, czy bez, czy na tacy, czy prosto do ręki, czy 200 złotych, czy 5 złotych.

Kolęda naprawdę jest pięknym wyrazem naszej chrześcijańskiej wiary: otwieramy się na błogosławieństwo Boga płynące z Jego obecności między nami, spotykamy się ze sobą, dostrzegamy siebie, stając się coraz bardziej Kościołem, ciałem Chrystusa i wreszcie nasze ziemskie życie angażujemy w dzieło Chrystusa na ziemi przez przekazanie pieniędzy. Trzeba tylko pilnować, żeby kolędę przeżywać w Duchu Chrystusa i nie przestawiać porządku: błogosławieństwo, spotkanie, pieniądze.

ks. Przemysław Szewczyk - prezbiter Kościoła rzymskokatolickiego Archidiecezji Łódzkiej. Patrolog, tłumacz. Prezes Stowarzyszenia Dom Wschodni - Domus Orientalis. Założyciel portalu patres.pl.

Historyk Kościoła, patrolog, tłumacz dzieł Ojców Kościoła, współzałożyciel Stowarzyszenia „Dom Wschodni – Domus Orientalis”, twórca portalu patres.pl poświęconego Ojcom Kościoła.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

3 elementy chrześcijańskiej kolędy
Komentarze (1)
29 stycznia 2016, 10:25
Właśnie odwiedził mnie ksiądz po kolędzie. To było niesamowite przeżycie. Wszedł, pomodlił się ok 1 min po czym wyciągnął kartkę i ......zaczął na głos czytać nam nasze metryki. Pani ma lat.... a mąż ma lat.... i w małżeństwie lat..... a syn ma lat..... Jak odczytał nasze dane zapisane na tej kartce to zabrał kopertę i wyszedł. To się nazywa poznawanie parafian, dogłębne od metryki :)))) Swoją drogą tak się potem zastanawiałam kto ma dostęp do parafialnych kartotek i jak te nasze dane osobowe są chronione. Ciekawe co na to GIODO.