Aborcja - wolny wybór kobiety?

Katarzyna Nocuń

Obecna dyskusja wokół aborcji to rozmowa o kobietach, ich prawach lub ograniczeniu ich praw. To oczywiście także spór toczący się wokół ochrony prawnej zarodka, płodu, poczętego dziecka. Mężczyzna zajął w tej debacie wygodne miejsce zdystansowanego obserwatora lub komentatora. Nic nie wskazuje na to, by zamierzał opuścić tę swoja bezpieczną strefę.

Do napisania tego - mam nadzieję choć trochę prowokacyjnego - wstępu skłoniła mnie rozmowa z Jonathanem Jeffesem, który od dwudziestu lat prowadzi w Wielkiej Brytanii grupy terapii poaborcyjnej i kursy "Powrót i odnowa" dla kobiet i mężczyzn mających za sobą doświadczenie aborcji.

W Wielkiej Brytanii prawo aborcyjne jest dużo bardziej liberalne niż w Polsce; rocznie w Anglii i Walii dokonywanych jest blisko 200 tys. usunięć ciąż z czego większość w pierwszych dwunastu tygodniach ciąży. Są głosy, że w praktyce oznacza to "aborcję na żądanie". W Polsce prawo jest bardziej restrykcyjne, jednak oficjalne dane nie pokazują wszystkiego. Faktem jest istnienie "podziemia aborcyjnego" i turystyki aborcyjnej - szacunki różnią się znacznie w zależności od tego, która ze stron sporu je podaje (od kilku tysięcy do nawet 100 tys. rocznie; oficjalnych danych nie ma).

Niezależnie od tego, czy jesteśmy w Polsce, czy w Wielkiej Brytanii możemy wyobrazić sobie sytuację, w której kobieta przychodzi do mężczyzny i mówi: "Jestem w ciąży. Jak uważasz, co powinniśmy zrobić?".

DEON.PL POLECA

O tej kluczowej dla decyzji o urodzeniu dziecka chwili mówi Jeffes w krótkim wywiadzie:

Katarzyna Nocuń: Aborcja w dyskusji publicznej funkcjonuje jako sprawa dotycząca wyłącznie kobiet. Jaka jest perspektywa osób mających za sobą doświadczenie aborcji? Tych osób, które brały udział w prowadzonych przez pana grupach terapii poaborcyjnej i kursach?

Jonathan Jeffes: Na początku pracy terapeutycznej kobieta odkrywa w sobie pokłady złości. Co istotne, jest ona skierowana na mężczyznę, z którym kiedyś zaszła w ciążę. W wyjaśnieniu źródła tego uczucia kluczowy jest moment, w którym poinformowała go, że spodziewa się dziecka.

Oczywiście czasami o aborcji decyduje w tajemnicy przed mężczyzną. Zdarzają się też przypadki, że to on wymusza na kobiecie decyzję. Najczęściej jednak ma miejsce taki lub podobny dialog: "Jestem w ciąży. Co według ciebie powinniśmy zrobić?" - mówi ona. Na co on odpowiada: "Postąpię tak, jak będziesz chciała".
W pierwszej chwili wydaje się, że w ten sposób mężczyzna okazał jej wsparcie. Gdy jednak uważniej wsłuchać się w ten komunikat, okazuje się, że ma on drugie dno: "Zrobimy to, co uważasz za słuszne. Mam na myśli aborcję".

O aborcji mówi się jako o wyborze kobiety. Co jednak nazywamy wolnym wyborem? Kobieta do podjęcia decyzji w poczuciu wolności potrzebuje zapewnienia ze strony mężczyzny, że jeśli zdecyduje się na urodzenie dziecka, będzie mogła liczyć na jego pełne wsparcie. Chciałbym tu podkreślić, że nie chodzi o zacieśnienie jej relacji z mężczyzną, ale o pewność, że on zapewni dziecku bezpieczeństwo.

Okazuje się, że to postawa mężczyzny jest decydująca. Gdy kobieta spotyka się z reakcją, którą opisałem wyżej, nie możemy mówić o realnym wolnym wyborze.

Jak wyglądałaby właściwa reakcja?

Prawidłową odpowiedzią mężczyzny byłoby: "Rozumiem, że rozważasz aborcję, ale chciałbym, abyś wiedziała, że jestem z tobą w tej sytuacji w stu procentach. Jeśli uważasz, że nie dasz rady z wychowaniem dziecka, wezmę je i wychowam".

Inny wariant odpowiedzi dającej kobiecie realny wybór mógłby brzmieć: "Patrząc realistycznie, oboje nie jesteśmy w stanie na tym etapie życia wychować dziecka. Dlatego być może będziemy musieli rozważyć oddanie go do adopcji. Ale teraz, w tym kryzysowym momencie, jestem z tobą. Przy dobrej woli i samozaparciu damy radę".

Jednak w większości wypadków tego rodzaju zapewnienia nie padają.

Podczas kursu kobiety zaczynają dostrzegać, że decyzja o aborcji nie była wolnym wyborem.

****

Katarzyna Nocuń - na co dzień relacjonuje wydarzenia polityczne dla agencji prasowej. Interesuje się polityką zagraniczną i reportażem

Jonathan Jeffes - zajmuje się poradnictwem w dziedzinie ciąży kryzysowej, od dwudziestu lat prowadzi grupy terapii poaborcyjnej dla kobiet i mężczyzn. Autor książki "Co dzieje się po aborcji?". Jest mężem, ojcem dwójki dzieci. Przez większość życia był pilotem helikopterów - pracował dla policji i pogotowia ratunkowego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Aborcja - wolny wybór kobiety?
Komentarze (54)
K
Krzysiek
3 listopada 2016, 07:39
Teraz troszkę pofilozofuję. Jeżeli naszym celem jest ochrona dzieci poczętych a władza jest przeciwna takim rozwiązaniom. To powinniśmy się zacząć wzorować na komunistach i wszelkiej maści lewicowcach i dzialać tzw. metodą salami.  Zacząłbym od tego, że do przeprowadzenia aborcji konieczna jest zgoda ojca (pod warunkiem, że do zbliżenia doszło za zgodą dwóch stron). Taki zapis w prawie jest jak najbardziej logiczny, ponieważ ojciec z mocy prawa ma obowiązki wobec zstępnego (np. płacenie alimentów). Wobec tego powinien mieć również swoje prawa (takie jak matka). Ten krok zmniejszył by ilość aborcji i uratował jakąś część dzieci. W kolejnym kroku trzeba znowu minimalnie zwięszyć zakres ochrony itd itp. To nie jest idealna droga, ale zawsze jakoś nas przybliża do stanu pożądanego.
Agamemnon Agamemnon
3 listopada 2016, 20:27
Tyle tylko, że zapisy ustawowe nie posiadające cech prawa nie są prawem. Wszystkie zapisy  abortywne nie są prawem, ponieważ lex dubia non obligat -  podstawa kryterium prawa.
WM
Wojciech Maliczak
1 listopada 2016, 06:29
Aborcja to zabójstwo. Jednocześnie nazwa wskazuje na metodę jego wykonania - ani to gilotyna, gaz czy gułag. Jeśli a. jest sankcjonowana prawnie a źródłem prawa jest etyka lub władza zatem albo już weszliśmy w cywilizację śmierci albo mamy jakiś anonimowych władców, którzy nam to prawo serwują. A. dotyczy likwidacji człowieka, którego materialny byt daje kobieta i mężczyzna. Przy takiej wolności jaką mamy obecnie a. nie jest mozliwa bez zgody kobiety. To tylko i wyłącznie od niej zależy - wykluczamy przypadki anormalne jak np. gwałt - czy dojdzie do powstania człowieka. Wracamy do punktu wyjścia: mała i krzykliwa grupa kobiet przy wsparciu mamony, którą dysponuje nieliczna również grupa mężczyzn o aspiracji herrenvolk'ów usiłuje większości homo sapiens wcisnąć swoją c. śmierci i okupacyjne prawo. Trzeba być bezdennie naiwnym (czytaj głupim) sądząc, że a. czy eugenika to ostatnie słowo koryfeuszy ww. cywilizacji.
Agamemnon Agamemnon
31 października 2016, 00:47
W takich wypadkach w dyskusji podaje się zwykle  za przykład grupę metod antypoczęciowych z grupy szkodliwych. Grupę metod antypoczciowych, nieszkodliwych  zwolennicy abstynencji małżeńskiej ( małżeństwa białego)  raczej pomijają. Dlaczego? Czy przemilczanie metod i środków antypoczęciowych nieszkodliwych uchroni ich pogląd przed kompromitacją?  To, że jakaś dobra sama w sobie rzecz może być użyta do złych celów nie znaczy, by daną rzecz wyeliminować z życia społecznego. Manichejczycy za wszelką cenę, wszystko co może być wykorzystane w złym celu w dziedzinie seksualności człowieka chcą eliminować. Takie myślenie nie jest jednak logicznym myśleniem. Nóż można wykorzystać do krajania chleba, ale  i do celów zbrodniczych, nie znaczy byśmy zaniechali produkcji noży. To, że metody antypoczęciowe mogą być wykorzystane w celach nierządu nie znaczy, że nie mogą służyć małżeństwom w dobrych celach.   „Oderwanie seksu od płodności” - pojęcie wykute przez ideologów manichejskich. Manichejski światopogląd stoi na stanowisku, że seks potrzebny jest  tylko dla płodzenia dzieci a więc po skończeniu rodzenia  upragnionej  przez małżonków ilości dzieci, małżeństwo to ma wchodzić w stadium małżeństwa białego, gdy metody NRP zawodzą np. w okresie  około klimakterium. Takie są konsekwencje  mentalności „nierozdzielania seksu od płodności”. Tymczasem rola seksu małżeńskiego  nie sprowadza się jak chcą ideolodzy manichejscy  do płodzenia tylko i wyłącznie dzieci. Rola seksu małżeńskiego jest dwojaka; a) przedłużenie gatunku, b) zaspakajane  potrzeb psychofizycznych małżonków. Dzięki temu miłość małżeńska jest w sposób zasadniczy różna, niż miłość małżeństwa białego czyli o kształcie miłości siostrzano – braterskiej. Jeśli miłość siostrzano – braterska  pomiędzy małżonkami występuje dlatego, że właśnie takiej miłości małżonkowie ci pragną nie ma nic w tym złego, ale jeśli miłość siostrzano – braterska ( małżeństwo białe) jest narzucone małżonkom z zewnątrz przez ideologię (np. przez  zasady zawarowane w Humanae vitae) wówczas mamy do czynienia z  układem patologicznym. Nikt nie ma prawa narzucać swoich poglądów siłą innym ( w przypadku zasad  zawarowanych w Humanae vitae ideologia ta została narzucona z zewnątrz pod presją grzechu śmiertelnego, a to jest już psychiczna przemoc, przemoc która  doprowadziła na przestrzeni obserwowanych 40. lat wcielenia w życie do  dysfunkcji wielu małżeństw co w dalszej konsekwencji doprowadziło do rozlicznych separacji małżeńskich z rozwodami włącznie. Na tym nie wyczerpują się negatywy wprowadzenia w życie zasad wynikających z Humanae vitae. Były notowane przypadki   samobójstw, gdy małżonka pod wpływem ideologii  manichejskiej zawarowanej w Humanae vitae, odmawiała pożycia. Mężowi zawalił się cały świat wartości. Runęła jedność małżeńska, pozostał układ wzajemnej wymiany usług, a tego  mężczyzna  ten nie zniósł. Sprawa ciągnęła się wiele lat. Zakończyła się tragicznie. Małżonkowie maja prawo do pożycia małżeńskiego również i wówczas gdy zakończą proces rodzenia upragnionych dzieci. To, że na tym świecie nic nie jest doskonałe, nie znaczy , że mamy ze wszystkiego rezygnować, to że metody antypoczęciowe z grupy nieszkodliwych dla organizmu ludzkiego  nie posiadają stuprocentowej pewności to również wiemy, nie znaczy że mamy  z nich zrezygnować i przejść na pozycje małżeństwa białego. Dlatego  jeśli na świat pocznie się następne dziecko, już nieplanowane, trzeba je przyjąć z uwagi na prawo jego do życia i prawo do miłości. Nie wolno jednak ludziom zakazywać  pożycia małżeńskiego i wtłaczać im ideologie wysoce szkodliwe.
31 października 2016, 08:24
Jak czytam takie wywody to widzę jak wielu oddaje pokłon bożkowi seksu. Fałszywe jest twierdzenie, iż katolickie małżeństwo ma być białe. Fałszywe jest twierdzenie iż w wyniku nauczania Kościoła rozpadają się małżeństwa. To wszystko fałsz. Fałszywe jest tez twierdzenie, iż bez seksu małżeństwo się rozpadnie, czy mąż popełni samobójstwo.  W życiu małżeńskim naturalnymi są okresy bez seksu. Czas ciąży (o ile są jakieś komplikacje), połogu, choroby małżonków, czy dzieci, czas stresów, przemęczenia etc. Jest czas około menopauzy. Ale w naszych rozważaniach ciekawszy wydaje się być okres andropauzy, bo co wtedy ma zrobić żona? Tutaj już żadna antykoncepcja nie pomoże na pożycie małżeńskie. I co wtedy? Małżeństwo bez seksu rozpadnie się z winy męża, który już nie może? Natomiast prawdziwe jest twierdzenie, iż antykoncepcja daję ułudę "bezpieczeństwa od dzieci". Wystarczy prosta statystyka, aby pojąć. Na 100 kobiet współżyjących z użyciem prezerwatywy notuje się w ciągu roku 10-15 ciąż. I prawdziwe jest twierdzenie, iż antykoncepcja daje możliwość „bezkarnych” skoków w bok, współżycia byle gdzie i byle z kim. I nie HV, ale antykoncepcja powoduje rozpad małżeństw.  Bo skoro żona nie może , a mąż musi mieć seks, albo odwrotnie, to czemu nie poszukać sobie kochanki/kochanka? Bo przecież bez seksu niektórzy chcą popełnić samobójstwo (jak tutaj wypisujesz)
Agamemnon Agamemnon
31 października 2016, 13:35
Nie jest prawdą, że pożycie małżeńskie pozbawione ograniczeń ideologicznych jest bożkiem seksu małżeńskiego. Pożycie małżeńskie  nie jest bożkiem seksu jak chcą ideolodzy manichejscy, ale wynika z prawa naturalnego i z prawa natury. Sex małżeński jak sam zauważyłeś posiada naturalne ograniczenia, na które człowiek nie posiada wpływu. Dokładanie ograniczeń ściśle ideologicznych  powoduje zjawisko redukcjonizmu a skutki tego nie chcesz zauważyć, być może ,że nie opierasz się na długofalowej obserwacji tego zjawiska jakie zaistniało w Kościele katolickim, gdy zaprzeczasz faktom. Argument, że metody antypoczęciowe mogą być użyte również w złych celach, dlatego należy je w całości odrzucić jest słabym argumentem, ponieważ wszystko, co wymyślił i wyprodukował rozum ludzki może służyć  dobrym celom, a może też służyć złym celom w zależności od wyboru celów przez dany  podmiot. Istota wyboru tkwi w formacji etycznej podmiotu.
31 października 2016, 19:41
"Były notowane przypadki   samobójstw, gdy małżonka pod wpływem ideologii  manichejskiej zawarowanej w Humanae vitae, odmawiała pożycia. Mężowi zawalił się cały świat wartości. Runęła jedność małżeńska, pozostał układ wzajemnej wymiany usług, a tego  mężczyzna  ten nie zniósł. Sprawa ciągnęła się wiele lat. Zakończyła się tragicznie." A jak żona byłaby chora, przemeczona to co wtedy? Mąż potrafiłby przeżyc bez seksu?  Wiec najpierw zadaj sobie pytanie na ile seks jest faktycznei niezbędny w małżeństwie. A poźniej zauważ, ze za trochę to Ty będziesz neidomagać w tej sferze, a żona bęąc po menopauzie będzie mogła "bezkarnie" współżyć. Ciekawe co jej powiesz, jak dojdzie (idąć Twoim tropem rozumowania) iż skoro niedomagasz, to małżeńśtwo sie rozpada z Twojej winy. Potrzebujesz dalszych dowodów na falszywosc Twojej tezy o tym, iż ktoś sztucznie ogranicza Tobie seks. Co do reszty tych bzdur, co tu nieustannie wypisujesz, to widać iz masz problem z bożkiem seksu.   
A
Agamemnon
31 października 2016, 21:10
A jak żona byłaby chora, przemeczona to co wtedy? Mąż potrafiłby przeżyc bez seksu? Wiec najpierw zadaj sobie pytanie na ile seks jest faktycznei niezbędny w małżeństwie. Tyle tylko, że choroba małżonków stawia ich w układzie koniecznym. Każdy człowiek jak też żyjący w  małżeństwie znajduje się w jakimś układzie koniecznym, który musi znosić czy chce czy nie chce, konieczność wymusza na nim odpowiednie postawy i działania.  Ideologia natomiast to ciężar dodatkowy, obiektywnie nie konieczny, co więcej jak się okazuje po pewnym czasie szkodliwy. Gdy podmiot zauważa, że znalazł się w okoliczności  ideologicznego absurdu, wówczas jego reakcje są diametralnie inne niż w przypadku obiektywnej konieczności narzuconemu mu przez los. Obiektywny stan rzeczy  można zmieniać poprzez działanie, np. poprzez leczenie się. Narzuconej ideologii nie da się zmienić dopóki  nie zaistnieje stan świadomości,  że zostało się oszukanym. Na tym polega różnica. Ideologia manicheizmu to ciężar  dodatkowy, który w sensie obiektywnym nic nie daje ludziom, natomiast niszczy  więzi małżeńskie i rodzinne, osłabia również powagę i wiarygodność Kościoła a to jest również bolesne o ile jest się w bliskiej relacji z Chrystusem. Jestem pod wrażeniem śmierci człowieka, którego pogrzeb odbył się w ostatni poniedziałek, popełnił samobójstwo. Jak się okazuje  psychika i osobowość wrażliwego mężczyzny w układzie małżeńskim zredukowanym do układu wymiany usług okazała się na tyle słaba w tym przypadku, aby przetrwać kryzys poprzez poszukiwanie racjonalnego rozwiązania.
Agamemnon Agamemnon
31 października 2016, 21:37
Nie można mówić o "zbędności" czy "niezbędności seksu" w małżeństwie  jest to zagadnienie uznaniowe poszczególnych małżonków, możemy natomiast mówić o wartości seksu małżeńskiego. W tej konfiguracji  seksualizm  małżeński widziany  okiem ideologii manichejskiej jawi się jako maszynka do płodzenia dzieci z zakazem małżeńskiego pożycia po zrodzeniu już dzieci poprzez zakaz stosowania środków i metod antypoczęciowych jak to widzimy na przykładzie treści  zapisanej w Humanae vitae, co oznacza nic innego jak to że małżonkowie  stają się w sensie praktycznym białym małżeństwem. Czy przeprowadzono badania naukowe II okresu pożycia małżonków, ponieważ właśnie w II okresie po zrodzeniu dzieci, gdzie zachodzą procesy geriatryczne  a określenie czytelności cyklu stają się zbyt niebezpieczne dla podejmowania pożycia małżeńskiego z pominięciem metod i środków antypoczęciowych, by nie znaleźć się w sytuacji dzieci dodatkowych, na których małżonków może nie być stać. Cała ideologia redukcjonizmu pożycia małżeńskiego zawarowana w Humanae vitae, przyniosła małżonkom katolickim małżeństwo białe wraz ze wszystkimi  negatywnymi  skutkami z separacją i rozwodami włącznie.
Agamemnon Agamemnon
31 października 2016, 22:04
Czy jest możliwe prowadzenie dialogu z człowiekiem, który chce zabronić produkcji noży tylko dlatego, że ktoś może tym narzędziem kogoś pozbawić życia? Czy jest możliwe prowadzenie dialogu z człowiekiem, który chce zabronić budowy dróg, gdyż tam właśnie zdarzają się liczne śmiertelne wypadki samochodowe? Czy jest możliwe prowadzenie dialogu z osobą, która chce zabronić stosowania środków i metod antypoczęciowych, gdyż jakiś degenerat może skorzystać z nich i zdradzić swoją żonę? Czy jest wreszcie możliwe prowadzenie dialogu z osobą stosującą powyższe zabiegi intelektualne, łącznie z argumentem koronnym ad personam , cytuję: „Co do reszty tych bzdur, co tu nieustannie wypisujesz, to widać iz masz problem z bożkiem seksu." ? Ideolodzy manichejscy jak widzimy w swoich szeregach posiadają zwolenników o takim poziomie intelektualnym i moralnym.
1 listopada 2016, 05:58
Dla wynawczy bożka seksu okresy naturalnej wstrzemieźliwości od seksu (choroba, połóg) to musi być dramat. Dramatem muszą być też procesy starzenia się, szczególnie wtedy, gdy by sie chciało, ale nie wychodzi. Pewnie wtedy mężczyzna owladniety bożkiem seksu wyda krocie na tzw. leki na potencje. No bo inczej małżeństwo (bez seksu) się rozpadnie. Ale jak widać najlatwoej wyznawcom bozka seksu przychodiz oskarżyć własny Kościół. O całe zło swiata bo Kościół mówi iż wyznawanie bożka seksu jest złem. Tak jak złem jest antykoncpecja. Te słowa oskarżanai Kościoła, ktore tutaj wypisuejsz jasno pokauzją jakie są skutki antykoncpecji.
Agamemnon Agamemnon
1 listopada 2016, 19:17
Manichejczycy, aby zredukować pożycie małżeńskie do absurdalnego minimum posiedli specyficzną nomenklaturę dla obrony swojego stanowiska. Bożek Manes  mówi o "bożku seksu" w kontekście małżeństwa sakramentalnego, gdzie dziedzina seksualna dana jest  światu małżeńskiemu do ich własnej obopólnej  dyspozycji, dziedziny do której nikt  poza małżonkami i Bogiem nie ma dostępu. Ataki Manesa na małżeństwa sakramentalne (ingerencja w wewnętrzną strukturę małżeństwa) z użyciem nomenklatury mających dyskredytować pożycie małżeńskie są zjawiskiem znanym w literaturze katolickiej, będącej pod wpływami ideologii manicheistycznej. Kościół nie jest Bogiem, ma głosić prawdę przekazaną przez Boga a nie babrać się w nauce własnej, sfalsyfikowanej przez próbę czasu, przynosząc małżeństwom sakramentalnym niezliczone krzywdy w postaci dychotomii małżeńskiej. Tak to jest, gdy się głosi nie naukę Boga, zawarowaną w Ewangelii a naukę własną w postaci chciejstwa przy eliminacji poznania wynikającego z metodologii nauk szczegółowych.
2 listopada 2016, 09:35
Czy tylko w temacie seksu nie akceptujesz nauki Kościoła mówiącej iż mamy być płodni i mamy się rozmnazać, czy mówiącej iż nie wolno rozrywać seksu i płodności? I dalej nie potrafisz odpowiedzieć na proste pytanie, jak wygląda Twój poglad na znaczenie seksu malżeńskiego w wypadku andropauzy? Co wtedy?
Agamemnon Agamemnon
3 listopada 2016, 00:39
Co ma wspólnego  ideologia manichejska ingerująca poprzez Magisterium Kościoła katolickiego w strukturę małżeństwa sakramentalnego z procesami starzenia się? W jakim celu zadajesz pytania ,które pomijają istotę  manicheizmu przyjętego przez Kościół katolicki. A co do rozmnażania, to nikt jak do tej pory nie zabronił Ci rozmnażać się jak króliki. Natomiast ingerowanie przez Kościół katolicki w strukturę pożycia małżeńskiego i doprowadzenie  struktury pożycia do postaci patologii pożycia małżeńskiego poprzez ideologiczne wymuszenie abstynencji seksualnej, obciąża powagę Kościoła katolickiego jak też stało się nieszczęściem  wielu związków małżeńskich w postaci separacji  psychofizycznej małżonków z dalszymi  wynikającymi z tego następstwami aż do rozwodów włącznie.
PM
Pola Magierska
30 października 2016, 15:41
Bardzo dobry artykuł!
MR
Maciej Roszkowski
30 października 2016, 14:36
Nie ma odrębnych praw kobiet, dzieci, uczniów, mniejszości, starów, matek karmiących piersią etc, etc. Jest katalog praw człowieka i obywatela, jako świeckie naśladowanie Dekalogu i cnót chrześćijańskiech. Reszta to żądania mniej lub bardziej nieuzasadnione. Wiele  z żądań  w obecnych manifestacjach jest zasadnych - równe płace, zdecydowana walka z molestowaniem i gwałtami, dyskryminacją. Da się je zaspokoić poprzez istniejące, tyle że konsekwentnie stosowane, prawo i zmiany kulturowe.
PM
Pola Magierska
30 października 2016, 17:26
No właśnie, że są! Na przykład prawa dziecka i prawa osoby dorosłej są różne. Dzieci np. nie mają praw wyborczych.
MR
Maciej Roszkowski
31 października 2016, 10:57
Katalog praw człowieka i obywatela (kilkakrotnie potwierdzany przez organizacje międzynarodowe) jest na tyle uniwersalny, podobnie jak Dekalog, że obejmuje te prawa ogólnie ale  i w sposób zróżnicowany dla różnych ludzi. Np. jeśli stanowi on o równości praw kobiety i mężczyzny, to nie ma potrzeb wyszczególniać odrębnie praw kobiet. Prawodawstwo posczególnych państw ma być z nim niesprzeczne. Z całym szacunkiem dla Pań
Agamemnon Agamemnon
30 października 2016, 01:49
Cechą prawa jest to, że nie szkodzi (Lex non nocet). Z formuły "Lex dubia non obligat" i formuły Radbrucha wynika istota filozofia prawa. Abort nie jest prawem, ponieważ szkodzi. Szkodzi przedmiotowi abortu (zabijany jest człowiek). Ontogeneza obejmuje człowieka od poczęcia do jego osobniczej śmierci. Ustawy aborcyjne nie spełniają wymogów prawa są zatem ustawami pozaprawnymi, stosowanie ich w praktyce jest przestępstwem, ponieważ narusza prawo naturalne do życia człowieka. Prawo do życia wypływa z logiki. Ja szanuję twoje życie, ty uszanuj moje. Naruszanie tego prawa jest nie tylko aktem skierowanym przeciwko logice ale i człowiekowi jako podmiotowi prawa.
Agamemnon Agamemnon
30 października 2016, 01:44
Nie istnieje fałsz antykoncepcji jak głoszą ideolodzy manicheizmu, istnieje natomiast osobowość abortywna.  Istota zagadnienia tkwi nie w metodach regulacji poczęć, one bowiem muszą istnieć, jeśli ma istnieć pożycie małżeńskie  w całej przestrzeni pożycia małżeńskiego ( bez ideologicznej reglamentacji ograniczającej pożycie  tylko do płodzenia dzieci) lecz w osobowości podmiotu. Istnieje ideologia manicheistyczna  propagująca abstynencję  pożycia małżeńskiego, gdy ilość  potrzebnych (pożądanych) przez małżonków dzieci została już zrodzona. Ideologia ta uderza przede wszystkim w małżeństwa sakramentalne ( ponieważ  przyjmują oni zazwyczaj to co im głosi w tym zakresie zmanicheizowany Kościół a nie w uprawiających seks pozamałżeński, którzy tej nauki nie dopuszczają do swojej świadomości, jak też nie dopuszczają nauki nawet tej zdrowej, gdzie obowiązują zasady czystości przedmałżeńskiej i zasady poszanowania życia. Podstęp ideologów manichejskich, których nam się namnożyło w Kościele katolickim polega na próbie wykorzystania  zjawiska przestępstw aborcji do zdyskredytowania metod antypoczęciowych, by w ten sposób wtłoczyć małżeństwa katolickie w układ koniecznej abstynencji seksualnej jak chce autor encykliki Humanae vitae, a tym samym zredukować pożycie małżeńskie jedynie do płodzenia dzieci. Katoliku jeśli chcesz współżyć ze swoją małżonką musisz rozmnażać się jak króliki, albo  uprawiać małżeństwo białe, brzmi  manichejska dewiza. Dewizę tę w literaturze katolickiej, nazwano "katolicką etyką małżeńską".
30 października 2016, 06:33
Nikt nie musi dyskredytować metod antykocpecyjnych poniewz one sie same dyskredytują. Po pierwsze nie istnieją metody dajace 100% gwarancje, iz kobieta nie zajdzie w ciąże. A po drugie częśc metod polega na ubezpladnianiu kobiety przez ingerencje chemiczne w jej organizm. Czy tego oczekuje od swej żony jej przykładny mąż? No i jest po trzecie - dzięki antykoncepcji udało się oderwać seks od płodności, co powoduje iż popularny jest też seks pozamalzeński. Bo skoro (rzekomo) nie niesie żadnych konsekwencji, to czemu czekać ze współżyciem na ślub?
Agamemnon Agamemnon
31 października 2016, 22:30
Metody i środki antypoczęciowe dzielą się na dwie grupy: a) grupę, która szkodzi organizmowi człowieka  np. zakłóca gospodarkę hormonalną, b) nieszkodliwe dla człowieka Ideologia manichejska zabrania korzystania z grupy środków, które nie szkodzą organizmowi człowieka, zabraniają też  stosowania środków i metod , które szkodzą człowiekowi. Manichejczycy stoją na stanowisku, że seks małżeński istnieje w celu tylko i wyłącznie płodzenia dzieci, dlatego środków antypoczęciowych nie wolno stosować (por.:Humanae vitae).
1 listopada 2016, 06:02
Njlepszy w tym jest fakt, iz nikt nikomu nieczego nie zabrania. Kościół na bazie HV głosi jasno, iż antykoncpecja jest złem. Jak widać jednym z objawów tego zła jest pisanie falszywych oskarzeń. ps. możesz wymienić jakikolwiek środek antykoncepcyjny nie szkodzący człowiekowi?
Agamemnon Agamemnon
2 listopada 2016, 00:25
Chcesz bym udzielił Ci korepetycji? Jak chcesz z taką wiedzą prowadzić jakikolwiek dialog na temat, małżeńskiego seksualizmu?
2 listopada 2016, 09:38
Twierdzisz, iż znasz nieszkodliwe, dobre dla małżonków środki antykocepcyjne. Możesz je wymienić?
2 listopada 2016, 09:38
 
2 listopada 2016, 09:38
 
2 listopada 2016, 09:38
 
Agamemnon Agamemnon
3 listopada 2016, 20:46
Manichejczyk jest nieomylny a w swej nieomylności posiadł wiedzę, która dana mu została z góry, że wszystko co wynalazł i wyprodukował rozum ludzki jest szkodliwe. Szkodliwy jest nawet nóż, ponieważ nie tylko służy do krajania chleba ale i do zabijania ludzi, więc dyskusja ze mną , który uznaje  naukę jako źródło wiedzy jest bezprzedmiotowa.
Agamemnon Agamemnon
3 listopada 2016, 21:01
Jeśli nie rozróżniasz metod i środków antypoczęciowych nieszkodliwych dla organizmu człowieka  od grupy środków i metod szkodliwych a wszystkie uważasz za szkodliwe zgodnie z nauką Watykanu czyli Kościoła, mam dla Ciebie  pytanie. Jakich argumentów użył bł. Paweł VI, gdy w swojej encyklice Humanae vitae zabronił małżonkom pożycia małżeńskiego, aby nie  ośmielili się współżyć ze sobą nie chcąc w nieskończoność płodzić dzieci?
Oriana Bianka
29 października 2016, 22:57
Najbardziej podoba mi się wypowiedź TomaszaL: "Ja bym nie nazywał mężczyznami tych, co namawiaja do aborcji, wymuaszają aborcje, ani tych, co uciekają przed odpowiedzialnością za swoje nienarodzone dziecko. Co wiecej, ja bym nie nazwal meżczyzna kogoś, kto nie podejmie walki o swoje nienarodzone dziecko. Jezli dojdzie do aborcji, to oczywistym jest, iż takie osoby są współwinne grzechowi aborcji. I to czesto bardziej winne niż matka abortowanego dziecka." Tak właśnie powinni postępować prawdziwi mężczyźni :-) Od siebie dodam, że ojcowie - prawdziwi mężczyźni powinni również wiedzieć, że dzieci potrzebują ich tak samo później i angażować się w ich wychowanie. Panowie, nie zostawiajcie spraw wychowania tylko matkom! Dziecko będzie tym, kim my jesteśmy. To my, rodzice kształtujemy osobowość dziecka, przede wszystkim przez swój przykład. Zatem Panowie, nie doszukujcie się przyczyn złego wychowania dzieci w nadopiekuńczych matkach lub w feminizmie, tylko włączcie się aktywnie w ich wychowanie :-)
no_name (PiotreN)
30 października 2016, 00:12
O ile zgodzę się co do tego, iż ojcowie powinni wnosić wkład w wychowanie dzieci (synów np. nigdy nie jest w stanie dobrze wychować samotna matka), to już inaczej postrzegam ten problem w rzeczywistości. Kiedyś (inni określają ten czas feudalnym ;-) zasady wychowania synów były bardzo proste. Chłopcem do okresu tzw. postrzyżyn zajmowała się i wychowywała jego matka. Po tym obrzędzie syn przechodził pod ojcowska kuratelę i własnie dzięki temu miał okazję wyrosnąć jak to ładnie ujęłaś na prawdziwego mężczyznę! Warto dodać,  najlepszy wiek dla tego chłopca przy przekazywaniu nad nim kontroli wynosił ok. 7 lat. Odnieśmy to teraz do czasów współczesnych. Proszę mi powiedzieć która matka pozwala tacie ich dziecka wychowywać go przez jego ojca, jeśli z mamą mają różne zapatrywania na te sprawy? Z doświadczenia mogę dowieść, iż w niewielkim procencie kobieta zdolna jest pozwolić ojcu na taką autonomiczną opiekę nad dzieckiem. Matki po prostu najczęściej zawłaszczają swoje dzieci, bo twierdzą, że dzieci są ich, a nie ojców. Te o feministycznych poglądach bez wyjątków! A potem dzięki temu lament i załamywanie rąk. Pozdrawiam wszystkie Kobiety... no może z wyjątkiem feministek. :-)
30 października 2016, 06:41
Masz racje z tą obecnością obojga rodziców w procesie wychowaczym dziecka. Niestety dziś wielu oczekuje iż ojciec to będzie tak drugą matka. A tak nie powinno być. Wazne jest aby czuła i opiekuńcza matka miała wspracie często tego "złego" surowego, wymagajacego kochajacego ojca. Ktoś musi umieć stawiać bariery, wymagać od dziecka itd. Ale później to ojciec powinien pierwszy wypuszczać dziecko z domu rodzinnego, usamodzielniać od siebie i od matki. Szczególnie to jest ważne gdy wychowuje się syna aby nie stał sie on mamisynkiem.
30 października 2016, 07:05
Niestety współcześnie lasnowane wzorce tzw. miłości rodzicielskiej sa katastrofą jeżeli chodzi o wychowanie chłopców na samodzielnych mężczyzn. Po pierwsze wymaga sie od ojców bycia jak matki. Po drugie nadopiekuńczość i tępienie samodzielności młodego czlowieka osiaga dziś kuriozalne rozmiary. Kiedy młody człowiek ma się nauczyć konsekewncji swych czynów lub zaniechań? Jak mamusia odrabia za neigo lekcje (aby nei dostal słąbych ocen), czy jak tatuś załtwia korepetycje? Kiedy ma sie taki młody człowiek nauczyć życ, jak rodzice załatwiają za niego wszystko, nawet z jego rówiesnikami.   Po trzecie paniczny strach rodziców przed normalnym rodzinnym konfliktem i buntem dorastającego chłopaka powoduje iż później "mężczyźni" nie potrafią przeciwstawić sie swoim matkom co ma dramatyczne konsekwencje w życiu ich "nowych" rodzin. Która żona zniesie konflikt z teściową, gdy za meza ma mamisynka?  Po czwarte ....
Oriana Bianka
30 października 2016, 12:51
Sytuacja, którą opisujesz, polegająca na tym, że matka nie pozwala na wychowywanie dziecka przez ojca jest nieprawidłowa. A zawłaszczanie dziecka przez matkę i twierdzenie, że dziecko jest tylko jej to już sytuacja chorobliwa, kobieta nie ma prawa tak postępować wobec ojca dziecka i bardzo takim postępowaniem krzywdzi dziecko. Nie możesz opisywać tego jako normy, to jest sytuacja nieprawidłowa, najczęściej występuje wtedy, gdy kobieta jest porzucona przez mężczyznę, albo gdy w małżeństwie panują niewłaściwe relacje pomiędzy małżonkami. Nadopiekuńczość jest postawą lękową, neurotyczną. Czasem powstaje wtedy, gdy kobieta długo oczekiwała na dziecko, ale też wtedy gdy była nakłaniana do aborcji i ochroniła dziecko.  Nadopiekuńczość rodziców (bo nie tylko matki są nadopiekuńcze) bardzo krzywdzi dziecko. Dzieci nadmiernie chronione nie nadążają za rozwojem ruchowym i społecznym rówieśników. Hamowanie ich samodzielności nie pozwala na nabywanie nowych doświadczeń  i zdobywanie wiary we własne możliwości. Nadopiekuńczość wywołuje u dziecka poczucie zagrożenia, nasila lęk i skłania do nadmiernej koncentracji na własnej osobie oraz prowadzi do postawy roszczeniowej. Nadopiekuńczość jest również zagrożeniem dla prawidłowego rozwoju odpowiedzialności. Rodzice wysyłają dzieci na przeróżne zajęcia: nauka języków, tenis itp, a nie rozumieją, że dziecko od małego (już od pierwszego roku życia) musi się uczyć samodzielności, a następnie odpowiedzialności. c.d. poniżej:
Oriana Bianka
30 października 2016, 12:55
c.d.: Konsekwencje są opłakane. Znam przykłady trzydziestoletnich, niesamodzielnych mężczyzn, niepracujących, pozostających na utrzymaniu rodziców. Czasem syn wyrywa się spod skrzydeł opiekuńczej matki i wyjeżdża na studia do innego miasta, albo wyjeżdża gdzieś daleko. Ale nie zawsze daje sobie radę, nieraz szybko porzuca żonę i znów wraca pod opiekuńcze skrzydła mamusi. Nadopiekuńczość to właściwie forma przemocy. A jak kobieta chce, żeby syn kompensował jej brak mężczyzny (męża) i zaspokajał jej potrzeby emocjonalne, to już coś strasznego, matka nie ma do tego prawa! Niestety trudno takim osobom wytłumaczyć błędy, jakie popełniają, często nawet uważają, że poświęcają się dla dziecka. Apeluję do kobiet, aby nie były nadopiekuńczymi matkami, pozwalały dzieciom na samodzielność, uczyły odpowiedzialności oraz pozwalały ojcom na udział w wychowywaniu dzieci, a do mężczyzn, żeby nie porzucali matek swoich dzieci, robili wszystko, aby uczestniczyć w wychowywaniu swoich dzieci oraz aby kochali swoje żony i mieli dla nich czas (aby kobieta, broń Boże nie szukała kompensacji niedostatków miłości i uwagi ze strony męża w synu!). Pozdrowienia dla Pań i Panów od matki synów, która nie była i nie jest nadopiekuńcza :-) P.S. Charakter dziecka kształtuje się właściwie w wieku do 6 lat, więc to za późno, żeby ojciec włączył się w wychowanie dopiero, gdy dziecko ma 7 lat.  
Oriana Bianka
30 października 2016, 13:09
Tomaszu, o toksycznej nadopiekuńczości napisałam w odpowiedzi do No_name. Chcę tylko dodać, że ojciec jest bardzo ważny nie tylko w wychowaniu chłopca, ale również - dziewczynki. A samodzielnosci i odpowiedzialności powinni uczyć oboje rodzice. 
29 października 2016, 12:19
W naszym, jakże jeszcze zacofanym kraju  działa oczywiście wiele form pomocy matkom, które z różnych powodów zastanawiają się nad aborcją. Dostępna jest też pomoc dla matek, które dokonały aborcji. Wiec może szanowana Autorko czas poszukać i pomóc takim dziełom. Dywagowanie jak mężczyzna ma się zachować na wieść o ciąży nie ma sensu. Bo mężczyźni wiedzą co robić. A niedojrzałych dupków, którzy uciekają od odpowiedzialności za żonę (kochankę) i nienarodzone dziecko i tak takimi artykułami się nie wychowa.
Z
Zbyszek
29 października 2016, 13:40
Coraz większym problemem jest postawa mężczyzn - coraz więcej wie co ma robić: nic, to nie ich sprawa. Osobniki tego typu są największymi beneficjentami feminizmu / gender (nie kobiety!). Zresztą jest to biologicznie uwarunkowane - vide eksperyment z myszami (okropnie czytany ale najlepszy po polsku jaki znalazłem): https://www.youtube.com/watch?v=5Oe6vUjL1DE
29 października 2016, 18:31
Ja bym nie nazywał mężczyznami tych, co namawiaja do aborcji, wymuaszają aborcje, ani tych, co uciekają przed odpowiedzialnością za swoje nienarodzone dziecko. Co wiecej, ja bym nie nazwal meżczyzna kogoś, kto nie podejmie walki o swoje nienarodzone dziecko. Jezli dojdzie do aborcji, to oczywistym jest, iż takie osoby są współwinne grzechowi aborcji. I to czesto bardziej winne niż matka abortowanego dziecka.
29 października 2016, 12:04
Proponuję najpierw popatrzeć na narracje kobiet. Hasła typu moja macica moja sprawa, domaganie się dla kobiet tzw. prawa do wyłącznej decyzji o aborcji, czy wreszcie o mówieniu o prawie kobiet do wyboru to przecież są hasła postępowych kobiet. Tych co chodzą na tzw. czarne marsze.  To są postulaty feministek. Więc to one domagają się prawa dla siebie i odgraniczenia praw ojca dziecka.  Po drugie i może ważniejsze, aborcja nigdy nie jest wyborem. Mówienie o aborcji w kategorii wyboru  jest ohydną manipulacją ludzi o mentalności cywilizacji śmierci. Po trzecie każda kobieta (poza przypadkami gwałtu) wie z kim może zajac w ciążę i jeżeli podejmuje decyzje o współżyciu winna się liczyć, iż jej kochanek będzie ojcem jej dziecka. Czemu przed podjęciem współżycia nie zweryfikuje jego nastawienia do dzieci. Czemu on podejmują współżycie nie zakłada iż jest już potencjalnie ojcem.  Bo to współczesny fałsz antykoncepcji powoduje, iż ciąża, czyli tzw. wpadka zaskakuje. I to samo widać w tym artykule. Jak głęboko żyje się w tym fałszu widać w poszukiwaniu właściwej odpowiedzi na informacje o ciąży.
28 października 2016, 18:40
@ p. Katarzyna Nocuń oraz inne szanowne czytelniczki Deona. Przy całej słuszności opinii o odpowiedzialności również mężczyzn za poczęte życia, mam jeszcze zasadnicze pytanie do Pań w  zaprezentowanej sytuacji. Dlaczego kobieta zadaje takie pytanie mężczyźnie ("Jestem w ciąży. Co według ciebie powinniśmy zrobić?") dopiero, gdy już zajdzie w ciążę? Dlaczego nie ustali tego z ukochanym, z którym idzie do łóżka, przed zajściem w ciążę?
WDR .
29 października 2016, 03:42
+
29 października 2016, 12:10
Znasz głoszone tak czesto hasła: antykoncpecja, "bezpieczny seks" ? Słyszaleś jak wielu ciążę nazywa wpadką?
29 października 2016, 12:31
Znam. Ponieważ życie poczęte jest istotą ludzką, którą należy chronić, tak więc jak już jest ciąża, to po przysłowiowych ptokach, nie ma nad czym dywagować, w sensie: usunąć/nie usunąć. Takie rozważania uważam wręcz za niedopuszczalne, w świetle nauki, czy zwykłego ucywilizowana społeczeństwa, wyjścia z jaskiń. Decyzje podejmuje się przed aktem seksualnym. Każdy przecież doskonale wie, jakie mogą być konsekwencje seksu - umywanie rączek "po" do mnie nie przemawia. Sorry, za późno. A to galaktyczne rozjechanie w kwestii: jakby co, to jest nasza macica, nasze ciało, a jakby co, to domagamy się alimentów, odpowiedzialności, które wspominasz wyżej, również uzględniłem w swoim przedostatnim wpisie na profilu fejsbukowym z dn. 05-10-20-16: [url]https://www.facebook.com/profile.php?id=100009509527997[/url]
29 października 2016, 13:17
"Każdy przecież doskonale wie, jakie mogą być konsekwencje seksu" To jest największy współczesny problem. Ludzie są wyedukowani, kończą szkoły, ale pojawienie sie ciaży zbyt wielu zaskakuje. Oderwano seks od prokreacji, a fałszywe poczucie tzw. bezpieczeństwa (bo dzecko jest przeciez dla wielu zagrożeniem) niestety często prowadzi do aborcji. 
PM
Pola Magierska
30 października 2016, 15:47
Chłopy są oczywiście jak zwykle niewinne. Potknąłem się i przypadkiem wpadłem ci między nogi. Dlaczego nie ustaliłaś ze mną wcześniej, że będziesz miała owulację - patrzyłbym pod nogi, żeby się nie potknąć. 
31 października 2016, 10:00
Nie napisałem, że „chłopy są niewinne, winne są baby”. Mężczyźni są współodpowiedzialni za poczęte życia, czytaj ze zrozumieniem. Wskazuję na to, że gdy kobieta jest już w ciąży, to już za późno na jakiekolwiek dywagacje. Pytanie dopiero wówczas mężczyzny co z tym zrobić, jak w artykule, to o poczęcie za późno.
K
Krzysiek
28 października 2016, 14:42
Bardzo dobra uwaga, że grzech aborcji to rówież wina ojców, zarówno  tych przyzwalających na takie czyny jak i tych umywających ręce.
29 października 2016, 12:11
Grzech aborcji dotyczy ojców i to czesto bardziej niż matki. Ale dotyka tez najbliższych i każdego kto do aborcji namawia.
Z
Zbyszek
28 października 2016, 12:53
Jeśli dobrze rozumiem Autorka odnosi się do problemu postawy mężczyzn i zostawiania ich bez pomocy, a właściwie (jakże to wygodne) wpychania w zabójstwo. Zgadzam się - dokładnie z tak rozumianym "wsparciem" należy bezwzględnie walczyć wszelkimi dostępnymi sposobami. Taki ktoś powinien minimum podlegać społecznemu ostracyzmowi. Podobnie też w przypadku facetów porzucających rodzinę - tu nie absolutnie niezbędne jest tępienie takich postaw a nawet osób
K
Kasia
28 października 2016, 11:40
Wiedza na ten temat jest. Pytanie, jak przekłada się ona na realną pomoc? Drugie pytanie, czy wiedza o tej pomocy jest dostępna? Nie ma tej informacji w artykule, ale kurs opracowany i praktykowany w Wielkiej Brytanii "Powrót i odnowa" być może będzie prowadzony także w Polsce (perspetywa około roku). Artykuły jak ten mają więc na celu poinforomowanie o tym, że tego rodzaju pomoc istnieje, że można po nią sięgać.
KJ
k jar
28 października 2016, 11:55
Mnie dotknęło w tym artykule własnie to, że mając wzorce w kraju my wyważamy otwarte drzwi. Nie wierzymy, że sami możemy prowadzić takie kursy w oparciu o własne wypracowane wzorce. Musimy je koniecznie przeszczepiać z zagranicy. Jak coś nie przychodzi z zewnątrz, to złe. Idealne modele są np. w Wielkiej Brytanii, a w Polsce nie ma. A przecież to jest nieprawda i absurd. To jest jakiś straszny kompleks i ignorancja dla pracy poprzednich pokoleń Polaków z ruchu pro life. Odbieram to jednoznacznie jako uderzenie w twarz Teresy Strzembosz czy Wandy Półtawskiej.
KJ
k jar
28 października 2016, 11:13
Dziwne, że musimy uciekać się do brytyjskich rozwiązań, gdy sami juz mamy dawno opracowane i zbadane te zjawiska. Terapie poaborcyjne w środowisku katolickim prowadzimy od Wielkiej Nowenny. Czyżby to nie było wiadome? A praca opublikowana w 1967 Hanny Malewskiej "Kulturowe i psychospołeczne determinanty życia seksualnego" to nic? Przecież tam jest dokładnie opisana, zbadana przez psychologów i lekarzy na przestrzeni lat zależność między typem i charakterem życia seksualnego a postępowaniem w sytuacji ciąży partnerów zarówno kobiet, jak i mężczyzn. A prace Wandy Półtawskiej na temat mizoginizmu w relacjach seksualnych? Przecież one wpłynęły na kształt "Humanae vitae". Po co wyważamy otwarte drzwi? Co się dzieje? Gdzie tkwi błąd, że w kolejnych pokoleniach się nie utrwala ta wiedza? Co z poradnictwem małzeńskim? Jaki jest stan tego poradnictwa, że trzeba pisać takie artykuły?