Apeluję do polskich biskupów: nie lękajcie się odszkodowań i sprawiedliwości!
Nie lękajcie się sprawiedliwości - taki apel chciałbym skierować za pośrednictwem tego felietonu do polskich biskupów. O co chodzi? O normalne podejście do postulatów odszkodowawczych od osób skrzywdzonych seksualnie przez duchownych.
Kilka dni dzieli nas od Dnia Solidarności z osobami skrzywdzonymi seksualnie w Kościele i dokładnie w tym samym czasie otrzymujemy informację, że w pewnej przestrzeni owej solidarności brakuje, a jeśli się ona pojawia, to często niestety jedynie w wymiarze werbalnym.
Smutnym dowodem na prawdziwość tej opinii jest ostatnia decyzja i jej uzasadnienie diecezji tarnowskiej, która zdecydowała się odrzucić roszczenia odszkodowawcze osób skrzywdzonych przez duchownego tej diecezji, który mógł wykorzystać ponad stu chłopców dlatego, że umożliwił mu to nie podejmując odpowiednich decyzji i przenosząc go na nowe parafie, gdzie miał nowe ofiary (za co zresztą został ukarany przez Watykan) ówczesny biskup tarnowski (a obecnie arcybiskup) Wiktor Skworc. Sytuacja jest więc absolutnie oczywista. Stu chłopców zostało skrzywdzonych, bo dla biskupa ważniejsze było zadowolenie księdza i jego pozycja niż ich bezpieczeństwo. W takiej sytuacji odszkodowanie - i to słone - jest oczywistością.
Niestety tej oczywistości nie dostrzega Kościół w Tarnowie, a także jego biskup-ordynariusz Andrzej Jeż. Jego zdaniem odszkodowania być nie powinno, bo w Kościele nie obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa. „Trudno, ażeby odpowiedzialnością zbiorową za przestępstwo dokonane przez konkretnych ludzi obarczano całą wspólnotę diecezji. To tak jakby za szkodę wyrządzoną przez podpalacza mieli odpowiadać wszyscy mieszkańcy jego miejscowości. Diecezja tarnowska utrzymuje się z ofiar wiernych, a więc to przede wszystkim oni zostaliby obarczeni zadośćuczynieniem za przestępstwo, które popełnił konkretny człowiek. Czym innym jest przychodzić pokrzywdzonym z pomocą, a czym innym ponosić odpowiedzialność za przestępstwa popełnione przez drugich” - napisał w oświadczeniu przekazanym portalowi Onet biskup.
Tyle tylko, że w tym przypadku mówimy nie tylko o odpowiedzialności księdza, ale i biskupa. Odpowiedzialności, którą potwierdził Watykan. Biskup jest już urzędem, zwierzchnikiem diecezji, a skoro tak - to za jego decyzje, zaniedbania, chronienie przestępców, a także szkody, jakie na skutek decyzji biskupa ponieśli ludzie przez przestępców skrzywdzeni, ponosi diecezja. I już tylko dlatego powinna ona zapłacić odszkodowanie. Jeśli biskup Jeż uważa inaczej, jeśli jego zdaniem winny owych przenosin nie jest biskup diecezji, ale personalnie Wiktor Skworc (bo o jego winie też można i należy mówić w tym przypadku), to w takim razie powinien wypłacić odszkodowanie z pieniędzy diecezji, a później jego kosztami obciążyć osobiście arcybiskupa Skworca (do spółki z samym sobą, bo i on odpowiada za rozmywanie odpowiedzialności w tej sprawie). Licytacja osobistego majątku, oddanie auta, komornik na koncie biskupa - to z pewnością byłoby coś, co innych biskupów nauczyłoby solidarności. To byłby dowód na to, że biskup widzi odpowiedzialność nie tylko sprawcy, ale także tych, którzy go chronili.
To się oczywiście nie stanie, bo tak się składa, że odmowa uznania współodpowiedzialności kurii za przestępstwa seksualne księży jest wspólną linią całego Episkopatu. Odważnych biskupów, którzy mówią co innego, nie ma, choć zdarzają się tacy, którzy odszkodowania i ugody przedsądowe wypłacają. Oficjalnie jednak dominuje wspólny głos, że nie wolno odpowiedzialnością za przestępstwa obciążać diecezji, bo ona nie ma z tym nic wspólnego. Tyle, że to jest zwykły fałsz. Po pierwsze w wielu przypadkach (tych z przeszłości) odpowiedzialny za zbrodnie pedofilii jest także biskup (często już emeryt) lub diecezja, która nie podejmowała adekwatnych działań, a przenosząc księdza na nową parafię i wiedząc o jego przestępstwach, wystawiała na jego łup nowych skrzywdzonych. I tu trudno nie mówić o pełnej odpowiedzialności kurii, biskupa i konieczności zadośćuczynienia.
Ale i w innych sytuacjach, gdy do przestępstwa doszło, zanim kuria się o nim dowiedziała, odpowiedzialność odszkodowawcza jest konieczna. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Po pierwsze: duchowny do nadużyć seksualnych wykorzystuje swoją pozycję religijną i społeczną, która daje mu miejsce w strukturze kościelnej i duchownej. I to już czyni jego sytuacja odmienną niż wielu innych przestępców seksualnych. Po drugie - w przypadku niektórych ze sprawców odpowiedzialność za to, że zostali oni duchownymi, ponoszą przełożeni seminaryjni, którzy pozwolili na święcenie mężczyzn, którzy byli emocjonalnie i psychicznie niedojrzali. Po trzecie, niekiedy jest też tak, że przestępstwa seksualne dokonywane są po długiej drodze zaniedbań, błędów, braku opieki nad duchownymi, ich niszczenia czy tolerowania kolejnych nadużyć. I w tym przypadku odpowiedzialność za to także - w pewnym stopniu - spoczywa na przełożonych.
Biskup nie może od księdza wymagać posłuszeństwa, kierować całym jego życiem (posyłając i odwołując go z parafii), a nawet przyjmować feudalnej przysięgi w czasie święceń, a potem udawać, że nie ponosi odpowiedzialności za jego działania. To jest zwyczajny brak odpowiedzialności. I maskowanie specyficznej relacji między biskupem a księdzem. Opowieści, że za kierowcę autobusu, który wykorzystuje dzieci, nie odpowiada przedsiębiorstwo, są bzdurne także dlatego, że nie znam kierowcy autobusu, od którego szef odbiera przysięgę „czci i posłuszeństwa”, i który może być z dnia na dzień przerzucony do innego miasta. A biskup może to z księdzem zrobić.
Ale jest i kwestia ostatnia. Odszkodowania to dowód, że poważnie traktuje się krzywdę, jaka spotkała ofiary. Nie ma miłosierdzia i pojednania - to z perspektywy teologii katolickiej dość oczywiste - tam gdzie nie ma sprawiedliwości. Odszkodowania dla skrzywdzonych to kwestia absolutnie fundamentalnej sprawiedliwości. I dlatego apeluję do biskupów: „nie lękajcie się sprawiedliwości”.
Skomentuj artykuł