Błogosławiona Karolina i Euro

Krzysztof Wołodźko

Robienie z wiary dodatku do sportowych emocji wydaje mi się pogańską zabawą, ale nie będę się spierał w tej sprawie, mogę nie mieć racji, czegoś nie rozumieć.

W ubiegłą sobotę uczestniczyłem we Mszy Świętej w małopolskiej wiosce Zabawa. Eucharystia, której przewodniczył Prymas, arcybiskup Józef Kowalczyk, odbyła się z okazji 25. rocznicy beatyfikacji błogosławionej Karoliny Kózkówny. Urodzona w roku 1898, w ubogiej, chłopskiej rodzinie, w chwili śmierci miała nieledwie szesnaście lat. Jeśli przyjrzeć się jej krótkiemu życiorysowi, nie wydarzyło się w nim - z perspektywy świata - nic interesującego. Chyba żaden scenariusz na film, kiepski materiał na reportaż nawet dla katolickich pism. Powszednie, szare życie... Nawet na facebookowy status mało barwne, ujmując rzecz w dzisiejszych kategoriach.

W listopadzie 1914 roku do domu Jana i Marii Kózków wszedł carski żołnierz, Kozak. Zastraszył ojca, kazał mu wyjść z domu razem z córką, Karoliną. Matki nie było w domu, pracowała. Pociągnął ich w stronę okolicznego lasu. Po drodze przepędził ojca. Miał jasne zamiary - chciał zgwałcić dziewczynę. Ta się broniła gwałtownie. Posieczona szablą, pobita, wykrwawiła się na śmierć. I tu ktoś może powiedzieć, że to historia czasów wojny i przemocy, jaka zdarza się od niepamiętnych czasów. Żołdacy zadają gwałt, rany, śmierć, wojna w proch i pył obraca szczęście rodzin, ludzką miłość, niszczy dobro: domy, ciała, sumienia. Choć to samo dzieje się nieraz także w czas pokoju - zło niszczy dobro. Niewinność cierpi przeze występek. Bezbronni i słabsi giną przez tych, co dysponują siłą, władzą, pieniędzmi, możliwościami.

DEON.PL POLECA

Karolina Kózkówna nie została jednak błogosławioną tylko dlatego, że zginęła, broniąc swojego dziewictwa. Przecież i to się zdarza. Ona broniła tego, w co wierzyła i czemu zawierzyła, więcej - broniła Chrystusa, broniła zatem samego Boga, którego bardzo świadomie, jeszcze jako dziecko, uznała za najważniejszego w swoim życiu. To sprawa, która uderza swoją wielkością. Która mnie osobiście zdumiewa, zawstydza. Jeśli przyjrzeć się tej krótkiej biografii, można zobaczyć, ile tam było modlitwy. To dziecko, dziewczyna byłaby dziś z pewnością w gronie rówieśniczym uznana za dewotkę. A i pewnie wtedy nie miała zbyt łatwo.

Słuchałem w sobotę na Mszy w Zabawie pochodzącego z tamtych stron Księdza Prymasa, gdy mówił kazanie. Przywołał fragment homilii Jana Pawła II: "Ginie więc Karolina. Jej martwe ciało dziewczęce pozostaje wśród leśnego poszycia. A śmierć niewinnej zdaje się odtąd głosić ze szczególną mocą tę prawdę, którą wypowiada Psalmista: »Pan jest moim dziedzictwem, Pan jest moim przeznaczeniem. To On mój los zabezpiecza« (por. Ps 16, 5). Tak. Karolina porzucona wśród lasu rudziańskiego jest bezpieczna. Jest w rękach Boga, który jest Bogiem życia. I męczennica woła wraz z Psalmistą: »Błogosławię Pana«".

To był dziwny moment. Siedziałem wraz z innymi na pokrytym trawą placu, słuchałem kazania i miałem poczucie niezwykłości miejsca, niezwykłej sprawy: ta ziemia, te miejsca były jej miejscami, jej krajobrazem, jej domem. To było tylko mgnienie, jak przymknięcie powiek, ale silne doświadczenie. Trudno mi to nazwać, chyba świadomością zakorzenienia w splendorze miejsca, które zyskało swą niezwykłość przez historię tej wiejskiej dziewczyny. Nie idzie tu o żaden patos, uczucia, wzruszenia. Tylko i wyłącznie o majestat świętości. O to, co jest fundamentem.

Mamy Euro. Dzieją się rzeczy dobre i złe. Te złe, jak zwykle, są bardziej widoczne: bójki, przemoc. Na facebooku krąży zdjęcie leżącej na ziemi, wymiotującej dziewczyny w biało-czerwonym szaliku. Zwykle otoczone wianuszkiem "życzliwych" komentarzy. Z kolei wielkim zwycięstwem polskiej religijności okazuje się znak krzyża, zrobiony przez bramkarza. Polak-kibic-katolik triumfuje: strzał z karnego obroniony, ponoć nie bez boskiej interwencji. A co, jeśli Bóg nie lubi piłki nożnej? A przynajmniej wcale nie kibicuje Polakom? Robienie z wiary jeszcze jednego dodatku do sportowych emocji wydaje mi się pogańską zabawą, ale nie będę się spierał w tej sprawie, mogę nie mieć racji, czegoś nie rozumieć.

Myślę o Karolinie Kózkównie. I o sfotografowanej - proszę wybaczyć mocne słowo - rzygającej dziewczynie leżącej na ziemi. Skoro możemy prosić za pośrednictwem błogosławionych i świętych: Karolino, miej ją w pamięci. I o mnie nie zapomnij. Chyba że też jesteś zajęta oglądaniem Euro i troską o naszą jedenastkę... Żart taki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Błogosławiona Karolina i Euro
Komentarze (14)
O
ooo
13 czerwca 2012, 20:18
Znak krzyża bramkarza nie jest dla mnie żadnym problemem. Problemem jest dla mnie to, co zwykle: robienie z tego wielkiego bogoojczyźnianego halo w piłkarskim sosie. :-O a kto robi ? :-O piłkarski sos? co za określenie... fuj
P
Pawel
13 czerwca 2012, 15:23
Ja osobiście myślę że Pan Bóg ma swoje drogi do każdego - dla jednego takie, dla innego inne ... osobiście dla mnie ten gest Tytonia ale również świadectwo - tak - bo o tym chyba nikt nie mówi: http://www.mt1033.pl/kuba-blaszczykowski,316,zz.html, <a href="http://www.mt1033.pl/robert-lewandowski,577,zz.html">http://www.mt1033.pl/robert-lewandowski,577,zz.html</a> ... zwłaszcza w kontekście wczorajszego meczu z Rosją. Mnie to buduje ... a może dzisiaj właśnie potrzeba takiego prostego zaufania.
P
Pawel
13 czerwca 2012, 15:20
Ja osobiście myślę że Pan Bóg ma swoje drogi do każdego - dla jednego takie, dla innego inne ... osobiście dla mnie ten gest Tytonia ale również świadectwo - tak - bo o tym chyba nikt nie mówi: http://www.mt1033.pl/kuba-blaszczykowski,316,zz.html, <a href="http://www.mt1033.pl/robert-lewandowski,577,zz.html">http://www.mt1033.pl/robert-lewandowski,577,zz.html</a> ... zwłaszcza w kontekście wczorajszego meczu z Rosją.
jacek osak
12 czerwca 2012, 16:08
Wg.mnie dobrze się stało ,że szanowny autor powstrzymał się od ferowania wyroków i osądzania. Bóg wie,czym konkretnie kierował się pan Tytoń,przyklękając ,wykonując znak Krzyża. Nie mam żadnych podstaw aby taką postawę krytykować,mam przekonanie ,że uczynił to na chwałę Bożą. Przyznał się do Pana Jezusa,On kiedyś przyzna się do niego.Prosta zasada. Pamiętam jak wiele lat temu ,któryś z polskich skoczków narciarskich wykonał znak Krzyża przed skokiem,o jakże był wtedy wyśmiewany ,zwłaszcza przez dziennikarza z RMF-u. Sportowcy są bardzo zabobonni i mają jakieś tysiące rytuałów mające im przynieść sukces ,zdrowie,powodzenie.Taka postawa nie jest godna polecania i naśladowania,gdziekolwiek. Zastanówmy się nad naszymi przekonaniami i zachowaniem. Ostatnio ,ktoś mi nie chciał podać ręki przez próg Kościoła...bo to niby pecha ma przynosić. Tak jakby to nie Jezus był jedynym żródłem szczęścia i radości tylko jakiś pusty gest....przecież wierzymy tylko Panu Jezusowi,zapewne sytuacja to wynik ...nieporozumienia . Co do bł. Karoliny...wspaniała osoba.Dał mi Pan Bóg i chwała Mu za to,dał mi łaskę bycia na tarnowskich Falklandach podczas ogłaszania Jej błogosławioną. Pracuję niedaleko Jej rodzinnej wsi,dzieje się tam dobrze ,młodzież prężnie kultywuje i świadczy o Niej jej ideałach prowadzących wprost do Boga. Jej przykład pozwala nam wrócić do korzeni naszego jestestwa,sensu codziennego trudu i stawiania zawsze Boga na pierwszym miejcu,przed wygodnictwem i szukaniem dróg na skróty. Chwała Panu!
M
Mmm
12 czerwca 2012, 11:22
 Hmm... Ale gdyby Tytoń nie obronił, może jego wiara byłaby pełniejsza. Mógłby zawołać jak psalmista o pokruszonych kościach, szyderstwach i niemocy. Przeszedłby noc ciemną, oczyszczenie i ogólnie  by pełniej zrozumiał rzeczy ;-)
M
Magdalena
12 czerwca 2012, 10:37
Bóg jest wszędzie tam, gdzie jest człowiek. Gdy pracuje, gdy się bawi i gdy choruje. Jest indywidualnie w każdym z nas . Ocena ogólna społeczeństwa nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli z ufnością powierzamy Bogu nasze intencje, zamiary i czyny na większą chwałę Jego Boskiego Majestatu, to nie można wątpić w Jego interwencję. Przemysław Tytoń na oczach milionów zaufał Panu Bogu i się nie zawiódł. Ale to jest wynik intymnej relacji każdego z nas z Bogiem Ojcem. Na Sądzie Ostatecznym nie pojawimy się przecież grupą – piłkarzy, kibiców, Katolików, Polaków…
12 czerwca 2012, 09:01
Ja przeżyłam wewnętrzne poruszenie, jak bramkarz się przeżegnał i to przyklękając. To samo zrobił po zakończeniu meczu. Myślę, że to wymagało odwagi. Poza tym to jego wejście było pod ogromną presją... Jeden z Greków przy rozpoczęciu meczu przeżegnał się 3 razy (prawosławie?). Szczerze mówiąc nie widzę powodu, żeby przeciwstawiać to Karolinie. I dlaczego niby nie mogłaby ona sobie oglądać meczów? :-) 3 razy i tego w drugą stronę ;-) Statystyczny Grek jest prawosławny... Jak na razie takie zachowania nie są karane, żółta kartką... ale pokazanie koszulki z papieżem juz tak...
S
Słaba
11 czerwca 2012, 14:20
Ja przeżyłam wewnętrzne poruszenie, jak bramkarz się przeżegnał i to przyklękając. To samo zrobił po zakończeniu meczu. Myślę, że to wymagało odwagi. Poza tym to jego wejście było pod ogromną presją... Jeden z Greków przy rozpoczęciu meczu przeżegnał się 3 razy (prawosławie?). Szczerze mówiąc nie widzę powodu, żeby przeciwstawiać to Karolinie. I dlaczego niby nie mogłaby ona sobie oglądać meczów? :-)
Krzysztof Wołodźko
11 czerwca 2012, 13:55
Wielu ludzi wierzących (w tym ja sama) robi znak krzyża np. przed posiłkiem, czy podróżą. Czasami jest to posiłek w restałracji a nie we własnym domu i podróż pociągiem, a nie prywatnym autem. I co? Wtedy mam nie robić znaku krzyża, aby nie stał się on skomercjalizowanym dodatkiem do kotleta albo do PKP? No nie przesadzajmy... Ta najkrótsza modlitwa- powiedzenie Bogu, że to, co robię, robię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego- czyniona w miejscu publicznym, staje się świadectwem. A dawanie takiego świadectwa wymaga odwagi. Dlatego spodobało mi się, że bramkaż się przeżegnał. Brawo, oby tak dalej! Znak krzyża bramkarza nie jest dla mnie żadnym problemem. Problemem jest dla mnie to, co zwykle: robienie z tego wielkiego bogoojczyźnianego halo w piłkarskim sosie. A treść felietonu pokazuje, co jest sprawą najistotniejszą. pzdr.
A
Alicja
11 czerwca 2012, 13:44
Wielu ludzi wierzących (w tym ja sama) robi znak krzyża np. przed posiłkiem, czy podróżą. Czasami jest to posiłek w restałracji a nie we własnym domu i podróż pociągiem, a nie prywatnym autem. I co? Wtedy mam nie robić znaku krzyża, aby nie stał się on skomercjalizowanym dodatkiem  do kotleta albo do PKP? No nie przesadzajmy... Ta najkrótsza modlitwa- powiedzenie Bogu, że to, co robię, robię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego- czyniona w miejscu publicznym, staje się świadectwem. A dawanie takiego świadectwa wymaga odwagi. Dlatego spodobało mi się, że bramkaż się przeżegnał. Brawo, oby tak dalej!
11 czerwca 2012, 13:41
Jak górnik się przeżegna przed pracą to dobrze a jak piłkarz to źle?
P
Polak
11 czerwca 2012, 13:37
Robimy z "gestu religijnego" wielkie obudzenie duchowe Polaków! Proponowałbym, aby zostawić tych chłopaków, niech się żegnają... To jest ich przekonanie wewnętrzne... Oni w coś wierzą. Nie odczytywać tego jako sprawę narodową, ani też ogólnokościelną... Uszanować i nie komentować jego odczuć religijnych i duchowych. Gdyby siarczyście zaklął - to byłoby naturalne, ale gdy się przeżegna  - od razu narodowa sprawa i szerokie wielostronicowe omówienia.
P
Pablo_1985
11 czerwca 2012, 13:22
Dobry tekst, dzięki za niego! Tak się zastanowiłem nad tym porównaniem " (...) Nawet na facebookowy status mało barwne, ujmując rzecz w dzisiejszych kategoriach." Karolina jest patronką kaplicy w mojej rodzinnej miejscowości. Wydaje mi się, że na ludzi "zasłużonych Dobru" patrzymy trochę jak na "obcych", podczas gdy oni w bardzo wielu doświadczeniach są nam niezwykle bliscy. Inna sprawa, że na człowieka patrzymy jakby przez stłuczone okulary, które wykrzywiają nam jego obraz, obojętnie jaką ma historię życia. Karolina w wymiarze facebookowym pewnie znajomych miałaby niewielu, za to w realiach świata codziennego jestem przekonany, że lgnęłyby do niej tłumy. Z dobrem tak jest po prostu, a tylko pozbawieni światła w sercu od dobra stronią. Życie Karoliny jest ciągła inspiracją do odnajdywania tej Największej Inspiracji w życiu czyli Boga.
M
max
11 czerwca 2012, 13:12
 Masz zdecydowaną rację. Robimy z "gestu religijnego" wielkie obudzenie duchowe Polaków! Moim zdaniem Bóg nie lubi piłki nożnej :) Ale tak na serio, to robienie rzeczywiście takiego dodatku religijnego do wydarzeń sporotwych jest lekką dewiacją i przesadą ze strony tych, co lajkują jego zdjęcie.