Błogosławiona Karolina i Euro
Robienie z wiary dodatku do sportowych emocji wydaje mi się pogańską zabawą, ale nie będę się spierał w tej sprawie, mogę nie mieć racji, czegoś nie rozumieć.
W ubiegłą sobotę uczestniczyłem we Mszy Świętej w małopolskiej wiosce Zabawa. Eucharystia, której przewodniczył Prymas, arcybiskup Józef Kowalczyk, odbyła się z okazji 25. rocznicy beatyfikacji błogosławionej Karoliny Kózkówny. Urodzona w roku 1898, w ubogiej, chłopskiej rodzinie, w chwili śmierci miała nieledwie szesnaście lat. Jeśli przyjrzeć się jej krótkiemu życiorysowi, nie wydarzyło się w nim - z perspektywy świata - nic interesującego. Chyba żaden scenariusz na film, kiepski materiał na reportaż nawet dla katolickich pism. Powszednie, szare życie... Nawet na facebookowy status mało barwne, ujmując rzecz w dzisiejszych kategoriach.
W listopadzie 1914 roku do domu Jana i Marii Kózków wszedł carski żołnierz, Kozak. Zastraszył ojca, kazał mu wyjść z domu razem z córką, Karoliną. Matki nie było w domu, pracowała. Pociągnął ich w stronę okolicznego lasu. Po drodze przepędził ojca. Miał jasne zamiary - chciał zgwałcić dziewczynę. Ta się broniła gwałtownie. Posieczona szablą, pobita, wykrwawiła się na śmierć. I tu ktoś może powiedzieć, że to historia czasów wojny i przemocy, jaka zdarza się od niepamiętnych czasów. Żołdacy zadają gwałt, rany, śmierć, wojna w proch i pył obraca szczęście rodzin, ludzką miłość, niszczy dobro: domy, ciała, sumienia. Choć to samo dzieje się nieraz także w czas pokoju - zło niszczy dobro. Niewinność cierpi przeze występek. Bezbronni i słabsi giną przez tych, co dysponują siłą, władzą, pieniędzmi, możliwościami.
Karolina Kózkówna nie została jednak błogosławioną tylko dlatego, że zginęła, broniąc swojego dziewictwa. Przecież i to się zdarza. Ona broniła tego, w co wierzyła i czemu zawierzyła, więcej - broniła Chrystusa, broniła zatem samego Boga, którego bardzo świadomie, jeszcze jako dziecko, uznała za najważniejszego w swoim życiu. To sprawa, która uderza swoją wielkością. Która mnie osobiście zdumiewa, zawstydza. Jeśli przyjrzeć się tej krótkiej biografii, można zobaczyć, ile tam było modlitwy. To dziecko, dziewczyna byłaby dziś z pewnością w gronie rówieśniczym uznana za dewotkę. A i pewnie wtedy nie miała zbyt łatwo.
Słuchałem w sobotę na Mszy w Zabawie pochodzącego z tamtych stron Księdza Prymasa, gdy mówił kazanie. Przywołał fragment homilii Jana Pawła II: "Ginie więc Karolina. Jej martwe ciało dziewczęce pozostaje wśród leśnego poszycia. A śmierć niewinnej zdaje się odtąd głosić ze szczególną mocą tę prawdę, którą wypowiada Psalmista: »Pan jest moim dziedzictwem, Pan jest moim przeznaczeniem. To On mój los zabezpiecza« (por. Ps 16, 5). Tak. Karolina porzucona wśród lasu rudziańskiego jest bezpieczna. Jest w rękach Boga, który jest Bogiem życia. I męczennica woła wraz z Psalmistą: »Błogosławię Pana«".
To był dziwny moment. Siedziałem wraz z innymi na pokrytym trawą placu, słuchałem kazania i miałem poczucie niezwykłości miejsca, niezwykłej sprawy: ta ziemia, te miejsca były jej miejscami, jej krajobrazem, jej domem. To było tylko mgnienie, jak przymknięcie powiek, ale silne doświadczenie. Trudno mi to nazwać, chyba świadomością zakorzenienia w splendorze miejsca, które zyskało swą niezwykłość przez historię tej wiejskiej dziewczyny. Nie idzie tu o żaden patos, uczucia, wzruszenia. Tylko i wyłącznie o majestat świętości. O to, co jest fundamentem.
Mamy Euro. Dzieją się rzeczy dobre i złe. Te złe, jak zwykle, są bardziej widoczne: bójki, przemoc. Na facebooku krąży zdjęcie leżącej na ziemi, wymiotującej dziewczyny w biało-czerwonym szaliku. Zwykle otoczone wianuszkiem "życzliwych" komentarzy. Z kolei wielkim zwycięstwem polskiej religijności okazuje się znak krzyża, zrobiony przez bramkarza. Polak-kibic-katolik triumfuje: strzał z karnego obroniony, ponoć nie bez boskiej interwencji. A co, jeśli Bóg nie lubi piłki nożnej? A przynajmniej wcale nie kibicuje Polakom? Robienie z wiary jeszcze jednego dodatku do sportowych emocji wydaje mi się pogańską zabawą, ale nie będę się spierał w tej sprawie, mogę nie mieć racji, czegoś nie rozumieć.
Myślę o Karolinie Kózkównie. I o sfotografowanej - proszę wybaczyć mocne słowo - rzygającej dziewczynie leżącej na ziemi. Skoro możemy prosić za pośrednictwem błogosławionych i świętych: Karolino, miej ją w pamięci. I o mnie nie zapomnij. Chyba że też jesteś zajęta oglądaniem Euro i troską o naszą jedenastkę... Żart taki.
Skomentuj artykuł