Bóg, który przychodzi znienacka

(fot. Martyna Tola Piotrowska)

Pamiętam kilka takich spotkań w życiu, do których przygotowywałam się niczym panna młoda do ślubu. Scenariusz dokładnie opracowany z wyprzedzeniem. Każdy detal przestudiowany w głowie kilka razy. Wszystko miało być wielkie i ważne. Nie pamiętam, żeby którekolwiek z tych spotkań zmieniło moje życie.

Pamiętam kilka takich spotkań w życiu, których nie planowałam wcale. To miał być zwykły beztroski dzień, taka leniwa niedziela na przykład. Żadnych poważnych planów, żadnych oczekiwań. Po prostu szłam ulicą i nagle łup - zadziało się coś, co całkowicie zmieniło moje życie. W jednej chwili zawiązała się jakaś bliskość.

Pamiętam wielogodzinne rozmowy pełne mądrych i ważnych słów wypowiedzianych podniosłym tonem, z których nic nie wynikało i które nic nie wnosiły do mojego życia może poza tym, że bolała mnie głowa.

Pamiętam pojedyncze słowa, a nawet spojrzenia, które wniosły więcej niż tamte wielogodzinne rozmowy. Coś mi uświadomiły, otworzyły oczy, do czegoś ważnego zmotywowały, uwolniły od jakiegoś ciężaru. Jakby w jednej sekundzie spadła ciężka kurtyna i odsłoniła coś, co próbowałam zobaczyć od dawna. Ja mówiłam dużo i kwieciście a on tylko słuchał i powiedział dokładnie jedno słowo.

Fragment o spotkaniu Samarytanki z Jezusem przy studni z dzisiejszej Ewangelii porusza mnie na wskroś, bo jest o takim właśnie spotkaniu. To spotkanie, które na zawsze zmienia życie. Spotkanie, którego nie da się zaplanować.

Przy studni w Piśmie Świętym zwykle odbywają się  amory i zaręczyny. Znam dziesiątki historii zaręczyn bardziej i mniej zaplanowanych, ale największe wrażenie zrobiły na mnie zaręczyny moich przyjaciół.

Jako świeżo zakochana para wybrali się na wspólny wyjazd do Rzymu. Nie było ani zaręczynowych planów, ani romantycznej kolacji, ani pierścionka z brylantem ani eleganckiej sukienki, ani czerwonych róż. Po dniu wspólnych spacerów po Rzymie w spranych jeansach i trampkach, roześmiani, szczęśliwi i zmęczeni wracali z torbą lokalnych serów i oliwek z targu i nagle on rzucił z impetem te torby i padł przed nią na kolana zadając TO pytanie. Szczęście i miłość tak go przepełniały, że nie mógł już dłużej czekać. Ona się rozpłakała i trwali tak mocno przytuleni pod rozgwieżdżonym ciepłym niebem patrząc na Rzym nocą. Nie znam piękniejszej historii zaręczyn, mimo że odbyła się bez planu.

Ostatnio po latach spotkałam się "na szybka herbatę" z księdzem Maciejem Sarbinowskim, którego krótka modlitwa kilka lat temu zmieniła całe moje życie. Chciałam mu koniecznie wręczyć książkę, w której opowiadam o tej ważnej dla mnie modlitwie i spotkaniu wtedy z nim. To miała być krótka rozmowa przy herbacie. Kilka dni później jechałam już na osobiste rekolekcje to Klasztoru w Lądzie, w którym ksiądz Maciej z księdzem Dominikiem Chmielewskim tworzą coś na kształt centrum odnowy duchowej dla ludzi pogubionych w pędzie wielkiego miasta. To był dla mnie niezapomniany czas spotkania z Bogiem, z ciszą, ze zjawiskową przyrodą i w końcu ze samą sobą, a zaczęło się od zwykłego spotkania na herbatę.

Robert Głubisz OP w dzisiejszym kazaniu na kolejną niedzielę Wielkiego Postu (www.sluzew.dominikanie.pl/nagrania kazania służewskie 19.03 godz 9.30) wzruszył mnie tym co mówił o lęku przed pewnymi spotkaniami, o konwenansach, budowaniu murów i stawianiu granic, o tym co wypada, a za czym tęskni serce, o otwartości, która daje szansę na bliskie spotkanie.

Wieli Post to dla mnie czas uważności na nieoczekiwane słowa, które w jednej chwili mogą zburzyć wszystko albo wszystko na nowo zbudować. To czas niezaplanowanych spotkań, bliskich spotkań. W każdej chwili może wydarzyć się coś, co odmieni całe życie. Mimo burz życie jest jednak wciąż naprawdę fascynującym spektaklem. Wystarczy tylko zamknąć oczy. Wystarczy tylko otworzyć serce.

Ostatnio od życzliwej osoby będącej blisko Boga dostałam takie zdanie: "Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy" Ef 3, 20.

Otwarcia i uważności na niezaplanowane spotkania, które mogą zmienić wszystko na dziś i na cały nowy tydzień sobie i Wam życzę i zostawiam Was z tekstem anonimowego autora poniżej:

Możesz mieć wady, być lękliwy i czasem poirytowany, ale nie zapominaj, że Twoje życie jest największym przedsiębiorstwem świata. Tylko Ty możesz zapobiec jego fiasku. Wielu Cię ceni, podziwia Cię i Cię kocha. Chciałbym, żebyś pamiętał, że być szczęśliwym, to nie znaczy mieć niebo bez burzy, drogę bez wypadków drogowych, pracę bez wysiłku, relacje bez rozczarowań.

Być szczęśliwym to znaleźć siłę w przebaczaniu, nadzieję w walkach, bezpieczeństwo na scenie strachu, miłość w niezgodzie.

Być szczęśliwym nie znaczy tylko doceniać uśmiech, ale też zastanawiać się nad smutkiem. To nie tylko świętowanie sukcesów, lecz także uczenie się na błędach. To nie tylko czucie radości pośród aplauzów, ale bycie radosnym anonimowo.

Być szczęśliwym to uznać, że warto żyć, pomimo wszelakich wyzwań, nieporozumień i kryzysów.

Być szczęśliwym to nie fatum losu, ale zdobywanie przez tych, którzy potrafią podróżować wewnątrz siebie samego.

Być szczęśliwym to przestać czuć się ofiarą problemów, a stać się bohaterem własnej historii. To przemierzać pustynie w głębi siebie, umiejąc jednak odnaleźć oazę w zakamarkach swojej duszy.

To każdego ranka dziękować Bogu za cud życia.

Być szczęśliwym to nie bać się własnych uczuć.

To potrafić mówić o sobie.

To mieć odwagę usłyszeć "Nie".

To czuć się bezpiecznie, przyjmując krytykę, nawet jeśli niesłuszną.

To całować dzieci, przytulać rodziców, przeżywać poetyckie chwile z przyjaciółmi, nawet jeśli nas ranią.

Być szczęśliwym to pozwolić, by stworzenie, które jest wewnątrz nas, żyło w wolności, radości i prostocie.

To być tak dojrzałym, by móc powiedzieć: "Pomyliłem się".

To być tak odważnym, by powiedzieć: "Przebacz mi".

To mieć taką wrażliwość, by wyznać: "Potrzebuję cię".

To potrafić mówić: "Kocham cię".

Niech Twoje życie stanie się ogrodem okazji, by być szczęśliwym…

Abyś w Twoich wiosnach był miłośnikiem radości.

Abyś w Twoich zimach był przyjacielem mądrości.

A kiedy pomylisz drogę, abyś zaczynał od nowa.

Bo tak będziesz miał większą pasję życia.

I odkryjesz, że być szczęśliwym to nie znaczy mieć perfekcyjne życie.

Ale używać łez, by nawadniać tolerancję.

Używać przegranych, by doskonalić cierpliwość.

Używać błędów, by rzeźbić duchowy pokój.

Używać bólu, by kamienować upodobanie.

Używać przeszkód, by otwierać okna intelektu.

Nigdy nie przestawaj…

Nigdy nie rezygnuj z ludzi, których kochasz.

Nigdy nie rezygnuj ze szczęścia, bo życie jest niewiarygodnym spektaklem!

Katarzyna Olubińska - dziennikarka "Dzień dobry TVN", autorka cyklu "Kobieta w religiach świata" oraz bloga i książki "Bóg w wielkim mieście". Wpis ukazał się pierwotnie na blogu Bóg w wielkim mieście

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg, który przychodzi znienacka
Komentarze (2)
21 marca 2017, 16:29
Typowy przykład ekscytacji doświadczeniem religijnym, gdzie treść jest rzeczą drugorzędną. Treść ta ma jednak znaczenie fundamentalne,gdyż zbawia nas Prawda Autorka zapomina też ,że dotarcie do ewangelicznej studni jest zawsze poprzedzane mozolną drogą pod górę,gdzie wszystko nudzi, zniechęca i męczy, w istocie jednak przygotowuje duszę na spotkanie. 
P
Piotr ~
22 marca 2017, 14:09
A w niebie planuje Pan, też być taki smutas i sztywniak? Bo jeśli nie, to proponuje już teraz, zacząć przygotowywać duszę.