Ból z gniazda

(fot. unsplash.com)

Nie można za nich machać skrzydłami. Możesz być bogaty, ale twoje dziecko musi się trochę pomartwić o źródło utrzymania.

Przychodzi taki moment, że dziecko odfruwa z gniazda. Coraz częściej oznacza to założenie nowego domu z kimś, z kim nie zawiera małżeństwa (ani kościelnego, ani cywilnego). Bywa, że jest to poprzedzone sporami z rodzicami. Nieraz wygląda niemal jak ucieczka. Może też przebiegać spokojnie, ale to poważny krok i wzbudza spore emocje.

Rodzice pytają, co mają robić w takiej sytuacji. Paleta odpowiedzi zawiera się między „zerwijcie wszelkie kontakty z grzesznikami, aż nie wrócą” a „najlepsza jest kontrola”. Dziecko to jednak dziecko i trudno założyć ręce.

Lata lecą. Dwunastoletni Jezus nie był skruszony, gdy Matka wyrzucała Mu trzydniowe „zniknięcie”. Kiedy zaczął nauczać, rodzina chciała, by wrócił do swoich, by nie przesadzał. On jednak poszedł swoją drogą ku zatracie (na krzyżu). Dzieci odlatują z gniazda. Czy można coś dla nich zrobić? Zwłaszcza gdy zamieszkały bez ślubu, bo „na próbę”, i mamy poczucie, że nasz przykład nie zdał egzaminu.

DEON.PL POLECA

Prowizorka lubi się zmieniać w wieczną prowizorkę. Kiedy tak się dzieje? Gdy próba nie ma ograniczeń. Gdy nie wyznaczamy sobie terminu na podjęcie ostatecznej decyzji: albo chcemy być z sobą na zawsze, albo się rozstajemy. Rodzice mogą nie tylko stymulować wyznaczenie takiego terminu, ale też mogą być świadkami jego dotrzymania lub odkładania w nieskończoność.

Mogą też ułatwiać lub utrudniać „realność” takiej próby. Młodzi chcą się spróbować, chcą sprawdzić, czy poradzą sobie sami, czy z sobą wytrzymają. Niech poczują, co to znaczy prowadzić własne gospodarstwo domowe. Jeśli będziemy ich ciągle dożywiać, robić zakupy, być zabezpieczeniem finansowym, we wszystkim wyręczać, to będą jakby na wspólnym wyjeździe wakacyjnym. W pełni obsłużeni ani nie będą chcieli wracać z tych wywczasów, ani tym bardziej nie wypróbują się we wspólnym wzięciu odpowiedzialności za życie, za dom. Prowizorka będzie przedłużana i będzie iluzją „życia rodzinnego”.

Jeżeli już wyfrunęli z gniazda, nie można za nich machać skrzydłami. Możesz być bogaty, ale twoje dziecko musi się trochę pomartwić o źródła utrzymania i to razem z ukochaną osobą. Odpowiedź „mam bogatych rodziców” nie wróży niczego dobrego na ewentualne małżeństwo. Możesz mieć większe doświadczenie w urządzaniu mieszkania, ale czy nie „prawdziwiej” by było, gdyby oni znosili konsekwencje własnych błędów w wykańczaniu domu? Alarm chorobowy wyzwala energię rodzicielską. Jednak lepiej, by o terapii ostatecznie decydował „zięć” czy „synowa”.

Boli, gdy nie powinniśmy się wtrącać. Lecz młodych też boli, gdy się docierają. Oby się przekonali, że chcą się docierać całe życie, na całego, bez uciekania pod inne skrzydła.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ból z gniazda
Komentarze (1)
Oriana Bianka
5 stycznia 2020, 20:45
Dzieciom trzeba pozwalać na samodzielność od najmłodszych lat, w ten sposób uczą się radzenia z różnymi sytuacjami, uczą się odpowiedzialności i zdobywają wiarę we własne siły - poczucie własnej wartości. Oczywiście należy stawiać granice, ale są sprawy, o których nawet małe dziecko może decydować. Gdy syn lub córka są już dorośli i rozpoczną samodzielne życie to trzeba im na tę samodzielność pozwolić, wspierać, jeśli wsparcia potrzebują, ale nie wyręczać ich. Matka musi się pogodzić, że gdy syn zwiąże się z inną kobietą, to teraz ta druga jest ważniejsza od matki. A ojciec nie powinien ingerować w to, w jaki sposób syn wykańcza mieszkanie lub buduje dom - niektórzy ojcowie mają krótką pamięć i zapominają, że oni też popełniali wiele błędów. Syn i córka mogą skorzystać z doświadczenia rodziców, ale nie można im narzucać swojego zdania.